Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Kamil Lewczuk, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Mu Pan błogosławi i prowadzi przez życie! Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, dziękuję Wszystkim, którzy byli z nami wczoraj na wieczornej audycji: którzy nas słuchali, pisali do nas, dzwonili i modlili się z nami. Szczególnie gorąco dziękuję Ekipie w studiu – za świetną atmosferę! Niech Pan będzie uwielbiony w tym dziele!
A ja dzisiaj wyruszam z Siedlec do Białej Podlaskiej, na kolejny pogrzeb znajomej Osoby. A potem przejeżdżam do Lublina, gdzie będę koncelebrował Mszę Świętą w Parafii Świętego Jana Kantego, głosząc Boże słowo. Także jutro, przez cały dzień, będę w tej Parafii głosił homilię.
Moi Drodzy, przypominam o pierwszej sobocie miesiąca.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
A poniżej – słówko Kacpra, któremu dziękuję za jego przygotowanie. Myślę, że dzisiaj dość intrygujące… Co o tym myślicie?…
Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem się zwraca? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota w Oktawie Wielkanocy,
6 kwietnia 2024.,
do czytań: Dz 4,13–21; Mk 16,9–15
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Przełożeni i starsi, i uczeni, widząc odwagę Piotra i Jana, a dowiedziawszy się, że są oni ludźmi nieuczonymi i prostymi, dziwili się. Rozpoznawali w nich też towarzyszy Jezusa. A widząc nadto, że stoi z nimi uzdrowiony człowiek, nie znajdowali odpowiedzi.
Kazali więc im wyjść z sali Rady i naradzali się. Mówili jeden do drugiego: „Co mamy zrobić z tymi ludźmi? Bo dokonali jawnego znaku, oczywistego dla wszystkich mieszkańców Jerozolimy. Przecież temu nie możemy zaprzeczyć. Aby jednak nie rozpowszechniało się to wśród ludu, zabrońmy im surowo przemawiać do kogokolwiek w to imię”.
Przywołali ich potem i zakazali w ogóle przemawiać i nauczać w imię Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy”.
Oni zaś ponowili groźby, a nie znajdując żadnej podstawy do wymierzenia im kary, wypuścili ich ze względu na lud, bo wszyscy wielbili Boga z powodu tego, co się stało.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Oni jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć.
Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli na wieś. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli.
W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.
I rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.
A OTO SŁÓWKO KACPRA:
Dzisiejsze czytanie oraz Ewangelia są z Nowego Testamentu. Wiemy, że zdarzenia z Dziejów Apostolskich były po Zmartwychwstaniu Jezusa, a więc już po tym wszystkim, o czym mówi dzisiejszy fragment Ewangelii według Świętego Marka. Widzimy, że dwaj uczniowie Jezusa – Piotr i Jan – odważnie głoszą Ewangelię, czyli dobrą nowinę o Zmartwychwstaniu Jezusa. Nasz Bóg daje im polecenie, aby szli na cały świat i głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu – i uczniowie to robią.
Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie wydarzyło się to od razu. Po śmierci Jezusa uczniowie byli przestraszeni i czuli się porzuceni. Co prawda, Jezus im mówił, że zmartwychwstanie, ale jakoś specjalnie nie byli wewnętrznie o tym przekonani. Mieli może nadzieję, że tak się stanie, ale wewnętrznie w to nie wierzyli. Pisze o tym zresztą Ewangelista Marek: W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.
Kiedy nastąpił punkt zwrotny, w którym uczniowie nabrali odwagi i zaczęli głosić Zmartwychwstanie Jezusa? Było to w Dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy to otrzymali Ducha Świętego. Wtedy tak naprawdę w pełni zaczęli żyć wiarą, a nie tylko nadzieją.
Tydzień temu miałem okazję być na audycji w Katolickim Radiu Podlasie, na zaproszenie księdza Jacka. Był to Wielki Piątek i audycja dotyczyła nadziei: czym jest, jak rozumiemy to słowo, czy da się połączyć Krzyż i nadzieję oraz wiele innych zagadnień związanych z nadzieją i Krzyżem. Serdecznie dziękuję za to zaproszenie oraz za szansę wypowiedzenia kilku słów, w związku z moimi przemyśleniami na powyżej opisane zagadnienia. Wspominam o tym dlatego, że chciałbym tutaj pokrótce podsumować, czym według mnie jest wiara, a czym jest nadzieja.
