Jak człowiek – z człowiekiem…

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, raz jeszcze polecam Waszym modlitwom Księży Neoprezbiterów, wyświęconych wczoraj w katedrze siedleckiej, którzy dzisiaj w swoich Parafiach odprawiać będą Msze Święte Prymicyjne. Módlmy się za wszystkich, wyświęconych w tym roku Kapłanów – diecezjalnych i zakonnych.
       Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek

11
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Ez 17,22–24; 2 Kor 5,6–10; Mk 4,26–34
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
To
mówi Pan Bóg: Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i
zasadzę, u najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę
ją na górze wyniosłej i wysokiej.
Na
wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i
wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Wszystko ptactwo pod nim
zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego
gałęzi.
I
wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Panem, który poniża
drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że
drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja,
Pan, rzekłem i to uczynię.
CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Mając ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy
pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki
widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej
opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.
Dlatego
też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy
z daleka od Niego. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem
Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w
ciele, złe lub dobre.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
powiedział do tłumów: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak
gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie
i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia
sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem
pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz
zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”.
Mówił
jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej
przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarno gorczycy; gdy się
je wysiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi.
Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn;
wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się
w jego cieniu”.
W
wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją
zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś
objaśniał wszystko swoim uczniom.
Nasienie,
wsiane w ziemię, które przynosi plon. Ziarnko gorczycy,
które z najmniejszego z ziaren staje się wielkim drzewem. Maleńka
gałązka,
ułamana z wierzchołka cedru i zasadzona w ziemię,
aby rozrosnąć się do rozmiarów wielkiego drzewa. Oto obrazy,
którymi posługuje się dzisiaj Pan, aby pokazać nam wzrost
Bożego Królestwa.
Odnajdujemy je zarówno w Ewangelii, jak i w
pierwszym czytaniu.
Przy
czym w dzisiejszej Ewangelii Jezus bardzo wyraźnie stwierdza, że
chodzi Mu właśnie o ukazanie wzrostu Jego Królestwa.
Natomiast Paweł Apostoł, w swoim Liście do wiernych Koryntu,
ukonkretnia, że chodzi tu o nasze chrześcijańskie życie i
naszą postawę.
To nie „jakieś tam” Królestwo Boże
ma „gdzieś tam” wzrastać, ale ma się to dokonywać w
nas: to ma być wyraźna przemiana serca każdej i każdego z nas,
to ma być bardzo konkretne nawrócenie.
Paweł
stwierdza: Dlatego
też staramy się Jemu

[czyli
Jezusowi] podobać,
czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego. Wszyscy bowiem
musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał
zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.

A
zatem, nie dość, iż
mamy
tu
wyraźne odniesienie do naszej postawy, to jeszcze słyszymy
wyraźne
przypomnienie – dla niektórych zapewne ostrzeżenie – że
będziemy z
postawy
swej

rozliczeni!

Właśnie z tego, czy postępowaliśmy tak, by
się Jezusowi podobać,

czy niestety tak, żeby podobać się tylko
ludziom,
a Jezusowi – to już tak niekoniecznie…
Moi
Drodzy, wzrost Bożego Królestwa – ów spokojny, może nawet
powolny, ale jednak konkretny wzrost – ma
się bardzo wyraźnie dokonywać w
sercu każdego konkretnego człowieka.

W Twoim i w moim sercu. Ma to być wzrost wyraźny.
Zresztą, Jezus zapewnia, że takim jest
on
ze swej natury
,
bo jest
podobny do wzrostu
ziarna,
wrzuconego
w ziemię. Jak słyszymy w Ewangelii, ziarno
to
we
dnie i w nocy

[…]
kiełkuje
i
rośnie.

