Bóg sam wystarczy?…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym szóstą rocznicę Ślubu przeżywają Agnieszka i Mariusz Niedziałkowscy. I oto Pan dał Im, na tę rocznicę, piękny Prezent! Zgodnie z tym, o czym pisałem wczoraj, przed południem przyszedł na świat mały Jaś! Mam na komórce kilka Jego zdjęć. Serdecznie witamy!

A z Rodzicami dzielimy Ich wielką radość, gorąco modląc się za Nich, aby każdą kolejną rocznicę Ślubu mogli przeżywać tak radośnie, jak tę! Niech Im Pan we wszystkim błogosławi! I niech będzie uwielbiony za ten niezwykły Dar, jakim dziś ubogacił Ich – i nas wszystkich.

Serdecznie pozdrawiam Was, moi Drodzy, ze Szklarskiej Poręby, gdzie pogoda jest… taka sobie, ale mi to zupełnie nie przeszkadza, bo mam co robić, a na wędrówkę z różańcem w ręku zawsze można się wybrać. Bez względu na pogodę.

Dziękuję Wam za włączenie się we wspólną ze mną modlitwę w intencji szczęśliwych narodzin małego Jasia!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 25 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Wacława, Męczennika,

do czytań: Za 2,5–9.14–15a; Łk 9,43b–45

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:

Podniósłszy oczy patrzyłem. I oto zobaczyłem człowieka ze sznurem mierniczym w ręku. Zapytałem go: „Dokąd idziesz?” A on rzekł: „Chcę przemierzyć Jerozolimę, aby poznać jej długość i szerokość”.

I wystąpił anioł, który do mnie mówił, a przed nim stanął inny anioł, któremu on nakazał: „Śpiesz i powiedz temu młodzieńcowi: «Jerozolima pozostanie bez murów, gdyż tak wiele ludzi i zwierząt w niej będzie»”.

Ja będę dokoła niej murem ognistym, mówi Pan, a chwała moja zamieszka pośród niej”.

Ciesz się i raduj, Córo Syjonu, bo już idę i zamieszkam pośród ciebie, mówi Pan. Wówczas liczne narody przyznają się do Pana i będą ludem Jego, i zamieszkają pośród ciebie”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: „Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”.

Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.

Chociaż ta ziemska Jerozolima – jeśli ją można tak nazwać – miała bardzo określone rozmiary, miała też mury i bramy miejskie, to jednak ta wieczna Jerozolima, Miasto Święte w Królestwie Niebieskim, nie będzie mieć żadnych murów: żadnych ziemskich ograniczeń, żadna ziemska miara nie będzie w stanie jej określić, opisać, zmierzyć, ni ogarnąć. Bo mówimy tu o rzeczywistości duchowej, rzeczywistości wiecznej, przewyższającej absolutnie rzeczywistość ziemską.

I zapewne celowo ukazany został Prorokowi Zachariaszowi człowiek ze sznurem mierniczym w ręku, aby się miało jasno okazać, że nie będzie miał on nic do roboty. Ze strony bowiem samego Boga padły słowa: Śpiesz i powiedz temu młodzieńcowi: «Jerozolima pozostanie bez murów, gdyż tak wiele ludzi i zwierząt w niej będzie»”. I dalej: Ja będę dokoła niej murem ognistym, mówi Pan, a chwała moja zamieszka pośród niej.

Przypomina się w tym momencie znana pieśń medytacyjna: „Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy”… Oczywiście, uwzględniając pewne zastrzeżenia co do tychże właśnie słów, które można opacznie zrozumieć w ten sposób, że człowiek nie musi się w ogóle wysilać, bo Bóg za niego wszystko zrobi, to jednak akurat słowa z dzisiejszego pierwszego czytania dokładnie to nam mówią, że Bóg wystarczy Miastu Świętemu za wszystko – także za mury obronne. Bo to miasto – Boże Miasto – na Bogu będzie stało, dzięki Bogu będzie żyło i tak naprawdę Bożą obecność będzie oznaczało.

