Zobaczyć Niewidzialnego…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:

Ryszard Jaśkowski, mój Wujek, mieszkający w Olsztynie;

Ksiądz Doktor Ryszard Federczyk, Kapłan naszej Diecezji, od lat posługujący na Ukrainie;

Ksiądz Ryszard Andruszczak, emerytowany Dziekan Dekanatu Garwolińskiego;

Ksiądz Ryszard Kozieł, Proboszcz Parafii Świętej Anny w Białej Podlaskiej, gdzie przed tygodniem prowadziłem Rekolekcje.

Urodziny natomiast przeżywają:

Monika Kondej – Mama Janka, Autora poniedziałkowych rozważań na naszym blogu;

Magda Malinowska – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;

Wojciech Kubiak – także angażujący się w swoim czasie w działalność młodzieżową.

Życzę Świętującym ciągłego rozpoznawania obecności Jezusa w Ich życiu i wzmacniania z Nim kontaktu. Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj – odwrotnie, niż wczoraj – pozdrawiam Was z Lublina, skąd zaraz ruszam do Siedlec, gdzie od 10:00 do 15:00 będę na dyżurze duszpasterskim na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych, przy ulicy 3 Maja, natomiast o 19:00, w naszym Duszpasterstwie, Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele, a potem – adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy, do godziny 21:00. Jakby co, to zapraszam! Do osobistego udziału, albo do duchowej łączności.

Teraz natomiast zapraszam do zgłębienia przesłania, zawartego w dzisiejszym Bożym słowie. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie do mnie mówi – właśnie przez to Słowo, które dotyczy… słuchania Słowa! Co Pan do mnie konkretnie mówi? Duchu Święty, pomóż wsłuchać się i odkryć to ważne przesłanie.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa w Oktawie Wielkanocy,

3 kwietnia 2024., 

do czytań: Dz 3,1–10; Łk 24,13–35

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni prosił o jałmużnę. Ten, zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę.

Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy mu się powiedzieli: „Spójrz na nas”. A on patrzył na nich, oczekując od nich jałmużny. Piotr powiedział: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. Natychmiast też odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, skacząc i wielbiąc Boga.

A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.

On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.

Zapytał ich: „Cóż takiego?”

Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.

Na to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.

Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”

W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

Dwa bardzo znamienne wydarzenia opisuje nam dzisiaj liturgia Słowa. Czy podobne do siebie? W pewnym sensie tak… Oto tutaj i tutaj widzimy w akcji dwóch uczniów, przy czym w pierwszym czytaniu znamy ich imiona – to Piotr i Jan – w Ewangelii natomiast dopiero w dalszej części dowiadujemy się, że jednym z nich był Kleofas. A kto drugim? Tradycja wskazuje na Łukasza – tak też śpiewamy w pieśni wielkanocnej.

W pierwszym czytaniu widzimy uczniów idących do świątyni jerozolimskiej na modlitwę, w Ewangelii natomiast widzimy uczniów uciekających z Jerozolimy. Chociaż w końcówce Ewangelii słyszymy, że wrócili – i to jeszcze szybciej, niż z niej uciekali!

I teraz najważniejsze… podobieństwo?… A może jednak różnica? Bo oto w pierwszym czytaniu Jezusa z Apostołami w sposób fizyczny nie było. A jednak był bardzo realnie, skoro na słowa Piotra: Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! chromy zaczął chodzić. Przecież oczywistym jest, że swoją własną mocą Piotr tego dokonać nie mógł. To było ewidentne i namacalne działanie samego Jezusa! Ale nikt Go tam fizycznie nie widział.

Z kolei, uczniowie uciekający z Jerozolimy widzieli Człowieka, szli z Nim, rozmawiali, nawet zaprosili Go do stołu – a nie wiedzieli, że to był Jezus. Zatem, był z nimi w sposób fizyczny, ale oni Go nie poznali. Dopiero po łamaniu chleba… Czy więc podobne są do siebie te sytuacje, czy nie?

Można nawet odważyć się na postawienie pytania, kiedy Jezus był „bardziej” obecny: czy wtedy, kiedy fizycznie nie był widoczny, ale żył w sercach swoich uczniów, którzy pozostawali z Nim w stałym, intymnym, bardzo realnym i bardzo intensywnym kontakcie, czego wyrazem i znakiem były cuda, dokonywane przez nich Jego mocą – czy wtedy, kiedy szedł z innymi uczniami razem spory odcinek drogi, bardzo intensywnie z nimi rozmawiał, Pisma wyjaśniał, wskazywał na sens ostatnich wydarzeń, a oni Go nie rozpoznawali, czyli niejako On dla nich tam wówczas nie był obecny?… Która obecność jest bardziej… realna?…

Zapewne jedna i druga. Natomiast zestawienie obu tych historii daje nam jasno do zrozumienia, że w procesie spotkania się (spotykania się) człowieka z Bogiem; w procesie rozpoznawania obecności Jezusa i nawiązywania z Nim kontaktu – najważniejsze jest jest nastawienie serca człowieka. Bo można znaleźć się w warunkach, które – od ludzkiej strony patrząc – w ogóle nie sprzyjają chociażby praktykowaniu wiary, wyznawaniu wiary, nawiązywaniu kontaktu z Bogiem, a jednak ten kontakt nawiązać bardzo mocno i głęboko. Można znaleźć się w okolicznościach, które w żaden sposób nie będą wskazywały na obecność Boga lub ją umożliwiały – a jednak być z Nim bardzo blisko, dostrzec tę obecność pomimo wszystko.

