O cichej – wielkiej świętości…

O

Szczęść Boże! 
        Witam bardzo serdecznie wszystkich stałych Czytelników, w tym – ze szczególnym ukłonem – wszystkich Komentatorów, zwłaszcza stałych. Wszystkim dziękuję za wspólnotę, jaką na tym blogu tworzymy. Wierzę, że ta wspólnota – przynajmniej o 20.00 – przekształca się we wspólnotę modlitewną! 
            Słowa wdzięczności kieruję do Autorów wczorajszych wpisów. Domownikowi dziękuję za refleksję – jak zwykle pogłębioną i wielowątkową. Zachęcam Was, Kochani, abyście uważnie wczytywali się w słowa Domownika – tam zawsze znajdziecie coś do przemyślenia! Robertowi dziękuję za stałe trzymanie ręki na pulsie, gdy idzie o sprawy Kościoła i Ojczyzny. Dziękuję za linka z homilią O. Bartoszewskiego. W Domu Rodzinnym słyszałem wiele dobrego o tej homilii, chętnie więc jej wysłucham i Was zachęcam – to w związku z naszymi polskimi sprawami, które coraz bardziej przybierają kształt absurdu i bałaganu. Tym bardziej – bądźmy w temacie!
          Od pewnego czasu na blogu uaktywnił się przedstawiciel nurtu – nazwijmy to – tradycyjnego w Kościele (czy już może poza Kościołem?…). Na części „prywatnej” bloga dyskutujemy już od dłuższego czasu! Cieszę się, że dyskusja przeniosła się na część „otwartą”. Rozmawiajmy na ten temat – zapraszam! Robert już wczoraj zresztą podjął tę dyskusję.
         A dzisiaj wpatrujemy się w przykład świętości bardzo cichych Świętych. Czy nam nie przydałoby się trochę z ich wyciszenia?…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie Świętych Pustelników
Andrzeja Świerada i Benedykta,
do czytań z t. VI Lekcjonarza:  Syr 2,7–11;  Mt 6,1.5–8
Na temat życia i świętości pierwszego dzisiejszego Patrona, Andrzeja Świerada, w swoim Liście z okazji dziewięćsetlecia jego kanonizacji, tak pisał Błogosławiony Papież Jan Paweł II: „Świerad urodził się około 980 roku w rodzinie wieśniaczej, w Polsce. Wezwany przez Boga na samotnię, aby uważniej mógł wsłuchiwać się w Jego głos, […] założył na przełomie X i XI wieku pustelnię w miejscowości Tropie, podówczas w granicach diecezji krakowskiej. Opuścił ją około roku 1022 i wstąpił do klasztoru benedyktyńskiego świętego Hipolita na górze Zabor w Słowacji. Tam, przyjąwszy imię zakonne Andrzej, prowadził życie monastyczne. Następnie, mając już ponad czterdzieści lat, za zgodą opata klasztoru Filipa, powrócił do prowadzonego uprzednio w Polsce życia pustelniczego, udając się do groty w miejscowości Skałka, nad brzegiem rzeki Wag.
Wsławił się niezwyczajnym praktykowaniem pokuty:za dnia zajmował się karczowaniem drzew, noce zaś spędzał na modlitwie. W okresie czterdziestodniowego postu często przymierał głodem! Po śmierci znaleziono na jego ciele noszoną od dawna włosiennicę, wykonaną z żelaznego łańcucha. Zmarł około roku 1034. […]
Święty Andrzej Świerad żyje nadal w umysłach i sercach Polaków, Słowaków i Węgrów. Oni najbardziej doświadczyli dobrodziejstw jego świętości. Ale jest to człowiek, który wszystkich chrześcijan mógłby wiele nauczyć. Uczy przede wszystkim ludzi naszych czasów, tak bardzo skłaniających się ku przyjemnościom i przemijalnym dobrom ziemskim, że tylko Bóg jest Jedynym Dobrem, którego całym sercem, całą duszą i ze wszystkich sił należy pragnąć.Uczy, że jesteśmy pielgrzymami, albowiem nie mamy tu miejsca stałego, ale przyszłego oczekujemy. Uczy wreszcie, żenależy służyć bliźniemu nie tylko w zewnętrznych czynach miłości, ale świadczeniem o Ewangelii.
Życie i świadectwo świętego Andrzeja zachowują wartość dla wszystkich chrześcijan, w szczególności zaś dla tych, którzy w odosobnieniu zakonnym poświęcili się Bogu.Ci zatem powinni uczyć się od świętego Świerada, żesamotność nie oddziela ich od ciała całego Kościoła. Przez swoje modlitwy, pokutę, cnoty oraz miłość względem Boga mają stać się tymi członkami Mistycznego Ciała, od których życiodajna moc obficie zstępuje dla dobra wszystkich.
Święty Andrzej poprzez swe życie, modlitwę, ascezę, podjętą dla braci pracę stał się jednym z korzeni, z których wyrosła tysiącletnia siła religii chrześcijańskiej w Polsce.”Tyle Błogosławiony Jan Paweł II o Świętym Andrzeju Świeradzie.
