Oto są skarby Kościoła!

O

Szczęść Boże! Kochani, od kilku dni codziennie Kościół stawia nam przed oczami świadectwo życia i postawy jakiegoś Świętego. Z pewnością, jest to bardzo ważne i potrzebne, bo na ich postawie buduje się w jakiś sposób nasza świętość. Bogu niech będą dzięki za to, że na żadnym etapie historii nie zabrakło odważnych Świadków, którzy są dla nas przykładem i wsparciem. Dzisiaj – Diakon Wawrzyniec. Zapraszam do refleksji nad jego radosnym i pogodnym bohaterstwem.
    A ja oczekuję przybycia Marka wraz z Młodzieżą. Młodzież ma nocować „gdzieśtam” (Marek wie, gdzie), a sam Marek będzie nocował u mnie. Nieco zagadamy!
            Życzę wszystkim dobrego dnia! 
                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto Św.
Wawrzyńca, Diakona i Męczennika,
do czytań z
t. VI Lekcjonarza:  Mdr 3,1–9;  J 12,24–26
CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI: 
Dusze
sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom
głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za
unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali
kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności.
Po
nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i
znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak
całopalną ofiarę. 
W
dzień nawiedzenia swego zajaśnieją i rozbiegną się jak iskry po ściernisku.
Będą sądzić ludzi, zapanują nad narodami, a Pan królować będzie nad nimi na
wieki. 
Ci,
którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali:
łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział do swoich
uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w
ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon
obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na
tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał mi służyć, niech
idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy,
uczci go mój Ojciec”.
Patron dnia dzisiejszego, Wawrzyniec, był jednym z siedmiu
diakonów Kościoła rzymskiego za czasów papieża Sykstusa II. Pomimo, że wiele
osób sławiło jego bohaterską śmierć – jak chociażby Święty Ambroży czy Święty
Augustyn – to jednak wiadomości historyczne
o nim posiadamy bardzo skromne.
Właściwie źródłem jedynym jest „Liber Pontificalis” – „Księga
Papieży”, który śmierć Wawrzyńca wiąże
bezpośrednio z męczeństwem Świętego Papieża Sykstusa II,
zamęczonego dnia 6
sierpnia 258 roku, wraz ze swoimi czterema diakonami.
Niektórzy pisarze
współcześni w tym samym dniu i w tych
samych okolicznościach sytuują męczeństwo Wawrzyńca.
Temu jednak stanowczo
sprzeciwia się powszechna i najdawniejsza tradycja rzymska. Jej wyrazem jest „Passio”,
czyli opis męki wielkiego Diakona.
Według niej, Wawrzyniec
miał być wyłączony z grupy skazanych na śmierć. Grupa ta stanowiła swoisty orszak Papieża. Wawrzyńca początkowo z
niej wyłączono, bowiem był on administratorem
majątku Kościoła w Rzymie.
Miał równocześnie zleconą opiekę nad ubogimi.
Namiestnik rzymski liczył, że namową i kuszącymi obietnicami, a w razie
potrzeby katuszami, wymusi na nim oddanie
całego majątku kościelnego w jego ręce.
Wawrzyniec miał wówczas poprosić o
kilka dni, aby mógł zebrać „skarby
Kościoła”
i pokazać je namiestnikowi. Kiedy nadszedł oznaczony dzień, Diakon
zgromadził całą biedotę Rzymu, którą
wspierała gmina chrześcijańska. Miał przy tym powiedzieć: „Oto są skarby Kościoła!”
Zawiedziony i rozwścieczony
tyran kazał zastosować wobec niego wyjątkową katuszę. Walerian nakazał rozciągnąć Wawrzyńca na żelaznych rusztach
i wolno podgrzewając – piec żywcem w ogniu.
Według przekazu, Wawrzyniec
miał się zdobyć jeszcze na słowa: „Widzisz,
że ciało moje jest już dosyć przypieczone. Obróć je teraz na drugą stronę!”

Święty Papież Leon Wielki daje do tych słów piękny komentarz: „Jak silny musiał być ogień miłości Chrystusowej,
skoro gasił on żar ognia naturalnego!”.
Według wspomnianego opisu męki,
Wawrzyniec miał być przedtem biczowany knutami z drutu, potem wieszano go
wyrywając członki ze stawów.
W tymże żywocie jest podany
jeszcze jeden szczegół. Otóż, kiedy prowadzono Świętego Papieża Sykstusa – wraz
z jego diakonami – na śmierć, chciał iść
z nim także Wawrzyniec.
Pytał nawet Papieża: „Dokąd idziesz, Ojcze, bez syna? Jakże obejdziesz się bez swojego
diakona?
Nigdy nie odprawiałeś Eucharystii bez niego, czymże więc mogłem
ściągnąć na siebie twoją niełaskę?” Na to miał odpowiedzieć Sykstus: „Dla mnie, steranego wiekiem, jest
przygotowana mniejsza próba. Ciebie czekają wiele większe cierpienia, ale też i
piękniejsza czeka cię korona”.
Niektórzy z krytyków są skłonni ten dialog
uznać za późniejszy, dodany do opisu męczeństwa ku zbudowaniu wiernych.
Niezwykłe okoliczności męczeńskiej śmierci Wawrzyńca, poniesionej
10 sierpnia 258 roku,
rozbudziły w Kościele rzymskim niezwykły jego kult.
Święty Augustyn pisze, że jak Jerozolima szczyci się Świętym Szczepanem, tak
Rzym jest dumny ze Świętego Wawrzyńca. Największy zaś poeta starożytnego
chrześcijaństwa, Prudencjusz, zapisał, że bohaterska śmierć Wawrzyńca zadała cios bałwochwalstwu, które od tego
czasu zaczęło chylić się ku upadkowi
aż do ostatecznego zwycięstwa
Chrystusowego Kościoła. Ciało Wawrzyńca pogrzebał Święty Justyn. Co roku wierni
tłumnie gromadzili się wokół grobu Męczennika.
Imię Świętego Wawrzyńca
włączono do kanonu Mszy Świętej i do Litanii do Wszystkich Świętych. Z Rzymu
jego kult przeniósł się na cały Kościół. Był
on w starożytności i średniowieczu jednym z najbardziej popularnych Świętych.

