Święty Janie od Krzyża – módl się za nami!

Ś

Witam serdecznie wszystkich – i życzę błogosławionego Adwentu! Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Jana od Krzyża, Kapłana i Doktora Kościoła,
do czytań adwentowych:   So 3,1–2.9–13;   Mt 21,28–32
Po raz kolejny już w tych dniach naszej adwentowej pracy nad sobą otrzymujemy mocny sygnał ze strony Jezusa, że nie zapewnienia, nie deklaracje i szumne obietnice stanowią o wierze człowieka i o gotowości na spotkanie z Panem, ale konkretne czyny. Konkretna postawa!
W dzisiejszej przypowieści o dwóch synach widzimy nawet jeszcze ostrzejsze zestawienie: akceptację i pochwałę zdobył ten syn, który początkowo zbuntował się i nie chciał pracować, potem jednak przełamał się i poszedł do pracy, nie zaś ten, który dużo obiecywał, a nic nie zrobił. Konkretnym potwierdzeniem tej prawdy, że liczy się tak naprawdę ta zrealizowana w czynach miłość do Chrystusa, a nie tylko ta deklarowana, jest heroiczna postawa dzisiejszego Patrona, Świętego Jana od Krzyża.
Jan był trzecim z kolei dzieckiem Gonzaleza i Katarzyny. Przyszedł na świat w 1542 roku w Fontiveros, w pobliżu miasta Avila, w Hiszpanii. Warunki w domu były bardzo ciężkie, gdyż rodzina wyrzekła się ich za to, że ojciec, jako szlachcic, śmiał wziąć za żonę dziewczynę z ludu.Jeszcze cięższe warunki nastały, kiedy ojciec umarł. Jan, mając dwa i pół roku, został oddany do przytułku. Potem pracował w szpitalu, by następnie próbować różnych zawodów u różnych majstrów: w tkactwie, krawiectwie, snycerstwie, jako malarz, jako zakrystian, wreszcie jako pielęgniarz w Medinie.
Za „uciułane” pieniądze wstąpił do kolegium jezuickiego w Medinie, a w roku 1563 wstąpił do karmelitów w Medinie i wtedy obrał sobie imię Jan od św. Macieja. W zakonie napotkał Święty na znaczne rozluźnienie. Dlatego gdy składał śluby, czynił to z myślą o profesji według pierwotnej reguły. Miał wtedy lat 21. Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych w Salamance, w 1567 roku, w 25 roku życia, otrzymał święcenia kapłańskie.
W tym samym roku spotkał się ze Świętą Teresą z Avila, która już podjęła się dzieła reformy zakonu karmelitanek. Te dwie dusze bratnie zrozumiały się i postanowiły wytężyć wszystkie siły dla reformy obu rodzin karmelitańskich. Już w następnym roku, wraz ze Świętą Teresązałożył pierwszy dom reformy w Duruelo. Tam też Święty Jan przeniósł się z dwoma przyjaciółmi, których pozyskał dla reformy.
28 listopada 1568 roku złożyli ślub zachowania pierwotnej reguły. Jan przybrał sobie wówczas imię Jana od Krzyża. Postanowił pozostać wiernyr eformie. Wprowadzał ją cierpliwie, pełniąc różne zakonne funkcje. Jednak przełożeni dopatrzyli się w jego postępowaniu niesubordynacji. Obawiali się rozkładu zakonu. Posypały się więc napomnienia i nakazy. Gdy Święty nie reagował na nie, został aresztowany w Avila w nocy z dnia 2 na 3 grudnia 1577 roku i siłą zabrany do Toledo. Wtrącony do więzienia klasztornego był nie tylko przez dziewięć miesięcy pozbawiony wolności, ale skazywany na głód i częstą chłostę. Nie załamał się jednak.
A Pan Bóg w tych miesiącach udręki zalewał go potokami pociech mistycznych. „Noce ciemne” – jak je Jan nazywał – długiego więzienia wykorzystał dla doświadczenia nie mniej bolesnego stanu, kiedy Pan Bóg pozornie opuszcza swoich wybranych, by ich zupełnie oczyścić i ogołocić z niepożądanych pragnień, uczuć i przywiązań.
15 sierpnia 1578 roku udało mu się uciec z zakonnego więzienia w Toledo po długich i żmudnych do tego przygotowaniach. Współbracia przyjęli go z wielką radością. Stopniowo zaczęto przekonywać się do jego zamysłu reformy. Utworzono nawet oddzielną prowincję zakonną dla klasztorów zreformowanych. Jego cierpienia, podjęte dla reformy, zaczęły owocować. Gorliwi zakonnicy widzieli w nim męczennika sprawy i zaczęli rozumieć jego ideę. Mnożyły się także nowe fundacje dzięki hojności panów duchownych i świeckich. Janowi powierzono nawet funkcję wikariusza generalnego dla prowincji zreformowanych.W roku 1588 odbyła się ich pierwsza kapituła generalna.
