Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Mateusz Sętorek, zaangażowany – w swoim czasie – w działalność jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Mu Pan błogosławi i pomaga w codziennym osiąganiu świętości. Zapewniam o modlitwie!
Serdecznie dziękuję Wszystkim, którzy wczoraj – wszystkimi możliwymi drogami, także tu, na naszym forum – kierowali do mnie życzenia i zapewnienia o modlitwie, z okazji urodzin. Odwdzięczam się moją modlitwą, ale też Mszą Świętą, jaką w najbliższych dniach odprawię w intencji Wszystkich, którzy pamiętali…
A dzisiaj mamy Uroczystość Wszystkich Świętych. Pamiętajmy, że samo odwiedzenie cmentarza nie wystarczy – powinniśmy być na Mszy Świętej. Chyba, że Msza Święta jest właśnie na cmentarzu, ale wtedy też pamiętajmy, że mamy w niej czynnie uczestniczyć. Nie wystarczy bycie na cmentarzu w jej trakcie i pisanie smsów przy grobach swoich Bliskich. Ja wiem, że Wy to dobrze wiecie. Ale przypominajmy o tym wszystkim, którzy zapomnieli o właściwym przeżywaniu dzisiejszej Uroczystości.
Ja sam dzisiaj będę pomagał w Parafii Małaszewicze, a potem – rodzinny obiad w Domu, z okazji mojej „pięćdziesiątki”.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, wsłuchajmy się w to dzisiejsze Słowo i przyjmijmy do serca przesłanie, jakie Pan do każdej i każdego z nas indywidualnie właśnie dzisiaj kieruje. Duchu Święty, bądź natchnieniem i światłem!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Uroczystość Wszystkich Świętych,
1 listopada 2023.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Ap 7,2–4.9–14; 1 J 3,1–3; Mt 5,1–12a
CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja, Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.
A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!”
A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie..
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w Niebie”.
Kogo tak naprawdę widział w swojej wizji Apostoł Jan, gdy zobaczył sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela? A kogo miał na myśli, pisząc, iż widzi wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”?
Cóż to za ludzie? Bo to byli akurat ludzie, chociaż w swojej wizji, zapisanej w Księdze Apokalipsy – ostatniej Księdze Pisma Świętego, której fragment słyszymy dziś w pierwszym czytaniu – Jan zaznacza, iż widzi także, jak wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu…
Kim są zatem owi ludzie, wymienieni przed Aniołami? Któż ich tak dokładnie policzył? Nikt ich nie policzył. I Jan także ich nie policzył. Jakieś wewnętrzne natchnienie kazało mu posłużyć się właśnie tą, konkretną liczbą: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych, która jest pomnożeniem przez siebie liczby dwanaście, oznaczającej pełnię, a to z kolei pomnożone zostało przez tysiąc, co oznacza mnogość, a wręcz bezmiar.
Jan zatem nie mógł o własnych siłach – nawet gdyby był doskonałym matematykiem – dokonać takiego przeliczenia, natomiast posłużył się tą właśnie liczą. Zdajemy sobie natomiast sprawę, że dokładną liczbę wszystkich zbawionych zna Bóg, ale czy to dla nas jest naprawdę ważne? Dla Jana chyba nie, skoro już w następnym wersie pisze o wielkim tłumie, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków.
I znowu: Bóg na pewno mógł ten tłum przeliczyć, Jan nawet nie próbował, ale czy to dla nas naprawdę ważne? Nie, to nie jest dla nas ważne. Dla nas ważne jest to, że tak wielu, naprawdę wielu ludzi dobrze przeżyło swój czas na ziemi, dobrze wykorzystało szansę, daną przez Boga; dobrze skorzystało z darów i natchnień, jakie otrzymali z Nieba, a wreszcie: dobrze zrealizowali życiowe powołanie. Tak, to najważniejsze powołanie, łączące nas wszystkich, czyli powołanie do świętości.
Bardzo pocieszającą jest dla nas świadomość, że tych ludzi świętych, przy Bożym tronie, jest tak wielu. A to znaczy, że nie brakowało ich także tu, na ziemi, w różnym czasie i w różnych okolicznościach. I także w naszych czasach ich nie brakuje, chociaż wszyscy mówimy, że te czasy są takie, jakie są. Ale na świętość życia – zawsze czasy są odpowiednie. I zawsze świadectwa Świętych – świadectwa ich wiary i odwagi – tak bardzo potrzeba! Ono jest wciąż bardzo oczekiwane, wręcz upragnione. Także w naszych czasach! A może szczególnie w naszych czasach!
