Emmanuel – Bóg z nami!

E

Witam, pozdrawiam i z kilkugodzinnym opóźnieniem, za które przepraszam – spóźnieniem wynikającym z ogromu Spowiedzi w dniu dzisiejszym od samego rana – zapraszam do refleksji nad tym, czy nie boimy się przyjąć Jezusa takiego, jaki jest, czy takiego, jakiego sobie wyobrażamy! To już ostatnia niedziela Adwentu! Pan jest blisko! Gaudium et spes! Ks. Jacek

4 Niedziela Adwentu, A,
do czytań:    Iz 7,10–14;  Rz 1,1–7;   Mt 1,18–24
Ci, którzy codziennie słuchają lub czytają Słowo Boże liturgii adwentowej zapewne zauważyli, a może nawet zdziwili się tym, że Ewangelia, której przed chwilą wysłuchaliśmy, jest dokładnie tą samą, której słuchaliśmy wczoraj. Tak rzeczywiście jest, a jest to spowodowane charakterem tej drugiej części Adwentu, w której poszczególne teksty biblijne przypisane są nie do dnia tygodnia, ale do konkretnej daty. A teksty na niedzielę – przypisane są do niedzieli właśnie.
I tak oto okazało się, że Ewangelia z dnia 18 grudnia i Ewangelia z czwartej niedzieli Adwentu – jest ta sama. Ale nam w niczym to nie przeszkadza w głębokim pojmowaniu treści, jakie ze sobą niesie,bowiem dobrze wiemy, że z każdego tekstu biblijnego możemy wyprowadzać nieskończone ilości znaczeń i skojarzeń, a i tak nigdy nie wyczerpiemy wszystkich. Jest to bowiem Słowo Boże, którego głębia jest niezmierzona i którego bogactwo nigdy się nie wyczerpuje.
Tak zatem, ponownie towarzyszymy Józefowi i jego rozterkom, związanym z trudną sytuacją, w jakiej się znalazł – sytuacją spowodowaną tym, że Maryja, którą właściwie wybrał już za żonę, ale z którą jeszcze nie zamieszkał, znalazła się w stanie błogosławionym. Józef, nie chcąc narażać Jej na surową karę, jaka groziłaby za – powiedzmy to wyraźnie – cudzołóstwo, chce sam się oddalić i w ten sposób sprawę wyciszyć. Jednak Bóg nakazuje mu przyjąć Maryję, wyjaśniając, że to, co się dzieje – dzieje się w mocy Ducha Świętego.
Józef – jakkolwiek prawdopodobnie i tak nie za wiele z tego rozumie – decyduje się jednak bez zastrzeżeń spełnić wolę Bożą,objawioną mu we śnie. Decyduje się przyjąć Matkę i Jej Syna, chociaż sposób, w jaki się to wszystko odbywa – jeśli tak można to ująć – nie ułatwia mu tego. Jednak przekonują go słowa samego Boga, przekazane mu przez anioła: Nie bój się wziąć do siebie Maryi twej małżonki, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Właśnie – nie bój się wziąć do siebie… Niestety, wszystkie okoliczności tego wydarzenia jak raz wzbudzały przeróżne obawy, a przynajmniej – pytania i wątpliwości. Józef uświadomił sobie zapewne, w jakiej jest sytuacji, skoro zamierzał oddalić potajemnie żonę i wyłączyć się z całej sprawy w sposób dyskretny, dyplomatyczny… Tymczasem jednak otrzymuje wskazanie od samego Boga, jak ma postąpić w tej sytuacji.
Wsłuchując się w miarę głęboko i wnikliwie w to, co przez Anioła Bóg powiedział Józefowi, możemy nawet dopatrzeć się podwójnego polecenia. Pierwsze to takie, że ma przyjąć Jezusa. A drugie – że ma Go przyjąć w taki sposób, w jaki On sam będzie chciał przyjść, a nie taki, jaki może Józefowi wydawałby się łatwiejszy. Mówiąc jeszcze inaczej, został Józef wezwany przez Boga do tego, aby zaakceptował Boże plany, aby zaakceptował sposób objawienia się Syna Bożego, aby zaakceptował nawet trudne do zrozumienia rozwiązania, które Bóg powziął.
Bo człowiek bardzo często ma swoje różne pomysły na życie, na ludzi, ale też często – na Boga. I może by otworzył się na Boże działanie, na Boże słowa, ale żeby jeszcze ten obraz Boga bardziej pasował do naszych wyobrażeń, oczekiwań, czasami nawet – żądań… A tymczasem Józef dzisiaj otrzymuje polecenie: Nie bój się przyjąć, ale także – przyjmij takiego, jaki jest i w taki sposób, jaki zechce przyjść.