A można doświadczać wręcz cudów, widzieć znaki działania Boga niemalże „na dłoni” – i przejść nad nimi do porządku dziennego, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Albo może inaczej: owszem, przejąć się tym na początku, nawet wzruszyć się i nawet być blisko Boga przez jakiś czas, ale szybko potem o tym zapomnieć i wrócić do swojego kieratu. Tak można – i tak można. Widzieć Niewidzialnego – i nie widzieć Widzialnego! Bo to wszystko zależy od nastawienia serca!

Bardzo czytelnie wskazuje nam na to dzisiejsze teksty biblijne – ale nie tylko dzisiejsze… Przypomnijmy sobie przypowieść Jezusa o bogaczu i Łazarzu. Kiedy już bogacz po śmierci znalazł się w otchłani, w której «męki cierpiał», czyli w piekle, prosił Abrahama, aby posłał kogoś ze zmarłych, czyli tych, którzy byli już w Niebie, aby poszli na ziemię i przestrzegli jego (czyli bogacza) braci, aby się opamiętali, zmienili postępowanie, żeby się też nie znaleźli w tym miejscu odrzucenia.

A wówczas Abraham nakazał im słuchać Proroków, czyli słuchać, czytać i zachowywać Boże słowo. Kiedy jednak bogacz upierał się, że tylko pokazanie się kogoś ze zmarłych może ich skłonić do nawrócenia, wówczas Abraham już decydowanie i bez ogródek stwierdził, że jeśli Bożego słowa nie słuchają i nie zachowują, to choćby kto z umarłych powrócił i stanął przed nimi – i tak nie uwierzą!

A potwierdzeniem tego jest historia wskrzeszenia Łazarza – oczywiście, innego od tego, o którym mówił Jezus. Łazarz, brat Marii i Marty, powrócił do życia na słowo Jezusa – na oczach tak wielu ludzi. Czy to spowodowało nawrócenie faryzeuszów i uczonych w Piśmie? Nie! Oni dalej pozostali w swoim uporze. I nic nie pomogło pojawienie się z zaświatów kogoś zmarłego. Nic to nie dało! A dlaczego nie dało? Bo tam serca były pozamykane i nieczułe na głos Boży, ani nawet na tak bardzo realną i widoczną, i doświadczalną – obecność Bożego Syna.

Dlatego też i wskrzeszenie umarłego człowieka nie wywołało żadnych skutków. No, może jedynie takie, że Żydzi szukali sposobu ponownego zabicia Łazarza – razem z Jezusem – bo z powodu tego wskrzeszenia wielu prostych ludzi zwróciło się ku Jezusowi.

I potem, w historii Kościoła, w wielowiekowej historii – a może lepiej powiedzieć: historiach spotykania się człowieka z Bogiem, docierania do Niego, jednoczenia się z Nim, rozpoznawania Go – cuda i znaki spełniały tę funkcję, jaką spełniały w trakcie ziemskiej działalności Jezusa, kiedy On sam ich dokonywał: funkcję pomocniczą, motywującą; miały za zadanie poruszyć serca, skierować uwagę na sprawy najważniejsze, ale na pewno nigdy nie zastąpiły wiary człowieka, kształtowanej w głębi w serca, w osobistym, wewnętrznym, intensywnym i intymnym kontakcie z Bogiem; wiary karmionej codzienną modlitwą i systematycznym czytaniem lub słuchaniem Bożego słowa, a nade wszystko: wzmacnianej intensywnym życiem sakramentalnym.

Dlatego tak ważnym jest, abyśmy i my – jak uczniowie z Emaus – rozpoznawali obecność Jezusa wśród nas i w nas przy łamaniu chleba. Czyli na każdej Mszy Świętej. A znaki – te drobne, jakich każdego dnia tak wiele otrzymujemy, oraz te większe i nadzwyczajne, które z woli Bożej możemy także otrzymać – niech ten nasz kontakt wzmacniają i utrwalają. Niech wzmacniają i utrwalają naszą wiarę!

Dzisiaj zaś prosimy o to, aby jak najbardziej wzmocnił i utrwalił naszą wiarę najbardziej niezwykły ze wszystkich Jezusowych znaków: Jego chwalebne Zmartwychwstanie!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.