Sam
siewca
nie
wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem
kłos, a potem pełne ziarno w kłosie.
Jest
to zatem wzrost niezależny od woli siewcy, dokonuje się on ową
wewnętrzną
mocą życia,

zapisaną przez Boga Stwórcę w każdym małym ziarenku. Tak też
Królestwo Boże wzrasta
swoją wewnętrzną mocą,

podarowaną mu przez Boga – i nikt, i nic tego wzrostu nie
zatrzyma. Jeżeli ktoś lub coś może ten wzrost zatrzymać, to
tylko – na
swoim własnym odcinku –
oporne
serce człowieka.
Serce
zimne i zamknięte, serce obojętne i zblokowane.
Takie
serce nie jest w stanie otworzyć się na Boże Królestwo, które
pomimo,
że samo z siebie naprawdę się rozwija, to jednak do
t
akiego
serca nie ma dostępu.
A
to jest prawdziwy dramat człowieka. Dlatego potrzeba otwarcia
serca

i potrzeba, aby człowiek potwierdził
ów wzrost łaski Bożej

w swoim życiu i swoim sercu także swoim osobistym rozwojem
duchowym, intelektualnym, osobowościowym…
Przy
czym nie chodzi tu – co może warto zaznaczyć – o
roz
dmuchiwanie
własnego „ja”,

o rozwój własnej pychy i dumy, własnego mniemania o sobie i
postrzegania samego siebie, jako że zwykle najszybciej i najłatwiej
postępuje
taki
właśnie rozwój. A nam nie
o to dzisiaj chodzi.
I
nie tylko dzisiaj, ale zawsze – chodzi o to, by w człowieku
rozwijało się to, co jest w
nim najpiękniejszego i najcenniejszego,
a
więc miłość i dobro, życzliwość i otwartość na Boga i ludzi;
wiara
i modlitwa,
szeroko
rozumiana łaska Boża…
Zwykle
jakoś tak się dzieje, że kiedy to wszystko się w człowieku
rozwija, czyli kiedy
rozwija się w nim Boże Królestwo,

to nie musi się on już
koncentrować na swoim własnym „ja”, bo ma w sobie tyle
prawdziwej
i trwałej wewnętrznej wartości,

że nie jest
mu potrzebne
zabieganie
o jakieś wartości pozorne i fałszywe.
Inaczej
rzecz się ma w sytuacji odwrotnej: kiedy człowiek nie rozwija swego
ducha, kiedy nie rozwija się w nim Królestwo Boże, wówczas musi
to czymś „nadrobić”,
zrekompensować,
zastąpić,

a
wtedy najczęściej
akcentuje
na
każdym kroku siebie samego i własne „ja”.
Moi
Drodzy, jakże to bardzo od
razu rzuca
się w oczy, co w człowieku się rozwija, co tak
naprawdę
dzieje się w jego sercu!

Tu nie trzeba wielkiej znajomości psychologii, czy innych dziedzin
wiedzy – to się naprawdę
widzi i czuje,

czy z danym człowiekiem da
się
żyć,

czy się nie da; czy potrafi
on posłuchać,

czy tylko ciągle
„gada i gada”;
czy ma
czas dla drugiego,
czy
wiecznie się dokądś
spieszy.
To
są takie proste sprawy. Ktoś powie może, że to zbyt
płytkie

postrzeganie człowieka. Bo
przecież nie wiemy, co tak naprawdę kryje się w jego sercu. No cóż
może
tak, może nie…

Owszem, nie należy zbyt pochopnie kogokolwiek oceniać.
Ale
czyż nie jest tak, Kochani – zwłaszcza, jeżeli już trochę lat
się przeżyło i z wieloma ludźmi się rozmawiało – że kiedy
się z kimś spotykamy, to jakoś intuicyjnie
wyczuwamy,

że ten człowiek przyciąga do siebie, że się z
nim da
porozmawiać,
że się z
nim chce
porozmawiać,
podczas kiedy z innym się nie da, albo on sam nie daje takiej
możliwości?… Są takie sprawy, które się sercem
wyczuwa
już
przy pierwszym spotkaniu. Z możliwością – co oczywiste –
późniejszej
modyfikacji
spostrzeżeń…