Bohater dzisiejszego pierwszego czytania, król judzki Achaz, sympatyzujący niestety z kultami pogańskimi, w obliczu zagrożenia, jakie przyszło na jego kraj ze strony koalicji syro – efraimskiej, zwraca się do pomoc do króla Asyrii. Prorok Izajasz upomina go, aby poprosił o tę pomoc Boga, mówiąc: Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego… Achaz, udając pokorę, stwierdza, że nie będzie prosił i nie będzie wystawiał Boga na próbę. W rzeczywistości, wcale nie chodziło tu o jakieś pełne szacunku odniesienie do Boga, tylko o to, że Achaz miał swoje własne plany rozwiązania sytuacji i te plany uważał za najbardziej trafne, a po drugie – na pewno zdał sobie sprawę z tego, że jeśli wszedłby w bliski kontakt z Bogiem, to musiałby sam się nawrócić, musiałby uznać przewrotność swego postępowania i fakt wykluczenia Boga ze swoich działań i zamierzeń. Wobec oporu króla, Prorok zapowiada jednak, że owo objawienie się Syna Bożego nastąpi i będzie dany znak w osobie Emmanuela – a więc tego, którego imię oznacza: Bóg z nami!
Boże działanie i Boże objawianie dokonuje się w sposób niezależny od człowieka i nie na żądanie człowieka. To nie Bóg dopasowuje się do człowieka, to człowiek winien swoje plany uzgodnić z Bogiem i rozpoznać czas i sposób, w jaki Bóg do niego przychodzi. Tę właśnie prawdę uświadamia wiernym Rzymu Paweł Apostoł wyrażając już w pierwszych słowach swego Listu głębokie przekonanie, że działa w imieniu Chrystusa, który wezwał zarówno jego – Pawła, jak i innych Apostołów, by pozyskiwali dla zbawienia wszystkich ludzi, także pogan.
W tych słowach, które dziś zostały odczytane, a które stanowią wprowadzenie i wstępne pozdrowienie, od jakich zwykło zaczynać się listy – w tych to właśnie słowach Paweł życzy swoim uczniom w Rzymie Bożego pokoju i łaski od Boga. A wiemy, że Bóg tej łaski i pokoju nigdy nie skąpi, natomiast człowiek nie zawsze chce je przyjąć.
Czy wierni Rzymu otworzyli się na tę Bożą propozycję, przyjęli Bożą łaskę, dostrzegli Boże objawienie się? Poczytajmy List do Rzymian, aby się przekonać. Achaz Bożej propozycji nie przyjął! Józef – chociaż nie bez obaw i wątpliwości – jednak się na nią otworzył. A my?
Jak odpowiadamy na wezwanie, aby nie bać się przyjąć Jezusa – i przyjąć Go tak, jak chce się objawić i takiego, jakim się objawi?Niestety, często chcielibyśmy może nawet pozytywnie odpowiedzieć na to zaproszenie, ale pojawia się w nas obawa, że trzeba będzie coś w życiu zmienić, będzie trzeba zrezygnować ze swoich utartych sposobów na życie i schematów myślenia, że trzeba będzie może nawet zburzyć to „ciepełko”, które żeśmy sobie stworzyli, to wygodne „gniazdeczko”, które sobie uwiliśmy…
A może trzeba będzie nawet dokonać zmian poważnych, radykalnych? W naszych sercach pojawi się zapewne obawa, że za dużo nas to będzie kosztować, że za dużo wyrzeczeń, za dużo ofiar z siebie trzeba będzie złożyć… A przecież my już mamy jakieś swoje zapatrywanie na życie i swoje sposoby na życie, swoje poglądy, swoją życiową filozofię… Może to wszystko nie jest idealne, ale jakoś funkcjonuje i jakoś tam wystarcza – póki co… Czy warto je zatem niszczyć?
I drugie wezwanie – wezwanie do tego, aby przyjąć Jezusa takiego, jakim jest, a nie jakiego obraz sami sobie stworzymy. Aby usłyszeć i przyjąć to, co rzeczywiście do nas mówi, a nie to, co chcielibyśmy, aby powiedział. Aby sprostać wymaganiom, które On sam stawia, a nie tym minimalnym, na które ewentualnie moglibyśmy się zgodzić. Aby w pełni i bez zastrzeżeń zaakceptować normy, które On sam określił, a nie te, które może nawet mają coś wspólnego z Jezusem, ale są opatrzone tyloma dopiskami i komentarzami, uproszczeniami i udogodnieniami, że tak naprawdę niewiele już mają wspólnego z oryginałem.
A wreszcie – dodajmy i to – aby w przychodzącym Jezusie widzieć nie słodką, lukrowaną i kolorową figurką z szopki, świecidełko z witryny sklepowej, czy okrągłą bombkę z choinki, ale jedynego Pana i Zbawiciela, Władcę wszechświata i nieomylnego Nauczyciela. Niech przygotowaniu na przyjęcie Chrystusa – przyjęcie odważne i przyjęcie takiego Chrystusa, jakim naprawdę jest – służy ten kończący się Adwent i to wszystko, co w jego trakcie się dzieje: Rekolekcje, Roraty, a w kontekście tego wszystkiego – realizacja naszych konkretnych postanowień. 
Niech dopełnieniem tych naszych dzisiejszych refleksji będzie odpowiedź na pytania:
  • Czy akceptuję i realizuję bez zastrzeżeń wszystkie przykazania Boże?
  • Z zaakceptowaniem którego Bożego wymagania mam największe problemy?
  • Jak wygląda dotychczasowa realizacja mojego postanowienia adwentowego?
Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel!

