Bóg przekracza granice!

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Michał Różanowski, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Pan Mu udziela swoich darów, a On – niech się na nie otwiera. O to będę się dla Niego modlił.

A oto dzisiaj, moi Drodzy, w Parafii Matki Bożej Częstochowskiej, w Radoryżu Kościelnym – czyli w Parafii mojego pierwszego wikariatu – o godzinie 11:00 sprawowana będzie Msza Święta pogrzebowa świętej pamięci Teresy Mućki, Mamy Księdza Leszka, bliskiego mi Człowieka. Pani Teresa też była mi bardzo bliska. Nasze Rodziny zżyły się ze sobą – moi Rodzice byli w stałym kontakcie z Panią Teresą.

Dzisiaj wszyscy składamy Bogu wielkie dziękczynienie za Jej ciche, ale piękne i pracowite życie, otaczając modlitwą także Jej zmarłego Męża Mirosława, oraz prosząc o pocieszenie i chrześcijańską nadzieję dla Ich Synów: Marcina i Księdza Leszka.

Jeżeli możecie – łączcie się z nami w modlitwie…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 14 tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, Dziewicy,

6 lipca 2020.,

do czytań: Oz 2,16.17b–18.21–22; Mt 9,18–26

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:

To mówi Pan: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju.

I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».

I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim.

Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.

Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa.

Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.

Niejednokrotnie na kartach Pisma Świętego, szczególnie Starego Testamentu, więź Boga ze swoim wybranym narodem jest ukazana jako więź dwojga zakochanych, oblubieńca i oblubienicy, tworzących zwykle związek małżeński. Oblubieńcem jest Bóg, a naród – oblubienicą.

I tenże Oblubieniec – niestety – musi się często uskarżać na swoją oblubienicę, bo ta co i raz gardzi Jego miłością i odwraca się od Niego. Także w dzisiejszym pierwszym czytaniu pobrzmiewa ten ton, kiedy to Bóg określa swój naród mianem «niewiernej oblubienicy» A jednak, Oblubieńcowi bardzo zależy, aby tę swoją «niewierną» na nowo pozyskać, przyciągnąć do siebie, wręcz – jak to chociażby dzisiaj słyszymy – przynęcić.

Mocno to słowo – przyznajmy – brzmi w kontekście, który omawiamy. Słowa Boga dokładnie brzmią tak: Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. W innym tłumaczeniu zdanie to brzmi jeszcze dosadniej: Dlatego oto Ja zwabię ją i wyprowadzę na pustynię.

Moi Drodzy, zobaczmy, z jak wielką intensywnością Bóg podejmuje próby ponownego zjednoczenia się ze swoim narodem! Słyszymy dalej: I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».

Owo: mój Baal, oznacza tyle, co „mój Pan” – i był to częsty ówcześnie sposób zwracania się żony do męża. A jeśli wyjść poza małżeński krąg, to w ten sposób zwracano się zarówno do Boga Jedynego, jak i do bóstw pogańskich. Dlatego Prorok dzisiaj odżegnuje się od tego tytułu, zastępując go zwrotem: mój Mąż, aby nie było wątpliwości, że chodzi o tego jednego – i tylko tego jednego – Oblubieńca.

I to właśnie ten Oblubieniec deklaruje: I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana. Można chyba powiedzieć, że Bóg jest wręcz nieustępliwy w poszukiwaniu i zdobywaniu swojej niewiernej oblubienicy. Bóg robi wszystko, co może, żeby ta powróciła do Niego i już przy Nim została. Dlatego chce ją poślubić – chce ją poślubić znowu – a dokona tego przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. I także przez wierność.

