O tym, jak rozpoznawać czas swego nawiedzenia…

O

Szczęść Boże! Dzisiaj wspominamy Świętą Elżbietę Węgierską. Tak sobie pomyślałem, żebyśmy prosili ją dzisiaj, by wyjednała nam u Boga łaskę takiego dobrego poruszenia, jakie ostatnio dokonało się w jej ojczyźnie, a jakie bardzo przydałoby się Polsce. Życzę wszystkim Bożej łaski i dobrych natchnień na cały dzisiejszy dzień!

                Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Elżbiety Węgierskiej,
do czytań:  1 Mch 2,15–29;  Łk 19,41–44
Patronka dnia dzisiejszego, Elżbieta, urodziła się w 1207 roku, w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy – siostry Świętej Jadwigi Śląskiej. Gdy miała zaledwie cztery lata, została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Wychowywała się wraz z nim na zamku Wartburg. Wyszła za niego za mąż – zgodnie z zamierzeniem swojego ojca – dopiero dziesięć lat później, w roku 1221, mając lat czternaście. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci.
Po sześciu latach, w 1227 roku, Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej we Włoszech. Tak więc Elżbieta została wdową mając lat dwadzieścia. Zgodnie z tamtejszym prawem spadkowym, musiała opuścić wraz z dziećmi Wartburg. Zamieszkała zatem w Marburgu, gdzie ufundowała szpital, w którym sama chętnie usługiwała. Całkowicie oddała się wychowaniu dzieci, modlitwie, uczynkom pokutnym i miłosierdziu. Jej spowiednikiem był Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja, człowiek bardzo surowy. Prowadził on Elżbietę drogą niezwykłej pokuty.
W 1228 roku złożyła ona ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła jako jedna z pierwszych habit tercjarki Świętego Franciszka. Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku.
Sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Konrad z Marburga napisał jej żywot i zwrócił się do Rzymu z formalną prośbą o kanonizację. Papież Grzegorz IX bezzwłocznie wysłał komisję dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać przy jej grobie. Stwierdzono wówczas około sześćdziesięciu niezwykłych wydarzeń. Sprawę poparło też kilku biskupów. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, Papież Grzegorz IX, w dniu 27 maja 1235 roku, ogłosił uroczyście Elżbietę świętą.
            A oto relacja wspomnianego przed chwilą Konrada z Marburga o naszej dzisiejszej Patronce: „Odtąd Elżbieta coraz bardziej zaczęła jaśnieć cnotami. Całe życie była pocieszycielką ubogich – teraz poświęciła się całkowicie opiece nad potrzebującymi. W pobliżu jednego ze swych zamków poleciła zbudować szpital, w którym zgromadziła wielu chorych i słabych. Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.
Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. W tym wszystkim podtrzymywał ją błogosławionej pamięci małżonek. Na koniec, po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.
W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. Następnie skoro zrozumiała, że mogłyby ją uwieść sprawy świata oraz ziemski przepych, którego doznawała otoczona szacunkiem za życia małżonka, wbrew mojej woli udała się do Marburga. Tu zbudowała szpital i zgromadziła chorych i ułomnych. Zapraszała do swego stołu najbardziej ubogich i pogardzanych.
Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca.
Przed śmiercią wysłuchałem jej spowiedzi. Kiedy zapytałem, jak rozporządzić majątkiem i sprzętem domowym, odparła, że wszystko, co jeszcze wydaje się posiadać, należy do ubogich. Prosiła też, abym rozdał wszystko, z wyjątkiem zwykłej tuniki, którą miała na sobie i w której chciała być pochowaną. Po wydaniu tych rozporządzeń przyjęła Ciało Pana. Następnie, aż do godzin wieczornych, mówiła dużo o tym, co najpiękniejszego usłyszała w kazaniach. Wreszcie polecając Bogu z największą pobożnością wszystkich obecnych, jak gdyby zapadając w łagodny sen, oddała ducha.” Tyle z relacji kierownika duchowego naszej Świętej.
A my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego na dzisiejszy dzień, widzimy Jezusa płaczącego nad Jerozolimą, miastem świętym – miastem, które jednak nie rozpoznało czasu swego nawiedzenia… Jezus zapowiada surową karę za to odstępstwo. Zupełnie inną postawę prezentuje Matatiasz, o którym mówi pierwsze czytanie. Ten prawy człowiek zdecydowany był bronić nienaruszalności Prawa Bożego i obyczajów ojczystych nawet, gdyby się miało okazać, że wszyscy wokół zlekceważyli przymierze z Panem.
Patronka dnia dzisiejszego żyła krótko na świecie: dwadzieścia cztery lata. A jednak dobrze rozpoznała czas swego nawiedzenia, w pełni wykorzystała czas dany przez Pana. Dużo dzisiaj usłyszeliśmy o jej życiu aktywnym, a z drugiej strony – bardzo skupionym i wyciszonym. Możemy powiedzieć, że dla chwały Bożej nie zmarnowała ani jednego dnia: pozostała wierna surowej pokucie i wyrzeczeniu się wszystkiego, co miała, w ten sposób stając się wzorem świętości i wspaniałym przykładem do naśladowania.
Niech i dla nas postawa Elżbiety będzie konkretnym wzorem, jak rozpoznawać czas swego nawiedzenia i jak wykorzystać go w pełni, nie marnując dla Boga ani jednego dnia!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy każdy dzień staram się mądrze zaplanować i w pełni wykorzystać?
·        Czy ze swoimi dobrymi postanowieniami nie czekam na później?
·        Czy poszukuję ciągle nowych sposobów na to, by zrobić coś dobrego?
O, gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi!

4 komentarze

  • A mi pomimo tej świętości szkoda jest jej dzieci, które nie miały matki 😉 (nawet jak na ówczesne standardy). Wiem, nie mogę się wyzwolic z rodzinnych więzi, które trzymają mnie przy ziemi ;). Często mam jednak w głowie sens słów z kazania ks. Zielińskiego: jeżeli będziemy wypełniali Boże słowo i nakazy prawa i byli nie wiem jak dobrzy w tym wszystkim, a i nawet dobrzy dla bliźnich lecz zatracali miłośc najbliższych – to jest to w sumie kiepskie rozwiązanie :).
    "Jej spowiednikiem był Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja, człowiek bardzo surowy" – użył ks. Jacek dośc miłego opisu co do tej mało sympatycznej osoby :).
    Pozdrawiam
    Robert

  • Trochę nie rozumiem w jakim sensie dzieci nie miały matki… Bo z życiorysu wynika, że Elżbieta oddała się wychowaniu dzieci, poświęcając się jednocześnie innym dziełom. Wspomniałem o tym w rozważaniu Nie da się pogodzić jednego z drugim? A co do stwierdzenia Księdza Zielińskiego, to w pełni się z nim zgadzam. Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.