Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Ojciec Franciszek Chrószcz – Oblat posługujący w Kodniu, a wcześniej wieloletni Misjonarz; Człowiek obdarzony niesamowitym poczuciem humoru i dystansem do siebie, wprowadzający we Wspólnocie kodeńskiej i w relacjach z ludźmi bardzo dużo pogody ducha i radości;
►Ignacy Sulowski – Syn moich Przyjaciół z Lublina, Żani i Łukasza.
Życząc ogromu łask niebieskich – zapewniam o modlitwie!
A ja dzisiaj – jak to w poniedziałek – odwiedzę wszystkie Wydziały i Akademiki z Ogłoszeniami, a potem Kodeń i Biała Podlaska – i spotkanie z Rodziną, i załatwienie kilku bieżących spraw. A w Kodniu – jak zawsze, to już wiecie!
Teraz zaś zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Dzisiaj moje słówko, bo Janek w tych dniach bardzo zajęty. Dlatego w tym tygodniu napisze w środę. A oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem właśnie do mnie się zwraca? Duchu Święty, tchnij!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 3 Tygodnia zwykłego, rok I,
27 stycznia 2025.,
do czytań: Hbr 9,15.24–28; Mk 3,22–30
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Chrystus jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.
Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.
A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili o Jezusie: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.
Wtedy Jezus przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.
W kolejnych fragmentach Listu do Hebrajczyków, odnajdujemy kolejne rozważania, dotyczące kapłaństwa Jezusa Chrystusa, tak bardzo różniącego się od kapłaństwa starotestamentalnego. Już w pierwszym akapicie czytamy: Chrystus jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.
A którzy to są ci wezwani do wiecznego dziedzictwa? Czy tylko jacyś wybrani, predestynowani, jacyś lepsi, albo „znajomi szefa”? Oczywiście, że nie! Każdy jest wezwany i zaproszony do tego, aby skorzystał z owoców zbawczej Ofiary Jezusa Chrystusa. Począwszy od tych, którzy żyli przed Nim. Można nawet powiedzieć, że cały Stary Testament czekał na tę Ofiarę i jej owoce, aby móc dostąpić spełnienia obietnicy – czyli osiągnąć zbawienie!
A w jaki sposób się to dokonało, to już słyszymy w kolejnych zdaniach dzisiejszego fragmentu Listu do Hebrajczyków, w pierwszym dzisiejszym czytaniu: Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.
Zatem, Ofiara Jezusa Chrystusa jest skuteczna i ostateczna, nie wymaga powtarzania, czy poprawiania. A to, że jest ona faktycznie wielokrotnie powtarzana na Ołtarzach całego świata, nie oznacza tylko jakiegoś biernego jej kopiowania czy odtwarzania, a dokonywanie się jej – w całej pełni i autentyczności – po raz kolejny na nowo. Starając się to wyrazić tak, jak tylko jesteśmy w stanie to wyrazić jako ludzie: Ofiara ta aktualizuje się, dokonuje się na nowo, ponad granicami czasu i przestrzeni.
Raz jeszcze powtórzmy: to nie jest powtarzanie tamtej pierwszej Ofiary – na zasadzie jakiejś jej inscenizacji teatralnej – ale to właśnie ta Ofiara, której Jezus dokonał, a która aktualizuje się, dokonuje się ponownie tu i teraz. Dlatego Autor Listu do Hebrajczyków mógł powiedzieć, że Jezus Chrystus raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.
Przypominamy sobie w tym momencie, że owo: na końcu wieków, oznacza wielokrotnie także wspominane w Nowym Testamencie «czasy ostateczne» – „ostateczne” w rozumieniu biblijnym – a więc czasy wypełnienia się obietnic mesjańskich. Czyli, to nie jest w sensie ścisłym i dosłownym koniec świata, to nie jest ów ostatni dzień, kiedy nastąpi ostateczne rozliczenie – te «czasy ostateczne», o których mówimy, trwają już ponad dwa tysiące lat. Ale u Boga – tam, w Niebie – czasu nie ma. Dlatego – przynajmniej w tej kwestii – ta sama miara została zastosowana w stosunku do nas, żyjących w doczesności: «czasy ostateczne» zostały niejako „rozciągnięte” na cały ten czas, jaki na świecie zapoczątkowało przyjście Jezusa Chrystusa i Jego zbawcza misja.
