Niełatwo przyznać się do grzechu…

N

… oj, niełatwo. Dobrze to pokazuje historia pierwszego w dziejach człowieka procesu, który Bóg przeprowadził po dokonanym przez niego grzechu. Zapraszam do refleksji. I życzę dobrego dnia!
                     Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 5 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Rdz 3,9–24;  Mk 8,1–10
Skoro pierwsi ludzie – jak słyszeliśmy wczoraj – dopuścili się nieposłuszeństwa Bogu i złamali Jego nakaz, to trzeba, aby za ten swój czyn odpowiedzieli. I dlatego dzisiaj jesteśmy świadkami pierwszego na ziemi procesu sądowego, w którym oskarżonym – niestety – stał się człowiek…
Bóg zwraca się najpierw do mężczyzny z pytaniem: Gdzie jesteś?To pytanie ma wielorakie znaczenie. Wyraża rozbicie owej pierwotnej harmonii, w której człowiek się znajdował, ciesząc się swoim miejscem na ziemi, swoim szczęściem, jakie go zewsząd otaczało… Skoro więc Bóg stawia pytanie: Gdzie jesteś?, to znaczy, że człowiek stracił orientację, zgubił kierunek swego życia, nie jest pewny swego miejsca, gdzieś się błąka… A gdzie się błąka?
Gdzieś daleko od Boga, oto bowiem nagle okazało się, że musi się przed Bogiem chować, zaczyna się Boga bać, wstydzi się Go… A Bógszuka człowieka – nie po to, aby się na nim zemścić, ale aby mu pomóc,aby mu podać rękę i wyprowadzić z tej złej sytuacji. Zauważmy zresztą, że od tego pierwszego w dziejach poszukiwania człowieka przez Boga, tak już będzie zawsze – i tak jest do dzisiaj: Bóg ciągle poszukuje błąkającego się po bezdrożach grzechu człowieka, aby mu podać rękę i pomóc powstać.
Kiedy zatem ukrywający się przed Bogiem człowiek został znaleziony, na pytanie: Gdzie jesteś?, odpowiada kłamstwem, że przestraszył się Boga, zawstydził się swojej nagości i dlatego się ukrył. Jednak Bóg od razu demaskuje jego nieudolną próbę kłamstwa, pokazującprawdziwe przyczyny takiego, a nie innego zachowania. Cóż wtedy mówi człowiek? Przyznaje się do winy? A skądże! Zrzuca na niewiastę!Pan Bóg zdaje się iść tym tropem, dlatego pyta niewiastę, dlaczego tak postąpiła. Niewiasta w odpowiedzi również nie przyznaje się do winy, zrzuca ją natomiast na węża.
Zatem Bóg do niego właśnie się zwraca i – zauważmy – już nie pyta go, dlaczego tak postąpił, ale od razu wydaje wyrok: wyrok potępienia.Bóg dobrze wie, że źródłem wszelkiego zła i grzechu jest szatan, dlatego to on zostaje skazany z całą surowością na odrzucenie i potępienie.Symbolicznym wyrazem tego jest wskazanie przez Autora biblijnego na naturalne zachowanie się węża, czyli jego pełzanie po ziemi – tutaj jest onosymbolem poniżenia, upokorzenia, jakiego ostatecznie dozna zły duch.
I jakkolwiek to on poniósł całą odpowiedzialność za grzech, który spowodował, to jednak i człowiek częścią tej odpowiedzialności został obarczony. Grzech bowiem był wynikiem wolnego wyboru człowieka.
Dlatego to niewiasta w bólach będzie rodziła potomstwo, a ten ból tonie tylko fizycznie odczuwalny trud porodu – dobrze znany każdej matce – ale też ból duchowy, spowodowany tym, że potomstwo to będzie skażone grzechem nienawiści, czego symbolem stanie się historia Kaina i Abla. Kobieta będzie ponadto podległa dominacji mężczyzny, który z kolei w trudach będzie zdobywał dla niej i dla siebie pożywienie, ciężko pracując na ziemi, nad którą według pierwotnego zamysłu Boga miał w pełni panować, a z którą teraz będzie się musiał zmagać… 
Tak zatem, Pan Bóg nie wymyśla dla człowieka jakiejś szczególnej kary. Pozwala mu tylko odczuć skutki jego własnego grzechu. Sam jednak daje człowiekowi obietnicę ostatecznego wyzwolenia z mocy złego ducha, czego dokona Potomek niewiasty, w którym wszyscy dopatrujemy się osoby Jezusa Chrystusa i Jego zbawczego dzieła. Jakkolwiek zatem człowiek, z własnej i wolnej woli bezpowrotnie pozbawił się pełnego szczęścia na ziemi – czego symbolem jest wypędzenie z raju – to jednakotrzymuje obietnicę pełni szczęścia w Niebie.
Zauważmy, Kochani, jak w tym wyjątkowym procesie rozłożyły się – jeśli tak można to nazwać – role procesowe. Bóg jest Sędzią, ale też obrońcą człowieka, bo przecież nie zniszczył go, nie odebrał mu życia, nie unicestwił w ogóle jego istnienia, dał mu szansę zbawienia, a więc powrotu do stanu pełnego szczęścia. Głównym oskarżonym i skazanym stał się szatan. A człowiek?
A człowiek, jakkolwiek zasiadł na ławie oskarżonych, tojednocześnie stał się prokuratorem, oskarżycielem – ale nie siebie,tylko drugiego! Ani mężczyzna, ani kobieta, nie przyznali się do swojego grzechu, tylko od razu zrzucali winę na kogoś drugiego. Skąd my to, Kochani, znamy? Czyż tak nie jest do dziś? Czyż to nie jest jakaś naturalna skłonność w człowieku?
Dobrze, że chociaż w Bogu ma człowiek obrońcę! Tak – obrońcę! Wręcz – przed sobą samym, przed swoim własnym grzechem! Bóg lituje się nad człowiekiem, sam go szuka, sam uprzedza nawet jego pragnienia, sam pierwszy dostrzega jego potrzeby – jak nam to pięknie pokazuje dzisiejsza Ewangelia, opowiadająca o zaspokojeniu głodu czterech tysięcy ludzi, słuchających Jezusa.
Kiedy oni sami trwali przy Jezusie i słuchali Go, zaspokajając w ten sposób głód duchowy, On sam zaspokoił ich głód fizyczny – sam zatroszczył się o to, co może komu innemu w ogóle nie przyszłoby do głowy jako sprawa ważna. Dla Jezusa była to sprawa ważna, a w ten sposób pokazał nam po raz kolejny, że Bóg zawsze trwa przy człowieku i jest konsekwentny w swoim pragnieniu dobra dla niego. Szkoda, że człowiek nie jest tak samo konsekwentny w trwaniu przy Bogu, a do tego jeszcze tak często nie chce się przyznać do zła, które popełnił.
W tym kontekście zastanówmy się:
  • Czy zawsze przyznaję się do zła, które popełniam, czy z zasady szukam winy u innych?
  • Czy moja Spowiedź to dobrze przygotowane wyznanie własnych grzechów, czy łatwe usprawiedliwianie się z nich?
  • Czy nigdy, nawet w najmniejszym wymiarze, nie idę na kompromis ze złem w swoim życiu?
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie, a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje, a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę!

