Nabierzcie ducha!

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Piotr i Agnieszka Nowiccy, czyli mój Brat cioteczny i Jego Żona. Życzę Im nieustannego odkrywania piękna wzajemnej miłości, oraz szczególnego Bożego błogosławieństwa na każdy dzień Ich życia. Niech trwając codziennie przy Bogu – nabierają ducha! Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie.

I proszę Was, abyście wraz ze mną wsparli dzisiaj modlitwą Agnieszkę i Mariusza Niedziałkowskich, w obliczu decyzji Lekarzy o spowodowaniu właśnie dzisiaj narodzenia się Ich Synka, przed upłynięciem zaplanowanego terminu, ze względu na poważne zagrożenie dla Jego życia w łonie Matki.

Tylko jeden Bóg wie – i oczywiście sami Agnieszka i Mariusz wiedzą – ile oboje przeżyli przez cały czas stanu błogosławionego Agnieszki. Szczerze podziwiam Ich wielkie zaufanie do Boga i ogromną, wewnętrzną siłę.

Ja dzisiaj będę już rano sprawował Mszę Świętą w intencji szczęśliwego przebiegu całego porodu i o dobrą późniejszą opiekę lekarską nad Dzieckiem. I za Jego Rodziców. Jeżeli możecie, to włączcie się w tę moją modlitwę!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 25 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Wincentego à Paulo, Kapłana,

do czytań: Ag 1,15b–2,9; Łk 9,18–22

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA AGGEUSZA:

W drugim roku rządów króla Dariusza, dnia dwudziestego pierwszego, siódmego miesiąca, Pan skierował te słowa do proroka Aggeusza: „Powiedzże to Zorobabelowi, synowi Szealtiela, namiestnikowi Judei i arcykapłanowi Jozuemu, synowi Josadaka, a także Reszcie ludu: «Czy jest między wami ktoś, co widział ten dom w jego dawnej chwale? A jak się ona wam teraz przedstawia? Czyż nie wydaje się wam, jakby go w ogóle nie było? Teraz jednak nabierz ducha, Zorobabelu, mówi Pan, nabierz ducha, arcykapłanie Jozue, synu Josadaka, nabierz też ducha cały ludu ziemi, mówi Pan. Do pracy! Bo Ja jestem z wami, mówi Pan Zastępów. Według przymierza, które zawarłem z wami, gdyście wyszli z Egiptu, duch mój stale przebywa pośród was. Nie lękajcie się!»”

Bo tak mówi Pan Zastępów: „Jeszcze raz, a jest to jedna chwila, a Ja poruszę niebiosa i ziemię, morze i ląd. Poruszę wszystkie narody, tak że zbiorą się kosztowności wszystkich narodów, i napełnię chwałą ten dom. Do mnie należy srebro i do mnie złoto. Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej; na tym to miejscu udzielę pokoju, mówi Pan Zastępów”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”

Oni odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.

Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”

Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”.

Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili.

I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.

Jak zapewne zauważyliśmy, dużo w tym tygodniu mowy o budowaniu – odbudowywaniu – świątyni, domu Bożego. W różnych ujęciach, z różnych Ksiąg biblijnych, ale praktycznie codziennie, w pierwszym czytaniu, jest o tym mowa. I dzisiaj także – słyszymy zachętę ze strony Boga, skierowaną do Proroka Aggeusza, aby ten z kolei zwrócił się do przywódców ludu, by tego dzieła się podjęli.

Miał to uczynić takimi słowami: Teraz jednak nabierz ducha, Zorobabelu, mówi Pan, nabierz ducha, arcykapłanie Jozue, synu Josadaka, nabierz też ducha cały ludu ziemi, mówi Pan. Do pracy! Bo Ja jestem z wami, mówi Pan Zastępów. Według przymierza, które zawarłem z wami, gdyście wyszli z Egiptu, duch mój stale przebywa pośród was. Nie lękajcie się!

