Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Ksiądz Grzegorz Krasuski – Kapłan z naszej Diecezji,
►Grzegorz Zakrzewski – Organista w Parafii w Trąbkach,
►Grzegorz Święciński – należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot,
►Grzegorz Matysiak – Kościelny z Parafii Miastków Kościelny,
►Grzegorz Pietranis – u którego przez kilka lat zamawialiśmy kajaki i od którego rozpoczynaliśmy nasz sierpniowy spływ kajakowy.
Urodziny natomiast przeżywał Ksiądz Michał Mościcki – w czasie swojej formacji seminaryjnej włączający się nieco w działalność naszych Wspólnot młodzieżowych.
Życzę Bożych mocy i świateł! Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, oto krótkie wspomnienie o mojej Koleżance, świętej pamięci Profesor Eli Szczot, którą w niedzielę rano – jak wspomniałem wczoraj – Pan odwołał do siebie:
Niech odpoczywa w pokoju!
A ja dzisiaj rozpoczynam – nieco niespodziewanie – Rekolekcje wielkopostne w Parafii w Rozkopaczewie. Prowadziłem tam Rekolekcje w Adwencie i chociaż Proboszcz wspominał także o wielkopostnych, to jednak wtedy mówiłem Mu, że nie bardzo jestem za taką kontynuacją – jednych rekolekcji po drugich. Ale ponieważ zaistniała jakaś trudna sytuacja, bo ktoś miał prowadzić, a odmówił, przeto się zdecydowałem. Zwłaszcza, że akurat w tym Wielkim Poście nie mam żadnych innych. Stąd też dzisiaj i jutro jestem właśnie w Rozkopaczewie, w Dekanacie parczewskim.
Jak zawsze, zamieszczam teksty rozważań na blogu, natomiast proponuję, abyście nie koncentrowali za dużej uwagi na sprawach logistycznych i organizacyjnych, którym zawsze poświęcam część rekolekcyjnego wystąpienia. Chociaż – oczywiście – zrobicie, jak zechcecie. W każdym razie, liczę na Waszą wyrozumiałość.
Zatem, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii i rozważaniem rekolekcyjnym. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Co więc dziś tak konkretnie i wprost mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem właśnie do mnie się zwraca? Niech Duch Święty pomoże jak najlepiej je odczytać.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – 1,
Wtorek 4 Tygodnia Wielkiego Postu,
12 marca 2024.,
do czytań: Ez 47,1–9.12; J 5,1–3a.5–16
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Podczas widzenia otrzymanego od Pana zaprowadził mnie anioł z powrotem przed wejście do świątyni, a oto wypływała woda spod progu świątyni w kierunku wschodnim, ponieważ przednia strona świątyni była skierowana ku wschodowi; a woda płynęła spod prawej strony świątyni na południe od ołtarza. I wyprowadził mnie przez bramę północną na zewnątrz i poza murami powiódł mnie do bramy zewnętrznej, skierowanej ku wschodowi. A oto woda wypływała spod prawej ściany świątyni, na południe od ołtarza.
Potem poprowadził mnie ów mąż w kierunku wschodnim; miał on w ręku pręt mierniczy, odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść przez wodę; woda sięgała aż do kostek. Następnie znów odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść przez wodę; sięgała aż do kolan; i znów odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść: sięgała aż do bioder; i znów odmierzył tysiąc łokci; był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka. Potem rzekł do mnie: „Czy widziałeś to, synu człowieczy?” I poprowadził mnie z powrotem wzdłuż rzeki.
Gdy się odwróciłem, oto po obu stronach na brzegu rzeki znajdowało się wiele drzew. A on rzekł do mnie: „Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe. Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostaną przy życiu: będą tam też niezliczone ryby, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione.
A nad brzegami potoku mają rosnąć po obu stronach różnego rodzaju drzewa owocowe, których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują; każdego miesiąca będą rodzić nowe, ponieważ ich woda przychodzi z przybytku. Ich owoce będą służyć za pokarm, a ich liście za lekarstwo”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy.
W Jerozolimie zaś znajduje się Sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych.
Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: „Czy chcesz stać się zdrowym?”
Odpowiedział Mu chory: „Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny schodzi przede mną”.
