O poszukiwaniu największego Skarbu…

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dzisiaj Niedziela – Dzień Pański. Zachęcam do pobożnego i skupionego przeżycia Mszy Świętej, z przyjęciem Komunii Świętej. Zapraszam też do refleksji nad Bożym Słowem. W rozważaniu znajdziecie, Kochani, pewne wątki, które już pojawiły się ostatnio w piątkowym wpisie wstępnym. Nie jest to przeoczenie – celowo chciałem te ważne dla nas wszystkich sprawy zobaczyć także w blasku Bożego Słowa. 
        Na dzisiejszy dzień i na cały tydzień przesyłam moje kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek
17 Niedziela Zwykła, A,
do czytań:  1 Krl 3,5.7–12;  Rz 8,28–30;  Mt 13,44–52
Jak wiele jest człowiek w stanie poświęcić, aby zyskać skarb Bożego Królestwa? Człowiek, który znalazł skarb na roli, szybko ukrył go tam ponownie, ale jeszcze szybciej – zanim by się ktoś spostrzegł – zakupił tę rolę, oddając wszystko, co miał. Oddał wszystko, co miał, aby zyskać coś znacznie większego i nieporównywalnie ważniejszego!
Zauważmy, że on nie zastanawiał się, nie przechwalał na prawo i lewo swoim znaleziskiem. Gdyby bowiem pochwalił się owym skarbem, to – zgodnie z ówczesnym prawem – musiałby oddać go właścicielowi pola. Dlatego wolał kupić całe pole, aby go posiąść. Działanie to trochę podstępne, ale Jezusowi chodziło bardziej o podkreślenie zdecydowania owego człowieka i jego gotowości stracenia wszystkiego w celu zyskania czegoś, co ma wartość najwyższą.
Kolekcjoner pereł z kolei to swoisty ryzykant. Sprzedaje wszystko, aby kupić jedną perłę. Czy mu się to na pewno będzie opłacało? A może o wiele więcej straci? A jednak – sprzedał wszystko dla tej jednej…
Połów ryb to kolejne wyobrażenie Bożego Królestwa. Jednak to, co galilejscy rybacy czynili zaraz po zakończeniu połowu, a więc oddzielenie ryb dobrych od złych, w rzeczywistości dokona się na końcu czasów: wtedy to właśnie ludzie dobrzy zostaną wynagrodzeni szczęściem wiecznym, a udziałem złych stanie się płacz i zgrzytanie zębów, a więc jakieś trudne do wyobrażenia cierpienie odrzuconych i ich bezsilna wściekłość! Jednak owo potępienie spotka jedynie tych, których nie stać na poświęcenie czegokolwiek, aby móc osiągnąć wieczne zbawienie.
Powraca zatem pytanie, postawione na początku: jak wiele jest człowiek w stanie poświęcić, aby zyskać skarb Bożego Królestwa, skarb zbawienia? Właściwą odpowiedź w jakimś sensie podpowiada nam swoją postawą młody Salomon, który u początku panowania musiał niejako określić styl swoich rządów i wartości, które uzna za najważniejsze. O te najważniejsze wartości miał prosić Boga – tak sam Bóg mu polecił. I oto okazało się, że swoją prośbą temuż Bogu wręcz zaimponował!
Nie prosił bowiem o długie życie, o bogactwo, ani o zgubę nieprzyjaciół, ale poprosił o mądrość! Mówił do Boga: Racz […] dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła. Oto najważniejsza chyba umiejętność, jaką winien posiąść każdy człowiek: umiejętność odróżniania dobra i zła. Kochani, gdybyśmy wszyscy dzisiaj tę umiejętność posiadali i należycie się nią kierowali, to żylibyśmy w rzeczywistości po wielekroć szczęśliwszej, aniżeli ta obecna.
A Salomon o to właśnie poprosił i to otrzymał, zyskując w ten sposób sławę jednego z najmądrzejszych ludzi w historii. Do dziś mówimy o „salomonowej mądrości”, o „salomonowym rozwiązaniu” trudnej sprawy… Uczy on nas zatem wybierania tego, co ma wartość prawdziwą, wartość ponadczasową!
Kochani, wbrew pozorom, okazuje się, że i my także bardzo często stajemy w obliczu konieczności dokonania takiego wyboru. I to nie dlatego, że żyjemy w czasie jakiegoś prześladowania wiary. Niektórym bowiem może się wydawać, że tylko wśród prześladowań człowiek musi dokonywać takich, czy innych wyborów, opowiadając się po stronie wiary i bądź to ryzykując utratę swego życia, wolności, majątku czy wysokiej pozycji społecznej, bądź dosłownie tracąc to wszystko. Rzeczywiście, w obliczu prześladowań tak właśnie jest – i jest to bardzo widoczne, a ofiara, którą się składa, jest zwykle wielka, spektakularna…