Potrzeba tych, którzy uwierzą Pawłowi Apostołowi, gdy z radością i entuzjazmem przekonuje: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Czyli dołączymy do tego wielkiego, nieprzeliczonego Chóru zbawionych. Jak jednak do tego doprowadzić? Jak to osiągnąć? Jak do tego celu dojść? Drogą Ośmiu Błogosławieństw. Tak, jak to powiedział sam Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Jednak tutaj może pojawić się niejakie zdziwienie, a może nawet rozczarowanie…
Bo słuchając pierwszego czytania, mamy przed oczami wizję monumentalną, wielką i wspaniałą, wręcz majestatyczną: ów ogrom potęgi i chwały Bożej, która ludzkimi słowami jest tak naprawdę niemożliwa do opowiedzenia, dlatego Jan robi to tak, jak może, chociaż i tak udaje mu się to całkiem nieźle, bo jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tę potęgę – i tę wielką radość i szczęście zbawionych.
Paweł Apostoł w drugim czytaniu mówi z wielkim entuzjazmem i przejęciem, że wielką miłością obdarzył nas Bóg i zapowiada, że choć teraz jeszcze nie doświadczamy pełnego zjednoczenia z Bogiem, to jest to jednak przed nami i w Niebie ujrzymy Boga takim, jaki jest. To bardzo optymistyczna i bardzo radosna zapowiedź.
Ale oto na tle tych dwóch czytań, tych dwóch wizji, otrzymujemy Jezusową naukę, która też zaczyna się – i to w każdym z ośmiu, a właściwie nawet dziewięciu zdań – od słowa: Błogosławieni. Czyli „szczęśliwi”. Ale kto jest tym błogosławionym, tym szczęśliwym?
I tutaj niemałe zaskoczenie, a może dla niektórych jakiś ostry zgrzyt, bo słyszymy, że błogosławieni to ubodzy w duchu; że to ci, którzy się smucą; że to cisi; że to ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości; że to miłosierni; że to ci, którzy są czystego serca; że ci, którzy wprowadzają pokój; oraz ci, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości.
A w ostatnim zdaniu Jezus mówi już tak bardzo wprost i bardzo dosadnie: Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. I ku największemu zaskoczeniu, konkluduje: Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w Niebie!
A zatem, każde z tych ośmiu: Błogosławieni, skierowane jest albo do tych, którzy cierpią, albo są prześladowani, albo bardzo poświęcają się, rezygnują z siebie, dają z siebie bardzo dużo dla Boga i dla dobra innych ludzi. Ani razu nie słyszymy o wielkich tego świata – według miary tego świata – ani o tych, którym się wszystko świetnie układa i dobrze powodzi, ale właśnie o tych, których owo: Błogosławieni, do nich skierowane, tak dużo kosztuje.
Zgodzimy się zapewne, że różni się ten obraz od dwóch poprzednich, bo pokazuje poświęcenie, trud, jakieś ofiarowanie, nawet cierpienie… I pytamy: Czy to jest świętość? To jest sposób na świętość? To jest droga do świętości?
Tak. Powiedzmy to wprost: to jest droga do świętości. Jedyna. Innej nie ma. I cóż my na to? Idziemy dalej, czy rezygnujemy? A jeżeli idziemy dalej, to gdzie szukać siły i motywacji do tego, by tą drogą pójść – pomimo wszystko? Na pewno, ta siła i ta motywacja płynie z przykładu owych stu czterdziestu czterech tysięcy opieczętowanych pieczęciami Nieba i tego nieprzeliczonego tłumu, śpiewającego na cześć Boga. Wszyscy oni – każda i każdy z nich oddzielnie i indywidualnie – dzisiaj przekonuje nas, że tą drogą da się iść, że tą drogą należy iść, bo tą drogą po prostu warto iść. Oni nią poszli – i doszli do Nieba. Dlaczego miałoby się i nam nie udać? Ale – jaka to była droga? W wielu przypadkach, znamy ją z życiorysów Świętych, w tym także Męczenników, których Kościół wyniósł do chwały Ołtarzy.