Z tymi wszystkimi darami Oblubieniec wychodzi do swej oblubienicy, tym wszystkim chce ją przynęcić, zaprosić do siebie, zwabić – słowem: zrobić wszystko, co w Jego mocy, aby już od Niego nie odchodziła, aby już nie odrzucała Jego miłości. I jeśli tak sobie na spokojnie pomyślimy, kim i jak wielkim jest Bóg, a kim człowiek, to taki sposób działania wielkiego i potężnego Boga wobec kapryśnego ludu jest oznaką naprawdę wielkiej miłości!

Ale Bóg w wychodzeniu do człowieka właśnie taką miłością się kieruje. Przekracza wszelkie granice – a chociażby te, które zakreśla Jego majestat, a które zasadniczo powinny stanowić kres uniżania się Boga i wychodzenia do człowieka z kolejnymi zaproszeniami, które człowiek odrzuca… Nawet według naszego ludzkiego pojmowania wydaje się, że tak powinno być – w którymś momencie Bóg powinien powiedzieć: dość! Już dalej nie zrobię kroku! A Bóg robi – wręcz naprasza się człowiekowi.

W Ewangelii zaś widzimy, jak przekracza granice, zakreślone przez prawa natury – w tym także: granicę życia i śmierci – dokonując wskrzeszenia i uzdrowienia. I to też – z miłości do człowieka! Nie dla pokazania swojej wyższości i mądrości – chociaż i jedno, i drugie, jest czymś oczywistym – ale dla przekonania człowieka, że Mu naprawdę na nim zależy.

Mamy nawet, w dzisiejszej Ewangelii, wyraźnie pokazany ten moment wyjścia Boga do człowieka: kiedy zwierzchnik synagogi prosił o wskrzeszenie dopiero co zmarłej córki – swoją drogą, przyznajmy: bardzo to śmiała prośba! – wówczas Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Ot, tak, po prostu. Bez słowa. Wstał i zwyczajnie poszedł.

Ale nie tylko do owej zmarłej córki, szybko się bowiem miało okazać, że w ten sposób wyszedł także na spotkanie kobiety cierpiącej na krwotok. Ona naprawdę nie znalazła się tam przypadkiem, nie natknęła się na Niego ot, tak sobie. Z całą pewnością – choć my tego nie widzimy, bo Ewangelista o tym nie wspomniał – Jezus w jakiś sobie wiadomy sposób przywołał ją wtedy do siebie. Mówiąc językiem dzisiejszego pierwszego czytania: zwabił, przynęcił. W jakiś sposób wzbudził w niej wiarę i najgłębsze przekonanie, że tylko u Niego może ona szukać ratunku.

A czyż podobny proces nie dokonał się w sercu zwierzchnika synagogi – i to może nawet w jeszcze większym stopniu? O ile bowiem kobieta miała świadomość ciężkości swojej choroby, ale jednak żyła i dała nawet rady chodzić, o tyle córka zwierzchnika już nie żyła!

Dlatego zaznaczyliśmy sobie, że prośba ojca była naprawdę bardzo śmiała! Była świadectwem jego wielkiej wiary. Ale jak mocna i przekonująca musiała być owa wewnętrzna, duchowa przynęta, jaką Bóg poruszył i ośmielił jego serce, by ten zwrócił się do Jezusa z tak niebywałą prośbą!

Widzimy zatem, moi Drodzy, że tam, gdzie spotyka się bezgraniczna miłość Boga z otwartością serca i szczerą wiarą człowieka – tam zwykle dzieją się cuda! Dokonują się rzeczy wielkie! Bóg w tym celu przekracza wszelkie granice i zniża swój wielki majestat. A jakie granice człowiek jest w stanie przekroczyć – szczególnie te, które wyznacza jego egoizm, pycha, zatwardziałość serca?… Na ile człowiek jest w stanie – jakby to dziwacznie nie brzmiało – zniżyć swój, wydumany majestat?…

Jeżeli szukamy pozytywnych wzorców owego właściwego odpowiadania na zaproszenie Boga i otwierania się na Jego miłość, to z pewnością znajdziemy je w postawie Patronki dnia dzisiejszego, Błogosławionej Marii Teresy Ledóchowskiej.

