Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, ja dzisiaj będę pomagał duszpastersko w Parafii w Poizdowie – na kolejne już zaproszenie Proboszcza, Księdza Adama Pietrusika. Wieczorem zaś, o 20:00 – Msza Święta w naszym Duszpasterstwie.
Moi Drodzy, co się dzieje w naszym polskim Domu? Bandyci demolują nam – dzień po dniu – nasz kraj. Ale problem – co podkreślam za każdym razem – jest nie tylko w tych bandytach, którzy nie liczą się z nikim i z niczym, ale w tym, że jakaś duża część Polaków ich popiera. I że Polacy są tak bardzo podzieleni.
Dlatego trzeba nam się modlić i pracować na rzecz odnowy moralnej Narodu. Na rzecz powrotu na nowo do tych wartości, które nas, jako Polaków, od wieków konstytuowały, ale i ratowały przed wrogami, a co Jan Paweł II, Prymas Tysiąclecia i inni wielcy nasi Ojcowie, Przewodnicy i Nauczyciele pomagali nam ułożyć sobie w umyśle i przyjąć całym sercem! Módlmy się o to i rozmawiajmy o tym – otwierajmy innym oczy na te sprawy! Nie milczmy już dłużej! Protestujmy przeciwko temu, co wyprawiają obecnie bandyci z tak zwanego rządu!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim ważnym, osobistym przesłaniem, zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, działaj!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
2 Niedziela zwykła, B,
14 stycznia 2024.,
do czytań: 1 Sm 3,3b–10.19; 1 Kor 6,13c–15a.17–20; J 1,35–42
CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Samuel spał w przybytku Pana, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Wtedy Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: „Oto jestem”. Pobiegł do Helego, mówiąc mu: „Oto jestem: przecież mnie wołałeś”. Heli odrzekł: „Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać”. Położył się zatem spać.
Lecz Pan powtórzył wołanie: „Samuelu!” Wstał Samuel i pobiegł do Helego, mówiąc: „Oto jestem: przecież mnie wołałeś”. Odrzekł mu: „Nie wołałem cię, synu. Wróć i połóż się spać”. Samuel bowiem jeszcze nie znał Pana, a słowo Pana nie było mu jeszcze objawione.
I znów Pan powtórzył po raz trzeci swe wołanie: „Samuelu!”. Wstał więc i poszedł do Helego, mówiąc: „Oto jestem: przecież mnie wołałeś”. Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: „Idź spać. Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: «Mów, Panie, bo sługa Twój słucha»”. Odszedł Samuel i położył się spać na swoim miejscu.
Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: „Samuelu, Samuelu!” Samuel odpowiedział: „Mów, bo sługa Twój słucha”.
Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Ciało nie jest dla rozpusty, ale dla Pana, a Pan dla ciała. Bóg zaś i Pana wskrzesił, i nas również swą mocą wskrzesił z martwych.
Czyż nie wiecie, że wasze ciała są członkami Chrystusa? Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem.
Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy.
Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”
Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza”, to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”, to znaczy: Piotr.
Oto Bóg szukający człowieka! O tym słyszymy w pierwszym czytaniu. Oto człowiek szukający Boga! O tym słyszymy w Ewangelii.
W pierwszym czytaniu, z Pierwszej Księgi Samuela, dobrze nam znana historia przemawiania Boga do młodego Samuela, przebywającego na służbie w świątyni. Trzykrotnie Bóg zwracał się do chłopca po imieniu, a ten za każdym razem był przekonany, że to kapłan Heli, jego opiekun w świątyni, woła go w środku nocy. I tak było także za trzecim razem, kiedy to Heli domyślił się wreszcie, kto tak naprawdę chłopca woła. I nauczył go właściwej odpowiedzi na to wołanie – Samuel miał odpowiedzieć: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha! I – co oczywiste – miał słuchać!
Możemy chyba powiedzieć, że cała ta historia jest na swój sposób symboliczna i daje do myślenia. Bo – jako żywo – przypomina o tym poszukaniu człowieka przez Boga, o tym ciągłym zwracaniu się Boga do człowieka, o tym ciągłym wołaniu człowieka, jakie słychać ze strony Boga, a jakie dokonuje się na co dzień, w naszym życiu. Wołanie to często jest przez człowieka w ogóle nie słyszane, chociaż rozlega się konsekwentnie i systematycznie.
