Słowo Pańskie rozszerzało się i rosło!

S
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi Agnieszka Chmielewska (wcześniej: Piszcz), z którą mam przyjemność znać się już od czasów mojego pierwszego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym, gdzie była Ona aktywnie zaangażowana w działalność KSM; a także Agnieszka Szeląg, moja dobra Znajoma z Celestynowa. Obie Solenizantki – to Osoby niezwykle oryginalne i ciekawe, bardzo oddane swoim Rodzinom, a jednocześnie – bardzo otwarte na wszystkich wokół. Dziękując za świadectwo takiej właśnie postawy, oraz za życzliwość, której osobiście od każdej z Nich doznałem, życzę tego, o czym dziś wspominam w rozważaniu, a więc odwagi, pogody ducha i ciągłej inwencji twórczej w niesieniu innym Dobrej Nowiny o Jezusie Zmartwychwstałym! Zapewniam o mojej modlitwie w tych intencjach.
       A Wam, Kochani, za wasze modlitwy dziękuję i nadal o nie proszę. Bo nabożeństwo czterdziestogodzinne odbywa się zgodnie z planem i jest całkiem pobożnie, jednak Parafia na nasze duszpasterskie zaproszenia zareagowała – podobnie zresztą, jak przed rokiem – nijak… Czyli bardzo małym zainteresowaniem… Ale, cóż – cieszymy się nawet z tej małej garstki zaangażowanych, obecnych, rozmodlonych… Myślę, że to Oni właśnie trzymają „w pionie” całą Parafię.
      Pamiętam o Was w modlitwie w czasie osobistej adoracji Najświętszego Sakramentu…
                                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
4 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 12,24–13,5a; J 12,44–50
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Słowo
Pańskie rozszerzało się i rosło. Barnaba i Szaweł, wypełniwszy
swoje zadania, powrócili z Jerozolimy zabierając ze sobą Jana,
zwanego Markiem.
W
Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami:
Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który
wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł.
Gdy
odprawiali publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty:
„Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich
powołałem”. Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na
nich rąk, wyprawili ich.
A
oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji, a stamtąd
odpłynęli na Cypr. Gdy przybyli do Salaminy, głosili słowo Boże
w synagogach żydowskich.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
tak wołał: „Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w
Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie
posłał.
Ja
przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie
wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa
moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem
bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić.
Kto
gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego:
słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu
ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie
posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A
wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię,
mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział”.
Nazwano
uczniów chrześcijanami
– tymi słowami, zaczerpniętymi z
wczorajszego pierwszego czytania, oświetlamy sobie drogę naszej
duchowej pracy i pogłębionej refleksji, jaką podejmujemy w
naszej Rodzinie parafialnej, w ramach czterdziestogodzinnego
nabożeństwa.
I
wczoraj, w pierwszym jego dniu, zastanawialiśmy się nad tym, co
dla nas oznacza, że nazwani zostaliśmy chrześcijanami
i co
mamy robić, aby nasze chrześcijaństwo było wciąż żywe, wciąż
nowe, pełne entuzjazmu i zapału, a tym samym – apostolskie.

A
oto dzisiaj także pierwsze czytanie rozpoczyna się od akcentu
bardzo optymistycznego: Słowo
Pańskie rozszerzało się i rosło.

Potem
zaś otrzymujemy kolejną porcję informacji o działaniach,
podejmowanych we wspólnocie młodego Kościoła, a w tym także –
świadectwo niezwykłej, bo bardzo
bezpośredniej współpracy

Apostołów z Duchem Świętym. Słyszeliśmy taką oto relację: Gdy
odprawiali publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty:
„Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich
powołałem”. Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na
nich rąk, wyprawili ich.
Zauważmy:
to Duch
Święty ich powołał.

Wyraźnie zostało to powiedziane. A jednocześnie tenże Duch
Święty prosi Apostołów, aby zrealizowali Jego dzieło,

aby dokończyli to, co On sam zaczął już sprawiać. Może to nas
nawet trochę dziwi, bo mogłoby to sugerować, że Duch Święty nie
jest wszechmocy, jest w
jakiś sposób ograniczony przez człowieka;

że człowiek musi dopełnić dzieła, którego Duch Święty – z
jakiegoś powodu – dopełnić nie jest w stanie.
Oczywiście,
domyślamy się, a nawet jesteśmy pewni, że to zupełnie nie jest
tak, bo Duch Święty jest wszechmocy i w swoim działaniu w żaden
sposób nie
jest – i nie może być – w najmniejszym nawet stopniu
ograniczany.

Jeżeli jednak takie słowa, jakie słyszeliśmy, zostały
wypowiedziane, to zapewne dlatego, że to właśnie w
taki sposób Duch Święty włącza człowieka do współpracy.

On sam – Duch Święty – czyni ów pierwszy i zasadniczy krok,
daje swoje wsparcie, daje natchnienie i wewnętrzną moc, ale
to nie zastąpi
samego
człowieka
w jego działaniu.