Jednak na tejże kapitule znowu pojawiła się tendencja złagodzenia już zreformowanej reguły, która to tendencja – niestety – przeważyła. Skutkiem tego, Święty Jan został usunięty ze wszystkich urzędów i jako zwykły zakonnik zakończył niebawem życie w klasztorze w Ubedzie, 14 grudnia 1591 roku, w wieku zaledwie czterdziestu dziewięciu lat. Umierał zupełnie osamotniony, bowiem Święta Teresa z Avila dawno już nie żyła – zmarła 4 października 1582 roku.
Pozostał jednak nasz Święty w sercach ludzi poprzez swoje pisma.Było ich bardzo dużo, jednak wiele z nich spalono  zaraz po śmierci Autora w obawie, by się nie dostały do rąk wrogów zakonu jako materiał przeciwko złagodzonej regule. Pozostały dwadzieścia dwa dzieła, które dla mistyki chrześcijańskiej mają wprost bezcenną wartość. Dwa wśród nich są najważniejsze: „Noc ciemna” i „Pieśń duchowa”. Są one perłą w światowej literaturze mistyki. Oba początek swój wywodzą z więzienia w Toledo. One też zyskały Świętemu tytuł doktora Kościoła mistycznego. Dzisiaj są przełożone na wszystkie znane języki świata i należą do klasyki dzieł mistycznych.
Nie mniejszym powodzeniem cieszą się dotąd: „Droga na Karmel” i „Żywy płomień”. Nikt przed nim nie poddał stanów mistyki tak subtelnej analizie jak Święty Jan od Krzyża. Wiemy, że jego duchowością zafascynowany był również Karol Wojtyła, czego wyrazem było to, że w oparciu o dzieła Świętego Jana przygotował on swoją rozprawę doktorską.
Nasz Patron zaś mógł się ponadto poszczycić wybitnymi zdolnościami plastycznymi. Umiał rysunkiem, poglądowo, wizualnie przedstawić nawet bardzo skomplikowane drogi mistyki. Chyba to jedyny taki wypadek w dziejach. Święty Jan od Krzyża został beatyfikowany w 1591 roku, kanonizowany zaś w 1726. Pius XI ogłosił go  w roku 1926 doktorem Kościoła.
            W jednym ze swoich dzieł, w „Pieśni duchowej”, tak pisał: „Święci doktorzy wiele odsłonili z ukrytych prawd i tajemnic, a dusze święte zrozumiały je w tym życiu. Jednakże większa ich część pozostaje jeszcze do wyjaśnienia i zrozumienia. Ileż to rzeczy można odkrywać w Chrystusie, który jest jakby ogromną kopalnią z mnogimi pokładami skarbów, gdzie choćby nie wiem jak się wgłębiało, nie znajdzie się kresu i końca. W każdym zaś zakątku tych Jego tajemnic można tu i tam napotkać nowe złoża nowych bogactw. […]
Ach, gdyby raz zrozumiano, że nie można dojść do gęstwiny różnorodnych mądrości i bogactw Bożych inną drogą, jak tylko przez gęstwinę wszelkiego rodzaju cierpień! W tym więc powinno być pragnienie i pociecha duszy. Im bowiem większej pragnie mądrości od Boga, tym bardziej powinna wpierw pragnąć cierpień, by przez nie wejść w gęstwinę krzyża. […]
By wejść do tych bogactw mądrości, trzeba iść przez ciemną bramę, to jest przez krzyż. Niewielu zaś pragnie przez nią wchodzić, natomiast wielu pragnie rozkoszy, do których się przez nią wchodzi.”
            Kochani, w dzisiejszym pierwszym czytaniu, z Księgi Proroka Sofoniasza, słyszymy znamienne słowa: Biada buntowniczemu i splugawionemu miastu, co stosuje ucisk! Nie słucha głosu i nie przyjmuje ostrzeżenia, nie ufa Panu i nie przybliża się do swego Boga. Wtedy przywrócę narodom wargi czyste, aby wszyscy wzywali imienia Pana i służyli Mu jednomyślnie. Przyznaję, że czytając te słowa, łatwo je skojarzyć z zakonem karmelitów przed reformą, podjętą przez Świętego Jana. Reformą, która – jak słyszeliśmy – kosztowała go wiele cierpień i ucisków. I nawet w chwili śmierci nie widział on wszystkich owoców swojej pracy i swego cierpienia! 
Ale Pan do dzisiaj przemawia przez jego pisma, przemyślenia, przez świadectwo jego życia. Tak więc dobro to nie poszło na marne, chociaż dokonało się w takich trudach i pozornie nie zaowocowało.Owszem, zaowocowało – w czasie, który Bóg wskazał. A bardzo widomym tego znakiem jest chociażby to, że na myśli i refleksji dzisiejszego Świętego kształtował swoją duchowość przyszły Papież Jan Paweł II.
Widzimy więc, Kochani, że warto zabiegać o dobro, chociaż nie od razu widać jego efekty i niejedną trudność trzeba znieść po drodze.Jakże to cenne wskazanie dla nas na czas Adwentu – i na całe życie!
Zechciejmy w tym duchu zastanowić się przez chwilę:
  • Jak znoszę codzienne przeciwności, które spotykają mnie, kiedy czynię dobro?
  • Czy nie załamuję się zbyt szybko i nie rezygnuję z dobra ze względu na opinię ludzi?
  • Czy ze swoimi problemami i trudnościami umiem się zwrócić bezpośrednio do Boga?
Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!