Bóg także i dzisiaj na różne sposoby przemawia do nas, wręcz woła! Słyszymy Go na Mszy Świętej, słyszymy go w Jego słowie, słyszymy Go w słowach, jakie kierują do nas nasi bliscy, członkowie naszych rodzin, nasi znajomi, sąsiedzi… Ileż to razy, w takich zwyczajnych, codziennych rozmowach, udaje nam się poruszyć jakąś ważną sprawę i otrzymać dobrą radę…
Ponadto, słowa Jezusa, Jego znaki i sygnały, odnajdujemy w życiowych sytuacjach, jakie nas spotykają, ale i w wewnętrznych natchnieniach, które przychodzą – często zupełnie niespodziewanie. To wszystko są drogi, jakimi Bóg do nas przemawia. Zwraca się do nas po imieniu, wskazuje nam na rzeczy ważne, przestrzega przed złem, podpowiada dobre rozwiązania. Tylko, czy my Go słyszymy?
Czy nie jest tak, że nie tylko trzykrotnie, jak do Samuela, ale wielokrotnie częściej zwraca się On do nas, wzywa nas, wysyła nam aż nadto czytelne sygnały, a my nic nie zauważamy, nie słyszymy, nie widzimy, nie rozumiemy… Samuel też nie wiedział od początku, kto się do niego zwraca. Był przekonany, że to Heli, dlatego za każdym razem udawał się do niego i budził go w środku nocy, dopytując, o co chodzi? Za każdym razem jednak okazywało się, że to Heli bardziej mógł zapytać Samuela, o co chodzi. Aż wreszcie Heli domyślił się, o co tak naprawdę chodzi i wyjaśnił to Samuelowi. A wtedy już nic nie stanęło na przeszkodzie, aby mogło dojść do spotkania Samuela z Bogiem.
Widzimy zatem, że młody Samuel nie pozostał obojętny, albo nieczuły, na głos Boży. Tak, jak potrafił i na ile był w stanie – podjął próbę zrozumienia całego wydarzenia. I okazało się, że dość szybko wszystko stało się jasne – chociaż, oczywiście, nie przestało być tajemnicze i niezwykłe, bo skoro Bóg wybrał taki właśnie sposób spotkania i rozmowy z młodym człowiekiem, przyszłym swoim Prorokiem, to było to czymś naprawdę niezwykłym. Spróbujmy sobie wyobrazić, że nagle w środku nocy słyszymy jakiś głos, wzywający nas po imieniu, kiedy jesteśmy sami w mieszkaniu. Jaka byłaby reakcja? Pewnie zawał serca ze strachu!
Dlatego Bóg najczęściej nie stosuje tego sposobu – poza niektórymi osobami i sytuacjami, kiedy to faktycznie objawia się człowiekowi bardzo osobiście, otwarcie i wprost, jak to miało miejsce w przypadku Siostry Faustyny Kowalskiej, czy innych, wielkich i świętych Wizjonerów. Jednak to są sytuacje wyjątkowe, dokładnie przewidziane w planach Bożych.
Tymczasem, Bóg nie tylko do tych wielkich i świętych Wizjonerów przemawia, ale przemawia do każdej i każdego z nas. Tyle, że tutaj otwiera się cała gama problemów z rozpoznaniem, odczytaniem i zrozumieniem Bożego przesłania. Żeby – na przykład – w obliczu jakiegoś trudnego doświadczenia, jakiejś trudnej sytuacji w rodzinie czy w otoczeniu, albo w obliczu jakiegoś cierpienia, które na nas spadło – nie od razu przeklinać cały świat, nie od razu zgłaszać pretensje do Pana Boga i do wszystkich Świętych, ale zastanowić się, co Bóg chce nam przez to powiedzieć?
I dlaczego zastosował tak twardy sposób? A może inne nie skutkowały? Kiedy wołał po imieniu i zwracał się do mnie z kart Pisma Świętego, a może w homiliach, czy na Spowiedzi, chcąc konkretnie i wyraźnie zwrócić mi na coś uwagę, to ja ciągle wpierałem sobie i wszystkim, że to nie do mnie, że to do tego drugiego, to do mojego znajomego, to do mojego sąsiada – o wiele gorszego ode mnie. O, tak! Jemu to się reprymenda należała, ale ja przecież – na jego tle – jestem naprawdę prawym i sprawiedliwym człowiekiem. Żeby wszyscy tak się starali, jak ja! A z drugiej strony: żeby wszyscy mieli tylko takie grzechy, jak ja, to przecież świat naprawdę inaczej by wyglądał.