Moi Drodzy, warto wczytywać się w te życiorysy. Kiedy obchodzimy w Kościele wspomnienia poszczególnych Świętych, zwykle słyszymy krótką historię życia tego człowieka. Ale można sięgnąć po jakąś książkę, albo posłuchać jakiegoś programu w radiu, albo obejrzeć film w telewizji – co jakiś czas pojawiają się takowe programy, szczególnie na temat Świętych ostatnich dziesięcioleci, których życie zostało udokumentowane na tyle, że można pokazać ich na zdjęciach, czy nagraniach. Ale i o dawniejszych Świętych zdarza się jakiś program. Możemy takie informacje znaleźć w internecie.
Moi Drodzy, sięgajmy po te informacje! Chciejmy jak najwięcej dowiedzieć się właśnie o tych, którzy byli ludźmi takimi, jak my – z krwi i kości, z tej samej gliny ulepionymi – a którzy udowadniają, że program Ośmiu Błogosławieństw Jezusa stał się ich programem życia. Stał się ich sposobem na życie.
Bo to właśnie wśród nich znajdziemy i ubogich w duchu; i tych, którzy znieść musieli wiele smutków i utrapień; i tych, którzy bohatersko strzegli czystości serca i z wielką wytrwałością okazywali miłosierdzie; i tych, którzy dużo z siebie dali, aby wprowadzać wokół siebie pokój; i tych, którzy niejedno wycierpieli dla sprawiedliwości, bo może trzeba im było znieść niejedną niesprawiedliwość…
I wreszcie tych, którym ludzie za życia urągali, których prześladowali, o których kłamliwie wszystko, co złe, wygadywali… Oni to wszystko przeszli – i doszli do Nieba. A jak się wczytamy w ich życiorysy, to zobaczymy, że bardzo często wcale z tego powodu nie byli jacyś smutni, zgorzkniali, rozgoryczeni; wcale nie narzekali na swój los, wcale nie szukali dla siebie ludzkiego współczucia… Wprost przeciwnie – jeszcze innych pocieszali! Jeszcze innych motywowali do życia – do pięknego i sensownego życia, zgodnego z zasadami i przykazaniami Bożymi. Swoim własnym przykładem!
I dlatego warto, moi Drodzy, przyglądać się im, czerpać wzór i przykład z ich postawy! Aby jak najwięcej się z tego przykładu nauczyć. To są naprawdę przykłady i postawy bardzo bliskie życiu – naszemu życiu. Tak, również temu naszemu dzisiejszemu życiu… Gdyby natomiast ktoś uznał, że te przykłady i te postawy jednak go nie przekonują, bo może zbyt górnolotne, bo może zbyt odległe, a może zbyt… święte i nadzwyczajne dla nas, zwyczajnych ludzi, to niech dzisiaj, będąc na cmentarzu, dobrze rozejrzy się po grobach, przy których stanie…
I niech pomyśli o tych osobach, nad grobami których stanie… Niech sobie przypomni ich życie, ich codzienność, ich styl bycia, ich sposób postępowania w sytuacjach radosnych i szczęśliwych, ale i tych bardzo trudnych, bardzo bolesnych, bardzo dramatycznych, a niekiedy wręcz… niemalże beznadziejnych… Jak ci ludzie, którym naprawdę nie było łatwo, a może nieraz dużo trudniej, niż nam, radzili sobie z trudami codzienności.
Owszem, wielu sobie nie radziło i nie są dziś dla nas zbyt dobrymi przykładami. Za nich modlimy się gorąco, ufając Bożemu Miłosierdziu i wypraszając im przebaczenie grzechów i łaskę wiecznego zbawienia. Ale wielu z tych, nad grobami których dzisiaj – i w tych dniach – staniemy, to ludzie święci. To naprawdę ludzie święci! To nasi święci – tak nam bliscy, jak bliscy mogą być rodzice, rodzeństwo, współmałżonkowie, dzieci, dziadkowie, inni krewni… I tak bliscy, jak bliscy mogą być koledzy z pracy, ze studiów, czy sąsiedzi zza płotu, czy z tej samej klatki…
To są nasi święci! Święci z naszego domu, Święci z sąsiedztwa, Święci ze wspólnego Grona znajomych… Czy mogą być jeszcze bliżsi? To nasi Święci! Kościół ich nie ogłosił błogosławionymi czy świętymi, bo to cisi i skromni ludzie, żyjący rytmem codzienności i nie zwracający na siebie niczyjej uwagi. Ale żyjący po Bożemu – codziennie i wiernie, na przekór trudnościom i przeszkodom, na przekór ludzkim opiniom, a może i szyderstwom, na przekór wszelkim społecznym i politycznym poprawnościom. Cisi i skromni – Święci z naszego domu, Święci z naszego podwórka, Święci z naszego sąsiedztwa, Święci z naszej codzienności. Prości – a naprawdę wielcy Święci! I to od nich – jako pierwszych – możemy i powinniśmy się uczyć świętości. Po prostu: uczyć się życia!