1 komentarz

  • Achazowi jest brak wiary. Myśli, że postępuje zgodnie z prawem, a tak naprawdę sprawia Bogu przykrość. To Bóg przez proroka podaje rękę Achazowi, a on ja odtrąca. Ma możliwość zmienić losy swojego kraju, a przez pychę traci ten dar. Dlatego Bóg daje znak, którego w przyszłości nie odczytają i nie rozpoznają. Uznają Cezara za swego Króla.
    Warto się zastanowić, czy obecnie Bóg nie podaje ręki poprzez proroków w trudnych chwilach naszego życia. Jan Paweł II prosił Boga o św.Ducha, by odnowił oblicze naszej Ojczyzny. Jakże wielki dar mają ludzie mający władzę świecką i kościelną. Od ich dobrej woli i rezygnacji z własnej pychy zależy, czy Polska się ostoi. Rozalia Celakówna przekazuje, że Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu: jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości.
    Dlaczego pycha zaślepia tak wiele wybitnych ludzi w naszym kraju. Ile jeszcze, tak bolesnych znaków, w tej chwili potrzeba od Boga.

    ~Dasiek, 2010-12-19 15:47

    W stu procentach zgadzam się z tym, że człowiek obdarzony zaszczytem, ale jeszcze bardziej – zadaniem władzy, jeżeli jest człowiekiem wielkiego ducha i formatu, pokornym i otwartym na Boga, może zdziałać bardzo wiele dobrego i bardzo wiele może dać ludziom – na odcinku ducha, wartości… A na tym fundamencie dopiero można odbudowywać także funkcjonowanie gospodarki. Również w sferze życia kościelnego bardzo potrzeba u władzy ludzi wielkiego formatu. A faktycznie – bywa różnie… O takich ludzi trzeba się modlić, takich ludzi trzeba wspierać! Takich ludzi trzeba też – gdzie taka jest procedura – wybierać! I modlić się za Kościół, modlić się za Ojczyznę. Natomiast bardzo ostrożnie podchodziłbym do różnych prywatnych objawień i prywatnych wizji, dotyczących przyszłości Polski, czy w ogóle czegokolwiek. Pamiętajmy, że każde objawienie, jeżeli ma mieć wpływ na życie i funkcjonowanie jakiejś społeczności, musi uzyskać pełną aprobatę Kościoła. Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-30 11:31

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.