Z kolei, drugi dzisiejszy Patron, Benedykt, był towarzyszem pustelniczego życia Andrzeja i jednym z jego uczniów. Po śmierci swego mistrza kontynuował jego surowy tryb życia w pustelni. Podobnie, jak Święty Andrzej, przybył tam z Polski i przebywał przez trzy lata. Po upływie tego czasunapadli go zbójcy i zabili. Ciało wrzucili do rzeki Wag. Powstała nawet legenda, że orzeł przez cały rok pilnował ciała męczennika i że dzięki niemu zostało ono odnalezione wstanie zupełnie nie zepsutym. Początkowo pochowano obydwóch – tak ucznia, jak i mistrza – obok siebie, w kościele zakonnym.
Kult obu świętych szybko się rozszerzał. Naturalnym ośrodkiem tego kultu był klasztor na Zaborze, w Słowacji. Tu początkowo znajdował się ich grób, tu również przechowywano ze czcią łańcuch Świętego Andrzeja. Z czasem powstały w Słowacji dwa odrębne sanktuaria: Świętego Andrzeja w pobliżu Nitry, gdzie była jego pustelnia oraz Świętego Benedykta – w miejscu, gdzie poniósł śmierć od pogańskich rozbójników, a więc w miejscowości Skałka nad rzeką Wag. Około roku 1064 Świerad i Benedykt zostali uroczyście proklamowani przez biskupów Węgier świętymi.Wtedy zapewne przeniesiono ich ciała do katedry w Nitrze, gdzie spoczywają do dziś.
Andrzej Świerad w hagiografii polskiej wybija się jakonajwiększy asceta wśród Świętych i Błogosławionych polskich. Andrzej i Benedykt są pierwszymi Polakami, wyniesionymi do chwały ołtarzy, co dokonało się w roku 1083.
My zaś, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego w liturgii Kościoła właśnie na wspomnienie Świętych Pustelników, odnajdujemy w obu przeczytanych przed chwilą tekstach Bożą pochwałę dla życia cichego, życia ukrytego, a konkretnie – podkreślenie i przypomnienie tej prawdy, że nasz kontakt z Bogiem powinien się dokonywać przede wszystkim wewnątrz naszego serca i to właśnie tam, w głębi serca, powinno się kształtować jak najpełniejsze zaufanie do Boga.
W Ewangelii Jezus mówi bardzo zdecydowanie i jasno:Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli. A na temat modlitwy Jezus mówi: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Być może, Kochani, w tym momencie zrodzi się w naszym sercu niejaka wątpliwość: to jak to w końcu jest –mamy świadczyć wobec całego świata o swojej wierze, czy może raczej się z nią ukrywać? Wbrew pozorom, nie ma tu żadnej  sprzeczności. Jasnym i logicznym jest, że aby wyjść do ludzi i móc świadczyć, móc coś innym podarować, trzeba mieć co podarować! A to „coś”, a więc całe duchowe bogactwo, jakie chcielibyśmy innym przekazać i o którym chcielibyśmy zaświadczyć, kształtuje się w cichości serca.
Chcąc napełnić swoje serce tym, co najbardziej wartościowe i piękne, trzeba – mówiąc kolokwialnie – „swoje” wymodlić, „swoje” wyklęczeć, „swoje” przemyśleć, także niekiedy: „swoje” wypłakać… Wtedy mamy z czym iść do innych. W przeciwnym razie, będzie jedynie dużo krzyku o nic; będzie to jedynie szum i hałas, przerost formy nad treścią, a właściwie to będzie tylko forma, a treści– wcale… Bo z pustego – jak mówi przysłowie – to i Salomon…
Dlatego, żeby nie zionąć pustką i nie straszyć innych jakimś bezmiarem nicości; żeby nie robić sztucznego hałasu głównie wokół swojej osoby – a w tę pułapkę wpada, niestety, także wielu księży „aktywistów”, podejmujących kolejne „akcyjki” dla samych „akcyjek”, ale także i wielu świeckich, rzekomo gorliwych katolików – aby zatem ustrzec się przed taką zionącą na zewnątrz pustką swego serca, trzeba – na wzór dzisiejszych Patronów – zadbać dla siebie o… pustelnię.
A precyzyjnie mówiąc: nie o to, aby zupełnie zrezygnować z jakiejkolwiek aktywności i na innych zrzucić swoje obowiązki, ale o to, żeby w swoim codziennym zabieganiu tworzyć, a jeśli trzeba – to nawet dosłowniewykradać jakieś okruchy czasu, który przeznaczymy tylko dla siebie: na modlitwę, na kontakt z Bogiem, na lekturę Pisma Świętego, na moment zastanowienia się nad sobą – aby tam, w tej swojej chwili pustelni, kształtować postawę zaufania do Boga i najgłębszej, najpełniejszej więzi z Bogiem, do jakiej to postawy zachęca dzisiejsze pierwsze czytanie z Księgi Syracydesa oraz jakiej przykład dają Święci Pustelnicy Andrzej Świerad i Benedykt.
W tym kontekście pomyślmy:
  • O której porze dnia i w jaki sposób tworzę swoją osobistą pustelnię?
  • Ile czasu w ciągu doby w moim domu gra telewizor lub inne sprzęty, a przez ile czasu jest zupełna cisza?
  • Czy dbam o to, aby swoim hałaśliwym zachowaniem innym nie utrudniać skupienia na modlitwie – i w ogóle nie utrudniać innym życia?
Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.