I tak sobie wmawiamy, tak się sami oszukujemy, aż Bóg – nie mogąc się przebić ze swoim ważnym przekazem, kiedy już tysiąc razy niejako zawołał po imieniu i nic – wybiera „mocniejsze” rozwiązanie. Po to, aby ten, do którego się zwraca, wybudził się z letargu, z tego nie tylko nocnego snu, ale może dużo dłużej trwającej jakieś dziwnej odporności na głos Boży – i wreszcie ten głos usłyszał! Może właśnie po to są trudne doświadczenia w naszym życiu… Myśleliśmy o tym w ten sposób – zanim zasypaliśmy Boga całą górą pretensji i zarzutów?
Może On naprawdę nie bardzo miał inny sposób dotarcia do naszego serca? Bo On nieustannie, cierpliwie i wytrwale, szuka człowieka. Mówi do niego, porusza jego serce. Czy człowiek też – szuka swego Boga? Przynajmniej tak, jak ci z Ewangelii, którzy wyruszyli za Nim, a zapytani przez Niego: Czego szukacie?, odpowiedzieli pytaniem: Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz? I dali się zaprosić – poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego.
A jeden z nich, Andrzej, potem przyprowadził do Niego swego brata Piotra, któremu Jezus już na samym początku – tak przynajmniej jest u Ewangelisty Jana – zmienił imię na Piotr, czyli Skała. Później dopiero miało się okazać, po co ta zmiana i z jakim zadaniem i posłannictwem w życiu Piotra – i całego Kościoła – ona się wiązała. Ale to wszystko dokonało się także dlatego, że akurat ci uczniowie zadali sobie ten trud, by pójść za Jezusem, zainteresować się Nim, uwierzyć Janowi Chrzcicielowi, który nazwał Go «Barankiem Bożym::, a nawet – wprosili się do Niego w gościnę!
Możemy zatem powiedzieć o wysiłku, podjętym przez człowieka, aby szukać swego Boga. Przy czym, zauważmy – przy całym szacunku i podziwie dla uczniów i dla ich determinacji – że ten ich wysiłek, ta ich odważna inicjatywa, by tak od razu i po prostu pójść za swoim nowym Mistrzem, wskazanym przez Jana, to już była odpowiedź na inicjatywę Jezusa! To On pierwszy zaczął ich szukać!
Już Jego pojawianie się na świecie, narodzenie się wśród ludzi, wejście w historię człowieka – było tego pierwszym znakiem. Ale i to dzisiejsze spotkanie – nie z innego powodu się dokonało, jak z tego, że Jezus przeszedł w pobliżu, dał się im zobaczyć, wzbudził w ich sercach ciekawość, a możemy się domyślać, że i inne, dobre natchnienia pojawiły się w ich sercach.
Dlatego poszli za tym porywem serca – poszli za Jezusem, poszli do Jezusa, zostali u Niego tamtego dnia i zostali już z Nim po wszystkie dni swego życia! Można powiedzieć: odnaleźli go. On pierwszy ich szukał – i znalazł. Oni poszli za Nim – i znaleźli Go! Znaleźli dla Niego miejsca w swoich sercach. Oni – tak.
A my? A ja – osobiście? Może pewnym sposobem sprawdzenia tego i znalezienia odpowiedzi na tak postawione pytanie, będzie głębokie rozważenie przesłania, zawartego w dzisiejszym drugim czytaniu, w którym Apostoł Paweł przekonuje wiernych Gminy korynckiej, ale i nas także: Ciało nie jest dla rozpusty, ale dla Pana, a Pan dla ciała. Bóg zaś i Pana wskrzesił, i nas również swą mocą wskrzesił z martwych. I stąd – prosty wniosek: Czyż nie wiecie, że wasze ciała są członkami Chrystusa? Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem. Albo też: Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci.
A to pociąga za sobą bardzo konkretne wskazania: Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Oraz: Chwalcie więc Boga w waszym ciele!