Urodziła się ona w czasie Powstania Styczniowego, w dniu 29 kwietnia 1863 roku, w Loosdorf, w Austrii, dokąd jej rodzina wyemigrowała po Powstaniu Listopadowym. 12 maja 1874 roku, przyjęła Pierwszą Komunię Świętą, a 15 lipca 1878 roku – Sakrament Bierzmowania.

Od najmłodszych lat wykazywała wybitne uzdolnienia literackie, muzyczne i aktorskie. Mając pięć lat, napisała mały utwór dla domowników, a jako dziewięcioletnia dziewczynka układała wiersze. Rodzina każdy dzień kończyła wspólnym pacierzem, a w niedzielę uczestniczyła we Mszy Świętej. Matka naszej Patronki, jako osoba niezwykle czuła na niedolę bliźnich, a do tego bardzo towarzyska i pogodna, umiała wychować dzieci w karności i sumienności. Ojciec pogłębiał wiedzę dzieci, zapoznając je z historią malarstwa i sztuki, z historią Polski i ojczystą mową.

W roku 1873 rodzice stracili po raz drugi majątek na skutek bankructwa instytucji, której akcje wykupili – bo pierwszy raz dziadek stracił wszystko za udział w Powstaniu Listopadowym. W tej sytuacji, ojciec Marii Teresy sprzedał majątek w Loosdorf i wynajął mieszkanie w St. Polten. Tu dzieci uczęszczały do szkoły. Dokumentem z tych lat jest świadectwo szkolne Marii Teresy Ledóchowskiej, wystawione w 1875 roku, na którym widnieją same oceny bardzo dobre. Miała wówczas dwanaście lat.

Wielkim przeżyciem dla niej była wiadomość o uwięzieniu w Ostrowie Wielkopolskim jej stryja, arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego. Posłała do więzienia napisany przez siebie wiersz ku jego czci. W dwa lata później, w roku 1875, witała go radośnie w Wiedniu, gdy jako kardynał zatrzymał się tam w drodze do Rzymu. I jemu to właśnie zadedykowała swoją pierwszą książkę. Było to sprawozdanie z podróży, jaką odbyła po Polsce ze swoim ojcem, gdy miała szesnaście lat.

W 1883 roku, Ledóchowscy przenieśli się na stałe z Austrii do Polski, a konkretnie – do Lipnicy Murowanej koło Bochni, gdzie ojciec wykupił mocno zaniedbany majątek. Powitał ich burmistrz miasta i ludność w strojach krakowskich – chlebem i solą. Maria ucieszyła się z powrotu do Polski. A miała wtedy dwadzieścia lat. Rychło jednak zaznała, jakie są kłopoty w prowadzeniu gospodarstwa. W porze zimowej chętnie zwiedzała pobliski Kraków i brała udział w towarzyskich zebraniach i zabawach. Wyróżniała się urodą i inteligencją, dlatego szybko zdobyła sobie wzięcie.

W zimie 1885 roku zachorowała na ospę i przez wiele tygodni leżała, walcząc o życie. Choroba zostawiła ślady na jej twarzy. Organizm był osłabiony, bowiem sześć lat wcześniej przebyła ciężki tyfus. I to właśnie ta choroba uczyniła ją dojrzałą duchowo. Poznała marność życia doczesnego i rozkoszy świata. Zrodziło się w niej postanowienie oddania się na służbę Panu Bogu, jeśli tylko dojdzie do zdrowia. Na ospę zachorował także jej ojciec, wskutek czego – opatrzony Świętymi Sakramentami – niedługo zmarł. Pochowany został w Lipnicy. Maria Teresa, sama osłabiona po ciężkiej chorobie, nie była zdolna do prowadzenia majątku.