Rzekł do niego Jezus: „Wstań, weź swoje łoże i chodź”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził.
Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: „Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża”.
On im odpowiedział: „Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź”. Pytali go więc: „Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź?” Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu.
Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: „Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło”. Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.
Bogu Najwyższemu i Jedynemu w Trójcy Świętej niech będzie cześć i uwielbienie za wszystkie łaski, jakich nam każdego dnia udziela ze swojej hojności, a wśród nich – za łaskę tego świętego czasu, tego Wielkiego Postu, który dane nam jest przeżywać. Wydaje się, że nie tak dawno go rozpoczęliśmy – Środą Popielcową – a już niedługo Wielki Tydzień i Święte Triduum Paschalne, i skończy się ten wyjątkowy czas! Tak szybko…
Dlatego trzeba nam się – by tak to ująć – mocno duchowo sprężyć, żeby go nie zmarnować, ale właśnie jak najlepiej wykorzystać dla duchowej pracy, która oby przyniosła trwałe i błogosławione owoce!
I temu właśnie również mają służyć Rekolekcje, które dziś wspólnie rozpoczynamy, a u progu których witam ponownie całym sercem Rodzinę parafialną w Rozkopaczewie, na czele z jej Proboszczem, Księdzem Stanisławem, któremu już dzisiaj serdecznie dziękuję za zaproszenie. Miałem przyjemność przeżywać z Wami Rekolekcje adwentowe i – szczerze powiedziawszy – nie planowałem prowadzenia już następnych, bo chciałem, żebyście ode mnie trochę odpoczęli… Ale wyszło, jak wyszło, dlatego jestem tu dzisiaj i mam nadzieję, że jakoś ze mną te dwa dni wytrzymacie. Ale obiecuję, że już w Adwencie będzie ktoś inny!
Czas, który mamy do dyspozycji w ramach tych Rekolekcji, jest bardzo krótki, bo liczy tylko dwa dni – dzisiaj i jutro – ale wierzę, że będzie to czas dobry i owocny. Jeśli się wszyscy o to postaramy! A do tego właśnie zachęcam – do takiej wspólnej, intensywnej i solidnej duchowej pracy: refleksji nad Bożym słowem, połączonej z modlitwą.
Sam osobiście także bardzo bym chciał ten czas przeżyć jako ważny dla siebie. Zwłaszcza, że po swoistym „maratonie” adwentowym, kiedy to miałem pięć tur Rekolekcji, teraz mam tylko Was, dlatego tym bardziej chciałbym te Rekolekcje potraktować także jasko swoje własne – jak czas refleksji i dobrych postanowień również dla siebie samego.
Będzie to zatem – mam taką nadzieję – nasza duchowa współpraca: nasza, pomiędzy sobą, oraz nasza z Jezusem. Zapraszam do tej współpracy – do tego, byśmy razem szukali tych myśli i przesłań, jakie Pan kieruje do nas w swoim Słowie, i razem wyciągali z nich wnioski dla siebie.
Jutro, na zakończenie rozważania, te wnioski zamienimy na końcowe postanowienie z Rekolekcji, które każda i każdy z nas, w ciszy serca, będzie mógł podjąć przed Jezusem. Tak samo, jak uczyniliśmy na zakończenie Rekolekcji adwentowych, bo każde Rekolekcje powinny kończyć się konkretnym postanowieniem. Zapewne wtedy takie podjęliśmy – i jutro będziemy mieli ponownie okazję ku temu.
Tymczasem, pochylamy się nad Bożym słowem, jakie liturgia Kościoła daje nam w tych dniach: dzisiaj i jutro. To chciałbym bardzo mocno podkreślić, moi Drodzy – i tej zasady trzymam się od zawsze, prowadząc kiedykolwiek, gdziekolwiek, jakiekolwiek rekolekcje – że właśnie Boże słowo tych dni, w których dane rekolekcje się odbywają, jest dla nas podstawą do refleksji. Zatem, nie dobieramy jakichś czytań do przygotowanych wcześniej kazań, ale dokładnie z tego Słowa, które odczytujemy dzisiaj i jutro, wyprowadzimy myśl do naszych rozważań.