Zwykle wtedy wiemy, kto jest prześladowcą i na czym ma polegać obrona naszej wiary; jaką trzeba złożyć ofiarę i z czym się to wiąże. Tak jest – raz jeszcze podkreślmy – w czasie prześladowań. A w czasie, w którym my obecnie żyjemy, a który uważany jest za czas spokojny, taki normalny, nie niosący jakichś wyraźnych zagrożeń – co wtedy? Czy w takich warunkach opowiadanie się po stronie wiary przychodzi łatwo? Czy skarb Bożego Królestwa, skarb zbawienia, o wiele łatwiej jest wówczas zyskać, mniej on kosztuje, nie zobowiązuje do aż takich ofiar?
Właśnie! Trzeba by się zapewne dokładnie przyjrzeć rzeczywistości, w jakiej żyjemy – naszej rzeczywistości – a wtedy łatwo przekonamy się, że nie jest to aż takie proste. Bo choć – faktycznie – nie grozi nam utrata życia, czy jakieś inne spektakularne straty, to jednak boimy się zbyt jaskrawo opowiadać się po stronie Chrystusa i Jego zasad w obawie o niekorzystną opinię u ludzi, albo o posądzenie o nienowoczesność, zacofanie czy nieatrakcyjność…
Kochani, my – chrześcijanie; my – katolicy; my – przyjaciele Chrystusa wciąż jeszcze czujemy się jacyś gorsi, zahukani, jacyś mniej ważni! My się ciągle jeszcze czegoś – zupełnie nie wiedzieć czego – obawiamy! I dlatego ci, którzy kłamią, którzy głoszą przeróżne bałamutne teorie w imię nowoczesności, czynią to odważnie i nic sobie nie robią z tego, że obrażają uczucia religijne, czy nawet takie zwykłe ludzkie poczucie godności swoich przeciwników.
Im wolno wszystko powiedzieć, im wolno wszystko napisać, im wolno – oczywiście w imię „polityki miłości” – obrażać biskupa, który przez kilkanaście lat był sekretarzem Jana Pawła II i Benedykta XVI, a teraz kieruje w trudnych warunkach Kościołem na Ukrainie! Im wolno nazywać światowej sławy Księdza Profesora z KUL–u nieukiem! Im wszystko wolno – bez żadnej odpowiedzialności, bez żadnych konsekwencji!
Oni się nie obawiają ośmieszać wartości, kpić z Dekalogu, oni pełnym głosem – bez cienia zażenowania – dopominają się o jakieś nadzwyczajne przywileje dla seksualnych dewiantów, żądają prawda do bezkarnego mordowania dzieci nienarodzonych, a coraz częściej – prawa do mordowania osób starych, bezsilnych, nieuleczalnie chorych… W imię swoiście rozumianej nowoczesności dopominają się o prawo do legalizacji związków osób tej samej płci, co jest zupełnym wynaturzeniem! Ale oni nie czują żadnego zawstydzenia, żadnego zażenowania!
Podobnie, jak nie czują go, gdy kłamią w żywe oczy i krętaczą przy sprawie Katastrofy Lotniczej, która to sprawa odsłania tyle dziwnych obszarów – co najmniej wątpliwych, o ile nie przerażających. Ale okazuje się, że w tej sprawie można każdą bzdurę wygłosić i podać ludziom teorie, które z żadnej strony nie trzymają się całości i przeczą zasadom logiki i zdrowego rozsądku, w imię twierdzenia, że jeżeli to, co twierdzę, jest niezgodne z rzeczywistością, to tym gorzej dla rzeczywistości!
I tak się właśnie twierdzi, ale – moi Drodzy – nie w tym jest największy problem! Nie w tym, że ludzie tego, czy innego pokroju, tak postępują, tak twierdzą, robią ludziom wodę z mózgu, kłamią w żywe oczy, obrażają tych, którzy mają odwagę myśleć inaczej, czy też – zaprzeczają wartościom. To jest oczywiście problem, ale po niektórych ludziach właściwie trudno się czego innego spodziewać. O wiele większy problem jest – jak się wydaje – w tym, że wszystkie te przejawy kłamstwa, bezczelności, arogancji i pychy nie spotykają się z naszym zdecydowanym sprzeciwem! Albo jest on zbyt słaby!
Kochani, my naprawdę mamy poczucie, że jesteśmy na jakiejś gorszej pozycji, że nam mniej wolno, że nam się lepiej nie wychylać, lepiej nie zabierać głosu… Myślimy sobie: A po co się narażać? A co to w ogóle da, co zmieni? Co to da, że ja się będę odzywać? Tylko wezmą mnie za wariata, tak jak tego, czy innego posła, który prowadzi rozpaczliwą wręcz walkę o prawdę i nie zważając na to, jak się go określa i co się o nim  mówi – drąży sprawę i stawia niewygodne pytania. Ale to on już taki jest, a mi – po co nowe problemy? Jakbym nie miał już ich wystarczająco dużo