Wolą
Bożą jest takie właśnie ustawienie całej sprawy: Duch Święty
pragnie
udziału człowieka

w działaniach, które On sam inicjuje i realizuje w Kościele.
Dlatego
to dzisiaj otrzymujemy takie
właśnie wskazanie,
abyśmy mogli zobaczyć, jak ścisła jest – a przynajmniej powinna
być – owa współpraca
człowieka z Duchem Świętym.
W
podobnym
tonie
Jezus dzisiaj mówił do tych licznych rzesz, które Go otaczały w
tracie Jego publicznej działalności. Mówił: Ja
przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie
wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa
moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem
bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić. Kto gardzi
Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo,
które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym.

Otóż,
właśnie: ścisła
współpraca

Jezusa ze swymi uczniami! I
chociaż w tych
słowach
Jezusa odnajdujemy raczej
ostrzeżenie
przed brakiem tej współpracy,

to jednak wyczuwamy, że Jezusowi bardzo zależy na tym, aby ona była
i rozwijała się.
Właśnie
w atmosferze takiej współpracy rozwijał się młody Kościół po
Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu swego
Mistrza.
Kiedy bowiem sam
Jezus prowadził swoją ziemską działalność, to głównie
On pracował:
głosił
Słowo, uzdrawiał, wskrzeszał, rozmnażał chleb, pocieszał, na
duchu podtrzymywał… Apostołowie i inni uczniowie przyglądali
się, słuchali, zapamiętywali, starali się jak
najwięcej z tego wszystkiego zrozumieć

– z różnym skutkiem zresztą…
Owszem,
od czasu do czasu i im dane było czegoś dokonać, coś zrobić –
na wyraźne polecenie Jezusa i zgodnie z Jego wskazaniami. Jednak
inicjatywa była cały czas po stronie Jezusa i większą
część pracy – jako rzekliśmy – to On wykonywał.
Kiedy
natomiast wstąpił do Nieba, przekazał tę inicjatywę w ręce
tych, którzy pozostali i którzy w Jego imieniu podjęli kontynuację
Jego dzieła.

Wsparci – co oczywiste – Jego mocą. Nie miała zaś miejsca taka
oto sytuacja, że Jezus, kiedy odchodził od nich, pozwolił im trwać
w bezczynności,

obiecując,
że
sam za nich wszystko z Nieba zrobi. Nie, niczego takiego Jezus nie
powiedział.
A
nawet, kiedy po Jego Wniebowstąpieniu, Apostołowie stali jak
„wryci” i wpatrywali się z 
niebo – jak my
nieraz patrzymy, ile tylko się da, za odjeżdżającym samochodem
lub odlatującym samolotem, w którym jest ktoś z naszych bliskich –
to jednak natychmiast pojawili się wysłannicy niebiescy, którzy
ich z tego letargu wybudzili i skierowali właśnie do pracy,
do powrotu do twardej codzienności, do codziennego wysiłku w celu
budowania Królestwa Bożego na ziemi.
I
oto cała Księga Dziejów Apostolskich informuje nas, że uczniowie
dobrze to zrozumieli, dobrze odnaleźli się
w tej sytuacji, bo już nie było owego „gapienia się” w niebo,
ale bardzo konkretna praca – dobrze przemyślana, zaplanowana,
a jednocześnie bardzo śmiała i nowatorska, a na pewno: bardzo, ale
to bardzo owocna.
A
zatem, przekonujemy się ponad wszelką wątpliwość, że Jezusowi
niezwykle
mocno

zależy na współpracy z nami,

zależy Mu na naszym twórczym i aktywnym zaangażowaniu. Jezus wręcz
przekonuje nas, że bez tego naszego zaangażowania nie
mo
że
się obejść,

całe dzieło nie będzie
rozwijało
się w sposób pomyślny! Możemy
nawet zaryzykować stwierdzenie, że jesteśmy
w tym dziele niezastąpieni!
Owszem,
Jezus byłby w stanie sam wszystko zrobić, i Duch Święty także
każde rozpoczęte przez siebie dzieło jest w stanie doprowadzić do
końca. Ale w tej koncepcji Królestwa Bożego, jaką sobie
obmyślił Bóg,
jest miejsce dla człowieka, jest miejsce dla
jego zaangażowania i twórczej inwencji. I to właśnie Bożym
pomysłem jest, iż to miejsce tylko człowiek może zająć,
i że nikt za niego nie spełni tej roli, którą on ma do wykonania.

Myślę,
Kochani, że musimy przyznać, iż jest to wyraźnym potwierdzeniem
tego, że Bóg
traktuje nas naprawdę bardzo poważnie,

że liczy się z nami, że liczy na nas – i że nie chce niczego
robić bez nas… Z całą pewnością, nakłada to na nas określone
zadania i zobowiązania

przede wszystkim zaś to, aby
sprostać

owemu
Bożemu oczekiwaniu. Musimy zatem postarać się, aby nasze
chrześcijaństwo było naprawdę czynne i aktywne, twórcze i
ciekawe.
Zobaczmy,
Apostołowie podejmowali wciąż nowe zadania, organizowali – jak
mogli najlepiej – tę swoją apostolską działalność, wciąż
poszukując sposobów dotarcia do nowych ludzi

i przekazania im Dobrej Nowiny. I dlatego właśnie Autor Dziejów
Apostolskich mógł co któreś zdanie zapisywać tego typu radosne
i pełne optymizmu informacje,

jak
ta, od której dzisiaj zaczął: Słowo
Pańskie rozszerzało się i rosło.