Skoro bowiem takie właśnie, a nie inne czytania otrzymujemy w tych dniach, to na pewno nie jest to przypadek, a jest to dokładnie to Słowo, jakie Pan daje nam na te Rekolekcje. To jest właśnie to Jego przesłanie, z którym się do nas zwraca. Właśnie to Słowo – a nie inne. I dlatego właśnie to Słowo będziemy zgłębiać.
Aby zaś ta nasza refleksja była jakoś uporządkowana i nie była mówieniem o wszystkim naraz, proponuję główną myśl – hasło tych naszych Rekolekcji. Proponuję, aby było to zdanie, jakie usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, a dokładnie te słowa: PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA…
Jak pamiętamy, słowa te wypowiedział pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. I to właśnie on odpowiedział Jezusowi na to dziwne pytanie, jakie z Jego ust usłyszał: Czy chcesz stać się zdrowym? – tymi słowami: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny schodzi przede mną.
Mówimy o dziwnym pytaniu, bo – doprawdy! – jeżeli człowiek trzydzieści osiem lat leży, sparaliżowany swoją chorobą i robi, co może, aby się z niej dźwignąć, ale okazuje się, że nie za wiele może, bo kiedy już mógłby wejść do sadzawki po poruszeniu wody i odzyskać zdrowie, jednak to się od wielu lat nie udaje, to postawienie przez kogoś pytania, czy chce być zdrowym, może on uznać wręcz za prowokację! Bo kto nie chce być zdrowym?
Tylko jak to osiągnąć, skoro możliwe to było jedynie wówczas, kiedy nastąpiło poruszenie wody w sadzawce, ale trzeba było dokładnie wtedy do niej wejść! Cóż zrobić, kiedy o tym samym myśleli wszyscy chorzy, tam obecni – a było ich tam wielu obecnych… W takiej sytuacji bardzo by się przydał człowiek, który by wprowadził do sadzawki. Problem w tym, że takiego człowieka właśnie nie było. PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA… Tak mówi dziś sparaliżowany, tak brzmi hasło naszych krótkich Rekolekcji.
I oto dzisiaj spróbujmy spojrzeć na to hasło od tej strony, że to każdy z nas – ja i Ty – jesteśmy tymi potrzebującymi pomocy. Każda i każdy z nas potrzebuje pomocy, wsparcia, życzliwości… Potrzebuje podania pomocnej dłoni, potrzebuje poprowadzenia, względnie: podprowadzenia – do Jezusa, do Jego słowa, do Jego Sakramentów, do Jego Kościoła! I to właśnie zechcemy sobie dzisiaj uświadomić: każda i każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka! My jesteśmy tymi potrzebującymi.
Jutro natomiast przez chwilę uświadomimy sobie, że to każda i każdy z nas ma być dla innych takim człowiekiem, na którego czekają, którego wyglądają, na którego pomoc liczą. Dzisiaj słyszymy ową skargę na trudną osobistą sytuację – jako skierowaną do Jezusa! Zauważmy, o tym fakcie, że nie ma człowieka, na którego można by liczyć, został powiadomiony Jezus! Czyli – skarga do Boga na brak człowieka!