Wydaje się – po usłyszeniu takich słów – że Bogu naprawdę nie chodzi tylko i wyłącznie o świątynię, rozumianą w sensie budynku, który trzeba wystawić, ewentualnie odbudować. Na pewno także, ale nie tylko, bowiem sposób, w jaki Bóg mówi do swego ludu, jasno wskazuje, że tu chodzi o coś więcej. Owo powtarzające się kilkakroć: Nabierz ducha, ale też: Ja jestem z wami, czy w końcu: Duch mój stale przebywa pośród was. Nie lękajcie się!jasno nam udowadnia, że tu naprawdę chodzi o sprawę większą, aniżeli tylko wystawienie budynku. Choćby tak ważnego, jak świątynia.

Tu chodzi o odnowienie wiary ludu wybranego w swego Boga! A konkretnym wyrazem owej odnowionej wiary ma być zapał, z jakim zabierze się on do odbudowy świątyni, ale nie tylko. Bowiem wiele innych aspektów postępowania ludu wybranego było przez wieki świadectwem bądź to wiary bardzo głębokiej, bądź zupełnie płytkiej – a wręcz niemal żadnej! Możemy mówić o bardzo różnym – często zmiennym i kapryśnym – odniesieniu ludu wybranego do swego Boga.

A Bogu właśnie na tym najbardziej zależało, aby – jak to dzisiaj zostało powiedziane – Jego duch stale przebywał wśród Jego dzieci. Nie na tym, by świątynia była większa, czy mniejsza, czy z takiej, lub innej cegły zbudowana. Owszem, na kartach Starego Testamentu nie brakuje szczegółowych wskazań co do technicznych czy architektonicznych aspektów budowy pierwszej świątyni, czy Arki Przymierza. Ale Bogu tak naprawdę zawsze zależało i wciąż zależy na tym, by człowiek po prostu Mu zaufał i nabrał ducha!

Podobnie, jak Jezusowi nie chodziło o to, by przeprowadzać co jakiś czas – jak politycy średnio co dwa tygodnie – sondażu własnej popularności i sprawdzać słupków poparcia. Bo, tak naprawdę, Jemu samemu do niczego nie była potrzebna odpowiedź na pytanie, za kogo uważają Go ludzie. Bez względu bowiem na to, za kogo by Go nie uważali, to On i tak robiłby dalej swoje – to, co robił cały czas. I mówiłby to, co mówił cały czas, także te sprawy trudne do przyjęcia, jak zapowiedź swojej Męki i Śmierci, ale też Zmartwychwstania. Jezus na pewno – bez względu na takie, czy inne poparcie – zawsze nauczał tego samego.

Skoro jednak dzisiaj stawia to pytanie, za kogo uważają Go tłumy, to po to, aby takie pytanie każdy z nas, ludzi, stawiał sobie w miarę często, a najlepiej codziennie. A nie tylko stawiał same pytanie, ale też poszukiwał na nie jak najwłaściwszej odpowiedzi. Bo od tej odpowiedzi naprawdę bardzo dużo zależy.

Zobaczmy zatem, moi Drodzy, że w działaniu Boga – i to na każdym etapie dziejów – najbardziej chodziło o człowieka. I czy to była sprawa odbudowy świątyni, czy jakakolwiek inny kwestia, to Bogu zawsze zależało i wciąż zależy na tym, abyśmy nabrali ducha! I nigdy nie zapominali, że On jest wciąż z nami, nie odstępuje od nas na krok. Bez względu na to, za kogo uważają Go ludzie, za kogo my Go uważamy, za co uważamy Jego przykazania i całą Jego naukę – On zawsze, niezmiennie, jest przy nas! I dla nas.

Oczywiście, byłoby lepiej dla nas, byśmy tę Jego obecność dostrzegali i doceniali. Bo wtedy będzie możliwa owocna współpraca z łaską Bożą. A zatem – nabierzmy ducha!

Świadkiem takiego właśnie, radosnego i pełnego zapału chrześcijaństwa, był Patron dnia dzisiejszego, Święty Wincenty à Paulo, Kapłan.

Urodził się we Francji, w biednej, wiejskiej rodzinie, w dniu 24 kwietnia 1581 roku, jako trzecie z sześciorga dzieci. Jego dzieciństwo było pogodne, choć od najmłodszych lat musiał pomagać w ciężkiej pracy w gospodarstwie i wychowywaniu młodszego rodzeństwa. Rodzice marzyli o tym, by ich syn w przyszłości miał łatwiejsze życie. Gdy zatem skończył czternaście lat, wysłany został do szkoły franciszkanów.

