Święty tu i teraz!

Ś

Szczęść Boże! Moi Drodzy, zabieram Was dzisiaj do Ciepielowa, gdzie po roku wracam, aby odprawić Uroczystość odpustową ku czci Świętego Rocha. Tak, jak przed rokiem, cały dzień będę tu posługiwał i głosił słowo Boże, celebrując uroczystą sumę odpustową. Przez rok tu nie byłem, dlatego dobrze będzie spotkać się ponownie z tymi życzliwymi Ludźmi i zobaczyć, co i jak. I podziękować za przyjęcie – dziesięć dni temu – naszych Pielgrzymów, zdążających na Jasną Górę.

A tak w ogóle, to odpust ten – to swoisty fenomen! Bo Parafia Ciepielów jest pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego. Święto to wypada 14 września. I wtedy jest główny Odpust, ale wtedy jest jedna Msza Święta, na którą nie przychodzi aż tak dużo ludzi.

Natomiast dzisiejszy Odpust jest tak zwanym odpustem drugorzędnym i w dodatku dotyczy Świętego, którego nawet nie wspominamy w sposób obowiązkowy w całym Kościele. A pomimo tego, dzisiaj jest tu niedzielny plan Mszy Świętych, a na każdej z nich – jest więcej ludzi, niż w zwykłą niedzielę. A przecież jest to zwykły dzień pracy. I tak jest tu od lat. Ciekawe, co?…

Wczoraj, po Mszy Świętej Koronacyjnej wyjechałem już z Kodnia i dzisiaj – cały dzień w Ciepielowie. A następne dwa – w Siedlcach. W tak zwanym międzyczasie – Lublin. I tak cały czas w drodze… Jeżeli idzie o podsumowanie uroczystości w Kodniu, to – w najbliższym czasie.

A teraz zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem, specjalnie dobranym na dzisiejszy Odpust.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

UROCZYSTOŚĆ ODPUSTOWA ŚWIĘTEGO ROCHA

16 sierpnia 2023., 

do czytań z t. VI Lekcjonarza: Kpł 19,1–2.17–18 [nr 162, s.192*];

Jk 2,14–17 [nr 195, s. 236*]; Mt 5,1–12a [nr 201, s. 245*]

CZYTANIE Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:

Pan powiedział do Mojżesza: „Mów do całej społeczności synów Izraela i powiedz im: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!

Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!”

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO JAKUBA APOSTOŁA:

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić?

Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: „Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!” – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?

Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie”.

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. […] Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. […] Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Tymi oto słowami z dzisiejszej Ewangelii wchodzimy w atmosferę skupienia i zasłuchania, aby Boże słowo mogło jak najmocniej poruszyć nasze serca, a przykład Świętego, który to Słowo tak dokładnie w swoim życiu realizował, mógł być dla nas zachętą i wezwaniem – byśmy i my mogli stawać się błogosławionymi, a więc szczęśliwymi, według Bożej miary.

A mówimy o tym w dniu, w którym w sposób uroczysty oddajemy cześć Bogu za życie i piękną chrześcijańską postawę Świętego Rocha, który w naszej Parafii od wieków cieszy się szczególną miłością ludzkich serc.

Czcigodny Księże Proboszczu,

Gospodarzu tej Parafii i tej pięknej Uroczystości,

którą przeżywamy!

Czcigodny Księże Dziekanie, Księże Wiktorze i Bracia Kapłani! Drogie Siostry!

Lektorzy i Ministranci,

oraz wszystkie Wspólnoty, działające w Parafii!

Dostojni Goście, przybyli na to dzisiejsze świętowanie,

a przede wszystkim Wy –

Członkowie Rodziny parafialnej w Ciepielowie!

Na temat naszego dzisiejszego Patrona – i Współpatrona naszej Parafii – Świętego Rocha zachowało się niewiele pewnych wiadomości. Zapewne, przynajmniej w ogólnym zarysie je znacie, ale tak dla pewnego porządku przypomnijmy, że zmarł na pewno przed rokiem 1420, gdyż wtedy pojawia się jego pierwszy żywot i pierwsze ślady jego kultu. Urodził się w wieku XIV, w Montpellier, w południowej Francji. Jego rodzice mieli należeć do zamożniejszych w mieście. Kiedy przez długi czas nie mieli dziecka, uprosili sobie syna modlitwą i jałmużnami.