Moi Drodzy, to naprawdę dobry i właściwy kierunek! Tak trzeba po prostu robić: kiedy uświadomimy sobie ów brak człowieka, to nie przeklinajmy od razu całego świata i wszystkich ludzi, a szczególnie tych, na których rzekomo mogliśmy zawsze liczyć, chociaż faktycznie: kiedy najbardziej ich potrzebujemy, to ich najbardziej nie ma! Czasami naprawdę przydałaby się jakaś pomocna dłoń, a wtedy właśnie nie ma się do kogo zwrócić, bo wszyscy tak bardzo zajęci swoimi sprawami… Czasami chciałoby się z kimś pogadać, żeby po prostu zwyczajnie wysłuchał naszych problemów, naszych zmartwień – a nie ma się do kogo zwrócić, nie ma do kogo zadzwonić, bo albo nam samym jest jakoś głupio, żeby tak swoimi sprawami zaprzątać ludziom głowy (zwłaszcza, że mają swoje własne smutki i problemy), albo oni sami dadzą nam to do zrozumienia, że i bez naszych problemów mają się czym przejmować i czym zajmować…
A ileż to razy nie doczekaliśmy się pomocy, której słusznie moglibyśmy od kogoś oczekiwać, albo dotrzymania danego przez kogoś słowa. A ileż to razy doświadczyliśmy, że kiedy było nam najbardziej smutno i ciężko, to nie było przy nas nikogo – jakby zupełnie o nas zapomnieli. I to ci – podkreślmy to raz jeszcze – którzy powinni pamiętać. A chociażby ze względu na wdzięczność wobec nas za otrzymane dobro, albo związani z nami rodzinnie lub przez wieloletnią znajomość, a więc: nasze dzieci, nasze rodzeństwo, nasi przyjaciele (właśnie to także pokazuje, że nie można zbyt łatwowiernie używać określenia „przyjaciel”, nie rzucać tym słowem zbyt łatwo, zanim się tej przyjaźni nie sprawdzi); nasi współpracownicy, koledzy…
Ileż to razy przekonywaliśmy, że kiedy nam się dobrze powodziło, albo zajmowaliśmy jakieś wyższe stanowisko, albo dobrze staliśmy materialnie, to tych ludzi mieliśmy wokół siebie tak wielu. Ale kiedy się noga powinęła, kiedy się coś nie ułożyło albo nie udało; kiedy się naprawdę zdarzyło jakieś niepowodzenie albo nieszczęście – zostajemy sami… I cóż wtedy?
A wtedy od razu do Jezusa, ze słowami: PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA! A co On wtedy? A On wtedy tak, jak zawsze – bierze sprawy w swoje ręce. I rozwiązuje problem po swojemu. Zauważmy, jak wiele uczy nas dzisiejsze ewangeliczne wydarzenie: człowiek chory czekał na poruszenie wody. Jak i wszyscy chorzy tam obecni. Kiedy ono następowało, chciał wejść do sadzawki, ale to się za żadnym razem nie udawało. I tak od trzydziestu ośmiu lat. Trochę więc to trwało – nie ma co mówić!
Zresztą, słyszymy w Ewangelii, że Jezus, kiedy przyszedł tam i ujrzał owego człowieka – poznał, że czeka już długi czas… Zatem, Jezus doskonale zdawał sobie sprawę z powagi całej sytuacji – i z tego, że człowiek ów już miał naprawę wszystkiego dosyć! I że chyba naprawdę na ludziach się już na tyle zawiódł, że chociaż powiedział: PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA…, to jednak chyba nie za bardzo liczył na pojawienie się kogokolwiek, kto by mu podał pomocną dłoń. Dlatego zwrócił się do tego wyjątkowego i jednego Człowieka, Boga – Człowieka, Jemu powierzył swój problem…
A wówczas okazało się, że pomoc nadeszła – i to wcale nie taka, jakiej by się człowiek ów spodziewał. Bo Jezus nie wziął go za rękę, nie poczekał na poruszenie wody, po czym wprowadził do sadzawki, ale dokonał cudownego uzdrowienia. By tak to ująć: bez sadzawki! Tak, bo On – Jezus – nie był ograniczony czy to sytuacją, czy różnymi okoliczności życia, czy jedynie czysto ludzkimi sposobami rozwiązywani spraw…
Chociaż akurat tutaj trudno mówić o czysto ludzkim sposobie rozwiązywania spraw, bo jeżeli wszyscy czekali na poruszenia wody, aby do niej wejść i odzyskać zdrowie – to czy nie był to za każdym razem cud? Oczywiście, że był, ale Jezus i tego nie potrzebował, aby człowiekowi pomóc. Bo po prostu go uzdrowił. Nie trzeba było robić tysiąca kroków, albo dwóch tysięcy! Ani nawet jednego kroku. Należało tylko spełnić polecenie Jezusa, a więc wstać i pójść. O własnych siłach!
Można by zatem wyciągnąć wniosek, że tak naprawdę nie jest potrzebny człowiek, tylko Bóg, który sam wszystko załatwi i każdy problem rozwiąże. Tak, to prawda, to Bóg każdy problem rozwiąże! Ale On właśnie chce posłużyć się w tym dziele drugim człowiekiem. W przypadku owego chorego – tym Człowiekiem był sam Jezus, Bóg – Człowiek, Syn Boży. W wielu naszych codziennych sytuacjach raczej nie doświadczamy tego, że to On osobiście staje przed nami i dokonuje jakichś cudów.