Wyraźnie o tym mowa chociażby w tym stwierdzeniu samego Boga: Ciesz się i raduj, Córo Syjonu, bo już idę i zamieszkam pośród ciebie, mówi Pan. Wówczas liczne narody przyznają się do Pana i będą ludem Jego, i zamieszkają pośród ciebie. W tym sensie – rzeczywiście – Bóg sam wystarczy. Nie będzie potrzeba żadnych ludzkich zabezpieczeń, ani ludzkiej zapobiegliwości – Bóg sam wystarczy!

Jakże to wydaje się być inny obraz Boga od tego, który ukazał Jezus dzisiaj w Ewangelii, mówiąc: Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludziczyż nie? Czyż ten obraz Bożego Syna – tak słabego wobec ludzkiej przewrotności – nie jest zaprzeczeniem obrazu Boga, jaki widzimy w pierwszym czytaniu? Czyż ten, który za wszystko wystarczy, ma się rzeczywiście okazać tak bezsilnym wobec ludzi? I On sam tak po prostu, spokojnie o tym mówi?

Patrząc na całą sprawę we właściwy sposób, dobrze wiemy, że nie w tym rzecz. Bo owa rzekoma słabość Jezusa, który świadomie i dobrowolnie oddaje się w ręce ludzi, jest w rzeczywistości Jego największym zwycięstwem. Wszak to właśnie w ten sposób miał dokonać zbawienia człowieka – pokazując, że to w Jego mocy jest zwycięstwo nad szatanem. W Jego mocy – nie w mocy człowieka. Człowiek w żaden sposób nie mógłby tego dokonać, nie wystarczyłoby mu siły, sposobu, mądrości – niczego!

To Boży Syn – swoim dobrowolnym oddaniem się w ręce ludzi i przyjęciem z ich ręki cierpienia i śmierci – otworzył nam bramy tego Miasta, którego murem ognistym jest sam Bóg! I to Boża chwała w tymże Mieście jaśnieje.

A zatem – z której by strony nie patrzeć – Bóg sam wystarczy, a jednocześnie: nikt i nic nam nie wystarczy bez Boga! Bóg jest po prostu konieczny! Bez Niego – ani rusz! Bez Niego – dopiero bylibyśmy wszyscy totalnie bezsilni, przegrani, żyjący bez sensu i bez celu. A do tego ostatecznego celu możemy dojść właśnie dlatego – i w Mieście Świętym znaleźć się możemy właśnie dlatego – że Jezus postanowił dobrowolnie oddać się w ręce ludzi.

Można więc rzec, że Bóg o wszystko zadbał: i o samo Miasto Święte, i o jego „wyposażenie”, i o jego „zabezpieczenie”, i wreszcie – o dostęp do niego. A jednak, pomimo tego wszystkiego, człowiek także ma swoją rolę do odegrania i zadanie do spełnienia, jeśli chce się do Miasta Świętego dostać. Bo Bóg sam wystarczy, jeśli człowiek da z siebie tyle, ile dać powinien, by się tam dostać. Bóg ze swej strony zapewnia wszystkie możliwości i warunki. W tym sensie sam wystarczy – człowiek już nie musi u nikogo szukać pomocy i ratunku, może spokojnie na Bogu się oprzeć.

Ale jeśli sam nic nie zechce zrobić i podjąć z Bogiem współpracy – to wówczas Bóg nie wystarczy! Nie wystarczy, bo nie chce człowieka do niczego zmuszać, ani na siłę uszczęśliwiać. Dlatego nie może zastąpić człowieka w jego dobrowolnej decyzji i wyborze.

Cóż nam zatem pozostaje, moi Drodzy? Zaufać Bogu i podjąć z Nim współpracę, jak najhojniej skorzystać z darów, które On nam tak hojnie daje. A wtedy Bóg z pewnością wystarczy!

Dobrze o tym wiedział, dlatego bezgranicznie Bogu zaufał i na Nim całkowicie oparł swoje życie Patron dnia dzisiejszego, Święty Wacław, Męczennik.