W wyniku starań rodziny, cesarz Franciszek Józef I mianował ją damą dworu wielkich książąt toskańskich w Salzburgu. Żyjąc na dworze, Maria Teresa nie zaprzestała prowadzenia życia przepełnionego wewnętrznym skupieniem. W 1886 roku po raz pierwszy zetknęła się z zakonnicami, które przybyły na dwór arcyksiężnej po datki na misje. Wtedy też po raz pierwszy spotkała się z ideą misyjną Kościoła.

A w tym właśnie czasie kardynał Karol Marcial Lavigerie, arcybiskup Algieru, rozwijał ożywioną akcję na rzecz Afryki. Pewnego dnia Maria Teresa dostała do ręki broszurę kardynała, gdzie przeczytała słowa: „Komu Bóg dał talent pisarski, niechaj go użyje na korzyść tej sprawy, ponad którą nie ma świętszej!” To było dla niej światłem z nieba. Znalazła cel swojego życia! Postanowiła skończyć z pisaniem dramatów dworskich, a wszystkie swoje siły poświęcić dla misji afrykańskich. W tej sprawie napisała też do stryja, kardynała Ledóchowskiego, który pochwalił jej postanowienie.

Jej pierwszym krokiem w ramach tejże działalności było napisanie dramatuZaida Murzynka”, wystawionego następnie w teatrze salzburskim i w innych miastach. Ponieważ obowiązki damy dworu zabierały jej zbyt wiele cennego czasu, zwolniła się z nich. Stanęła na czele komitetów antyniewolniczych. Te jednak rychło ją zwolniły, gdyż chciała, aby były to komitety katolickie, a nie międzywyznaniowe.

W 1890 roku, Maria zamieszkała w pokoiku przy domu starców u sióstr szarytek. Zerwała stosunki towarzyskie i oddała się wyłącznie sprawie Afryki. W tymże samym 1890 roku, na własną rękę, zaczęła wydawać „Echo z Afryki”. Nawiązała kontakt korespondencyjny z misjonarzami. Wkrótce korespondencja rozrosła się tak bardzo, że musiała zaangażować sekretarkę i ekspedientkę. Jednak widząc, że dzieło dalej się rozbudowuje, w jednym z numerów „Echa” z roku 1893 zamieściła apel o pomoc.

Z pomocą jednego z ojców jezuitów, opracowała statut Sodalicji Świętego Piotra Klawera. W dniu 29 kwietnia 1894 roku, w swoje trzydzieste pierwsze urodziny, przedstawiła go na prywatnej audiencji Papieżowi Leonowi XIII do zatwierdzenia. Papież dzieło pochwalił i udzielił mu swojego błogosławieństwa. Siedzibą Sodalicji były początkowo dwa pokoje przy kościele Świętej Trójcy w Salzburgu. Tam też założyła muzeum afrykańskie.

Od roku 1892, „Echo z Afryki” wychodziło także w języku polskim. Administrację pisma Maria Teresa umieściła przy klasztorze sióstr urszulanek, gdzie zakonnicą była wtedy jej młodsza siostra, Urszula. W 1894 roku, Maria Teresa miała już własną drukarnię. Od 1911 roku „Echo” zaczęło wychodzić w dwunastu językach. Ponadto, drukowano broszury misyjne, kalendarze, odezwy, a potem katechizmy i książeczki religijne w językach Afryki.

W dniu 9 września 1896 roku, Maria Teresa złożyła śluby zakonne na ręce kardynała Hellera, biskupa Salzburga. W 1897 roku, kardynał zatwierdził konstytucję przez nią ułożoną dla tegoż zgromadzenia zakonnego. W tym też samym roku, Maria Teresa założyła w Salzburgu drukarnię misyjną. W roku 1899, Święta Kongregacja Rozkrzewiania Wiary, na której czele stał kardynał Ledóchowski, wydała pismo pochwalne, a w roku 1899 ta sama Kongregacja przyjęła Sodalicję pod swoją bezpośrednią jurysdykcję. 10 czerwca 1904 roku, Święty Papież Pius X, osobnym dokumentem pochwalił dzieło, a w roku 1910 Stolica Apostolska udzieliła mu definitywnej aprobaty.