Ale staje wśród nas, staje przy nas, podaje nam dłoń i prowadzi – przez drugiego człowieka! I nawet uzdrawia – szczególnie duchowo – przez drugiego człowieka: czy to przez kapłana w konfesjonale, czy w ogóle przez kogokolwiek, kto powie do nas dobre, szczere słowo i w ten sposób podtrzyma nas na duchu. To On sam tego dokona! Ale przez ludzi.
Także poprzez tych, którzy od dziecka prowadzili nas do świątyni, którzy uczyli nas wiary i modlitwy, którzy uczyli nas Boga. I poprzez tych, którzy dzisiaj o Nim świadczą, dzisiaj nam o Nim przypominają, dzisiaj nam o Nim odważnie mówią, dzisiaj są sami wykonawcami Jego dobra i Jego miłości względem nas.
Moi Drodzy, w tym momencie aż się prosi odwołać do pierwszego czytania i do tego przepięknego obrazu, jaki Prorok Ezechiel otrzymał w tajemniczej wizji. Oto – jak sam relacjonuje – podczas widzenia otrzymanego od Pana zaprowadził mnie anioł z powrotem przed wejście do świątyni, a oto wypływała woda spod progu świątyni… I dalej pisze: Gdy się odwróciłem, oto po obu stronach na brzegu rzeki znajdowało się wiele drzew. A on rzekł do mnie: „Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe. Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostaną przy życiu: będą tam też niezliczone ryby, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione…
Ta woda, wypływająca spod progu świątyni, to – najkrócej mówiąc – obraz Bożej łaski, jaka płynie do nas właśnie ze świątyni. Ale ta łaska nigdy by do nas nie dotarła, gdyby ktoś nas kiedyś nie przyniósł – jeszcze jako maleńkie dzieci – do świątyni, aby ta woda obmyła nas w Sakramencie Chrztu Świętego, a potem nie uczył nas tego, żeby tą łaską Bożą żyć na co dzień. A cóż zrobilibyśmy, gdyby nasi Rodzice nie wychowali nas i nie nauczyli życia, a nasi nauczyciele i wychowawcy w szkole nie przekazali potrzebnej wiedzy?
A cóż zrobiliśmy bez pomocy dobrego lekarza, mechanika, kierowcy w autobusie, pani w sklepie czy życzliwej osoby w urzędzie?… Zobaczmy, na każdym kroku, gdzie byśmy się nie ruszyli i nie obrócili – zawsze korzystamy z pomocy, posługi, wiedzy i fachowości, oddania i zaangażowania drugiego człowieka. Od tych spraw najbardziej duchowych i najważniejszych, jak wiara i życiowa postawa, aż po te sprawy najbardziej prozaiczne, jak zakupy w sklepie. Wszędzie tam potrzebujemy pomocy i posługi drugiego człowieka.
Wszędzie tam także – zauważmy i to – okazujemy zaufanie temu drugiemu człowiekowi! Bo jeżeli wsiadamy chociażby do autobusu, to mamy zaufanie zarówno do umiejętności kierowcy, jak i do tego, że w tym momencie nie jest on przemęczony, więc dowiezie nas bezpiecznie do celu, albo nie jest nietrzeźwy, dlatego nie spowoduje wypadku. Zauważmy, moi Drodzy, jak często oddajemy nasz los w ręce drugiego człowieka! Już nie mówiąc o tych sytuacjach najtrudniejszych i najgłębszych, kiedy prosimy tego drugiego o rozmowę, aby opowiedzieć mu o swoich problemach i poprosić o radę.
Zatem, drugi człowiek jest nam naprawdę bardzo potrzebny! Nie poradzimy sobie bez drugiego człowieka. Dlatego kiedy go przy nas nie ma, wołamy ze zbolałego serca: PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA… Ale – jak podkreśliliśmy to już sobie – to wołanie kierujemy właśnie do Pana, aby to On sam dał nam takich ludzi, którzy nas poprowadzą we właściwym kierunku, a nie sprowadzą nas na manowce grzechu, nie oszukają, nie wykorzystają… Dlatego naprawdę trzeba nam się modlić codziennie – o dobrych ludzi na naszej drodze, o prawdziwych, sprawdzonych przyjaciół, o świętych i mądrych przewodników, w tym także: o świętych i mądrych duszpasterzy. Trzeba nam się serdecznie modlić, by Pan nam zawsze takich dawał.