2 komentarze

  • Cisza przynajmniej mnie, kojarzy się z odpoczynkiem.
    Niestety nie mam jej wiele w domu .Z trudem mi się udaje wybrać każdego dnia na swoje ''miejsce pustynne'' . Nie chodzi o to bym wyjechała na Riwerię, ale bym znalazła miejsce odosobnione, dalekie od gwaru, telewizora, '' tłumów ludzi'' , i wyciągniętych rąk w moją stronę. Cisza to czas gdy nikt się nie spieszy, nikt nie zadzwoni, nikt nie przyjdzie do mnie w odwiedziny. Niepotrzebny kalendarz, zegarek, to miejsce pustynne gdzie mam nieco odpocząć.
    Trzeba odpocząć, zrobić sobie w trudnej codzienności przestoje, inaczej nastąpi awaria. Każdy jeden mechanizm musi być konserwowany. inaczej trzeba zastąpić go innymi. Was, ani mnie nie da się wymienic, więc musimy zadbac o nadszarpnięte nerwy , o zdrowie
    Może być tak, że któraś ze stron naszego wnętrza potrzebuje szczególnej konserwacji ?

    Prawda jest taka, że lubimy towarzystwo, znajomych, siedzenie przed telewizorem, czy przy komputerze, przecież wtedy jest weselej, i dużo ciekawiej. Ale musimy się zdobyć na luksus samotności. Nie mamy się stać odludkami, ale w ciszy domu, w ciszy wśród gór, w lesie, powinniśmy podumac nad światem, i przede wszystkim nad sobą. W ciszy powninnismy odczytywać Jego znaki, jakie zostawia wokoło.
    Pamiętajmy, że to co wielkie dokonuje się w ciszy , i w milczeniu…
    W którejś chwili naszej ciszy przyjdzie On , może wtedy spadnie promieniem na naszą drogę i rozświetli nasze dni…

    Pozdrawiam
    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-13 10:07

    A ja udaję się czasami na "wewnętrzną emigrację", zwłaszcza w trakcie prac ogrodowych :).