Mówimy
tu zaś,
moi Drodzy, o tym fenomenie,
który
twórcy znanego biograficznego
filmu o Janie Pawle II

wyrazili w jego tytule. Oczywiście, można się spierać na temat
samego filmu, jego wartości, walorów poznawczych, estetycznych i
wielu innych – wszak o
gustach dyskutować można bez końca

i nigdy nie dojść do porozumienia. Nam
jednak
nie o sam film chodzi, a o tytuł, który – w czym chyba możemy
się zgodzić – był „strzałem w dziesiątkę”, jeśli idzie o
charakterystykę postawy Jana Pawła II: „Karol
– człowiek, który został papieżem”.

To
pierwszy odcinek. A drugi: Karol
papież,
który pozostał człowiekiem”.

Kochani,
o takiej właśnie postawie dzisiaj mówimy, bo taka właśnie
postawa jest najpiękniejszym
znakiem na zewnątrz,

że wewnątrz serca człowieka naprawdę rozwija się Królestwo
Boże, rozwija się życie Boże. Podkreślmy to jeszcze raz: nie
jest ono tożsame

ani z wielkimi tytułami naukowymi, ani z wysokimi stanowiskami w
hierarchii społecznej, czy kościelnej; ani z ogromnym majątkiem i
wielkim stanem kąta, ani wreszcie z wieloma
najróżniejszymi formami zaangażowania

w działalność społeczną, polityczną,
charytatywną
i kościelną. To wszystko – choćby było mierzone nawet
najwyższymi osiągnięciami – niczym
się okaże,

jeżeli człowiek nie pozostanie człowiekiem! Człowiekiem
– dla drugiego człowieka!

Bo
na cóż się zdadzą znanemu
profesorowi

wszystkie jego naukowe tytuły, niezliczone publikacje i dziesiątki,
o ile nie setki wypromowanych doktorów i magistrów; udział w wielu
konferencjach naukowych i panelach dyskusyjnych, jeżeli z piedestału
tych swoich dokonań nie
będzie on dostrzegał zwykłego człowieka

i nie będzie potrafił – czy chciał – z nim rozmawiać, aby
odpowiedzieć na jego pytania, czy choćby go wysłuchać.
I
na cóż się zda prezesowi
firmy,

czy dyrektorowi
jakiejś instytucji,

czy
znaczącemu
politykowi

jego wysokie stanowisko, jeżeli ludzie to dla niego tylko
bezkształtna masa, potrzebna tylko po to, żeby zarabiać pieniądze,
a raz na cztery lata oddać
na niego głos w wyborach.
A
wtedy to nawet zwykłemu człowiekowi rękę poda i jakieś jedno
zdanie po ludzku skleci – jednak
tylko wtedy i też z różnym powodzeniem.
I
na cóż się zda człowiekowi
bogatemu

jego wielocyfrowy stan kąta, całe mnóstwo posiadłości, jeżeli
codziennie musi o to wszystko drżeć i w swoich
„wypucowanych”
apartamentach
mieszka ogrodzony
potężnymi płotami,

obwieszonymi licznymi
alarmami i zabezpieczeniami, zza których nie da się zobaczyć, jak
żyją zwyczajni ludzie…
I
na cóż się wreszcie zda człowiekowi zaangażowanie
w działalność społeczną, kulturalną, czy charytatywną

– często nawet w jakimś stopniu pożyteczną – jeżeli żyje on
w ciągłym biegu, wiecznie
niedospany, spocony, rozgorączkowany, zawsze
spóźniony, rozrywany tyloma sprawami i kontaktami… Człowiek
taki, nawet jeżeli próbuje
z kimś podjąć rozmowę,
to
zwykle po chwili odbiera telefon za telefonem, wydaje jakieś
dyspozycje, coś tam ustala i umawia, i kiedy się z nim potem
próbuje ową
rozmowę
kontynuować, to widać, że myślami
jest gdzieś indziej,
bo
przecież on ma tyle spraw na głowie, on ma tyle do załatwienia, on
ma tyle do zrobienia…
I
dochodzi do swoistego paradoksu, że angażując się dla
dobra ludzkości – nie zauważa
on
człowieka!
Mówiąc
jeszcze dosadniej: taki jest zabiegany w celu uszczęśliwienia całej
ludzkości, że podepcze
człowieka. Konkretnego człowieka.

