Jak przekraczać granice państw… i serc?

J

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! 
      Dzisiaj wspominamy w liturgii Świętego Misjonarza, który jakkolwiek pochodził z Niemiec, był wielkim przyjacielem Polski i Polaków, czego dawał jasne i odważne świadectwo. Przyjrzyjmy się jego postawie! 
      A tak w ogóle – jak przebiegają wakacje? Pracujecie, Kochani, czy odpoczywacie? Mam jednak nadzieje, że wszyscy pamiętamy o sobie nawzajem o 20.00!
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Brunona Bonifacego z Kwerfurtu,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: 1 Tes 2,2b–8;  J 15,9–17
Patron dnia dzisiejszego, Brunon, urodził się w 974 roku, w rodzinie grafów niemieckich w Kwerfurcie. W roku 986 uczył się w szkole katedralnej w Magdeburgu, gdzie też później odbył studia. W roku 995 został mianowany kanonikiem katedralnym w Magdeburgu. W roku 997, wraz z cesarzem Ottonem III, udał się do Rzymu. Tu w roku następnym wdział habit benedyktyńskiego mnicha na Awentynie, w opactwie Świętych Bonifacego i Aleksego. Pięć lat wcześniej, w tym samym klasztorze, przebywał Święty Wojciech i Błogosławiony Radzim.
Brunon otrzymał jako imię zakonne Bonifacy. W roku 999, już jako Bonifacy, złożył śluby zakonne. W tym samym czasie zaprzyjaźnił się ze Świętym Romualdem, który miał już sławę świętego męża i ojca nowej rodziny zakonnej. W roku 1001 Bonifacy wstąpił do tejże rodziny zakonnej.Znalazł się w eremie Pereum koło Rawenny.
I to właśnie z Pereum, jesienią tego samego roku, udała się do Polski pierwsza grupa kamedułów. W skład grupy weszli – między innymi – Święty Jan i Święty Benedykt. Misję tę zorganizował Święty Romuald na prośbę cesarza Ottona III i króla polskiego, Bolesława Chrobrego. Zakonnicy mieli działać wśród Słowian nadodrzańskich. Do grupy dołączył też Brunon z Kwerfurtu.
Dla wyjednania grupie misyjnej odpowiednich przywilejów papieskich, Święty Romuald wysłał Brunona Bonifacego do Rzymu. Papież Sylwester II chętnie udzielił wszystkich potrzebnych misjonarzom indultów. Brunon otrzymał także od papieża paliusz, a więc tym samymnominację na arcybiskupa metropolitę misyjnego. Dawało mu to uprawnienia do mianowania biskupów na terenach misyjnych. Z niewiadomych przyczyn, sakrę biskupią otrzymał dopiero w roku 1004 w Magdeburgu. W ten sposób Brunon Bonifacy był pierwszym metropolitą pogańskich Słowian zachodnich, do których był wysłany jako misjonarz.
Złożona sytuacja polityczna na terenie Polski sprawiła, że Brunon zatrzymał się we Włoszech, a potem na dworze cesarza. Następnie przybył znowu do Polski, po czym – kilka razy na Węgry. Potem Papież wysyła go do Kijowa, a nawet nad Morze Czarne. W roku 1008 Bonifacy jest ponownie w Polsce i usiłuje udać się z kolei do Szwecji, aby przez swoich uczniów zorientować się w sytuacji tamtejszego Kościoła.
W 1009 roku udaje się na tereny pruskie, do ludu Jadźwingów, z wyraźnym zamiarem rozpoczęcia tam misji. Niestety, nie było mu dane dokończyć pomyślnie rozpoczętego dzieła. Według podania, Arcybiskup Brunon Bonifacy, wraz z osiemnastoma towarzyszami, zginął właśnie z ręki Jadźwingów, w dniu 9 marca 1009 roku, gdzieś w okolicach obecnego Pojezierza Suwalskiego. Miał wówczas zaledwie trzydzieści pięć lat. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało. Niestety, ślad o relikwiach męczennika zaginął. Jego kult bardzo szybko się rozwinął.
Święty Brunon Bonifacy jest autorem trzech utworów pisanych: „Żywotu Świętego Wojciecha”, „Listu do cesarza Henryka” i „Żywotu Pięciu Braci Kamedułów”. Styl i język tych pism wskazują na wysoką kulturę naszego dzisiejszego Patrona.
I właśnie w „Liście do cesarza Henryka” występuje bardzo energicznie w obronie Polski, a jednocześnie zajmuje bardzo jednoznaczne stanowisko w sprawie relacji pomiędzy dwoma chrześcijańskimi władcami. W dziele swoim tak pisze: „Mężowi Kościoła, bogobojnemu królowi Henrykowi, Brunon życzy wszystkiego, co przystoi królowi i podoba się wszystkowidzącemu Bogu. Ty, będąc królem według mądrości, której Bóg ci użyczył, usiłujesz być dobrym i katolickim władcą. Podobnie i my, jakkolwiek nędzni, bojąc się, żebyśmy tego życia nie zmarnowali i w dniu śmierci nie okazali się nadzy, ile tylko tchnie łaska Ducha Świętego, staramy się działać i pracować. […]