I tak to sobie, Kochani, tłumaczymy, a nasz głos cichnie, a kłamstwo i chamstwo coraz bardziej się panoszy – i wydaje się, że nie ma na nie sposobu.
A tymczasem – jest sposób! Jest sposób! Ale trzeba, żebyśmy – począwszy od rozmów w gronie rodziny, czy z sąsiadami – odważnie zabierali głos i patrząc innym prosto w oczy, bronili prawdy! Właśnie – począwszy od tego swego najbliższego podwórka. Potem – w miejscu pracy. Ileż tam dyskusji na te tematy! Czemu wolimy milczeć, kiedy inni bez ograniczeń mówią, co chcą i wcale nie przejmują się tym, że nie mają racji, albo obrażają nasze uczucia religijne, nasze zasady, naszą wiarę? Czemu my wolimy milczeć?
A potem – już na szerszej płaszczyźnie – dlaczego nie dzwonimy do radia, do telewizji; czemu nie piszemy listów, maili, protestując przeciwko kłamstwu i nachalnie wpychanej nam do umysłów „jedynie słusznej racji” i „jedynie prawdziwej” teorii na wszystko? Dlaczego kupujemy szmatławe gazety, które od lat kłamią i obrażają nasze uczucia, nie licząc się w ogóle z żadnymi wartościami?! 10 kwietnia 2010 roku okazało się, że mogło nastąpić przebudzenie! Bo tego dnia nakład „Jedynie Słusznej Gazety” prawie w całości pozostał w kioskach. Po prostu – ludzie zobaczyli, jak przez tyle czasu byli oszukiwani! Tylko dlaczego to przebudzenie było takie krótkie?! Dlaczego znowu bierzemy do ręki te brudne gazety?!
Czemu wierzymy we wszystko, co nam mówią ze szklanego ekranu – zwłaszcza teraz, kiedy z mediów publicznych brutalnie powyrzucano dziennikarzy mających odwagę bronić prawdy? Jeżeli nie stać nas na słowo protestu, to chociaż bojkotujmy to kłamstwo i nie wierzmy w to, co nam się tak bezczelnie wciska do głów! I bierzmy do ręki katolickie gazety, oglądajmy katolickie programy i stacje, popierajmy je!
Nie wierzmy w to, co „jedynie słuszne media” mówią, że to mohery i oszołomy! A cóż oni biedni mają mówić, kiedy niezależni dziennikarze czarno na białym pokazują fałsz i korupcję, wszechwładnie ogarniające struktury państwa? Cóż oni biedni mają mówić, jak się bronić? Kiedy brakuje rzeczowych argumentów – bo skąd je wziąć?! – to trzeba zaatakować, ośmieszyć, nazwać moherem, dziwakiem, oszołomem
Kochani, my na to nie możemy pozwalać! My musimy dążyć do prawdy, żądać prawdy, dociekać prawdy, bronić prawdy! I prawa do prawdy! To jest nasz najświętszy obowiązek! To na tym dzisiaj polega zdobywanie skarbu Królestwa Bożego, skarbu zbawienia! Nie na oddawaniu życia w sposób bezpośredni, nie na ponoszeniu cierpień fizycznych. My dzisiaj mamy obowiązek poświęcić swój komfort psychiczny, swoją wygodę, swój tak zwany „święty spokój” i swoje miłe osobiste „ciepełko” aby bronić prawdy i wartości chrześcijańskich! Dzisiaj, w naszej polskiej rzeczywistości, to właśnie na tym polega zdobywanie Królestwa Bożego!
I odpowiedź na pytanie na początku postawione, a więc – jak wiele jestem w stanie poświecić dla zdobycia skarbu Królestwa Bożego, wyrazi się właśnie w odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu jestem w stanie bronić – na swoim podwórku, w swoim otoczeniu i także na szerszej społecznej płaszczyźnie – wartości chrześcijańskich i prawdy?! W jakim stopniu jestem w stanie opowiadać się po ich stronie?
I czy uczynię to odważnie, jednoznacznie, bezkompromisowo, patrząc innym prosto w oczy, bez strachu, bez poczucia niższości, bez kompleksów, za to z najgłębszym przekonaniem, że mam rację?! Bo jeżeli ja staję po stronie prawdy – to prawda jest po mojej stronie!Bóg z tymi, którzy Go miłują – jak pisze dziś Święty Paweł – współdziała we wszystkim dla ich dobra!
Dlatego też, Kochani, już dość tego strachu, dość tego nieznośnego kompleksu niższości, dość politycznej i innej poprawności! Już dość! Teraz trzeba prawdy! A zatem – odwagi! Nie lękajcie się! W górę serca!
Amen