Roch stracił rodziców w młodym wieku. Wówczas, idąc za radą Ewangelii: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie (Mt 19,21), pieszo, z kijem podróżnym w ręku, udał się z pielgrzymką do Rzymu. Nie doszedł tam jednak, gdyż w miasteczku włoskim Acquapendente zastał epidemię dżumy.

Zatrzymał się więc tam, aby zarażonym spieszyć z pomocą, nie bacząc, że sam naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo. W nagrodę za to heroiczne poświęcenie dla bliźnich, Pan Bóg miał go obdarzyć łaską uzdrawiania. Zjednało mu to sławę Świętego, co wyraziło się tym, że ludzie zaczęli jemu samemu okazywać niemalże uwielbienie, graniczące z kultem. Postanowił zatem jak najszybciej uciec przed tym, opuścił więc miasto i udał się do Rzymu, gdzie spędził około trzech lat, nawiedzając kościoły, opiekując się chorymi i ubogimi.

W drodze powrotnej do Francji, zatrzymał się w Loreto. W Piacenza znowu zastał epidemię dżumy. Przy posłudze chorym – zaraził się. Znalazł się jednak pewien zamożny człowiek, który się nim zajął. Kiedy Roch wyzdrowiał – zresztą cudownie – udał się dalej na północ. Gdy jednak znalazł się już w Lombardii, nad Jeziorem Wielkim, w miasteczku Angera, pochwycili go żołnierze pograniczni i biorąc za szpiega, uwięzili. Poddano go brutalnym przesłuchaniom, połączonym ze stosowaniem tortur.

Wycieńczony, po pięciu latach więzienia, Roch zmarł w lochu. Jego niewinność i świętość miał ujawnić cudowny napis na ścianie więzienia: „Ci, którzy zostaną dotknięci zarazą, a będą wzywać na pomoc Świętego Rocha, jako swego pośrednika i orędownika, będą uleczeni”.

Mieszkańcy miasta ujęli się więc za pielgrzymem. Zabrali ze sobą jego relikwie i pochowali w kościele parafialnym. Potem przenoszono je do innych miejsc, aby ostatecznie – w roku 1485 – dotrzeć z nimi do Wenecji, gdzie są do dzisiaj.

Kult Świętego Rocha rozszedł się szybko po Europie. Częste epidemie, które dziesiątkowały ludność, sprzyjały rozwojowi czci Świętego Rocha – jako Patrona od zarazy. Do rozpowszechnienia jego kultu znacząco przyczynili się franciszkanie, którzy uważają go za swojego tercjarza.

Papież Grzegorz XIII, w XVI wieku, nakazał umieścić jego imię w w „Martyrologium Rzymskim”, którą to decyzję, w wieku następnym, potwierdził Papież Urban VIII. Było to równoznaczne z oficjalnym uznaniem Rocha za Świętego.

Jest on dzisiaj uważany za Patrona swego rodzinnego miasta Montpellier, oraz kilku miast włoskich. Jest też Patronem aptekarzy, lekarzy, ogrodników, rolników, szpitali i więźniów. Uznawany jest także za opiekuna zwierząt domowych.

Kult Świętego Rocha jest bardzo żywy także w Waszej Parafii, moi Drodzy. Jak dobrze wiecie – więc tylko to przypomnimy – rozpoczął się on stosunkowo wcześnie, bo już w XVI wieku, kiedy to w Ciepielowie Starym istniał drewniany kościółek pod jego wezwaniem. Tam też znajdował się jego cudowny obraz, który potem przeniesiono do nowej świątyni parafialnej. Według podań, gromadzono w niej także przez lata wota i świadectwa uzdrowionych, co mogło świadczyć, że wierni doświadczali tu łaski zwycięstwa nad chorobą i dolegliwościami.

W tej świątyni, w której się obecnie modlimy, jest kaplica, poświęcona Świętemu, jest też malowidło, przedstawiające go jako ubogiego pielgrzyma, z leżącym obok psem. Z pewnością, starsi spośród nas pamiętają, że tak się kiedyś chodziło do kościoła – nieraz wiele kilometrów. Dlatego trzeba się było zatrzymać, odpocząć… Ale kościół już był coraz bardziej widoczny, a więc cel był wyznaczony – i był już blisko.