Na opłacenie szkoły Wincenty zarabiał dawaniem korepetycji kolegom zamożnym, a mniej uzdolnionym – lub leniwym! Po ukończeniu szkoły – zachęcony przez rodzinę – podjął studia teologiczne w Tuluzie. W wieku zaledwie dziewiętnastu lat został kapłanem. Jednak kapłaństwo pojmował jedynie jako szansę na zrobienie kariery. Chciał w ten sposób pomóc swojej rodzinie. Po studiach w Tuluzie, kontynuował jeszcze naukę na uniwersytecie w Rzymie i w Paryżu, zdobywając – w roku 1623 – licencjat z prawa kanonicznego.

Kiedy udał się Morzem Śródziemnym z Marsylii do Narbonne, został wraz z całą załogą i pasażerami napadnięty przez tureckich piratów i przewieziony do Tunisu jako niewolnik. W ciągu dwóch lat niewoli miał kolejno czterech panów. Ostatniego z nich zdołał nawrócić! Obaj szczęśliwie uciekli do Rzymu, gdzie Wincenty przez rok nawiedzał miejsca święte i dalej się kształcił.

Po tym czasie, Papież Paweł V wysłał go do Francji z misją specjalną na dwór Henryka IV. Tam nasz Patron pozyskał sobie zaufanie królowej Katarzyny, która obrała go sobie za kapelana, mianowała swoim jałmużnikiem i powierzyła mu opiekę nad Szpitalem Miłosierdzia. Wtedy to właśnie Wincenty przeżył ogromny kryzys religijny. Był bowiem skoncentrowany wyłącznie na tym, co może osiągnąć jedynie własnymi siłami. Zmianę w jego sposobie myślenia przyniósł – między innymi – fakt zapoznania tak wyjątkowych ludzi, jak Święty Franciszek Salezy i Święta Franciszka de Chantal. Trafił również do galerników, którym głosił Chrystusa.

Zaczął wówczas dostrzegać ludzką nędzę – materialną i moralną. Prawdopodobnie także duże znaczenie dla życia Wincentego miało zdarzenie z 25 stycznia 1617 roku, w Folleville. Wincenty głosił wówczas rekolekcje. Wezwano go do chorego, cieszącego się opinią porządnego i szanowanego człowieka. Na łożu śmierci wyznał mu on jednak, że jego życie całkowicie rozminęło się z prawdą, że ciągle udawał kogoś innego, niż był w rzeczywistości. A w liturgii tego dnia przypadało przecież święto Nawrócenia Świętego Pawła.

Dla Wincentego był to wstrząs. Zrozumiał, że Bóg pozwala mu dotknąć się w ubogich, w nich potwierdza swoją obecność. Odtąd zaczął gorliwie służyć właśnie ubogim i pokrzywdzonym. Złożył nawet Bogu ślub poświęcenia się ubogim. Głosił im Chrystusa i prawdę odnalezioną w Ewangelii. Zgromadził wokół siebie kilku kapłanów, którzy – tak jak on – w sposób bardzo prosty i dostępny głosili ubogim słowo Boże. W ten sposób w 1625 roku powstało Zgromadzenie Księży Misjonarzy, czyli lazarystów.

Ponadto, w sposób szczególny dbał Wincenty o przygotowanie młodych mężczyzn do kapłaństwa: organizował specjalne rekolekcje przed święceniami, powoływał do życia seminaria duchowne. Założył również stowarzyszenie Pań Miłosierdzia, które w sposób systematyczny i instytucjonalny zajęły się biednymi, porzuconymi dziećmi, żebrakami, kalekami. Z kolei, spotkanie ze Świętą Ludwiką zaowocowało powstaniem – w roku 1633 – Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, zwanych szarytkami.

Do końca życia Wincenty niósł pomoc rzeszom głodujących, dotkniętym nieszczęściami i zniszczeniami wojennymi. Przez wiele lat był członkiem Rady Królewskiej, której podlegały wszystkie sprawy Kościoła. Zajmując tak wysokie stanowisko, pozostał jednak cichy i skromny. Zmarł w 1660 roku, w wieku siedemdziesięciu dziewięciu lat.