Apostoł Paweł nauczał, że wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy. Jak widzimy – wiara to swoista pewność. Bardzo wiele osób w dzisiejszych czasach żyje nadzieją, czyli takim oczekiwaniem na coś – licząc na to, że to się spełni. To oczekiwanie jest pełne niepewności. Zupełnie jak apostołowie – tuż po śmierci Jezusa. Liczyli na coś, ale nie byli tego pewni. Wręcz nie wierzyli – nawet pomimo tego, że kolejne osoby opowiadały im, iż ukazał im się Jezus.
My mamy obecnie dużo łatwiej – wystarczy otworzyć Pismo Święte i tam mamy odpowiedź na każde nasze pytanie. Dlaczego ludzie w ogóle nie czytają Słowa Bożego? Jesteśmy nauczeni, że mamy nie jeść mięsa w piątek, że trzeba pójść w niedzielę do kościoła i wielu innych religijnych aktywności. Ubolewam nad tym, że w pierwszej kolejności nie jesteśmy uczeni tego, że to w Słowie Bożym jest zawarta odpowiedź na to, jak żyć i co robić, aby być zbawionym.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii daje nam zadanie. Mamy głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. To znaczy, że nie tylko ludziom, ale i wszystkiemu, co żyje. Kontynuacja tego fragmentu jest jeszcze mocniejsza, ponieważ Jezus mówi: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie.
Przeczytajmy ten fragment ponownie – słowo po słowie. Czy Jezus mówi, że tylko wybrani będą mogli to robić? Czy Jezus mówi, że to jest zarezerwowane tylko dla Apostołów, bądź elitarnej grupy osób, które znały Jezusa tu, na ziemi? No, nie! Jezus mówi wprost: tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą. Znaczy to tyle, że nasza wiara ma moc sprawczą. Jezus daje nam ogromną moc, która oparta jest tylko i wyłącznie na naszej wierze.
Bardzo często spotykam się z stwierdzeniem, że czyjaś choroba to krzyż, który należy nieść dla Jezusa – tak, aby się łatwiej zbawić. Weźmy więc pod uwagę, to że Jezus nikomu nie odmówił uzdrowienia, dał każdemu moc uzdrawiania, jeśli tylko uwierzy w to. Mamy również wypowiedź Jezusa, w której mówi, że wystarczy uwierzyć w Niego i wyznać, że jest naszym Panem, a będziemy zbawieni. A to znaczy, że choroba – to nie krzyż. No chyba, że ktoś uważa, że Jezus – uzdrawiając – pozbawiał ludzi tej możliwości, aby trochę pocierpieli, a przez to mogli łatwiej się zbawić, ale o tym na pewno nie czytaliśmy w Biblii.
Krzyż, który należy wziąć i iść za Jezusem, to jest – innymi słowy – cały „pakiet” konsekwencji, które wiążą się z głoszeniem Ewangelii. Znaczy to, że będziemy prześladowani, że ludzie będą się z nas śmiać, że będą traktować nas niepoważnie, mogą wtrącać nas do więzienia, bądź próbować nas uciszyć. To jest ten krzyż, który mamy wziąć i naśladować Jezusa. I nie chodzi tu w żadnym wypadku o chorobę, czy cierpiętnictwo…
Skoro w raju nie ma cierpienia i chorób, to znaczy, że wszystko to nie pochodzi od Boga. A skoro nie pochodzi od Boga – to musi pochodzić od szatana. Nasze choroby, cierpienie i ułomności są konsekwencją grzechu, a nie tego, że Bóg zsyła na nas możliwość oczyszczenia się poprzez cierpienie tu, na ziemi.
