Jak przejść przez ucho igielne?…

J

Witam serdecznie i pozdrawiam – tym razem z Lublina. Dziękuję za wczorajsze piękne komentarze. To znaczy, wszystkie dotychczasowe były piękne, ale we wczorajszych odnalazłem wiele wspaniałych odniesień do wczorajszej Uroczystości i tego, jak jest Ona przez Was przeżywana. Podpisuję się pod prośbą o modlitwę o 20.00. Pamiętajmy o tej formie naszej duchowej łączności!
    A dzisiaj coś o wielbłądach i o igłach…
                Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Wtorek 20 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Sdz 6,11–24a;  Mt 19,23–30
Bardzo znamiennego porównania użył Jezus dzisiaj w Ewangelii: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego. Jeżeli przyjąć taką interpretację tych słów Jezusa, że nie chodzi tu dosłownie o ucho igły, ale o dość wąską i ciasną bramę w murach Jerozolimy, to okaże się, że wielbłąd przejdzie przez nią, ale – uwaga! – po pozbyciu się całego balastu z grzbietu i na kolanach! Bez balastu – i na kolanach…
Mówimy tu – co prawda – o wielbłądzie, wchodzącym przez ciasną bramę w murach Jerozolimy, zwaną uchem igielnym. Ale nie inaczej człowiek wejdzie do Królestwa Niebieskiego: na kolanach i po pozbyciu się zbędnego balastu. Zbędnego… Zatem, jak już z pewnością wielokrotnie rozważaliśmy, Jezusowi nie chodzi o to, żeby nic nie mieć i także absolutnie nie potępia tych, którzy mają dużo. Przecież mogli dojść do tego uczciwą pracą, często bardzo ciężką, a teraz jeszcze dają pracę innym! Dlaczego mieliby zatem zostać odrzuceni? Byłoby to bardzo niesprawiedliwe.
Nie! Jezus mówi o porzuceniu zbędnego balastu, albo też o porzuceniu przesadnego przywiązania się do rzeczy posiadanych, które same w sobie są dobre, ale które postawione w życiu na pierwszym miejscu, skutecznie odwrócą uwagę człowieka od tego, co najważniejsze. I niekoniecznie musimy tu mówić o rzeczach materialnych, o bogactwie wyliczonym w jakichś pieniężnych nominałach. To może być silne przywiązanie do jakichś zachowań, do sposobu myślenia, oceniania innych… To mogą być jakieś przekonania, z którymi nie ma dyskusji, bo są „absolutnie najlepsze”! Naturalnie, rzeczy materialne, niewłaściwie traktowane, też mogą tu być zaliczone…
I oto w kontekście tego pouczenia Jezusa Piotr zadaje takie bardzo proste i naprawdę takie bardzo ludzkie pytanie: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? To tak, jakby zapytał: No dobrze, zrobiliśmy jak chciałeś – ale co my teraz z tego mamy? Kazałeś nam pozbyć się tego, co ziemskie – tak zrobiliśmy. Ale czy w związku z tym nie wyszliśmy – mówiąc brutalnie – na głupców? Na ludzi naiwnych?
Jezus nie obraża się o to pytanie, chociaż było ono – powiedzmy sobie szczerze – „do bólu” bezpośrednie! Nie obraża się, ale odpowiada, że to wszystko będzie zwrócone w formie duchowego bogactwa, duchowej nagrody, wartości nieprzemijających! Trzeba tylko Jezusowi zaufać, uwierzyć w to, że nie chce On swoich uczniów – mówiąc kolokwialnie – „wyprowadzić w pole”, ale że ma dla nich bardzo realną i wiarygodną propozycję.
Takiego samego zaufania od Gedeona oczekiwał Bóg, gdy powoływał go na wodza Izraela w trudnym dla Narodu Wybranego położeniu: w obliczu ciągłego zagrożenia ze strony Madianitów. Tymczasem Gedeon – jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu – to człowiek wyjątkowo nieufny! Niemal wątpił w działanie Boże, które kiedykolwiek mogłoby przyjść Izraelowi z pomocą. Stąd seria pytań, jakie stawia. Jednak Bóg stopniowo przekonuje go do swego planu, a nade wszystko – do swojej stałej obecności przy nim i do tego, że to On sam, Bóg jedyny, będzie w rzeczywistości walczył za Izraela. Tym zapewnieniom dopiero stopniowo Gedeon daje się przekonać.
Piotr i Apostołowie też dali się Jezusowi przekonać. Jakkolwiek nic o tym nie mówi dzisiejsza Ewangelia, to jednak wiemy, że wybrali propozycję swego Mistrza i według niej ułożyli całe swoje życie!
Niech ich postawa oraz owo stopniowe przekonywanie się Gedeona do Bożych zamysłów będzie dla nas zachętą, byśmy zrzucili z barków cały balast ludzkich zabezpieczeń i czysto ludzkich sposobów na poradzenie sobie ze wszystkimi problemami, a także przywiązania do rzeczy materialnych – a zaufali Jezusowi, który da nam dużo więcej w sferze ducha i sam będzie walczył za nas, sam będzie rozwiązywał nasze problemy.
Cóż zatem mamy robić? Po prostu – oby się nikt teraz nie obraził! – jak te wielbłądy z dzisiejszej przypowieści: zrzucamy zbędny balast i na kolana! Wtedy bez problemu przejdziemy przez ucho igielne do Królestwa Niebieskiego!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Co konkretnie robię, aby pozbywać się zbędnego balastu, zalegającego na moim sercu?
·        Czy w obliczu wątpliwości umiem tak, jak Gedeon i Piotr, stawiać Bogu szczere i bezpośrednie pytania?
·        Czy nie przyjmuję postawy typowego „cwaniaka”, który uważa, że poradzi sobie sam ze wszystkimi życiowymi problemami?
Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich – pierwszymi.

3 komentarze

  • Uważam, że bogactwo samo w sobie nie jest grzechem, jeżeli zdobyliśmy je pracując uczciwie i potrafimy mądrze je wykorzystywać, a jeszcze jak mamy czas dla Boga, dla siebie, rodziny – to jest w porządku. Jeżeli jednak dla człowieka majątek jest jedynym celem w życiu, a pieniądze są pokusą do złego, to bogactwo staje się grzechem. I tu jest problem. Dobrze, że Bóg dał człowiekowi wolną wolę i każdy z nas odpowie kiedyś przed Nim za siebie i swoje czyny. A tak w ogóle, jeżeli najpierw zaspokoimy swoje potrzeby duchowe, to cała reszta na pewno się ułoży.

    Urszula

  • '' Jak przejść przez ucho igielne?… ''

    Wystarczy '' tylko'' spełnić niezwykle trudne warunki dla zwykłego śmiertelnika. Człowiek bogaty, musi się sporo natrudzić , by pieniądz nie przesłonił ludzi, wśród których przyszło mu żyć.

    Człowiek wierzący, oddaje wszystko Bogu, i przyjmuje wszystko co Bóg daje.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Pełna zgoda z obiema wypowiedziami! Rzeczywiście, człowiek bogaty musi się sporo natrudzić, żeby nie dać się zmanierować swemu bogactwu. Podobnie jak człowiek pełniący jakąkolwiek władzę – musi naprawdę być rozwinięty duchowo, bo inaczej "woda sodowa" uderzy mu do głowy! Nie ma siły! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.