Otóż
właśnie, działo się tak, bo Apostołowie wytrwale, pracowicie,
intensywnie, ciekawie, przekonująco to Słowo głosili! I świadczyli
o nim swoim życiem.
Kochani,
takie właśnie powinno
być

– a ja bym powiedział, że szczególnie w dzisiejszych czasach:
musi
być

– nasze chrześcijaństwo. I nasze świadectwo, dawane Chrystusowi
i wierze w Niego – takie właśnie
musi być. Jakie? Żywiołowe,
radosne, twórcze, pomysłowe, śmiałe, bardzo odważne i konkretne.

Już dość chowania się ze swoją wiarą w czterech ścianach
swoich domów, albo w tylko w murach świątyni! Już dość tego
zażenowania
i zastraszenia,

żeby przypadkiem ktoś nie posądził nas o zbytnią pobożność.
Wprost przeciwnie!
My
musimy uwierzyć, że to
my mamy rację, wierząc w Jezusa,

a nie ci, którzy w Niego nie wierzą, albo Mu się sprzeciwiają. I
dlatego trzeba nam ciągle poszukiwać sposobów,
jak wyraźnie zaświadczyć

o swojej wierze i jak do tej wiary innych
przekonać!

I tu jest pole dla naszej twórczej inwencji. Bo te sposoby będą
zawsze różne w różnych sytuacjach i kontekstach. Trzeba się
dobrze
zastanowić,

a przede wszystkim często
modlić się do Ducha Świętego o światło,

abyśmy w konkretnych sytuacjach podejmowali właściwe i skuteczne
działania.
One
będą zapewne
za każdym razem inne – w zależności od tego, do kogo będą
adresowane i w jakiej życiowej sytuacji. Dlatego raz będzie to
słowo
zachęty,

innym razem – słowo
upomnienia.

Czasami będzie to może uśmiech
i radosne spojrzenie w oczy, innym razem –
znaczące i surowe milczenie.

Na pewno, za każdym razem mile widziany będzie dobry
przykład,
dany
swoją postawą.
Nie
mogą to być natomiast jedne i te same sposoby, w odniesieniu do
wszystkich stosowane, bo przecież każdy
człowiek jest inny, każdy ma inną wrażliwość,
inny
sposób reagowania i myślenia, dlatego trudno się dziwić, że
kiedy jakieś nasze słowo jednemu wystarczyło i przekonało go, to
już drugi nawet na nie uwagi nie zwrócił. Trzeba nam wytrwale,
cierpliwie, pomysłowo i odważnie

poszukiwać sposobów dotarcia ze świadectwem swej wiary do drugiego
człowieka. Nie
można się zrażać niepowodzeniami!

I nie można też obawiać
się zmienić metody działania,

jeżeli okazuje się ona nieskuteczna.
Wszak
w tym wszystkim nie tyle chodzi o
nasze zadowolenie,

wynikające z poczucia własnej
nieomylności,
ile
o poszukiwanie skutecznych sposobów dotarcia do serca i umysłu
drugiego człowieka. Aby skoro nas
kiedyś nazwano chrześcijanami

i nimi naprawdę jesteśmy – to aby także inni byli
w nimi w całej pełni.
Pomyślmy
zatem w chwili ciszy:

Czy
mam odwagę zmieniać swoje wypróbowane metody świadczenia o
wierze, jeżeli okazują się one mało skuteczne?

Czy
codziennie modlę się do Ducha Świętego o światło w tej sprawie
– i o odwagę?

Czy
jednym ze sposobów mojego oddziaływania – a może nawet jedynym –
nie jest pokrzykiwanie na innych (na przykład: na własne dzieci),
krytykowanie ich, łajanie i zmuszanie do chodzenia do kościoła?

Czy
chrześcijaństwo, jakie prezentuję swoją postawą, jest radosne,
pogodne i „atrakcyjne”, czy smutne, surowe i na dalszą metę –
męczące?

Czy
nie zrażam się i nie rezygnuję od razu, kiedy moja zachęta
pozostaje bez odzewu – czy jestem w swoim świadectwie wytrwały i
konsekwentny?

Nazwano
uczniów chrześcijanami.

Dziękuję
Ci, Jezu, że i mnie zechciałeś tak nazwać. Dawaj mi zawsze taki
entuzjazm i taki zapał, aby moje chrześcijaństwo było wciąż
żywe i świeże, pełne radości i nadziei!
I
abym
o takim właśnie chrześcijaństwie potrafił wobec innych w taki
właśnie sposób świadczyć: w sposób radosny,
ciekawy, oryginalny, odważny – i skuteczny!

7 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.