Urodził się około 907 roku, jako syn księcia czeskiego Wratysława I. Został wychowany przez swoją babkę, Świętą Ludmiłę. Po śmierci ojca, mając osiemnaście lat, objął rządy. Starał się o rozszerzenie chrześcijaństwa, popierając misjonarzy. Był hojny dla ubogich i życzliwy dla wszystkich, szczególnie prostych ludzi.

Miał jednak przeciw sobie opozycję o tendencjach odśrodkowych – ludzi broniących tradycyjnego pogaństwa. I to właśnie ich intrygi doprowadziły ostatecznie do tego, iż zginął on z rąk siepaczy, nasłanych przez rodzonego brata, Bolesława Okrutnego, w Starym Bolesławcu. Stało się to w roku 929 lub 935. Relikwie jego spoczywają w katedrze praskiej. Święty Wacław jest Patronem Czech i katedry krakowskiej.

A oto w jaki sposób – według pięknej, starosłowiańskiej opowieści – nasz Patron złożył ofiarę ze swego życia: „Po śmierci Wratysława Czesi wybrali jego syna Wacława na następcę. Był on dzięki łasce Bożej wzorem w wyznawaniu wiary. Wspierał wszystkich ubogich, nagich odziewał, łaknących żywił, podróżnych przyjmował zgodnie z nakazami Ewangelii. Nie dozwalał wyrządzać krzywdy wdowom, miłował wszystkich ludzi, biednych i bogatych. Wspomagał sługi Boże, uposażał kościoły.

Niektórzy jednak Czesi zbuntowali się i podburzyli młodszego brata Bolesława, mówiąc: «Brat Wacław pragnie cię zabić, spiskuje z matką i swymi ludźmi».

Kiedy się odbywały uroczystości poświęcenia kościołów w różnych miastach, Wacław odwiedzał wszystkie te miejscowości. W niedzielę, w uroczystość Kosmy i Damiana, przybył do miasta Bolesława. Po wysłuchaniu Mszy Świętej zamierzał powrócić do Pragi. Bolesław jednak, zamierzając dokonać zbrodni, zatrzymał go słowami: «Dlaczego chcesz odejść, bracie?» Nazajutrz rano zadzwoniono na jutrznię. Usłyszawszy głos dzwonów, Wacław powiedział: «Bądź pochwalony, Panie, który dozwoliłeś mi żyć aż do dzisiejszego poranka». Wstał i udał się na modlitwę poranną.

Zaraz potem Bolesław przystąpił doń u drzwi. Wacław zobaczył go i rzekł: «Bracie, dobrym byłeś dla nas wczoraj». Szatan jednak podszepnął Bolesławowi, uczynił przewrotnym jego serce, tak iż wyciągnąwszy miecz, odezwał się: «Teraz pragnę być jeszcze lepszym». To powiedziawszy, uderzył go mieczem w głowę.

Wacław, zwróciwszy się do niego, rzekł: «Co czynisz, bracie?» Pochwyciwszy go, rzucił na ziemię. Tymczasem podbiegł jeden ze wspólników Bolesława i ciął Wacława w rękę. Ten porzuciwszy brata, ze zranioną ręką uszedł do kościoła. W drzwiach kościoła zabili go dwaj zamachowcy. Trzeci przybiegłszy, przebił mu bok. Wówczas Wacław oddał ostatnie tchnienie z tymi słowami: «W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego». Tyle z pięknej starosłowiańskiej opowieści.

Wpatrzeni w przykład chrześcijańskiej postawy Świętego Wacława, ale też zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie, czy poza Bogiem nie szukamy jakiegoś innego wsparcia czy ratunku w swoich trudnościach, albo jakich innych, konkurencyjnych wobec Boga, ludzkich zabezpieczeń? Ale też – czy z założonymi rękami nie czekamy na to, że królestwo Boże samo do nas przyjdzie, bez naszego wysiłku? Czy robimy, co w naszej mocy – wspartej łaską Bożą – aby Miasto Święte kiedyś otworzyło przed nami swoje bramy?…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.