Co się więc tyczy mnie – grzeszę jedynie; co się zaś tyczy Pana, skoro chce, prędzej niż słowo wyrzec można,spełnia wszelkie dobro. Jeśliby ktoś także to powiedział, że do księcia Bolesława odnoszę się z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda to. Rzeczywiście, kocham go jak duszę moją i więcej niż życie moje. Lecz mam wiarygodnego świadka, wspólnego Boga naszego, że nie miłuję księcia wbrew twojej łaskawości, gdyż ile tylko mogę, pragnę życzliwie usposobić go względem ciebie.
Lecz oby bez utraty łaski króla wolno było tak powiedzieć: czy godzi się prześladować lud chrześcijański, a żyć w przyjaźni z pogańskim? Co za ugoda Chrystusa z Belialem? Jakie porównanie światła z ciemnością? Strzeż się, królu, jeżeli wszystko chcesz czynić przemocą, a nigdy z litością, którą lubi Chrobry, żeby przypadkiem Jezus, który teraz wspiera ciebie, nie rozgniewał się. Lecz w tym tkwi całe zło, że ani król nie ma zaufania do Bolesława, ani ten do zagniewanego króla.
O, jak wielkie dobra i korzyści wynikłyby dla obrony chrześcijaństwa i nawracania pogan, jeśliby jak ojciec jego Mieszko ze zmarłym cesarzem, tak syn Bolesław żył z tobą, naszym królem. I chociaż nie umiem się modlić przed obliczem Boga, przynajmniej głośno wołać nie przestanę, aby Bóg ci błogosławił. Ty zaś nie chciej zwlekać z udzieleniem wszelkiej rady i pomocy w nawracaniu Luciców i Prusów, jak przystoi pobożnemu królowi, ponieważ teraz za natchnieniem Ducha Świętego powinniśmy się zabrać do pracy nad nawracaniem twardych serc tych pogan, niezmordowanie poświęcać wszelki trud i wysiłek pod opieką walczącego Piotra. Bądź zdrów, królu! Żyj prawdziwie dla Boga, przypominając sobie dobre czyny.” Tyle z Listu naszego dzisiejszego Patrona, adresowanego do niemieckiego cesarza.
A my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego w liturgii Kościoła na dzisiejsze wspomnienie, odnajdujemy zarówno w słowach Jezusa, zapisanych w Ewangelii, jak i w rozważaniu Pawła Apostoła, zawartym w jego Liście do Tesaloniczan, biblijne uzasadnienie tej linii życia i pracy, jaką podjął i realizował Święty Brunon Bonifacy. Jaka to linia? I na czym polega ów sposób życia i pracy?
Na wzajemnej miłości, której przykład dał Jezus, a którą to miłością najpierw samemu należy żyć, a potem także – głosić ją i o niej świadczyć. A jeżeli głosić, to tak, jak czynił to Święty Paweł, który mówi dziś: Odważyliśmy się w Bogu naszym głosić Ewangelię Bożą wam, pośród wielkiego utrapienia. Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia wam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. I dalej jeszcze wspomnienie o tym, że w tym swoim apostołowaniu nigdy nie kierował się Paweł chciwością, czy pochlebstwem, ani próżną ludzką chwałą
Tak właśnie postępował Święty Brunon Bonifacy. Zauważmy, że jego apostolskie zaangażowanie i pasterska miłość oraz misyjny zapał przekroczyły granice państw i ewidentnie zaprzeczyły przekonaniu o wzajemnym złym nastawieniu, w jakim żyło wielu ówczesnych władców. Już nawet fragment odczytanego dziś Listu do cesarza jasno pokazuje, jak bardzo zależało Świętemu Brunonowi z Kwerfurtu na zaprowadzeniu chrześcijańskich relacji między chrześcijańskimi przecież władcami.
Niech przykład, jaki swoją postawą daje dzisiejszy Patron będzie i dla nas zachętą i mobilizacją do odważnego przełamywania stereotypów w myśleniu o innych – i przełamywania może nieraz zadawnionej, ale nie bardzo nawet uzasadnionej niechęci do innych!
W tym duchu pomyślmy:
  • Jak pracuję nad przełamaniem w sobie niechęci do niektórych osób?
  • Czy sam wychodzę z inicjatywą pojednania, czy modlę się za takie osoby?
  • Czy tak, jak dzisiejszy Patron, szukam okazji i sposobów zaświadczenia o swojej wierze, czy czekam, aż same się nadarzą?
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!