A tak przy okazji, to Wasza świątynia jest tak usytuowana, że kiedy się jedzie od strony Zwolenia – jak to za każdym razem ja jadę – widać ją już z dość dużej odległości. Nie muszę dodawać, że ten widok cieszy także pieszych Pielgrzymów, którzy po całym dniu wędrówki już widzą cel swego pielgrzymowania. Na tym malowidle, w które się wpatrujemy, Święty Roch także widzi już świątynię, zatem wie, że już niedługo spotka się z Panem. I może tę właśnie radość wyraża w modlitwie, którą symbolizują złożone przezeń ręce.

Idziecie zatem jego śladami, moi Drodzy, przychodząc co niedzielę, a nawet w zwykłe dni, do swego ukochanego, ciepielowskiego kościoła, aby tak, jak Święty Roch na malowidle, zaczerpnąć tu wewnętrznej mocy i siły do okazywania sobie nawzajem miłości i dobroci w okolicznościach zwykłej codzienności. Swoistym fenomenem jest tak liczna Wasza obecność dzisiaj, w zwykłym dniu pracy, kiedy to tak łatwo ulec pierwszemu wrażeniu, że to jest niedziela, skoro tyle Osób jest w kościele.

Cóż takiego zatem ma w sobie ten Święty Patron, cóż takiego przemawia do Was tak mocno z jego świadectwa, czym Was tak od wieków urzeka, że kiedy przychodzi jego wspomnienie, ściągacie całymi rodzinami, aby wraz z nim i przez jego wstawiennictwo oddawać chwałę Panu?… Czy można wszystko skwitować jednym, krótkim stwierdzeniem: to taka tradycja? To tylko takie przyzwyczajenie? Naprawdę? Tylko?…

Ale jeżeli „tylko taka tradycja”, to jak to się dzieje, że ta tradycja ma miejsce w niejednej Parafii, gdzie właśnie ten Święty – pomimo iż nie obchodzimy jego wspomnienia liturgicznego jako obowiązkowe w Kościele – jest czczony w sposób uroczysty. Czym zatem urzeka ów niezwykły Święty – niezwykły, bo taki właśnie… bardzo zwykły, bo ani wykształcony, ani obdarzony jakimiś tytułami, ani bogaty – ot, taki sobie po prostu prosty człowiek, który pielgrzymował przez świat i czynił dobro, komu tylko mógł i gdzie tylko mógł…

I kiedy tylko mógł, a więc praktycznie zawsze, a tak bardzo konkretnie, to wtedy, kiedy owo dobro i pomoc innym były potrzebne. Jak słyszeliśmy, nie przejmował się tym, że nie dotarł do celu swojej pielgrzymki, czyli do Rzymu, skoro po drodze natknął się na konieczność pomocy ludziom. Został więc i pomagał. Do Rzymu dotarł, ale później, natomiast uznał, że skoro natknął się na taką, a nie inną sytuację, to ma zostać i pomóc.

Nie na darmo zapewne mówi się, że to właśnie odróżnia człowieka dojrzałego od niedojrzałego – w sensie osobowościowym i ogólnie życiowym – że człowiek niedojrzały robi to, na co ma w danym momencie ochotę. Człowiek dojrzały natomiast robi to, co w danym momencie zrobić trzeba. Możemy zatem zapewne powiedzieć, że Roch był człowiekiem dojrzałym – i to dojrzałym w wierze, bo to jego „robienie co trzeba” wiązało się bardzo mocno z zaufaniem do Pana.

Roch po prostu uznał ową trudna sytuację, na którą się natknął, a która zobowiązywała go w sercu do pozostania tam i włączenia się w dzieło pomocy – jako zadanie wprost od Boga. Dlatego, jeżeli zmienił swoje wszystkie plany i podjął działanie w tym właśnie miejscu, narażając przy tym swoje zdrowie i życie, bo w obliczu epidemii takie zobowiązania wiążą się z narażaniem życia – to znaczy, że miał gigantyczne zaufanie do Pana, iż to On tak chce. Jezus tak chce! Chce Rocha tu i teraz, a nie kiedyś tam – na przykład, w Rzymie. Dlatego tu i teraz Roch podjął się wypełnienia tego Bożego oczekiwania.

