Gdy Bóg jest człowiekowi… niepotrzebny…

G

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pierwsza wakacyjna niedziela… W Celestynowie dzisiaj wielka uroczystość – o godzinie 12.00 sprawowana będzie liturgia w obrządku grekokatolickim, której będzie przewodniczył Władyka Benedykt Aleksiejczuk – Biskup diecezji lwowskiej obrządku grekokatolickiego. Z pewnością, będzie to wielkie i piękne przeżycie.
    A na głębokie przeżywanie Niedzieli przez Was wszystkich, Kochani, posyłam moje błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

13 Niedziela
zwykła, B,
do
czytań:  Mdr 1,13–15;2,23–24;  2 Kor 8,7.9.13–15;  Mk 5,21–43
CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI: 
Bóg
nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem
wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich
śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie
podlega śmierci. Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go
obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i
doświadczają jej ci, którzy do niego należą.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN: 
Bracia:
Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, we wszelką gorliwość, w
miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali. Znacie przecież
łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się
ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić. Nie o to bowiem idzie, żeby innym
sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz
dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych
niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za
wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA: 
Gdy
Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum
wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z
przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił
usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i
żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.
A
pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od
różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się
jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem
i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła,
a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest
uzdrowiona z dolegliwości. Jezus także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od
Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli
Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął?”
On jednak rozglądał się, aby ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta
przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed
Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię
ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”. 
Gdy
On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja
córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co
mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, tylko wierz”. I nie
pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i
głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie?
Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich,
wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł
tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha
kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała
i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał
im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Szczerze mówiąc, bardzo
podoba mi się ta dzisiejszy fragment Ewangelii według Świętego Marka, a
szczególnie – fakt uzdrowienia kobiety
cierpiącej na upływ krwi i okoliczności towarzyszące
temuż uzdrowieniu.
Oto bowiem na Jezusa z
każdej strony napiera ogromny tłum.
Jezus nie może swobodnie się poruszać. Nie może uczynić kroku, aż tu – nie
wiadomo skąd – pojawia się pytanie do uczniów: Kto dotknął się mojego płaszcza?
Trudno dziwić się reakcji uczniów, bo chyba wszyscy zareagowalibyśmy w ten sam
sposób: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: „Kto się mnie dotknął”?
A jednak Jezus wiedział, że
w całym tym tłumie była osoba, która – inaczej niż wszyscy – pragnęła dotknąć przynajmniej płaszcza Jezusa,
bo wiedziała, że to dotknięcie jest dla niej na wagę życia i śmierci, że od tego dotknięcia zależy cała jej
przyszłość. I dlatego, nie zważając na nic, skutecznie – mówiąc kolokwialnie – dopchała się do Jezusa i dotknęła Jego
płaszcza.
Pomimo tego, że warunki
zewnętrzne były jak najmniej sprzyjające; pomimo tego, że napór ludzi był
ogromny, to jednak właśnie w tych
warunkach doszło do osobistego spotkania Jezusa z potrzebującym człowiekiem.

Chora kobieta przyszła tam specjalnie do Jezusa, z nadzieją, że jej pomoże.
Jezus z kolei okazał swoje miłosierdzie konkretnie
jej – nie całemu tłumowi, który Go otaczał.
Ten tłum w niczym nie przeszkodził
Jezusowi, kiedy chciał okazać pomoc konkretnej osobie.
A to wszystko, co tu mówimy,
wyraźnie pokazuje, że dla Jezusa zawsze
liczy się konkretny człowiek. Jezus nigdy nie widział przed sobą tłumów,