Skoro Bóg jest miłością – czy to znaczy, że w jakimś tam stopniu daje jednak chorobę? Zupełnie nie. My, jako wierzący, mamy kłaść ręce i modlić się za chorych – tak, aby wyrwać ich z chorób. Dostaliśmy od Jezusa ten autorytet i moc, z którego mamy korzystać. Tylko skąd mamy wiedzieć, że mamy taką moc oraz że mamy to robić, jeśli nie czytamy Biblii.
Byłem świadkiem wielu uzdrowień, które dokonywały się poprzez modlitwę osób świeckich. Również z żoną często praktykujemy wzajemną modlitwę za siebie i nasze zdrowie. Mamy bardzo wiele świadectw uzdrowienia z przeróżnych dolegliwości. Modliliśmy się również nad naszym chorym psiakiem. Pośród wielu różnych dolegliwości miał niedoczynność tarczycy. Miesiąc temu robiliśmy mu badania hormonów i zaczęły mu się stabilizować. Obecnie nasza weterynarz potwierdziła, że psiak ma zupełnie zdrową tarczycę i nie potrzebuje leków.
To tylko kilka z wielu przykładów na to, że dla osoby, która żyje Biblią, wszystko jest możliwe – w Imię Jezusa Chrystusa. Jeśli będę miał możliwość kiedyś o tym opowiedzieć szerzej – czy to na blogu czy to na audycji – na pewno to zrobię.
Mamy, jako uczniowie Jezusa, zadanie do wypełnienia. Jest nim niesienie Ewangelii wszelkiemu stworzeniu. Możemy na początku być zdezorientowani i przestraszeni, jak Apostołowie. Może wydawać nam się, że obecny świat wręcz przygniata nas swoim przekazem, wartościami i nie mamy siły przebicia. Jeśli będziemy żyli w tym przekonaniu, to faktycznie tak będzie. Naszym zdaniem jest prosić Ducha Świętego o mocną i niezachwianą wiarę. Mamy iść pełni odwagi i mocy – i odbierać terytorium złemu duchowi. Mamy iść w Imię Jezusa, ponieważ On pokonał śmierć i szatana.
Słyszę wiele głosów, że w Kościele nie jest za dobrze, bo dużo osób rezygnuje i odchodzi. Słyszę, że bardzo dużo młodych ludzi żyje według innych wartości, niż te, o których mówił Jezus – i że nie bardzo mamy możliwość to zmienić.
Po pierwsze więc: jeśli nie mamy na coś wpływu to po co się tym przejmować? Po drugie: jeśli mamy na coś wpływ, to powinniśmy próbować – mimo wszystko. Po trzecie: jeśli staramy się to robić własnymi siłami, to faktycznie bardzo szybko możemy polec. Wszystko, co robimy, mamy robić dla Jezusa i na Jego chwałę.
Może być tak, że my – głosząc Ewangelię – dopiero siejemy ziarno, a plon będą zbierały przyszłe pokolenia. Nikt nie powiedział, że jeśli nie widzimy efektów naszej ewangelizacji, to ich nie ma. Nie ograniczajmy działania Boga na tu i teraz. To ziarno, które zasiejesz dzisiaj czy jutro – może wykiełkować za kilkadziesiąt lat w czyimś sercu. Myślę, że dopiero po śmierci dowiemy się tak naprawdę, ile dobra mogliśmy zrobić, a ile dobra udało nam się zrobić.
Jeśli Piotr i Jan zniechęciliby się po prześladowaniu przez Żydów, to kto wie, czy Ewangelia dotarłaby na krańce ziemi. Niech każdy z nas przemyśli słowa Piotra i Jana: Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy!
O Męce i Zmartwychwstaniu czytamy u wszystkich Ewangelistów. Ale żaden z nich nie pisze o spotkaniu Zmartwychwstałego Chrystusa z Matką.
Nawet Luca, któremu Maria opowiedziała o dziewiczym poczęciu i porodzie Dziecka, nie pisze o tym. Dlaczego Matka Boża mu nie powiedziała?
Jezus z krzyża widział, jak cierpi jego matka, więc pocieszył ją w szczególny sposób. To było bardzo osobiste spotkanie.