2 komentarze

  • Kiedy przeczytałam dziś przypowieść o dwóch synach, czułam, jak bliska jest mi postawa pierwszego syna w relacji z Bogiem. Obiecuję Mu "coś" podczas jakiegoś uniesienia spowodowanego szczęśliwym wydarzeniem, a kiedy mija euforia, opada także mój zapał, aby zrobić to obiecane "coś".

    Czemu się tak dzieje? Chyba ciężko jednoznacznie stwierdzić, często odpowiedzialność za to przenoszę na okoliczności (inne obowiązki, złe samopoczucie, lenistwo itp.) Patrząc na to z perspektywy widzę, że są to jedynie wymówki, bo przecież lenistwo da się okiełznać, a inne obowiązki nie są (a na pewno nie powinny być) ważniejsze od czasu spędzonego z Bogiem, a któż jak nie On najlepiej poprawi moje samopoczucie…

    Moje przemyślenie : Jeżeli się czegoś podejmuję to muszę to wykonać nie patrząc na okoliczności zarówno jeśli chodzi o obietnice składane niebiańskiemu Ojcu jak i te składne ludziom.

    Pozdrawiam,

    Magda L

    ~Magda21, 2010-12-14 12:10

    Zgadzam się! A ja bym jeszcze dodał, że trzeba te nasze dobre postanowienia spełniać szybko, bez odwlekania. Bo to na owym "później" czy "jutro" często przegrywamy. Dziękuję za głos i bardzo pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-14 15:40

    Chciałabym dorzucić kilka słów na temat obietnic.Według mnie o naszej wielkości świadczy między innymi to jak my wywiązujemy się z naszych obietnic.Wypełnianie obietnic jest próbą dla naszego charakteru.Mam silną wolę '' to choćby burza z piorunami'' a ja obietnicę wypełnię.Rzucam ot tak '' słowo na wiatr''- to kim ja jestem– słaby, mały,śmieszny / tych jest pewnie więcej /.

    ~Urszula, 2010-12-14 18:28

    Daj Boże, żeby nam się tak zawsze udawało: powiedzieć – i dotrzymać! Wiemy jednak dobrze, jak jest… Ciągle musimy dążyć do takiego stanu rzeczy. Bardzo dziękuję za głos i serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-14 21:27

  • Wybaczcie, ale "biada" kojarzy mi się z moją stolicą. Gdy oto ono nadchodzi w 1920 mieszkańcy Warszawy tłumnie uczestniczą w nabożeństwie błagalno-pokutnym, gdzie przedstawiciele wielu warstw społeczeństwa leżą krzyżem przed ołtarzem Pana i proszą o wstawiennictwo swą Królową. Kolejne "biada" to 1943 gdy przekonani o swej sile powstańcy zapominają do kogo mają się zwrócić o pomoc. Półmilionowa ofiara mieszkańców za grzechy dzieciobójstwa i brak nawrócenia jest ogromna. Przecież jeszcze żyli ci, którzy pamiętali tamte modlitwy, ale młodsze pokolenie chyba nie. Czy kolejne biada ma przyjść. Do kogo się zwrócimy o pomoc, gdy ten Jedyny i jego znak miłości jest plugawiony i szargany przez tych wysoko i tych nisko. Co będzie z tymi pysznymi samochwalcami, którzy uważają lepiej gdzie ma znajdować się znak miłości i cierpienia.

    ~Dasiek, 2010-12-15 01:18

    Dziękuję za opinię! Ale trudno mi się zgodzić z tak radykalnymi ocenami. Od końca sierpnia pracuję w Warszawie i przyglądam się mieszkającym tu ludziom. I chcę powiedzieć, że obok takich, którzy zupełnie odcinają się od spraw wiary i nie udają, że im na tym zależy, jest ogromnie duża grupa ludzi bardzo poważnie traktujących Pana Boga i przekładających wiarę na życie. Tutaj po prostu widać większą polaryzację postaw i poglądów, ludzie zajmują stanowisko bardziej zdecydowane na tak, lub na nie – a nie udają wierzących i przyjmują księdza po kolędzie, i wojny toczą o chrzest dziecka lub katolicki pogrzeb, a tak naprawdę nie traktują poważnie Pana Boga i wiara nie ma żadnego wpływu na ich życie. Wydaje mi się, że tych bardzo oddanych Bogu i wierze ludzi jest naprawdę dużo – a ja jestem zachwycony tym, jak można tak po prostu i tak zwyczajnie żyć wiarą na co dzień. Chociaż nie zawsze jest łatwo – zwłaszcza w środowisku warszawskim. Dla mnie postawa tych szczerze wierzących ludzi – bardzo często młodych małżeństw, studentów – jest źródłem ogromnej nadziei. Cieszmy się tym, co dobre – i na tym budujmy! Nie załamujmy się tym, co złe i nie przekreślajmy z góry wszystkiego!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-16 17:49

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.