czy – jak kto woli – mas pracujących, jakiegoś bezkształtnego zbiegowiska. Jezus zawsze widział i widzi przed sobą konkretnego,
pojedynczego, indywidualnego człowieka z jego przeżyciami, z jego historią, z
jego niezbywalną ludzką godnością, z jego dramatami i nadziejami.
Konkretnego
człowieka…
Nawet, jeżeli ten człowiek
pozornie ginie w tłumie – jak kobieta
cierpiąca na krwotok. Nawet, jeżeli ten człowiek jest albo bardzo ciężko chory, albo już umarł – jak córka Jaira. Jezus
zawsze pochyla się nad ludzkim losem i
kieruje swoją miłość do tego człowieka,
którego ma przed sobą, który się do
niego zwraca, albo w imieniu którego
zwracają się do Jezusa
– tak, jak w imieniu swojej córki zwrócił się do
Jezusa przełożony synagogi, jej ojciec. Jezus
ani przez chwilę nie zawahał się, ale przemierzył z nim drogę do domu,
a
tam – jak słyszeliśmy –  dokonał cudu wskrzeszenia.
W tym momencie jednak ktoś
mógłby postawić tu wątpliwość, że – oczywiście – bardzo ważną sprawą dla kobiety cierpiącej na krwotok było uzdrowienie. I
bardzo wiele na swoim uzdrowieniu
skorzystali inni,
obdarowani tą Bożą łaską. Ale co na tym zyskali ci,
którzy pozostali ze swoimi chorobami,
bo przecież wiemy, że Jezus wszystkich chorób nie usunął. I pomimo tego, że wskrzesił córkę Jaira, wskrzesił młodzieńca
z Naim
i parę jeszcze innych osób, o których wiemy – bo zdajemy sobie
sprawę z tego, iż wszystkie uzdrowienia i wskrzeszenia nie zostały zapisane na
kartach Ewangelii – pomimo tego wszystkiego uświadamiamy jednak sobie, że ci wszyscy ludzie kiedyś jednak umarli,
zeszli z tego świata. A więc jakie znaczenie ma to działanie Jezusa?
Myślę, że musimy na to
spojrzeć w kontekście pierwszego czytania, w którym słyszeliśmy takie oto słowa
z Księgi Mądrości: Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył
bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie:
nie
ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo
sprawiedliwość nie podlega śmierci. Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył
człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat
przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą
.
Właśnie! Jezus uzdrowił tylko jakąś część chorych i wskrzesił
tylko jakąś część zmarłych.
Ale włączając się w ludzkie cierpienie i
przyjmując śmierć, a potem – zmartwychwstając, dokonał czegoś znacznie
większego: wykupił ludzi z mocy śmierci
i dał każdemu człowiekowi szansę życia na wieki,
o ile tylko człowiek zapragnie
tego życia i przyjmie z ręki Jezusa dar zbawienia.
I choć pozostało cierpienie na świecie, to jednak my już wiemy, że ono może mieć głęboki sens i może nas
uszlachetniać, może nas zbliżać do Boga. I chociaż pozostała ta doczesna śmierć, i raczej nie słyszymy teraz o zbyt
częstych przypadkach wskrzeszeń, to jednak my chrześcijanie głęboko wierzymy,
że jest ona przejściem do tego stanu, w
którym już nie ma śmierci, tylko życie i radość na wieki.
A poprzez te pojedyncze
przypadki uzdrowień czy wskrzeszeń Jezus chciał pokazać, że swoje zaproszenie kieruje do każdego człowieka
indywidualnie i do każdego po imieniu adresuje swoją miłość.
Potrzeba
zatem, abyśmy w tym naśladowali naszego Mistrza i Nauczyciela. Jak to jednak
zrobić w praktyce?
Wydaje się, że cenną
podpowiedź daje nam Święty Paweł Apostoł, który do wiernych Koryntu, ale i do
nas, mówi w drugim czytaniu: Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim
ubogacić.
I z tej właśnie postawy Jezusa – jak zaznacza Paweł Apostoł –
ma wynikać konkretna postawa człowieka. Apostoł pisze: Teraz więc niech wasz dostatek
przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych
niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za
wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”.
Kochani! Oto wzór, jaki
mamy realizować w życiu: indywidualne
odniesienie do człowieka i świadczenie mu miłości w tych najprostszych,
codziennych sprawach.
Tak postępował Jezus, do takiej postawy zachęca nas
Apostoł. Tymczasem nie brakuje takich, którzy uważają się za przyjaciół ludzkości. Okazuje się
jednak, że przyjaciel ludzkości zwykle
nie jest przyjacielem człowieka.
I etatowi „uszczęśliwiacze ludzkości”,
organizatorzy szumnych i nachalnie
nagłaśnianych w mediach tak zwanych „akcji dobroczynnych”,
promują
zabijanie dziecka nienarodzonego i gorszą innych, zwłaszcza młodych, tak zwanym
luzem moralnym.
Dlatego to nie słowa i
wielkie hasła, lecz cierpliwie świadczona
– nie na pokaz – miłość konkretnemu człowiekowi w szarzyźnie codzienności

jest świadectwem tego, że moja miłość jest prawdziwa. A będzie ona prawdziwa
zawsze wtedy, gdy będzie stanowiła odpowiedź
na miłość Jezusa.
Tak bowiem, jak Jezus indywidualnie dostrzega i indywidualnie
kocha człowieka, wyszukując go nawet spośród wielkiego tłumu – widzi On każdego
indywidualnie, tak potrzeba, abyśmy i my wśród mnóstwa różnych ludzkich
autorytetów i wśród całego mnóstwa różnych propozycji na budowanie ludzkiego
szczęścia – wybrali tylko Jezusa i tylko
Jego propozycję.
Abyśmy tak, jak chora kobieta z dzisiejszej Ewangelii podjęli
wysiłek osobistego dotarcia do Jezusa –
pomimo wszystko i nieraz wbrew wszystkim!
Po prostu – aby Jezus był
nam potrzebny. Okazuje się bowiem, że my często jesteśmy przekonani o tym, iż wystarczamy sami sobie. I że wszystko,
co osiągnęliśmy, to tylko sami z siebie
i o własnych siłach.
To pewnie dlatego przedwczoraj, w dniu zakończenia
roku szkolnego, tak niewiele dzieci uczestniczyło we Mszy Świętej, a rodzice przyjeżdżali ze swymi dziećmi –
do kwiaciarni, ale nie do kościoła
.
Owszem, ważne są kwiaty i
ważne jest słowo podziękowania nauczycielowi. Trudno sobie wyobrazić, żeby go zabrakło.
Ale czyż można sobie wyobrazić, by słowa
wdzięczności zabrakło wobec Boga?
I takich oraz podobnych sytuacji można by
wyliczać jeszcze więcej, ale chyba nie o to chodzi. Chodzi natomiast o
uświadomienie sobie, jak wielkim dramatem jest sytuacja, w której Bóg poszukuje człowieka, a człowiek nie poszukuje Boga, bo Bóg
– jest mu po prostu niepotrzebny
… Człowiek nie potrzebuje swego Boga, bo sam
sobie ze wszystkim chce poradzić… Prawdziwy
dramat

2 komentarze

  • Czytając rozważania księdza Jacka, zauważyłam na przykładzie Jaira i jego córki, jak ważna jest modlitwa za drugiego człowieka. Kobieta, cierpiąca na krwotok, sama ubłagała Jezusa o zdrowie. Jair zrobił to w imieniu swojego dziecka. Módlmy się zatem jedni za drugich.
    Szczęść Boże
    Mirka

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.