Ale trzeba nam się też modlić – a jednocześnie czuwać nad tym – by uchronić się przed takim przekonaniem, że ja to nie potrzebuję nikogo, bo ja sobie sam we wszystkim poradzę! Na zasadzie: „Umiesz liczyć – licz na siebie!” Moi Drodzy, trudno o większą arogancję, głupotę i fałsz!
Bo właśnie tu sobie przed chwilą wykazaliśmy, jak bardzo wiele wszyscy – od dziecka – zawdzięczamy innym i jak bardzo na co dzień jesteśmy na innych zdani. Dlatego taki człowiek, który rzekomo od nikogo niczego nie potrzebuje, bo sam sobie ze wszystkim poradzi, jeszcze tego samego dnia zasiądzie do śniadania i weźmie do ręki chleb, którego jednak sam nie upiekł. Albo inne produkty żywieniowe, nad których przygotowaniem się nie napracował…
I wiele innych okoliczności można by tu przywoływać, aby bardzo łatwo wykazać bezsensowność takiego myślenia. Bo my naprawdę – każda i każdy z nas – potrzebujemy drugiego człowieka. Dlatego o tego drugiego człowieka się módlmy, za tego drugiego człowieka się módlmy, za tego drugiego człowieka Bogu dziękujmy! Aby kiedy to nasze wołanie: PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA… dotrze do Bożego Tronu i otrzymamy ten dar – byśmy zawsze umieli go docenić i Bogu za ten dar – dar drugiego człowieka – podziękować!
******
Teraz natomiast, moi Drodzy – żeby nie sprowadzić całych Rekolekcji tylko do „gadania” Rekolekcjonisty, ale by przeżywać je jako nasze wspólne duchowe dzieło, o czym wspomniałem na początku – będzie zadana praca domowa. I to podwójna!
Pierwszym jej elementem będzie nasza wspólna modlitwa za te Rekolekcje i o ich owoce. Dlatego proszę, abyśmy ten czas wspierali naszą modlitwą. Proszę, abyśmy wszyscy intencje tych Rekolekcji dołączyli do naszych codziennych modlitw – tych, które zwyczajowo, codziennie odmawiamy. Bo przecież wiemy doskonale, że każdy z nas ma wypracowany jakiś swój własny styl modlitwy, jakiś swój osobisty sposób kontaktowania się z Bogiem – i ten styl jest najlepszy. To znaczy: najlepszy dla mnie. Bo jest mój.
On wcale nie musi odpowiadać mojemu sąsiadowi, mojemu znajomemu – on będzie miał swój styl, który dla niego będzie najlepszy. Bo będzie jego. Tak, Bóg z każdym z nas układa osobiste relacje. I właśnie w te relacje zechciejmy wpisać intencję naszych Rekolekcji.
Aby zaś zaznaczyć jedność pomiędzy nami, jako członkami tej rekolekcyjnej Wspólnoty, to proszę – tak, jak to było w Adwencie – abyśmy codziennie odmówili jedną, taką samą modlitwę, którą będę tutaj wskazywał. Obojętnie, o której porze dnia, ale tę jedną modlitwę wszyscy odmawiamy. Ja również! I – uwaga! – odmawiamy ją w domu, nie w kościele, właśnie dlatego, aby w naszych domach także było widać i czuć rekolekcyjną atmosferę. Czyli – przeżywamy Rekolekcje nie tylko w kościele, ale także w naszych domach.
Natomiast tam, w naszych domach, można – jak najbardziej to polecam – odmówić ją wspólnie z domownikami, albo z sąsiadem lub sąsiadką, zwłaszcza, jeśli są osobami samotnymi. Dzisiaj niech tą modlitwą, która nas zjednoczy, będą trzy dziesiątki Różańca Świętego, tajemnica pierwsza, druga i trzecia bolesna: Modlitwa Jezusa w Ogrójcu, Biczowanie Jezusa oraz Ukoronowanie cierniem Jezusa. Jutro będą dwa następne i Litania Loretańska. Tak zatem dzisiaj: trzy pierwsze tajemnice bolesne. W Adwencie były radosne – bo to Adwent – a teraz właśnie bolesne. W jakich zaś intencjach będziemy się modlić?