Dlatego dzisiaj, kiedy staniemy nad ich grobami i spotkamy się tam z naszymi Krewnymi i Znajomymi, to przede wszystkim nie zapomnijmy się za tych naszych Zmarłych pomodlić, bo to jest najważniejsze! Nie postawienie mnóstwa zniczy i położenie choćby najpiękniejszych wiązanek kwiatów, ale modlitwa, której wielu naszych Zmarłych potrzebuje. Nigdy do końca nie wiemy, którzy jej potrzebują, a którzy już nie. Na pewno – w żadnym przypadku nie zaszkodzi.
Natomiast koniecznie o tych naszych Zmarłych – tych naszych kochanych Świętych: z domu i z podwórka, z sąsiedztwa i spośród Bliskich i Przyjaciół – dzisiaj porozmawiajmy! Wspomnijmy dobroć ich serc, ich pracowitość i pobożność, ich taką codzienną, nie narzucającą się nikomu – prostą wielkość i świętość. Porozmawiajmy o tym koniecznie! Niech to będzie dalszy ciąg tej dzisiejszej homilii… I niech to będą takie jednorazowe, ale bardzo konkretne rekolekcje dla nas – na naszej drodze do świętości.
Uczmy się od nich tej świętości – takiej zwyczajnej, codziennej, prostej i bezpretensjonalnej, ale przez to: pięknej i niezwykłej. Bo jeżeli coś dzisiaj może pomóc dźwignąć się z kryzysów, jakie niszczą nasze rodziny, naszą Ojczyznę, cały świat, a także Kościół – to jest moja i Twoja świętość! Nie programy naprawcze, nie spotkania, narady, strategie i rozbudowane teorie, ale moja i Twoja świętość!
I świętość rodziców, która pomoże młodym ludziom powrócić do Kościoła; i świętość księży, która pomoże i młodym, i starszym, w tym Kościele pozostać i się w nim odnaleźć; i świętość polityków i odpowiedzialnych za kształt życia politycznego, aby tę sferę uwolnić od całego balastu zła i manipulacji, a przekierować na właściwe tory…
I długo by tu jeszcze można było wymieniać poszczególne sfery życia politycznego, społecznego, kościelnego, rodzinnego, szkolnego, akademickiego, wreszcie także: osobistego. W każdej z tych sfer – świętość potrzebna od zaraz! Świętość potrzebna jak powietrze! Świętość – jako jedyne sensowne rozwiązanie. I sposób na życie! Na to doczesne – i na to wieczne!
Poszukujmy ciągle wzorów tej świętości! A dzisiaj rozejrzyjmy się za nimi – po grobach naszych Bliskich…
Chcę podzielić się pieśnią, którą nazwałabym „Hymnem Wszystkich Świętych”,
Kompozytor – Marko Frisina, Rzym
Refren: Za Tobą, pójdę Panie, za Tobą ; za Tobą pójdę Twoją drogą
1. Za Tobą pójdę drogą miłości i wszystkim żyjącym na świecie życie swoje oddam
Refren
2. Za Tobą pójdę drogą cierpienia i Krzyż Święty i wieczny zbawi nas wszystkich
Refren
3. Za Tobą pójdę drogą radości światła, i blask promieni Twych nam drogę rozświetli
Refren
(№ 4, Katolicki śpiewnik młodzieżowy „Otwórz i śpiewaj” („Открой и пой”)- ks. Markus Nowotny -Wydawnictwo diecezji św. Klemensa -Rosja, Saratów, 2004 r.)
Marco Frisina jest uznanym Autorem wielu pięknych pieśni, śpiewanych także na spotkaniach Jana Pawła II z Młodzieżą. Także hymn na Beatyfikację Jana Pawła II jest jego autorstwa.
xJ