Maryja, podobnie jak w dniu Zwiastowania, była pogrążona w głębokich rozważaniach umysłowo-sercowych. Jednak teraz myśli są obciążone głębokim smutkiem po śmierci syna. Jezus, tak jak wtedy, nie chciał jej przeszkadzać i straszyć. Wszedł cicho, usiadł obok i objął ramiona tak, jak robił to jako dziecko. Maria początkowo myślała, że to Jan lub Magdalena przyszli podzielić się z Nią smutkiem. Dotknęła uściskających Ją dłoni i … natychmiast zrozumiałem, Kto to jest. Te ręce przytuliły ją więcej niż raz. Jezus nie musiał nic mówić, tak jak w dzieciństwie przytula Mamę. Maria Swoim Sercem zrozumiała, co wydarzyło się tego wczesnego ranka.
CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!
Mesjasz wypełnił to, co zostało obiecane grzesznym przodkom.
Ale dlaczego Maryja nie pobiegła do uczniów i nosicieli mirry z tą Dobrą Nowiną? Zostałaby uznana za Matkę zrozpaczoną żalem.
Dlatego sam Jezus postanowił to zrobić jako Nauczyciel, aby lepiej przygotować Uczniów do Wniebowstąpienia i wydarzenia Zesłania Ducha Świętego.
To, co mamy napisane w Ewangelii, to wiemy. Reszta – to tradycje. Albo domysły niektórych pisarzy katolickich (lub innych), lub kaznodziejów, głoszących kazania na ten temat. Czasami mam wrażenie, że te domysły jednak idą za daleko i są zbyt dużą fantazją…
xJ
To są moje myśli! Nie skopiowałam ich znikąd!
Pojawiły się u mnie, gdy na widok ikony „Deda szviloba” (o której pisała 31.03).
Chodzi o moją dotykowość, a ty ks. Jacek, pewnie zauważyłeś, że często piszę o przytulankach.
Chociaż słusznie zauważyłeś, tutaj nie czuję się dobrze.
Jestem gotowa do interakcji dotykowej z kotem ze schroniska. Tomasik wspiął się na moje kolana (specjalnie usiadłem na podłodze, aby łatwiej było wchodzić w interakcje z kotami), stanął na tylnych łapach, a przednimi delikatnie mnie dotykał, zsiadł z kolan, by chodzić wokół mnie, przytulając się do mnie, zaglądając mi w oczy, całując w policzek, mrucząc. Wychodziłem tylko po to, by ścigać się z Grayem, aby pobiec za szeleszczącą fioletową piłkę, pomogłem im zdobyć piłkę, jeśli gdzieś się przewróciła i nie mogli jej wyciągnąć.
Od takiej komunikacji mam tylko pozytywne emocje. Kot też. Jest sierocińcem i potrzebuje ludzkiej pieszczoty.
Kiedy mama chce mnie przytulić lub dotknąć, szarżuję na bok, krzyczę lub chowam się za zasłoną. Jednocześnie, gdy nie mogę zasnąć, proszę Matkę Bożą, aby mnie przytuliła i pomogła mi to zrobić. Z Jej uścisków lub dotyku nie szarżuję ani nie krzyczę na Nią z ich powodu.
Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, ale niewiele rozumiem z tego wpisu. Jeszcze raz proszę – nie piszmy o kotach!
xJ
Zastąpił program tłumaczący.
Pozwólcie, że wyjaśnię krótko i bez kotów.
Miałem na myśli to, że nie wszystko jest normalne w przypadku interakcji dotykowej.
Potrafię reagować dotykiem w kontaktach ze zwierzętami, ale nie w kontaktach z ludźmi.
Zwłaszcza, gdy mama chce mnie przytulić lub dotknąć; reaguję zdecydowanie negatywnie i wyrażam niechęć do akceptacji dotyku.
Czasem potrzebuję dotknięć i sama proszę o nie Matkę Bożą. Na przykład, gdy nie mogę spać. Jej dotyk nie wywołuje u mnie żadnych negatywnych reakcji.
Kiedy pisałam o kotach, chciałam po prostu podzielić się swoimi doświadczeniami z interakcji z nimi. Kocham zwierzęta, ich dotyk nie wywołuje u mnie obrzydzenia ani obrzydzenia. Pracuję jako niania dla kotów.
OK
xJ