W roku 1904 Maria Ledóchowska przeniosła swoją stałą siedzibę do Rzymu. W cztery lata potem udała się osobiście do Polski, aby szerzyć tam ideę misyjną. Na wiadomość o powstaniu Polski niepodległej w roku 1918, Maria Teresa poleciła zatknąć polskie sztandary na domach swego zgromadzenia. W roku 1920, wysłała zapomogę do Polski. Pod koniec jej życia, Echo z Afryki” miało już około stu tysięcy egzemplarzy nakładu. W roku 1901, Maria Teresa założyła przy domu głównym Sodalicji w Rzymie międzynarodowy nowicjat. Także i biura Sodalicji były rozsiane niemal po wszystkich krajach Europy. Przy każdej filii założono muzeum Afryki. Nadto, nasza Patronka wyjeżdżała do wielu różnych miejsc z wykładami i odczytami o misjach w Afryce.

Zmarła 6 lipca 1922 roku, w obecności swoich duchowych córek. 10 lipca złożono jej ciało na głównym cmentarzu rzymskim przy Bazylice Świętego Wawrzyńca. Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w roku 1945. Papież Paweł VI, w świętym roku jubileuszowym, w niedzielę misyjną, dnia 19 października 1975, wyniósł ją do chwały ołtarzy. Ciało Błogosławionej, od roku 1934, znajduje się w domu generalnym Sodalicji.

W czasie Soboru Watykańskiego II, biskupi Afryki licznie nawiedzali grób tej, która całe swoje życie i wszystkie swoje siły poświęciła dla ich ojczystej ziemi. W nagrodę za bezgraniczne oddanie się sprawom Afryki, Maria Teresa zdobyła zaszczytny przydomek Matki Afryki. Jest patronką dzieł misyjnych w Polsce.

W swoim apostolskim piśmie, Papież Paweł VI tak pisał o Błogosławionej Marii Teresie: „Apostolskie zadania, wyznaczone przez Chrystusa, stało się natchnieniem całego życia czcigodnej Marii Teresy Ledóchowskiej, tak że dała wspaniały przykład współdziałania kobiet w misyjnym dziele Kościoła.

Chrystus wzbudził w niej pragnienie służenia Mu sercem niepodzielnym. On odkupił i uświęcił ludzi przez swoje posłuszeństwo, posunięte aż do śmierci krzyżowej. On powołał Marię Teresę, aby z miłości ku Niemu służyła Mu w Jego braciach, zwłaszcza tych najbardziej opuszczonych i nieszczęśliwych – niewolnikach z Afryki. Maria Teresa usłyszała Boże wezwanie i całkowicie posłuszna woli Boga, porwana miłością ku Niemu, wielkodusznie i wytrwale poszła za tym powołaniem.

Maria Teresa wyprzedziła czasy, w których żyła, tak bardzo nie sprzyjające apostolstwu kobiet. Musiała przezwyciężyć wiele przeszkód i uprzedzeń, aby móc się oddać apostolstwu i pracy redaktorskiej i wydawniczej. Przewędrowała całą Europę, szerząc wszędzie apostolstwo misyjne, wydając różnojęzyczne czasopisma, zakładając wydawnictwa. Bóg błogosławił dziełu, które rozrastało się i umacniało: założoną przez siebie Sodalicją Świętego Piotra Klawera kierowała roztropnie i z wielką miłością, dzięki której odczuwało się tym bardziej Bożą bliskość.