Zapewne bowiem postawił sobie pytanie, które dzisiaj swoim uczniom stawia Apostoł Jakub, w drugim czytaniu: Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Po czym Jakub daje bardzo konkretny przykład: Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: „Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!” – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?

Przecież to prawie dokładnie ta sytuacja, z którą miał do czynienia nasz Patron. Dlatego zapewne postawił sobie pytanie: skoro ktoś leży chory, jeżeli ktoś cierpi biedę i głód, jeżeli kogoś spotkało nieszczęście już teraz, to on, Roch, ma czekać na jakieś „kiedyś tam”, żeby tę pomoc okazać? Cóż to byłaby za wiara? Cóż za miłość do Chrystusa?

Właśnie! Przyjęcie tego, co tu i teraz niesie życie i podjęcie tego, jako zadanie – to dokładnie wypełnienie przesłania usłyszanej przed chwilą Ewangelii, znanej nam dobrze jako Osiem Błogosławieństw. Święty Roch wypełnił to przesłanie przez to, że był ubogi w duchem, cichy, bardzo pragnął sprawiedliwości, był czysty sercem… Zatem, nie tylko takim ludziom służył, ale sam takim człowiekiem się stał, bo mocno przemówiły do niego słowa z pierwszego czytania: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!

Jeżeli zatem dzisiaj pytamy, kim tak naprawdę był nasz Patron, to chyba to jedno określenie zawiera w sobie wszystkie inne: był Świętym. A biorąc pod uwagę to wszystko, co tu sobie powiedzieliśmy, możemy dodać: był Świętym tu i teraz. Szczerze mówiąc, to każdy Święty jest takim właśnie świętym – tu i teraz – ale w niektórych przypadkach ta świętość objawiała się po czasie, albo odkrywane były pewne fakty z życia danego człowieka, o których wcześniej nie wiedziano. Tymczasem w postawie Rocha uderza i porusza serca to właśnie, że on każdą napotkaną sytuację, na jaką natrafił na drogach swojego pielgrzymowania, traktował jako zadanie, aby w tę sytuację – tu i teraz – wejść i podjąć się pracy na tym, nad czym należało ją podjąć.

Zatem nie szukał lepszych sytuacji, lepszego czasu, albo takich okoliczności, w których mógłby się bardziej pokazać, ale robił dokładnie to, co w danym momencie robić trzeba. Nawet, jeżeli to wiązało się z realnym zagrożeniem dla życia i zdrowia – a często się wiązało – to nie było to powodem dla jakiegokolwiek powstrzymania się, lub opóźnienia.

Moi Drodzy, przyglądamy się tej jego postawie i zastanawiamy się, jak możemy go naśladować. Czy tak bardzo dosłownie i bez żadnej modyfikacji? Może lepiej nie, bo wtedy będzie nam groził ogólny paraliż naszej pracy i wzajemnych relacji. Możemy bowiem sobie wyobrazić taką oto sytuację, że ktoś z kimś się umówił na spotkanie, ale nie dotarł, bo zobaczył po drodze, że może zrobić coś innego – a chociażby nawet komuś pomóc. I tak za każdym razem. Albo ktoś nigdy nie dociera na czas do swojej stałej pracy, bo po drodze jeszcze „zbawia pół świata”.

Z pewnością nie o to chodzi! Takie zachowanie wprowadziłoby tylko bałagan, zamieszanie, a w końcu także pretensje wzajemne i konflikty. Roch mógł sobie na takie postępowanie pozwolić, bo był pielgrzymem – chciałoby się powiedzieć: „zawodowym”, ale to określenie akurat średnio tutaj pasuje – dlatego nawet kiedy wędrował do Rzymu, to raczej nie był tam z nikim umówiony na dzień i godzinę. Dlatego odbierał te sygnały, które docierały do niego właśnie w drodze: tu i teraz trzeba pomóc, więc pomagał.

I w tym właśnie możemy i powinniśmy go naśladować: w odbieraniu sygnałów, gdzie możemy zrobić coś dobrego – i to właśnie robić. W sposób mądry i odpowiedzialny, czyli taki, który nie będzie krzywdził nikogo, ani wprowadzał zamieszania.