Jego misjonarze pracowali wtedy już w większości krajów europejskich, dotarli też do krajów misyjnych w Afryce północnej. W 1651 roku przybyli również do Polski. W roku 1737 Papież Klemens XII wyniósł naszego Patrona do chwały Świętych, zaś w roku 1885, Papież Leon XIII uznał go za Patrona wszystkich dzieł miłosierdzia w Kościele. Jest także Wincenty Patronem organizacji charytatywnych, szpitali i więźniów.

O tym, jak wielkie bogactwo ducha prezentował sobą, z pewnością najlepiej powiedzą – poza wieloma wspaniałymi dokonaniami – także jego własne słowa. A w jednych ze swych listów tak pisał:

Nie powinniśmy oceniać ubogich według ich odzienia lub wyglądu ani według przymiotów ducha, które wydają się posiadać, jako że najczęściej są ludźmi niewykształconymi i prostymi. Gdy jednak popatrzycie na nich w świetle wiary, wtedy ujrzycie, że zastępują oni Syna Bożego, który zechciał być ubogim.

W czasie swej Męki nie miał prawie wyglądu człowieka. Poganom wydawał się szalonym, dla Żydów był kamieniem obrazy, mimo to wobec nich nazwał się głosicielem Ewangelii ubogim: Posłał Mnie, abym głosił Dobrą Nowinę ubogim. Także i my powinniśmy dzielić to samo uczucie i naśladować postępowanie Chrystusa: troszczyć się o ubogich, pocieszać ich i wspomagać.

Chrystus chciał się narodzić ubogim, wybrał ubogich na swoich uczniów, sam stał się sługą ubogich i tak dalece zechciał dzielić ich położenie, iż powiedział, że Jemu samemu świadczy się dobro lub zło, jeżeli świadczy się je ubogiemu. Bóg zatem, ponieważ miłuje ubogich, miłuje także tych, którzy ich miłują. Jeśli się bowiem miłuje jakiegoś człowieka, miłuje się także tych, którzy są mu przyjaźni lub pomocni. Toteż i my mamy ufność, że miłując ubogich, jesteśmy miłowani przez Boga.

Przeto odwiedzając ich, starajmy się rozumieć ubogich i potrzebujących i tak dalece z nimi współcierpieć, abyśmy czuli to samo, co Apostoł, gdy głosił: Stałem się wszystkim dla wszystkich. Pełni współczucia z powodu nieszczęść i utrapień bliźnich, prośmy Boga, aby obdarzył nas uczuciem miłosierdzia i delikatności, napełnił nim serca nasze, i tak napełnione zachował.

Posługa ubogim powinna być przedkładana ponad wszelką inną działalność i niezwłocznie spełniana! Jeśliby więc w czasie modlitwy należało podać lekarstwo albo udzielić innej pomocy potrzebującemu, idźcie z całym spokojem, ofiarując Bogu wykonywaną czynność, jak gdyby trwając na modlitwie. Nie potrzebujecie się niepokoić w duchu ani wyrzucać sobie grzechu z powodu opuszczenia modlitwy ze względu na spełnioną wobec potrzebującego posługę. Nie zaniedbuje się Boga, kiedy się Go opuszcza ze względu na Niego samego, to jest kiedy się opuszcza jedno dzieło Boga, aby wykonać inne.

Kiedy zatem opuszczacie modlitwę, aby okazać pomoc potrzebującemu, pamiętajcie, że służyliście samemu Bogu. Miłość bowiem jest ważniejsza niż wszystkie przepisy, owszem – właśnie do niej wszystkie one powinny zmierzać! Ponieważ miłość to wielka władczyni, dlatego wszystko, co rozkaże, należy czynić. Z odnowionym uczuciem serca oddajmy się służbie ubogim; szukajmy najbardziej opuszczonych: otrzymaliśmy ich bowiem jako naszych panów i władców!” Tyle z pism Świętego Wincentego à Paulo.

Zapatrzeni w jego pracowitą i pogodną świętość, a także zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, czy nasze chrześcijaństwo jest pracowite, a ponadto: pełne ducha, zapału i optymizmu, czy zniechęcone, słabe i senne?… Czy moja wiara i zapał apostolski nie zależy od mojego chwilowego nastroju lub kaprysu? Czy ciągle pamiętam, że Jezus naprawdę stale jest ze mną?…

7 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.