    ~Robert, 2011-07-13 14:20

    Robercie masz ogród ?
    pięknie … 🙂
    ja nie mam nawet balkonu, ale… kocham kwiaty, i mam ich sporo w mieszkaniu…

    Pozdrawiam
    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-13 16:22

    Niestety, w W-wie nie mam :(. Ale w sezonie wiosenno – jesiennym jesteśmy prawie w każdy weekend w rodzinnym domu mojej żony w Drohiczynie i tam otoczenie to moje "dziecko" 😉 .
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

    ~Robert, 2011-07-14 10:05

    Podobnie jak Ty Robercie ''wewnętrznie emigruję'' w ogrodzie,Męcząc się fizycznie odpoczywam psychicznie i mam właśnie wtedy czas na rozmyślania i dziękowanie Bogu za piękny świat.za chęci i siłę. którą otrzymuję,

    Tak Domownik pisze pięknie- zgadzam się z ks, Jackiem,Jest nad czym rozmyślać,

    Co z Polską- dzisiaj się dowiedziałam.że kto nie pokocha rządzącej formacji to dosięgną go skutki ''atmosfery miłości'', Ja i tak jej nie pokocham,
    Pozdrawiam,

    ~Urszula, 2011-07-13 16:35

    "Atmosfera miłości" :D:D:D – podoba mi się to określenie, zwłaszcza, że od kilku lat wszystko jest realizowane na bazie "atmosfery". Rzeczywistośc kierowania państwem, zdaje się też by tylko "atmosferą" ;), bo z rzetelnością i odpowiedzialnością ma niewiele wspólnego :).
    Tak przy okazji tego określenia przypomniał mi się fragment będący puentą "Limeryków o Narodach" J.K. (swoją drogą wielka szkoda, że dokonał takich a nie innych wyborów życiowych :/), leciało to tak:

    "Ach gdybyż narodów na świecie nie było,

    Jak nam by się wtedy szczęśliwie tu żyło!

    Dla dobra człowieka, dla szczęścia ludzkości

    Złączonej w potężnym uścisku miłości

    Aż z trzaskiem pękałyby kości"

    Pozdrawiam
    Robert

    ~Robert, 2011-07-14 10:24

  • To nie tak x Jacku …

    Każdy pozostawiony tutaj komentarz napisany przez Odwiedzających Twój blog , jest bardzo wartościowy ….
    Lubię czytać Twoje słowo , które pozostawiasz nam , mnie do rozważenia.,,,To dobry sposób na ładowanie akumulatorka na cały dzień…
    Lubię czytać komentarze Urszuli, Roberta, KB …
    Przepraszam, jeśli kogoś teraz pomijam….
    x Jacku ….swoim blogiem budujesz wspólnotę, nie tylko do wspólnej modlitwy o 20 ….
    Twój blog łączy ludzi, nawiązuje się jakaś nawet jeśli jeszcze niewidzialna nić sympatii…..
    Zaglądam tutaj, bo…. nie dość, ze się uczę mądrości, to spotykam jeszcze ludzi z którymi chcę , i lubię się spotykać..
    Cóż chcieć więcej .. ?
    Nic… to i tak bardzo wiele, co dostaję od Was każdego dnia , i za to bardzo serdecznie Wam dziękuję….
    Jesteście Wielcy
    a Tobie x Jacku życzę duuużo cierpliwości do Domownika – A 🙂 …..

    Pozdrawiam

    Domownik- A

    ~Domownik – A, 2011-07-13 22:36

    Czy w ogrodzie, czy gdziekolwiek indziej – trzeba sobie pozwolić na "luksus samotności"! Zgadzam się, że jest ona konieczna do utrzymania duchowej i psychicznej równowagi. Jedynym, który tę całkowitą samotność i ciszę może, a nawet powinien zakłócić, wchodząc w nią – jest Bóg!
    A co do innych kwestii, poruszonych w Waszych, Kochani, wpisach, odniosłem się w dzisiejszym (czwartkowym) słowie wstępnym.

    ~Ks. Jacek, 2011-07-14 09:46

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.