Witam bardzo serdecznie i zapraszam do spojrzenia na duchowość Świętego Franciszka Salezego. Myślę, że jego świadectwo jest ciekawą i wciąż aktualną propozycją – także na nasze czasy. I także dla nas – zapracowanych i zabieganych ludzi. Proszę o głosy, co Wy na to?
Pozdrawiam i zapewniam o codziennej modlitwie! W końcu dzisiejszy Patron – to w jakimś sensie Patron nas, spotykających się na tym blogu!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Franciszka Salezego,
Biskupa i Doktora Kościoła,
do czytań: Hbr 9,15.24–28; Mk 3,22–30
Patron dnia dzisiejszego, Święty Franciszek, urodził się w Alpach Wysokich pod Thorens, 21 sierpnia 1567 roku. Jego ojciec, także Franciszek, był kasztelanem w Nouvelles. Matka, Franciszka, pochodziła również ze znakomitego rodu. Spośród licznego rodzeństwa Franciszek był najstarszy. W domu otrzymał wychowanie głęboko katolickie, przy czym wpływ decydujący na to miała matka. Wyszła ona za mąż za człowieka czterdziestopięcioletniego, mając zaledwie lat piętnaście. Mąż mógł być zatem dla niej raczej ojcem niż współmałżonkiem.
Wychowała trzynaścioro dzieci. Jej opiece było zlecone ponadto całe gospodarstwo i służba. Franciszka umiała znaleźć czas na wszystko, była bardzo pracowita, systematyczna, spokojna i zapobiegliwa. Właśnieprzykład matki będzie dla Franciszka wzorem, jaki poleci osobom żyjącym w świecie, by nawet wśród najliczniejszych zajęć umiały jednoczyć się z Panem Bogiem.
W roku 1573, jako sześcioletni chłopiec, Franciszek rozpoczął regularną naukę w kolegium. W tym też czasie, w roku 1577, przyjął Pierwszą Komunię świętą i sakrament Bierzmowania. Kiedy miał jedenaście lat, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, otrzymał tonsurę jako znak przynależności do stanu duchownego. Kiedy zaś miał zaledwiepiętnaście lat, udał się do Paryża, by studiować na tamtejszym słynnym uniwersytecie. Dodatkowo w kolegium jezuitów studiował klasykę. W czasie tychże studiów owładnęły nim wątpliwości, czy się zbawi, czy nie jest on przeznaczony na potępienie. Właśnie wtedy bowiemwystąpił we Francji Kalwin ze swoją nauką o przeznaczeniu.Franciszek odzyskał spokój dopiero wtedy, gdy oddał się w niepodzielną opiekę Matki Bożej.
Ponadto, Franciszek studiował na Sorbonie teologię i zagadnienia biblijne. Do rzetelnych studiów biblijnych przygotował się przez naukę języka hebrajskiego i greckiego. Posłuszny woli ojca, by rozpoczął studia prawnicze, które mogły mu otworzyć drogę do kariery urzędniczej, Franciszek z Sorbony udał się do Padwy. Studia na tamtejszym uniwersytecie uwieńczył doktoratem. Po ukończeniu studiów w Padwie, udał się do Loreto, gdzie w 1591 roku złożył ślub dozgonnej czystości. Rok później, odbył pielgrzymkę do Rzymu.
Kiedy powrócił do domu, ojciec miał już gotowy dla niego plan:zamierzał go wprowadzić jako adwokata i prawnika do senatu w Chambery i czynił starania, by go ożenić z bogatą dziedziczką. Franciszek jednak, ku wielkiemu niezadowoleniu ojca, obie propozycje stanowczo odrzucił. Natomiast zgłosił się do swojego biskupa, by ten go przyjął w poczet swoich duchownych.
Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1593, przy niechętnej zgodzie rodziców. Po upływie zaledwie roku, za zezwoleniem biskupa, Franciszek udał się w charakterze misjonarza, by umocnić w wierze katolików i aby próbować odzyskać dla Chrystusa tych, którzy odpadli od wiary i przeszli na kalwinizm. Wśród niesłychanych trudów, musiał przełęczami pokonywać wysokości Alp, dochodzące miejscami do ponad czterech tysięcy metrów.