2 komentarze

  • '' Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej ''

    Jak miłować – kochać Człowieka, który nas nie lubi, nienawidzi ?
    którego my nie lubimy – nienawidzimy ?

    Bywa tak, ze naszą niechęć, nienawiść , tłumaczymy logicznym zimnym rozumem , bo ktoś się okazał kłamcą, łajdakiem, oszustem.
    Oceniamy z wysokości własnych cnót według tabel , ja jestem dobrym Człowiekiem, a bliźni jest złym.Często sami nie zauważamy, albo nie chcemy zauważyć własnych grzechów. Co tak naprawdę znaczy miłować bliźniego swego , którego nie lubimy, albo nas nie lubi ?
    To znaczy przyznać się do własnych grzechów, słabości, uznać je, i powiedzieć głośno, że wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny.To powiedzieć głośno, Ty masz takie, ja mam inne grzechy, może nawet większe.. Tylko , że swoje zazwyczaj mniej nas denerwują.
    Ujrzenie , zrozumienie swojej małości, nędzy pomaga nam kochać, akceptować naszych nieprzyjaciół.Powinniśmy zauważyć jak bardzo jesteśmy wszyscy podobni do siebie, Wy jesteście grzesznikami, ja jestem grzesznicą..

    Myślę, że idealnie pasuje tutaj fragment '' Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci na nią kamieniem ''..Jak dobrze wiemy, to wszyscy się rozeszli trzymając kamień w ręce, bo każdy ujrzał swoje grzechy.
    Ktoś kogo nie darzymy sympatią, nazywamy często nieprzyjacielem, kojarzymy to słowo z wrogiem. A przecież słowo wróg , jest wrogie od samego początku , do samego końca..A w słowie '' nieprzyjaciel'' jest zawarte słowo przyjaciel
    Każdy z nas powinien widzieć przyjaciela , a nie wroga, nieprzyjaciela, kogoś kogo nie lubimy, nawet w Człowieku nam nieprzyjaznym..Każdy ma prawo stać się naszym przyjacielem. Każdy Człowiek został stworzony do tego by jako Człowiek , Boży Człowiek być, stac się przyjacielem dla każdego z nas.
    W tak bardzo grożnym, najeżonym słowie nieprzyjaciel , ktoś,za kim nie przepadamy jest zawarte tak naprawdę coś bardzo pogodnego, bo ukryty jest przyjaciel, tylko oddalony prostymi trzema literami '' nie''
    Powinniśmy się modlić , by odeszło '' nie'' jakie staje między ludźmi, między nami, a w tym w kim widzimy, wroga, Człowieka pozbawionego sympatii , ujrzeć przyjaciela

    Wiem, długi wpis…przepraszam..

    Pozdrawiam
    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-12 10:37

  • Widzieć w każdym człowieku Chrystusa, dzieło Boże i co za tym idzie miłować go, nawet tego, który na nas nastaje – to nasza chrzescijańska "baza" :). Jednak każda rzecz nabiera własciwego znaczenia i innego wymiaru, kiedy zaczyna być przez nas mądrze, esencjonalnie rozumiane ;).
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert
    PS. O 20.00 pamiętam 🙂 – chociaż wciąż pomaga mi w tym "kalendarz" w telefonie :/.
    Polecam wysłuchanie homilii o. Gabriela Bartoszewskiego z ostatniej niedzieli : http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=oNhoiT7Bwt8#at=34

    ~Robert, 2011-07-12 11:30

    Wspólne "modlitwy" z poganami w Asyżu to pobudzanie Boga do gniewu, dlatego tyle zła na ziemi.
    Polecam prawdę objawioną przez Boga.
    http://tradycja-2007.blog.onet.pl/

    ~katolik, 2011-07-12 13:17

    Hmmm – no tak, V II to oczywiście dzieło szatana, a rozbijanie KK jakiego dokonał LeFebrve to oczywiście dzieło Boże?

    ~Robert, 2011-07-12 17:36

    Dzięki za wszystkie wypowiedzi!
    A z tą miłością bliźniego to chyba jest tak, że można go po ludzku nie lubić, ale trzeba go po chrześcijańsku kochać. Sprzeczność? Nie! Zwykle tak się jakoś zdarza, że z jednymi mamy dobry kontakt, a z drugimi – choćby nie wiadomo, jak się starać, to… coś nie leży. I to jest właściwie nie do przeskoczenia. Ale to, że kogoś po ludzku się nie lubi, nie oznacza, że można go potępić, lub odrzucić. Trzeba go po chrześcijańsku kochać, a więc chcieć dla niego dobra, modlić się za niego, w razie czego – przebaczyć zło… To jest właśnie miłość bliźniego – także tego trudnego bliźniego.

    ~Ks. Jacek, 2011-07-14 10:11

    Otóż to :). Należy również pamietac o tym, że mamy prawo do obrony największego daru Boga jakim jest…. dar życia (naszego, najbliższych, czy w szerszym zakresie obrona ojczyzny wreszcie). Jeżeli ktoś na to życie nastaje to, byc może, będziemy zmuszeni zrobic mu krzywdę lub…. . I też nie musi oznacza to nienawiści do napastnika.
    Pozdrawiam serdecznie

    ~Robert, 2011-07-14 10:41

    Naturalnie! Wtedy mamy do czynienia z obroną konieczną, która nie oznacza nienawiści do napastnika – pełna zgoda z wypowiedzią Roberta!

    ~Ks. Jacek, 2011-07-14 14:04

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.