Drogą Bożą – nie naszą…

D

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Anna
Komoszyńska, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych
Wspólnot. Niech Pan Jej we wszystkim błogosławi. Ze swej strony,
będę się o to dla Nie modlił.
Dzisiaj
także przeżywamy kolejną rocznicę zwycięskiej Bitwy pod
Grunwaldem, z 1410 roku. Wspominam o tym dlatego, że w ogóle lubię
historię, zwłaszcza średniowieczną, ale także dlatego, że w
pobliżu pola tejże Bitwy mieszka moja dalsza Rodzina i szczególnie
w młodych moich latach co roku tam bywałem. Oby Polska zawsze
umiała korzystać z wielkich i wspaniałych doświadczeń swoich
wielkich Przodków!
Dobrego
dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
15 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Bonawentury, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: Wj 1,8–14.22; Mt 10,34–11,1

CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Rządy
w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do
swego ludu: „Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy
od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy; ażeby się przestał
rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z
naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju”.
Ustanowiono
nad nim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi
pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i
Ramses. Ale im więcej go uciskano, tym bardziej się rozmnażał i
rozrastał, co jeszcze potęgowało wstręt do synów Izraela.
Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac
i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle
oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano
ich nielitościwie.

Faraon
wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: „Wszystkich nowo narodzonych
chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki
pozostawić przy życiu”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚW
IĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich apostołów: „Nie sądźcie, że przyszedłem
pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju,
ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z
matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka
jego domownicy.
Kto
miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I
kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie
godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe
życie z mego powodu, znajdzie je.
Kto
was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego,
który Mnie posłał.
Kto
przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto
przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego
otrzyma.
Kto
poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych,
dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej
nagrody”.
Gdy
Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł
stamtąd, aby nauczać i głosić Ewangelię w ich miastach.

Dopiero
co czytaliśmy o wielkim szczęściu, jakie towarzyszyło
sprowadzeniu rodziny Jakuba do Egiptu, gdzie po wielu latach rozłąki
wszyscy znowu mogli być razem z Józefem, przebywającym tyle lat
poza rodziną – gdy oto dziś słyszymy, że ta swoista idylla
zmieniła się w niewolę, ucisk i nieszczęście. Dowiadujemy się
bowiem, że rządy w Egipcie objął nowy król,
który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: „Oto lud synów
Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw
niemu wystąpmy; ażeby się przestał rozmnażać.

Na
czym polegało owo „rozsądne” wystąpienie przeciwko narodowi
izraelskiemu? Słyszeliśmy: Egipcjanie nielitościwie zmuszali
synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez
uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na
polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie.

A szczytową formą prześladowań miała się okazać ta, wyrażona
przez faraona w poleceniu: Wszystkich nowo narodzonych chłopców
Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić
przy życiu.

Można
by zapytać: Dlaczego tak się stało? Czy było to
zrządzenie tak zwanego „ślepego losu”, iż raz w życiu
człowieka jest bardzo radośnie i miło, a innym razem z kolei
bardzo trudno? Czy tym można wszystko wytłumaczyć? A może
faktycznie zabrakło w sercach ludzi ufności wobec Boga – o
czym można przeczytać w kilku miejscach, na kartach Pisma Świętego
– i naród, mający wszystkiego pod dostatkiem, zaczął się od
Boga odwracać?

Śledząc
bowiem starotestamentalną historię ludu wybranego widzimy, że ile
razy Bóg pobłogosławił ich szczęściem i dostatkiem, tylekroć
po pewnym czasie odwracali się od niego. I kiedy nastało
prześladowanie, łzy, nieszczęście i ucisk – wtedy dopiero
przychodziło opamiętanie, żal za grzechy, błaganie o
litość i obietnice poprawy. Kiedy zaś Bóg tę swoją litość
okazał i wyratował z opresji, to po jakimś czasie ponownie
następowało rozprężenie i odwrócenie się od Boga. I
tak „w kółko”.

Dzisiaj
słyszymy o rozpoczęciu długiego, bo trwającego ponad czterysta
lat, okresu niewoli egipskiej. Z pewnością, było to bardzo
trudne doświadczenie dla narodu. Ale – jak pamiętamy z lektury
Starego Testamentu – po wyjściu z tejże niewoli naprawdę
niewiele czasu trzeba było, aby zaczął on znowu buntować się
przeciw Bogu.
Ileż takich sytuacji miało miejsce w czasie
wędrówki przez pustynię! A przecież tak bardzo prosił Boga o
zmiłowanie, przebywając w Egipcie… Chciałoby się powiedzieć: o
przewrotna, ludzka naturo!