Odwiedzał wioski i poszczególne zagrody wieśniaków. Miał dar nawiązywania kontaktu z ludźmi prostymi, umiał ich przekonywać, swoje spotkania okraszał złotym humorem. Na murach i parkanach rozlepiał ulotki – zwięzłe wyjaśnienia prawd wiary. Może dlatego właśnie Kościół ogłosił Świętego Franciszka Salezego patronem katolickich dziennikarzy.
Wśród jego cnót na pierwszy plan wybijała się niezwykła łagodność. Był z natury popędliwy i skory do wybuchów. Jednakże długoletnią pracą nad sobą potrafił zdobyć się na tyle słodyczy i dobroci, że porównywano go do samego Chrystusa. W epoce fanatyzmu i zaciekłych sporów, Franciszek objawiał wprost wyjątkowy umiar i łagodność. W kontaktach z ludźmi wyznawał zasadę, że więcej much złapie się na kroplę miodu, aniżeli na całą beczkę octu. Według podania, miał w ten sposób odzyskać dla Kościoła kilkadziesiąt tysięcy wyznawców kalwinizmu.W swojej żarliwości apostolskiej Franciszek posunął się do tego, że kilkakrotnie w przebraniu udawał się do Genewy, by złożyć wizytę głowie Kościoła kalwińskiego i nakłaniać go do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Nie przyniosło to jednak zamierzonych owoców.
W roku 1599 papież Klemens VIII mianował Franciszka biskupem pomocniczym, a w 1602 roku – biskupem diecezjalnym Genewy. Z właściwą sobie żarliwością zabrał się natychmiast do dzieła. Rozpoczął od wizytacji czterystu pięćdziesięciu parafii swojej diecezji, położonej po większej części w Alpach. Niestrudzenie przemawiał, spowiadał, udzielał Sakramentów Świętych, rozmawiał z księżmi, nawiązywał bezpośrednie kontakty z wiernymi. Wizytował także klasztory. Zreformował kapitułę katedralną.
Zdając sobie sprawę, jak wielkie spustoszenia może sprawić brak wiedzy religijnej, popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej. Za podstawę nauczania wiary służył katechizm, ułożony niewiele wcześniej przez Świętego Roberta Bellarmina, kardynała. Sam także cały wolny czas poświęcał nauczaniu. Stworzył nowy ideał pobożności, polegający na tym, że życie duchowe, wewnętrzne, praktykowane w klasztorach,wydobył z ukrycia, aby „wskazywało drogę tym, którzy żyją wśród świata”. W roku 1604 zapoznał się ze Świętą Joanną Franciszką de Chantal i przy jej współpracy założył nową rodzinę zakonną – sióstr Nawiedzenia NMP, czyli sióstr wizytek, które w 1654 roku przybyły nawet do Polski i zamieszkały w Warszawie.
Franciszek zmarł nagle w Lyonie, podczas powrotu ze spotkania z królem Francji, w dniu 28 grudnia 1622 roku. Jego ciało przeniesiono do Annecy, gdzie spoczęło w kościele macierzystym sióstr wizytek. Jego serce zatrzymały jednak wizytki w Lyonie. Beatyfikacja odbyła się w roku 1661, a kanonizacja już w roku 1665. Papież Pius IX ogłosił Świętego Franciszka Salezego doktorem Kościoła, a papież Pius XI – patronem dziennikarzy i katolickiej prasy. Jego pisma wyróżniają się tak pięknym językiem i stylem, że do dnia dzisiejszego zalicza się je do klasyki literatury francuskiej.
W jednym z jego dzieł, zatytułowanym „Wprowadzenie do życia pobożnego”, czytamy: „Bóg stwarzając świat rozkazał roślinom przynosić owoc – każdej według swego rodzaju. Podobnie też nakazuje chrześcijanom, żywym roślinom swego Kościoła, aby przynosili owoce pobożności odpowiednio do stanu i powołania. Inaczej rozwijać ma pobożność człowiek wyżej postawiony, inaczej rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, inaczej dziewica lub małżonka. Nawet i to nie wszystko. Trzeba jeszcze, aby każdy rozwijał pobożność odpowiednio do swych sił, zajęć i obowiązków.