4 komentarze

  • Każdego dnia czegoś poszukujemy.
    Szukamy czegoś z ubrania, czegoś na prezent, czegoś na stół, czegoś na wakacje, czegoś tylko dla siebie.

    Każdego dnia poszukujemy, miłości, Przyjaciela,życzliwych ludzi. Szukamy rzeczy wielkich i małych , zbędnych i koniecznych.
    Warto sobie postawić pytanie, czemu tak naprawdę podporządkowujemy swoje wysiłki, zabieganie, zaharowanie.
    Co obraca nasz kołowrotek.
    Czy mamy w swoim zyciu perłę, za którą bylibyśmy gotowi , jak tamten kupiec, oddać wszystko…..

    Dla Ciebie, dla Was, sam Chrystus jest skarbem , ukrytym w roli codzienności, codziennych dni , perłą którą kupiliście już w pierwszym pragnieniu wiary.
    My, zagubieni, zabłąkani wśród dni, jak w lesie, kiedy dziś wychodzimy na ich skraj , czy podnosimy ku Bogu krzyk dłoni pustych , czy ciszę dłoni, na którch leży jedna , wielka piękna perła ..
    Nie oszukujmy się,jeśli Go nie ma w naszych sercach, jeśli nie zasiadamy z Nim często do Wieczerzy,jeśli Go nie pragniemy , to Chrystus nie jest naszym skarbem. Nie mamy perły , jedyne co posiadamy , to krzyk dłoni pustych.

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • W codziennym życiu jak nam na czymś bardzo zależy to jesteśmy w stanie poświęcić dużo wolnego czasu i wysiłku, żeby to osiągnąć. Coraz bardziej naszymi "perełkami" teraz są pieniądze, władza, duży stan posiadania, czy też egzotyczne wakacje. Już gorzej jest z pozyskiwaniem Królestwa Bożego, bo chyba coraz trudniej jest nam oddzielić to co jest złe, od tego co dobre i nie chce nam się ciągle walczyć z grzechami. Żeby znaleźć tą doskonałą perłę, bez skazy trzeba czasu, trudu i zmęczenia. Więc nie lepiej być "letnim" katolikiem

    Urszula

  • Na Księdza zawsze można liczyc jeżeli chodzi o "mocną" homilię :).
    Świadectwo mojej żony: pracuje ona w jednym z gniazd lemingów – dużej instytucji finansowej :). Żarty ze zmarłego prezydenta, żarty z bólu jego żyjącego brata czy córki są "na porządku" dziennym. Można rzec: dzień bez jaj z Kaczora – to dzień stracony. Nie muszę wspominac, że wszystko to ludzie "wykształceni", na tzw. "poziomie" – cokolwiek by to miało znaczyc ;). Zona za każdym razem strofuje pajaców, zatem w jej obecności starają się "opanowac" – i chociaż tyle z tego pożytku, że obrazowanszczina wie, iż czasem trza się zamknąc! Ale o czym tu mowa, skoro staruszek zwany profesorem, który w ciągu kilku ostatnich lat marnotrawi swoją skądinąd piękną życiorysu kartę – potrafił użyc pojęcia "nekrofilii" w kontekście prezydenckiej kampanii wyborczej J.K.!
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Dziękuję Robertowi za tę wypowiedź. Właśnie o takie sytuacje chodziło mi w homilii. Dziękuję też za dwie piękne wypowiedzi o poszukiwaniu Skarbu… Cóż tu dodać? Sama prawda… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.