Natomiast powiedzmy sobie, moi Drodzy, bardzo szczerze, że my wiele okazji do dobrego pomijamy, wielu nawet nie zauważamy – bo nawet nie staramy się zauważyć – i nawet się z tego nie spowiadamy! Albo bardzo rzadko! Tymczasem, w mszalnym akcie pokutnym mówimy, że „bardzo zgrzeszyłem” także „zaniedbaniem”. Może warto sobie to dzisiaj przypomnieć i od dzisiaj – wzywając pomocy naszego Patrona – zacząć dostrzegać te sytuacje, w których mogę uczynić jakieś dobro, ale nie czynię, bo… po co się przemęczać?… Albo – po co się wychylać?… Albo – co ja z tego będę miał?… Właśnie!

A tymczasem nieraz naprawdę nie wiąże się to nawet z jakimś wielkim poświęceniem, czy trudem – ot, po prostu, trzeba tylko uważniej się rozejrzeć. I mieć odrobinę dobrej woli. Tak, odrobinę chęci i dobrej woli do tego, by dać z siebie coś więcej, a to przecież powinno z zasady charakteryzować nas, jako chrześcijan, jako przyjaciół Jezusa, Jego wyznawców i świadków: dawanie z siebie więcej, nigdy minimalnie i z konieczności, ale zawsze więcej! I zawsze z miłością! Dlaczego?

Bo Jezus tak postępował! On dał nam najwięcej, jak tylko mógł: dał nam samego siebie i dał nam całego siebie. A nie musiał. Święty Roch naśladował w tym Jezusa – właśnie w duchu zasady: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! I dawał z siebie więcej, niż musiał, czy też więcej, niż nakazywała mu troska o własne zdrowie i życie. W tym ostatnim akurat także bądźmy ostrożni, bo na pewno nie powinniśmy lekkomyślnie swego życia narażać.

Natomiast możemy i powinniśmy naśladować naszego Patrona w jeszcze jednej, bardzo ważnej sprawie, a mianowicie: w dostrzeganiu każdego, pojedynczego człowieka i traktowaniu każdego jako kogoś bardzo ważnego. Tymczasem, na co dzień widzimy, moi Drodzy, jak to jest w międzyludzkich relacjach: kiedy ktoś jest na stanowisku, pełni jakiś urząd, albo ma duże pieniądze, wtedy ma też wielkie grono „przyjaciół”! Zwykle otoczony jest wieńcem adoratorów, rozmówców, na imieniny telefon się wręcz urywa, całe tłumy „walą” z życzeniami i kwiatami.

Ale wystarczy tylko, że straci stanowisko, albo przejdzie na emeryturę, albo jakkolwiek noga mu się powinie – i okazuje się, że zostaje sam. Albo z tymi, którzy są jego prawdziwymi przyjaciółmi. Ale raczej jest ich nie za wielu. Także dlatego jest nie za wielu, że kiedy ów „ważny” był właśnie owym „ważnym”, to wielu nawet nie dostrzegał i nie zawracał sobie głowy „zwykłymi” ludźmi, tylko raczej szukał towarzystwa w swojej sferze, czyli wśród innych „ważnych”.

To jest oczywiście głupie i śmieszne, ale nawet ostatnio zdarzało mi się znaleźć w sytuacji, w której to przy stole, przy kawie, zasiadało kilku dostojników kościelnych – kilku biskupów i innych „ważnych” – i oni rozmawiali między sobą, ewentualnie z równie „ważnymi” w hierarchii społecznej, a więc z wysokimi urzędnikami, natomiast fakt, że w tym pokoju było nas nieco więcej i też gdzieś tam byliśmy w pobliżu, w ogóle ich nie zajmował. Nawet nie wiem, czy dostrzegli naszą obecność. To takie dziwne, takie śmieszne, nie wiem jeszcze – jakie…

Swoją drogą, to zawsze w takiej sytuacji dziękuję Panu naszemu, że mogę się zaliczać do tych „mniej ważnych”, bo myślę sobie, że jeśli miałoby i mi tak odbić kiedykolwiek, to już mi się przykro robi. Najgorzej, że kiedy się to staje, to człowiek nawet tego nie zauważa, bo łatwo przyzwyczajamy się do splendorów i zaszczytów. Tylko potem tak bardzo boli upadek z tak wysokiego stołka.