Tajemnica miłości dopełniła się w śmierci Marii Teresy […]. Katolicy z Afryki opłakiwali odejście swej matki – jak ją nazywali – ale przez działalność założonego przez nią Instytutu, żyjącego jej duchem, nie przestają i dzisiaj doświadczać wielkości i siły tej miłości, która nią owładnęła. Ale nie tylko ludy Afryki pamiętają i podziwiają Marię Teresę, lecz i cały Kościół, bo znamienny przykład jej życia jest dobrem nie tylko jednego kontynentu. W jej życiu Bóg ukazał Kościołowi, a także wszystkim ludziom dobrej woli, czego może dokonać miłość jednego człowieka, który całkowicie oddał się Bogu, a przez Niego i całej cierpiącej ludzkości.” Tyle Święty Papież Paweł VI.

Wpatrzeni w świetlany przykład jej świętości, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, na ile szeroko jesteśmy w stanie otworzyć swoje serce, aby się dać przynęcić miłości Bożej?

A tak konkretnie: jak w codzienności realizujemy Bożą naukę i jak wygląda nasz kontakt z Bogiem na modlitwie? Z czego jesteśmy w stanie zrezygnować – szczególnie ze swoich przyzwyczajeń i wygód – aby zbliżyć się do Boga?… Na ile nasza postawa jest wzorem dla innych, czyli – na ile jesteśmy misjonarzami Bożej miłości?…

5 komentarzy

  • Do czego jeszcze posunie się człowiek?
    https://citizengo.org/pl/fm/180652-hollywood-robi-z-jezusa-chrystusa-lesbijke-mowimy-nie?utm_source=fb&utm_medium=social&utm_campaign&utm_content=typage&tcid=74867460&fbclid=IwAR3lSjMvjxS1siDwLVrDb5febgsV0vPXeV6fJqnGuUmTJTmdzD3_kanw5fY

    Panie Jezu, widzisz jak świat stworzony przez Twojego Ojca choruje, jak ludzie zatracają się w grzechach, jak Cię dziś krzyżują w nowoczesny sposób…. Jezu dotykam się Ciebie nie ukradkiem jak dzisiejsza kobieta z Ewangelii. Dotykam się Ciebie Jezu jawnie i proszę nie tylko za siebie ale za każdego człowieka w potrzebie, każdego żyjącego tak jak by Ciebie nie było, każdego oczekującego Twojego miłosierdzia z tej i tamtej strony. Dziś proszę Cię szczególnie o wieczną radość do śp. Rodziców ks. Leszka. Amen.

    • Dziękuję za modlitwę o pokój wieczny dla Rodziców Księdza Leszka! I proszę nadal o tę modlitwę, jak również – za samego Księdza Leszka i Jego Brata, Marcina, aby po Bożemu przeżyli to bardzo trudne doświadczenie. I aby Pan sam wyprowadził z niego konkretne dobro!
      xJ

      • Księże Jacku , nie powiększam ilości modlitw. Umieszczam wszystkie kierowane do mnie intencje i prośby o modlitwę, w tych które odmawiam każdego dnia. Dwukrotnie już spowiednicy zwalniali mnie z moich zobowiązań modlitewnych, dlatego muszę być roztropna. Ja również proszę o modlitwę o szczęśliwy przebieg zabiegu usunięcia zaćmy 22 lipca, ( tym razem również o 15tej ) a żeby się odbył muszę być ogólnie zdrowa.

        • Pamiętam o Pani codziennie w modlitwie – tak, jak o wszystkich mi życzliwych. A 22 lipca będę pamiętał szczególnie. Niech dobry Bóg obdarzy łaską zdrowia!
          xJ

          • Lekarka rodzinna wystawiła już mi zaświadczenie, że nie widzi przeciwwskazań, poinstruowała mnie o zagrożeniu z powodu mojego dużego ciśnienia w kontaktach osobistych z personelem medycznym ( 195/107), poprzednio było podobnie- mam syndrom białego fartucha 🙂 . Bóg zapłać za życzliwość, dobre słowo i modlitwę. Szczęść Boże.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.