Sama ta misja jednak – i sama Ofiara zbawcza – w znaczeniu historycznym dokonała się jeden raz i nie będzie już powtórzona. Jezus raz jeden dokonał zbawienia człowieka, a teraz już od człowieka zależy, czy z tego otrzymanego daru skorzysta. Autor biblijny tak o tym dzisiaj mówi: A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują. Czyli w dniu ostatecznym.
Dlatego my, ludzie, powinniśmy wziąć sobie głęboko do serca te słowa i zawsze o nich pamiętać: postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd. Warto, naprawdę ciągle sobie to stwierdzenie przypominać, iż nasze życie na ziemi któregoś dnia zakończy się i już nie będzie powrotu. I z tym, co będziemy mieli na swoim „duchowym koncie”, staniemy przed Panem na sądzie. A wtedy nie da się już niczego cofnąć, odwołać, poprawić, skorygować. Raz konkretnie zamknie się czas naszego zasługiwania na tym świecie – a potem sąd (żeby użyć sformułowania z pierwszego dzisiejszego czytania).
Z tej prawdy powinny dla nas wyniknąć bardzo konkretne wnioski – dla naszego życia chrześcijańskiego! Jakie? A chociażby te, że zawsze powinniśmy być przygotowani na ten moment przejścia, bo przecież nie wiemy, kiedy on nastąpi, a on naprawdę przypieczętuje ten stan naszego ducha i sumienia, w jakim nas zastanie – przypieczętuje na całą wieczność! Bo postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd. I dlatego nie można sobie lekceważyć życia, nie można sobie lekceważyć Jezusa i Jego propozycji, do nas skierowanej; Jego zaproszenia, z jakim do nas wychodzi.
Wyrazem takiego lekceważenia – i złośliwego szukania „dziury w całym” – na pewno był ten absurdalny zarzut, jaki dzisiaj postawili Jezusowi uczeni w Piśmie: Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy. Jak słyszeliśmy, Jezus bardzo logicznie wytłumaczył im całą sprawę, wykazując absurd ich twierdzenia. I podsumował całość swojej wypowiedzi bardzo radykalnym stwierdzeniem: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego.
Jak wiemy z nauki katechizmowej, grzechy przeciwko Duchowi Świętemu – te główne i zasadnicze – to zuchwałość i rozpacz. Wykluczają one uzyskanie przebaczenia nie dlatego, że Jezusowi może zabraknąć cierpliwości, siły albo miłosierdzia, bo akurat te zasoby u Jezusa są nie do wyczerpania. Grzechy te nie mogą być odpuszczone dlatego, że sami ludzie tego nie chcą, zamykając swe serca na Jezusa i na Jego łaskę, w ogóle nie żałując za swoje grzechy, a wręcz świadomie je mnożąc!
Jak chociażby w tym przypadku, o jakim dzisiaj mówimy, kiedy to oskarżyli Jezusa o współdziałanie ze złym duchem – w celu wyrzucenia złego ducha! Po prostu, trudno wyobrazić sobie większy absurd! I złośliwość! I absolutne zamknięcie się na prawdę, na miłość, na dobre serce i dobrą wolę Jezusa. A jeżeli człowiek nie chce Bożych darów otrzymać – to przecież nic na siłę!
Powinien jednak pamiętać – zarówno człowiek, który tak postępuje, jak i każdy inny – że w naszym życiu i w naszych relacjach z Jezusem jest konkret, jest jakiś początek i jakiś koniec, jest jakieś ostateczne rozstrzygnięcie i konsekwencje słów i zachowań. W naszych relacjach z Jezusem, w kwestiach wiary i naszych moralnych wyborów, nie ma ciągłego: „Jakoś to będzie…”; „Zobaczymy, pomyślimy…”; „A to zależy…” – nic z tych rzeczy.
Zasada jest jedna i jasna: postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd.
A potem?…