Chciałbym tu zaproponować takie cztery, stałe intencje rekolekcyjne:
►o błogosławione i liczne owoce duchowe tego czasu dla nas wszystkich;
►za Rekolekcjonistę i Spowiedników – o światło Ducha Świętego i odwagę w jasnym i konkretnym przekazywaniu Bożej prawdy;
►za tych, którzy mogą w tych Rekolekcjach uczestniczyć, ale z różnych względów nie chcą – często już od wielu lat – aby jak najszybciej zechcieli skorzystać z Bożego zaproszenia;
►i za tych, którzy chociaż bardzo chcą w nich uczestniczyć, to jednak nie mogą – z powodu wieku, stanu zdrowia czy innych, niepokonalnych przeszkód, uniemożliwiających im przybycie do świątyni.
Tych ostatnich szczególnie gorąco pozdrawiamy (przekażcie im te pozdrowienia w Waszych domach) i prosimy – zwłaszcza Starszych czy Chorych – aby chociaż cząstkę swego cierpienia, swego codziennego krzyża, ofiarowali w intencji tego czasu. Bardzo im za to już teraz dziękujemy. Niech uważają się za pełnoprawnych Uczestników tych Rekolekcji. Niech ten czas będzie i dla nich owocny!
Zatem, modlitwa za rekolekcje – to pierwsza część pracy domowej. Druga zaś – to konkretne zadanie do wypełnienia. I tutaj chciałbym prosić o to, byśmy okazali dobre, ludzkie serce komuś drugiemu, z naszego otoczenia. To będzie takie podsumowanie dzisiejszych rozważań, ale i wyjście do jutrzejszych.
Chodzi o to, byśmy komuś z naszego otoczenia – czy to z rodziny, czy z sąsiadów, czy komukolwiek – uczynili jakieś dobro: albo w czymś pomogli, albo coś podarowali, albo nawet odwiedzili, lub zadzwonili, i szczerze porozmawiali. A jeśli już nie będzie pomysłu na coś innego, to choćby kilka smsów można wysłać do przynajmniej trzech Osób z pozdrowieniami z tych naszych Rekolekcji, albo z jakimiś innymi pozdrowieniami.
Chodzi zatem o jakieś małe, ale konkretne dobro, jakie uczynimy komuś z ludzi, wśród których żyjemy, a do tego – bardzo o to proszę – chodzi też o to, aby to było dla niego niespodzianką. Czyli nie chodzi o taką rzecz, o którą on nas będzie musiał pięć razy poprosić – nie! Chodzi o niespodziewane dobro, jakie mu uczynimy.
To zadanie na dzisiaj – druga część pracy domowej. Czas na wykonanie: od powrotu do domu – do jutrzejszego naszego spotkania. Jutro sprawdzimy, jak się to nam udało…
Teraz zaś – by dopełnić tej rekolekcyjnej refleksji pierwszego dnia naszych spotkań – odpowiedzmy sobie w ciszy serca na kilka pytań. Oczywiście, tu nie będzie czasu na pełną odpowiedź, dlatego niech te pytania chociaż wybrzmią w naszych sercach, natomiast niech wrócą później, w ciągu dnia, a może na modlitwie wieczornej, albo przy rachunku sumienia, jaki będziemy przeprowadzali przed rekolekcyjną Spowiedzią.
Zatem:
►Czy – i jak często – modlę się o dobrych ludzi na mojej drodze życia?
►Jak często za nich dziękuję – i za wszystko, co mi uczynili?
►Jak bronię się przed przekonaniem, że sam sobie ze wszystkim poradzę i nikogo nie potrzebuję?
►Jak pomagam innym, aby i oni dostrzegli dobroć i pomoc ludzką w swoim życiu?
PANIE, NIE MAM CZŁOWIEKA… A tak naprawdę – dzięki Tobie – właśnie go mam! Dziękuję Ci za to! Dziękuję Ci za każdego dobrego człowieka, którego do dzisiaj stawiałeś na mojej drodze życia! I proszę – dawaj mi zawsze mądrych, dobrych i świętych ludzi…