Niestety,
naród wybrany tak właśnie traktował swego Boga. I tylko
można podziwiać cierpliwość Boga, który ciągle dawał swemu
ludowi szansę
i okazywał zmiłowanie… Żeby natomiast
pobudzić do trzeźwego myślenia i zmobilizować do przemiany życia,
nieraz dopuszczał na swój naród owe trudne doświadczenia,
o których dziś słyszymy.
W
pewnym sensie, koresponduje z tym przekaz dzisiejszej Ewangelii, w
którym słyszymy zapowiedź Jezusa: Nie sądźcie, że
przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem
przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z
jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą
nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Pierwsze nasze
skojarzenie jest zapewne takie, że Jezusowi zależy na jakimś
zamieszaniu w życiu człowieka – tak, dla samej zasady. Wiemy
jednak dobrze, że nie o to chodzi.

Także
wtedy, gdy mówi On: Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż
Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej
niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a
idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie,
straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.

Otóż, właśnie!

W
ostatnich, zacytowanych tu słowach znajdujemy klucz do lepszego
zrozumienia przesłania Jezusa. Nie chodzi tu bowiem o nienawiść
wobec najbliższych lub o kłótnie w rodzinie. Chodzi natomiast o
radykalizm w wyborze Jezusa i Jego drogi.
Nikt i nic nie może
nam przesłonić Jezusa, nic i nikt nie może nam zagrodzić
drogi do Niego.
A ponieważ tak trudno nam się pozbyć owych
okoliczności i sytuacji, które nas od Jezusa odwodzą, przeto i na
nas dopuszcza On niekiedy takie czy inne trudne doświadczenia, aby
nam o sobie przypomnieć
i pomóc nam w pozbyciu się tego, co
kochamy bardziej, niż Boga.

Wszystko
to zaś ma doprowadzić ostatecznie do takiej postawy, w której nie
będziemy się obawiali
«stracić
życi
a»
z powodu Jezusa,
z powodu Jego zasad – aby osiągnąć życie
wieczne. Tak właśnie winniśmy patrzeć na wszystko, co nas w życiu
spotyka.

Zwłaszcza
wtedy, kiedy trwamy w jedności z Panem, modlimy się, powierzamy Mu
nasze życie, a oto przychodzą rozmaite doświadczenia… Warto
wtedy dostrzec w tym rękę Boga, który chce nas poprowadzić
prostą drogą do zbawienia i uczynić jeszcze doskonalszymi!
Warto dostrzec szczere pragnienie Boga, który naprawdę chce
naszego dobra
– chociaż nam się wydaje, że się na nas
uwziął…

Warto,
naprawdę warto, w takiej sytuacji spojrzeć na całą sprawę dalej
i głębiej. I po raz kolejny uwierzyć, że Bogu zależy na nas.
Dlatego właśnie prowadzi nas swoją drogą. Nie naszą, przez nas
obmyślaną, ale swoją, pewną drogą, chociaż dla nas wcale
nie najłatwiejszą…

Taką
drogą prowadził także Patrona dnia dzisiejszego,

Świętego Bonawenturę.

Kim był ten Święty?
Bonawentura,
a właściwie
Jan di
Fidanza,
urodził
się około
1218
roku,
w Bagnoregio koło
Viterbo. Ojciec jego był lekarzem. Rodzice obawiali się, czy
dziecko przeżyje, było bowiem bardzo słabowite. W tej sytuacji,
pobożna matka złożyła
ślub,
że jeśli tylko
syn wyzdrowieje,
poświęci
go na służbę Bożą.
Istnieje
nawet piękne podanie, według którego dziecię miano przynieść do
Świętego Franciszka z Asyżu, a ten w natchnieniu miał powiedzieć:
O,
buona ventura!”

co znaczy: „O, szczęśliwe narodziny, szczęśliwe pojawienie
się!”
W ten sposób
zapewne tłumaczono imię, które otrzymał w zakonie i pod którym
jest dziś znany.

Pierwsze
nauki odbył młody Jan w rodzinnym miasteczku. Po ukończeniu szkoły
średniej udał się na 
uniwersytet
do Paryża, na studia filozoficzne.

W Paryżu również – mając dwadzieścia pięć lat –
wstąpił
do franciszkanów,
gdzie
otrzymał wspomniane już imię zakonne
Bonawentura.
Tam też studiował teologię. Po otrzymaniu stopnia magistra,
jeszcze przez trzy lata studiował, ale równocześnie
już
wykładał
Pismo święte
i „
Sentencje”
Piotra Lombarda.

Z
tego też czasu pochodzi
jego
szczytowe dzieło z zakresu teologii, a dotyczące Trójcy Świętej.

Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania
ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i Świętego
Tomasza z Akwinu,
a
zbliżył się do Platona i Świętego Augustyna.

Wreszcie, w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można
odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.

Następne
lata spędził
w różnych
klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy.

Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem
organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej został wybrany
przełożonym generalnym
zakonu.
Stało się to 2
lutego 1257 roku.
A miał
wtedy zaledwie trzydzieści dziewięć lat.

Wybór
ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym. Zakon bowiem
przechodził wówczas
trudny
czas.
Powstały
w nim dwie
zwalczające się zaciekle frakcje: jedną tworzyli zwolennicy
surowego zachowania pierwotnej reguły Świ
ętego
Franciszka, drugą – zwolennicy reguły łagodniejszej. Bonawentura
umiał
wybrać tak zwany
„złoty środek”,
a
przez swoje roztropne zarządzenia, nadał zakonowi właściwy
kierunek.

Przez
szesnaście lat swoich rządów
doprowadził
go
do niebywałego rozwoju.

W roku 1260
ułożył
pierwsze konstytucje,

będące w rzeczy samej wykładnią reguły Świętego Franciszka. W
ten sposób
przeciął
możliwość różnego jej interpretowania

– co ciągle jeszcze się zdarzało. Ponadto, bardzo intensywnie
wizytował zakon, jeżdżąc
do jego placówek w różnych krajach. Z powody tego zaangażowania
niektórzy historycy nazywają go
drugim
„Ojcem zakonu”.

Ponadto,
nasz Patron posiadał
umiejętność
łączenia
życia
czynnego i publicznego
z
bogatym życiem wewnętrznym.

Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał
przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim.
Dlatego też
Papież
Grzegorz X, w 1273 roku, mianował go kardynałem oraz biskupem
Albano pod Rzymem.

Delegacja
Papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń
kuchennych w klasztorze. Nawet bowiem
jako
przełożony generalny zakonu, podejmował normalnie wszystkie prace
i dyżury,
jak chociażby
wspomniane zmywanie naczyń, o ile tylko na niego wypadła kolejka. I
kiedy przybyła do niego delegacja papieska, aby obwieścić mu
nominację kardynalską, Bonawentura
w
ogrodzie zmywał właśnie naczynia po obiedzie.


Gdy
więc dostojni goście stanęli przed nim i obwieścili, po co
przyjechali, nasz Święty wstał, otarł ręce o fartuch, którym
był przepasany, z pokorą wysłuchał bulli nominacyjnej Ojca
Świętego, bardzo uprzejmie podziękował, po czym poprosił, aby
kapelusz kardynalski,
który jeden z delegatów trzymał w ręku i chciał mu wręczyć,
chwilowo powiesić na
pobliskim drzewie, bo on musi dokończyć zmywanie.

To pokazuje, jakim tak naprawdę był człowiekiem!
Oczywiście,
wspomnianą
nominację
przyjął,
co wiązało
się ze zrzeczeniem się urzędu przełożonego generalnego zakonu i
oddaniem się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył więc
Papieżowi w różnych podróżach ,
a
w listopadzie 1273 roku udał się do Lyonu na Sobór Powszechny.

Otrzymał zaszczytne zadanie
wygłoszenia
przemówienia inauguracyjnego.

Na niego też spadł główny ciężar prac przygotowawczych do
Soboru. I właśnie tymi wszystkimi obowiązkami wyczerpany,
zmarł
15 lipca 1274 roku,
już
podczas trwania Soboru Lyońskiego.

W
pogrzebie wziął udział Papież i wszyscy Ojcowie Soboru

w liczbie pięciuset biskupów i około tysiąca prałatów i
teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę
pogrzebową ku jego czci. Kronikarze notują, że 
tego
dnia wielu chorych i kalek odzyskało zdrowie.

Nasz
Patron był jednym z 
najwybitniejszych
teologów Średniowiecza.
Pozostawił
po sobie wiele dzieł teologicznych. Składają się na nie
konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, czterysta
czterdzieści kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną
szkołę teologiczną.
Kanonizowany
został w roku 1482,

a w 1588 roku ogłoszono go

Doktorem Kościoła.
A
my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień
dzisiejszy
i
wpatrując się w przykład

szczerego zaangażowania Świętego Bonawentury

w sprawy Kościoła – pomimo trudności, związanych przede
wszystkim z opanowaniem bałaganu we własnym zakonie – stawiamy
sobie pytanie, czy w trudnościach, które nas spotykają i
doświadczeniach, które na nas spadają, a których często może
nie rozumiemy,
widzimy
rękę Boga,
który
chce nas w ten sposób uczynić lepszymi?

I
czy to 
Jego
pytamy o wszystko,

co w naszym życiu się dzieje, starając się Mu zaufać, czy 
od
razu buntujemy się, obrażamy,

a może nawet odchodzimy od Niego? Czy mamy w sobie

tyle wiary i zaufania do Boga,

iż pozwalamy Mu, by nas poprowadził swoją drogą, a nie naszą?…

2 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.