Przy czym, przywołałem tutaj bardzo określoną sytuację z naszego światka kościelnego, ale wiemy dobrze, że i w naszych zwyczajnych relacjach rodzinnych jest tak, że z jednymi rozmawiamy i spotykamy się, a z innymi mniej, albo wcale – i nie dlatego, że nie mamy czasu (chociaż ten problem też coraz bardziej istnieje), ale dlatego, że nie widzimy potrzeby rozmowy z nimi. Albo korzyści, jakie moglibyśmy z tego odnieść… A to już jest przykre.

Dlatego prośmy naszego Patrona o wstawiennictwo, aby nam pomógł nie zwariować i nie popaść w taką pychę. Aby nas uczył swoim przykładem, jak dostrzegać każdego człowieka – także tego, z którym rozmowa się „nie opłaca”, albo który tak mało znaczy, że szkoda na niego czasu. Bo to zwykle w kontakcie z takimi ludźmi najbardziej spotykamy się z Jezusem. Bo On właśnie najlepiej czuł się na uboczu wielkich ludzkich spraw – i tam właśnie dostrzegał każdego pojedynczego człowieka.

Dlatego dzisiaj mówi nam, że błogosławieni cisi… błogosławieni ubodzy duchem… On, który sam taki był – wśród takich czuł się najlepiej. Nasz Patron też.

Obyśmy i my docenili, moi Drodzy, znaczenie i wielkie, naprawdę wielkie duchowe korzyści, jakie płyną do nas ze spotkania z każdym człowiekiem, także – a może szczególnie – tym „mało ważnym”, nisko stojącym w hierarchii danej społeczności. I abyśmy w ogóle – bardziej siebie nawzajem dostrzegali, doceniali swoją obecność; byśmy sobie pomagali, a chociażby – rozmawiali ze sobą, słuchali się nawzajem… Z uwagą i z sercem, nie z wyższością i z ciągłym spoglądaniem na zegarek…

I abyśmy dostrzegli i wykorzystali każdą okazję do uczynienia innym jakiegoś dobra. Choćby małego, ale konkretnego. Jakże zacznie się zmieniać wówczas na lepsze nasza codzienność.

Uczmy się zatem od naszego Patrona, którego z taką miłością czcimy, bycia – tak, jak on był – świętymi tu i teraz.

7 komentarzy

  • Hm… Ja też będę uczestniczyć dziś w odpuście ku czci Św. Rocha o 18tej, wcześniej Odmawiając Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy a jeszcze wcześniej oglądając wyświetlane zdjęcia z nawiedzenia parafii św. Wojciecha przez obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Co prawda nie w Ciepielowie ale w swoim mieście i parafii przy której jest nasza Wspólnota Odnowa w Duchu Świętym. Od rana przypomniałam sobie z ILG życiorys Świętego, bo co prawda co środę spoglądam na obraz św. Rocha z odkrytym kolanem i Aniołem niezbyt urodziwym, ale nie wiele wiedziałam o Jego życiu. Godne podziwy jest Jego heroiczne opiekowanie się chorymi na dżumę. Przeglądając kalendarz liturgiczny spostrzegłam, że jutro też będziemy świętować i to nawet na tym blogu, bo jutro jest święto Świętego Jacka. 🙂

  • Święty Roch, powierzam Ci poszukiwanie psa Maszy. Jest starsza (13 lat), 6 sierpnia uciekła ze schroniska podczas porannego spaceru. Do tej pory żadnych wiadomości.
    Pomóż Maszy wrócić do schroniska!

  • O Świętym Rochu dowiedziałam się kilka lat temu podczas pobytu w Chorwacji.
    Wniebowzięcie NMP nie było tak obchodzone jak właśnie Św. Rocha.
    Wtedy była procesja do innego kościoła i msze tak jak w niedziele.
    Oglądałam transmisję z Kodnia z uroczystości i nawet ks. Jacek był uchwycony, a moja siostra z mężem uczestniczyła osobiście.
    Święto Matki Bożej Zielnej / tak też jest nazywane/ jest traktowane trochę bez serca i obojętnie.
    Zauważyłam, że zioła czy kwiaty może miała co 15 osoba, a przecież wiadomo, że nie każdy
    ma ogródek, ale można wyjść na spacer i zawsze znaleźć jakieś rośliny zielne aby podziękować Bogu że urosły.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.