Człowieka, który niczego innego od niego nie potrzebuje, jak tylko
tego, żeby miał
dla niego trochę czasu,
żeby
z nim porozmawiał, a nawet – tylko wysłuchał. Uważnie
wysłuchał…
Nie
z wyższością, nie z nastawieniem, że zaraz
udzieli mu tysiąca porad –

bo przecież tacy ludzie, poza tym, że wszystko są w stanie
załatwić, to jeszcze też zwykle wszystko wiedzą. Nie o takie
nastawienie chodzi. Owszem,
tacy aktywni ludzie będą
zapewne bronić swojego stylu,

bo powiedzą, że oni
się naprawdę
i w dobrej wierze starają,
aby
to
czy tamto załatwić, aby
takie
czy inne kontakty uruchomić, aby
to czy owo podpowiedzieć, do tego czy owego przekonać!
Tylko,
że – jak raz – nie
o to chodzi!

Nie
o wymądrzanie się, pouczanie, nie o załatwienie tego czy owego.
Chodzi
o trochę
czasu, trochę uwagi, trochę serca…
Kochani,
jakie to są dzisiaj „towary
deficytowe”

– w tych naszych rozszalałych do horrendalnych
rozmiarów czasach – to chyba wszyscy dostrzegamy. Dlatego
tak ważnym jest, abyśmy jak najwięcej
nauczyli się i jak najwięcej czerpali wzoru z Jana
Pawła II – Papieża, który naprawdę pozostał człowiekiem.
Prostym
człowiekiem.
Papieża,
który
słynął z tego – a wspominało to wielu, którzy się z nim
spotykali – że potrafił fantastycznie
słuchać…

I że kiedy patrzył w oczy, to jakby
duszę na wylot przeświet
lał,
bo
tak był skoncentrowany na człowieku, którego miał przed sobą, a
który nie był dla niego jakimś pionkiem, jakimś trybikiem w
wielkiej machinie, ale indywidualnym
i niepowtarzalnym Bożym darem.

Jakże
inaczej, moi Drodzy, wyglądałyby nasze wzajemne relacje, gdyby
spotkanie
dwóch ludzi

bez względu na to, jakie który zajmuje stanowisko, jakie piastuje
godności, jakie posiada tytuły i jakie ma znaczenie w świecie –
było spotkaniem dwóch
otwartych na siebie i wzajemnie zasłuchanych serc…

Jakże by inaczej wyglądała nasza rodzinna, sąsiedzka, gminna,
parafialna i polska rzeczywistość, żeby przy okazji każdego i
jakiegokolwiek spotkania – to
człowiek
rozmawiał z człowiekiem!
Nie
tyle przełożony z podwładnym, nie tyle urzędnik z petentem, nawet
nie tyle nauczyciel z uczniem czy duszpasterz z
wiernym, co
człowiek
z człowiekiem! Człowiek – z człowiekiem…
Bajki
to?… Mrzonki?… Wytwór chorej wyobraźni?… Naiwne zachcianki?…
Nie! To jest Ewangelia!
Słowo
Boże! To słowo, które dziś mówi o wzroście Królestwa Bożego.
I to słowo, w którym Apostoł przypomina: Dlatego
też staramy się Jemu

[czyli
Jezusowi] podobać,
czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego. Wszyscy bowiem
musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał
zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.
Apostoł
przypomina to nam – wszystkim…
Nam – ludziom…
I tym wysoko postawionym – i tym nisko postawionym. Po prostu –
ludziom… Bo to będzie zdaniem
sprawy z tego, jaki – i czy w ogóle – nastąpił w Twoim
i w moim
sercu wzrost
Królestwa Bożego… 

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.