1 komentarz

  • Drodzy Internauci, Czytelnicy bloga Gaudium et spes! W toku naszych rozważań nad tematyką jaką warto poruszyć na łamach bloga przyszła mi na myśl dyskusja na temat jedności Polaków, jedności w narodzie polskim. Obserwując to, co ma lub miało miejsce na przestrzeni ostatnich kilku lat zastanawiam się czy naród polski potrafi być jeszcze jednym narodem. Czy takie wydarzenia jak śmierć Jana Pawła II, powodzie, Smoleńsk, itd. nauczyły Polaków jedności, mądrości, czujności? Czy możemy powiedzieć, że my Polacy jesteśmy jednym narodem? Czy to, co obserwujemy wokół nas może świadczyć o jedności Polaków? Z uwagą przypatruję się zbliżającej się rocznicy wypadku polskiego samolotu w Smoleńsku i obchodami tego wydarzenia. Czy napewno choćby to, świadczy o solidarności Polaków? Gdzie są te "piękne" wypowiedzi polityków sprzed prawie roku? Gdzie stonowane słowa prezesa PiS-u J. Kaczyńskiego, posłów i senatorów wszystkich partii? Gdzie ta pokora, przebaczenie, pojednanie, jakie wydawać się mogło, towarzyszy polskiej scenie politycznej? Co się dzieje z polskim kościołem po śmierci Jana Pawła II? Czy jest dziś wspólny głos w kościele? Z uwagą patrzę na dzisiejsze wypowiedzi nt. abp J. Życińskiego. Oto ten, który przez wielu, również duchownych, był krytykowany, marginalizowany, dziś jest gloryfikowany. Powstaje zatem pytanie jak obłudny staje się ten świat, jak bardzo zagubiony. Jak bardzo władza, zarówno świecka jak i kościelna, przesłania to, co ważne – dobro człowieka, dobro naszej ojczyzny. Moi Drodzy, analizując to, co dzieje się dziś w naszym kraju pozostaje jedna tylko myśl, jedno zdanie, znane większości z nas – Quo vadis Polsko?

    ~Dawid, 2011-02-12 22:04

    Dziękuję za wpis i ciekawą propozycję. Odnoszę się do niej w niedzielnym wpisie wstępnym. Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za stałą obecność i aktywność na blogu!

    ~Ks. Jacek, 2011-02-13 11:52

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.