Moi Drodzy, oto konkretne znaki i sposoby pokazania, potwierdzenia postawą własnego życia, że znalazło się Jezusa! To znaczy, że On pierwszy znalazł mnie, a ja odpowiedziałem na tę Jego inicjatywę tym, że dałem się Mu zaprosić, dałem się poprowadzić. I właśnie: jeśli się dałem Mu poprowadzić, to znaczy, że już nie mogę dać się prowadzić, a wręcz wodzić za nos swoim żądzom – że już muszę jakoś inaczej, lepiej, mądrej żyć, niż dotychczas! I to może nie tylko w kwestii owych popędów cielesnych, o których mówi dziś Paweł, ale na każdym innym odcinku: ten, kto znalazł Jezusa, kto został przez Niego wcześniej znaleziony, kto dał się Jezusowi zaprosić i poprowadzić, kto chętnie przychodzi w gościnę do miejsca, gdzie Jezus mieszka, a więc do świątyni, ale też czyni Jezusowi przestrzeń i mieszkanie w swoim sercu – taki człowiek musi już inaczej żyć, niż dotychczas!
Moi Drodzy, to jest tak oczywiste, że właściwie nie wiadomo, po co o tym tu sobie mówimy. Ale skoro jest takie oczywiste – to dlaczego tak naprawdę wcale nie jest takie oczywiste? I dlaczego życie wielu zadeklarowanych katolików wcale nie różni się – tak na co dzień – od życia ludzi niewierzących?
Dlaczego zadeklarowani katolicy – czasami nawet gorzej od zadeklarowanych ateistów – tak bardzo się nienawidzą, obrażają wzajemnie, kłamią jak z nut, kombinują w pracy, a na odcinku życia politycznego to by temu z drugiej strony politycznej barykady, po prostu oczy wydrapali?…
I dlaczego tylu zadeklarowanych katolików – bez cienia wahania i refleksji deklaruje poparcie dla bestialskiego mordowania ludzi najbardziej bezbronnych poprzez zbrodnię tak zwanej aborcji, albo in vitro? Dlaczego tylu zadeklarowanych katolików mieszka ze sobą na sposób małżeński, nie będąc małżeństwem? Dlaczego tylu zadeklarowanych katolików tak luźno, albo wręcz lekceważąco podchodzi do spraw etyki życia rodzinnego, małżeńskiego, seksualnego? Dlaczego tylu zadeklarowanych katolików żyje tak, jakby Boga w ogóle nie było – jakby był już tylko jakimś przestarzałym reliktem z przeszłości, eksponatem muzealnym?
Czyżby tak naprawdę nigdy Go nie spotkali? Czyżby nigdy nie usłyszeli, jak wielokrotnie zwraca się do nich po imieniu? I chociaż może usłyszeli dziesiątki, a wręcz setki czytań mszalnych i takie same dziesiątki, a wręcz setki homilii; i chociaż może usłyszeli wiele konkretnych wskazań na Spowiedzi; i chociaż może sami czytali nieraz Pismo Święte – to nie odnieśli do siebie ani jednego słowa?
Bo jakoś tak łatwo uznali, że to wszystko do innych, ale nie do nich… Do tych innych, a więc gorszych, bardziej grzesznych, a nie do nich, czyli tych lepszych, świętszych, bardziej sprawiedliwych?…
Moi Drodzy, to może takie ostre postawienie sprawy, ale sprawdźmy to teraz sami: jakie słowo, jakie zdanie, jaką myśl, jakie wskazanie – z czytań, usłyszanych przed chwilą – zapamiętałem, wyłapałem i chcę wziąć tak osobiście dla siebie, na ten tydzień? Jaką konkretną myśl odnoszę wprost do siebie, jako właśnie przesłanie, skierowane wyłącznie do mnie: do mojej osobistej sytuacji – tej konkretnej, w jakiej żyję? Czy potrafię taką myśl w tym momencie wskazać?
Jeżeli tak, to znaczy, że to wielokrotne wołanie Jezusa do mnie po imieniu zostało usłyszane. A jeżeli nie, to znaczy, że… Już na pewno dobrze będę wiedział, co to znaczy i co mam z tym zrobić.
Ks. Jacku – jak rozumie Ksiądz definicję „zadeklorawengo katolika” ?