Powiedz mi, proszę, Filoteo, czy byłoby rzeczą właściwą, gdyby biskupi zapragnęli żyć w samotności jak kartuzi, gdyby ludzie żonaci nie więcej starali się o powiększenie dóbr materialnych niż kapucyni, gdyby rzemieślnik cały dzień spędzał w kościele jak zakonnik, a znowu zakonnik był wystawiony na wszelkiego rodzaju spotkania i sprawy,jak ci, którzy zobowiązani są śpieszyć bliźnim z pomocą, na przykład biskup? Czyż taka pobożność nie byłaby śmieszna, nieuporządkowana i nieznośna? A tymczasem tego rodzaju pomyłki i nieporozumienia zdarzają się bardzo często. Otóż nie, moja Filoteo: pobożność, jeżeli jest prawdziwa i szczera, niczego nie rujnuje, ale wszystko udoskonala i dopełnia. Kiedy zaś przeszkadza i sprzeciwia się prawowitemu powołaniu lub stanowi, z pewnością jest fałszywa.
Pszczoła tak zbiera miód z kwiatów, iż nie doznają one żadnej szkody. Pozostawia je nienaruszone i świeże, tak jak je zastała. Otóż prawdziwa pobożność czyni więcej: nie tylko nie przeszkadza żadnemu powołaniu, żadnemu zajęciu, ale przeciwnie, wszystko doskonali i ozdabia. […] Gdziekolwiek zatem jesteśmy, możemy i powinniśmy dążyć do doskonałości.”
W dzisiejszej Ewangelii Jezus ostrzega nas przed złym wewnętrznym nastawieniem, przed możliwością zamknięcia serca na działanie łaski Bożej. W takiej sytuacji nawet Bóg nie może nic zrobić, bo szanuje wolność człowieka i oczekuje, aż ten zechce się na Niego otworzyć. W przeciwnym razie, Bogu nie pozostaje nic innego, jak uszanować wolną wolę człowieka.
Dzisiejszy Patron uczy nas owego otwierania się na Boga i wprowadzania Go w najzwyklejsze okoliczności życia. Jego droga do świętości polega – jak słyszeliśmy – na praktykowaniu pobożności odpowiedniej do swego stanu i powołania oraz na tym, aby solidnie wypełniać swoje codzienne obowiązki, poczynając od tych najprostszych i najbardziej zwyczajnych. A wszystko – z miłości do Boga.
Jego droga do świętości jest więc – jeśli tak można powiedzieć –bardzo praktyczna! Jednej z kobiet, która dopytywała go o jakąś dobrą radę, kazał na początek przestać trzaskać drzwiami. A innej – wyczyścić buty i ubrać się czysto i schludnie. Taki zwyczajny styl i taka „praktyczna” – zaprawiona dobrym humorem – duchowość, jaką proponuje dzisiejszy Patron, to chyba dobra propozycja dla nas wszystkich!
Zatem, zastanówmy się przez chwilę:
- Czy każdą, nawet najprostszą czynność, wykonuję tak, jakby od niej zależało zbawienie całego świata?
- Czy wszystko, co myślę, mówię i robię, przybliża mnie do Boga, czy może mnie od Niego oddala?
- Czy sięgam systematycznie po katolicką prasę i książki religijne?
Chrystus bowiem wszedł […] do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga!
Witam!
Faktycznie postać Świętego, jego życie, myśli, zachowania dają nam wiele do myślenia. Nam zapracowanym, zabieganym, zakłopotanym. Nam będącym w częstej niepewności o jutro. Nam, którym ciężko do obowiązków dnia codziennego wpleść chwilę na modlitwę, zadumę, wyciszenie. Oby przykład "dzisiejszego" Świętego była dla nas wzorem do naśladowania. Abyśmy pracując byli pobożnymi, a będąc pobożnymi byli też pracującymi. Abyśmy skutecznie i owocnie potrafili nasze życie, złożone z poszczególnych chwil, niczym elementy puzzli, elementy naszej życiowej układanki przeplatać pracą i modlitwą. Dla dobra nas samych, drugiego człowieka, Boga i narodu. Pozdrawiam!!! Dawid
~Dawid, 2011-01-24 16:28
Dziękuję! Szczególnie za zachętę do łączenia pracy i pobożności! Świetne zdanie! Nic dodać – nic ująć! Serdecznie pozdrawiam!
~Ks. Jacek, 2011-01-29 10:20