O poczuciu humoru Pana Boga…

O

Szczęść Boże! Moi Drodzy, o dzisiejszych Solenizantach wspomnę jutro, bo już pędzę na nasze rekolekcyjne spotkanie, a potem na cały dzień wyjeżdżamy do Żułowa – to jest sto dwadzieścia pięć kilometrów od Kodnia – do Ośrodka dla Niewidomych. Wracamy wieczorem.

Atmosfera Rekolekcji po prostu świetna, pamiętam o Was w modlitwie! A Wy – pamiętajcie o mnie!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Niech zatem Pan przemawia do nas, niech kieruje swoje osobiste przesłanie do mojego serca. Duchu Święty – tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 2 Tygodnia Wielkanocy,

10 kwietnia 2024., 

do czytań: Dz 5,17–26; J 3,16–21

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Arcykapłan i wszyscy jego zwolennicy należący do stronnictwa saduceuszów, pełni zazdrości zatrzymali apostołów i wtrącili ich do publicznego więzienia.

Ale w nocy anioł Pański otworzył bramy więzienia i wyprowadziwszy ich powiedział: „Idźcie i głoście w świątyni ludowi wszystkie słowa tego życia”. Usłyszawszy to weszli o świcie do świątyni i nauczali.

Tymczasem arcykapłan i jego stronnicy zwołali Sanhedryn i całą starszyznę synów Izraela. Posłali do więzienia, aby ich przyprowadzono. Lecz kiedy słudzy przyszli, nie znaleźli ich w więzieniu. Powrócili więc i oznajmili: „Znaleźliśmy więzienie bardzo starannie zamknięte i strażników stojących przed drzwiami. Po otwarciu jednak nie znaleźliśmy wewnątrz nikogo”.

Kiedy dowódca straży świątynnej i arcykapłani usłyszeli te słowa, nie mogli pojąć, co się z nimi stało. Wtem nadszedł ktoś i oznajmił im: „Ci ludzie, których wtrąciliście do więzienia, znajdują się w świątyni i nauczają lud”. Wtedy dowódca straży poszedł ze sługami i przyprowadził ich, ale bez użycia siły, bo obawiali się ludu, by ich nie ukamienował.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do Nikodema: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.

I co możemy powiedzieć o historii, opisanej w pierwszym dzisiejszym czytaniu? Jakie skojarzenia wywołuje, jaką reakcję? Chyba trudno się nie uśmiechnąć… I nie popatrzeć z politowaniem na tę całą żydowską elitę, która tak miotała się w swojej nienawiści do Apostołów i do Jezusa, którego byli Apostołami i uczniami. A i tak się okazało, że ostatecznie wszyscy owi wielcy ówczesnego świata wyszli po prostu na głupców. Albo – mówiąc inaczej – zostali „wystrychnięci na dudka”.

I to zupełnie „na spokojnie”, bo przecież nikt ich nie chciał ośmieszyć. Anioł Pański, który w nocy przyszedł i tak „normalnie” i „zwyczajnie” wyprowadził Uczniów Pańskich na zewnątrz, na pewno nie miał – jako pierwszą motywację swego działania – zamiaru wykpienia «Arcykapłana i jego stronników», czy też «Sanhedrynu i całej starszyzny synów Izraela». Tak właśnie bowiem zostali dziś określeni ci, którzy przybyli uroczyście na sąd, mający rozstrzygnąć sprawę Apostołów i wydać na nich surowy wyrok, wyznaczając zasłużoną karę – a w ostatecznym wymiarze wszyscy zostali po prostu ośmieszeni.

Jednak nie taka – żeby to jeszcze raz wyraźnie powtórzyć – motywacja przyświecała Bogu, który posłał swego Anioła, aby tę sytuację rozstrzygnął, ale po Bożemu, a nie po „żydowskiemu”. Ta motywacja wyrażona została w słowach: Idźcie i głoście w świątyni ludowi wszystkie słowa tego życia. O to najbardziej chodziło. A nie o zrobienia „psikusa” Żydom. A że przy okazji wyszło, jak wyszło… No, cóż…

Ale to nie dlatego tak wyszło, że Bóg jest złośliwy i skoro natrafiła się okazja, to dociął swoim przeciwnikom. Nie, Bóg realizuje swój plan, a że czyni to z pewną dozą poczucia humoru, to inna sprawa. Bo akurat tego atrybutu – może nawet zbyt często nie podkreślanego w naszych wywodach i rozważaniach – nie można Bogu odmówić. Sami zapewne widzimy w swojej codzienności takie sytuacje, w których rozstrzygnięcie, jakie Bóg powziął dla rozwiązania tej czy innej sprawy – nieraz takiej, której rozwiązanie wydawałoby się nam wręcz niemożliwe – okazuje się tak proste, a do tego tak oryginalne, że naprawdę trudno nie usiąść i nie zacząć się serdecznie śmiać.

I tak jest w tym przypadku. Uśmiechamy się z oryginalności rozwiązania, natomiast ci, którzy zostali de facto ośmieszeni, pewnie się nie uśmiechali. Dzisiaj słyszymy, że bardzo spokojnie – ze strachu o własne życie – zakończyli całą sprawę. Ale co myśleli i czuli wewnętrznie?… Może lepiej, żebyśmy nie wiedzieli.

Natomiast na pewno cała sprawa jest dla nas wszystkich nauką – a dla tych, dla których trzeba, także przestrogą – że z Bogiem nie ma co „zadzierać”, nie ma sensu starać się Go przechytrzyć, bo i tak się nic na tym nie zyska. A tylko się skompromituje. Owszem, historia świata i Kościoła pokazuje nam wiele zabiegów ze strony przeciwników Boga, wiele uderzeń w Kościół, wiele zła i nienawiści, wymierzonej w Boże sługi. Wiemy też o całych oceanach krwi, męczeńsko przelewanej przez chrześcijan przez te wszystkie wieki. A i w samej Księdze Dziejów Apostolskich niemało jest opisów cierpienia uczniów Pańskich, a więc takich sytuacji, w których nie było im raczej „do śmiechu”. To prawda.

Natomiast prawdą jest, że ci, którzy stanęli po stronie Jezusa, za każdym razem – i to podkreślmy z całą mocą – okazywali się zwycięzcami! Na pewno, zawsze po tej drugiej stronie życia. Ale nierzadko – naprawdę, nierzadko – już po tej stronie życia, kiedy nawet po jakimś czasie, ale jednak okazywało się, że prześladowcy ponosili totalną, moralną klęskę, a prześladowani i rzekomo przegrani – okazywali się zwycięzcami.

I to stawało się niejako samo z siebie – nie dlatego, że ci prześladowani chcieli się odegrać na prześladowcach, albo na nich zemścić. Już Pan to za każdym razem sprawiał, iż cała sytuacja tak się układała, że przegrani okazywali się zwycięzcami.

W jakiś sposób wpisuje się to w słowa Jezusa, wypowiedziane w dzisiejszej Ewangelii: Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. I jeszcze: A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu. A skoro nie są dokonane w Bogu, to ich wykonawcy po prostu się ośmieszają. I albo od razu, albo na dalszą metę – zawsze przegrają.

Ci zaś, którzy trzymają się Jezusa, zawsze zwyciężą! Jego Zmartwychwstanie, które w tych dniach świętujemy, jest tego najmocniejszym i najbardziej wyraźnym potwierdzeniem!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.