Robert, dzięki za notatkę. Mam też coś do powiedzenia o „deklarujących się jako katolik”
To znaczy, tych, którzy uważają się za katolików: ze względu na geografię miejsca zamieszkania / urodzenia (na przykład: Polska, Włochy i inne kraje uważane za „katolickie”) lub ze względu na rodzinne „tradycje”-praprababki były katolikami. Ci, którzy w dzieciństwie zostali ochrzczeni w Kościele katolickim.
Ale jednocześnie nie chodzi na msze, nie przyjmuje Sakramentów i nawet nie zna katechizmu przedstawionego w Kompendium.
W Rosji tacy ludzie nazywani są po prostu – невоцерковлённые – którzy są poza kościołem (w sensie-budynek świątynny) lub nie praktykują prawosławnych.
Po rozpadzie ZSRR i upadku komunizmu w 1991 roku zaprzestano prześladowań religii. Nastąpił boom chrzcielny. Dzieci zostały ochrzczone „aby lepiej spały i nie chorowały”. Sami zostali ochrzczeni, bo „tak trzeba”, bo sąsiadka\babcia radziła. Dla niektórych Chrzest i ślub kościelny wydawały się czymś pięknym i modnym. Ze względu na zdjęcia w nietypowym otoczeniu. Bez zrozumienia i poważnego traktowania życia po chrześcijańsku.
Spytałem Ks. Jacka co miał na myśli pisząc „zadeklarowany katolik”, bo w Polsce jest dużo ludzi ochrzczonych (ok. 80%), ale zaledwie 1/3 z nich uczestniczy w życiu religijnym, katolickim. Trudno jest mi zatem stwierdzić, że te pozostałe 2/3 to katolicy :), a to ich często cechują postawy, które wymienił Ks. Jacek – nie wszystkie zresztą.
Właściwie, to trudno mi coś więcej tutaj dopowiedzieć, bo określenie „zadeklarowany” wyjaśnia się samo: to ten, kto mówi o sobie, że jest katolikiem. I jeśli idzie o samo znaczenie słowa – nie ma znaczenia, na ile te deklaracje są realizowane w praktyce. Zresztą, w rozważanie ja sam uczyniłem to rozróżnienie, wskazując na rozbieżności między deklaracjami a postawą. Samo w sobie określenie: „zadeklarowany” rozumiem jako ten, kto mówi o sobie wprost, że jest katolikiem.
xJ
Cztery dni temu, w zwykłą środę słyszałam to Czytanie o Samuelu, który słyszał trzykrotnie swoje imię, ale nie wiedział tak naprawdę kto go woła. Nie znał jeszcze głosu Boga, znał tylko głos człowieka, kapłana Helego. Dziś Kościół ponownie daje je jako pierwsze niedzielne Czytanie, czy dlatego że więcej ludzi je usłyszy, czy dlatego , że jest ono ważne? Ja wówczas skupiłam uwagę, dlaczego chłopiec spał w przybytku Pana, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Zauważyłam również, że chłopiec – uczeń, był wrażliwy na głos kapłana, swojego mistrza i chciał mu służyć, bo wstał i zapytał się o co chodzi. Czy my jako małe, większe dzieci, ba nawet dorośli, chętnie wstalibyśmy, gdybyśmy usłyszeli głos taty, mamy innej osoby dorosłej i chcieli dowiedzieć się dlaczego nas wołają po nocy?…, czy raczej poduszkę byśmy sobie na głowę włożyli żeby nie słyszeć wołania a może mielibyśmy nawet pretensje?…
Dziś słuchając tego Czytania zrozumiałam więcej, że mając wrażliwość Samuela i Jego chęć służenia mistrzowi, mogę przyjąć świadomie dar samego Boga będąc na Mszy Świętej, Jezusa Eucharystycznego, którego kapłan po dziś dzień nazywa ” Oto Baranek Boży” jak to uczynił Jan z dzisiejszej Ewangelii.
Jakie to ważne; być otwartym, wrażliwym i chętnym na rozmowę z Panem Bogiem ale i ludźmi!
Ciekawą kwestię poruszyła Anna w swoim komentarzu: to ciekawa sprawa, czym się kierowali Redaktorzy Lekcjonarza Mszalnego, dobierając tak, a nie inaczej teksty biblijne do konkretnych dni. Z pewnością, dużo w tym pomagał Duch Święty, bo naprawdę widać w całym tym układzie pewną spójność i logikę. Dlatego myślę, że powtarzanie się tych czy owych tekstów ma jakiś ważny sens.
Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedź!
xJ