Kult Wawrzyńca dość wcześnie rozprzestrzenił się także na ziemiach polskich.
A my, słuchając Bożego
Słowa, przeznaczonego dokładnie na dzisiejsze Święto, w czytaniu z Księgi
Mądrości odnajdujemy niejako zaprzeczenie tego, co się stało: Dusze
sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka.
Męka dosięgła
Wawrzyńca, ale była to męka doczesna, natomiast chwała Nieba, jaką został nagrodzony,
jest o wiele większa od cierpień, które musiał ponieść.
Uzasadnienie tego zresztą
odnajdujemy w dalszej części czytania: Zdało się oczom
głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za
unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali
kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył
i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich
jak całopalną ofiarę.
Rzeczywiście, nasz
dzisiejszy Patron stał się takim ziarenkiem, które wpadłszy w ziemię – jak
mówił Jezus w Ewangelii – obumarło, ale
przyniosło plon obfity.
Wawrzyniec nie był przywiązany do życia na tej
ziemi, dlatego zachował je na życie wieczne.
Chcąc służyć Jezusowi – do końca poszedł
za Nim.
Ani na chwilę się od Niego nie odwrócił, nie zatrzymał, nie
przestraszył się grożących mu niebezpieczeństw i strasznych cierpień. Potrafił
je znieść – jak podaje tradycja – nawet
w pewną dozą humoru.
I kiedy oczom głupich wydało się, że przegrał – on tak
naprawdę zwyciężył. Zwyciężył śmierć,
zwyciężył strach, zwyciężył zakusy szatana i działania jego sług.
A oczom
wielu ludzi wydało się, że umarł; jego zejście poczytano za nieszczęście i
odejście za unicestwienie, on natomiast trwa
w pokoju.
Niech postawa tego Świętego
umocni nas i przekona do tego, abyśmy swoje życiowe trudności i doświadczenia
starali się przeżywać z nadzieją i
pogodą ducha. To jest z pewnością bardzo trudne – ale to jest możliwe!
Jest
to w jakimś sensie sprawdzianem tego, na ile silna jest nasza wiara i na ile
pełne jest nasze zaufanie do Boga. Właśnie w
takich najtrudniejszym momentach najbardziej się ona sprawdza.
Jeżeli zatem przyjdzie nam
taki egzamin zdawać, to oby wypadł on jak najlepiej, to znaczy: byśmy w żadnych
okolicznościach i w obliczu żadnych trudności – za łaską Bożą! – nigdy nie tracili nadziei, pogody ducha i
chociaż odrobiny uśmiechu
Mając to wszystko na
uwadze, pomyślmy:
·       
Czy
nie robię zbytecznego szumu wokół swoich spraw, włączając w nie całe otoczenie?
·       
Czy
trudności i przeciwności potrafię znosić z pogodą ducha, czy też robię z siebie
męczennika?
·       
Czy
umiem ofiarować Bogu swoje cierpienia w jakiejś intencji?
Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją
prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla
Jego wybranych.

2 komentarze

  • Noo, nooo jestem pod wrażeniem.
    Ks. Jacek uzupełnił komentarze :)))

    Nie powinniśmy się skupiać w pierwszym rzędzie na obumieraniu. Przecież gdyby nie było ziarna, ziemi i siewcy to byłoby to tylko teoretyczną dywagacją nic tak naprawdę nie wnoszącą.
    Powinniśmy skoncentrować się na mocy, która w ziarnie jest zawarta, na ziemi, która jest jak łono gdzie się rozwija życie, na siewcy, który obficie rozsiewa nasienie. Właśnie to powinno prowadzić nas do zachwytu, do zdumienia nad tajemnicą, której uczestnikiem jest każdy z nas. Nie zwracajmy na pośrednie cele, ale na nadrzędny, główny, ten, dzięki któremu idziemy, trwamy, upadamy i się podnosimy, przegrywamy i zwyciężamy. Cel odmierzający nasze kroki, pobudzający myśli, zachęcający nas do działania. Obfity plon to owoc całego szeregu podjętych przez nas kroków, w tym także ufność złożona w mocy ziarna. To nie my sprawiamy, że ono obumiera. Ono czyni to samo w sobie. Obumieranie jest na pewno ważnym ,ale zarazem tylko pośrednim etapem w całym rozwoju.
    Zadam proste pytanie.
    Co jest ważniejsze mieć życie, czy tracić je. Kochać czy nienawidzić życie. Tutaj jest inne rozróżnienie. Mamy życie tutaj, na tym świecie i życie wieczne w przszłości. To jest perspektywa, o której chce nam powiedzieć Chrystus. Czy życie wieczne nie jest owym nadrzędnym celem wzynaczającym kierunek marszu i dobór środków ? Jeśli życie tutaj stanie się dla nas punktem odniesienia, osią, wokół której wszystko inne zacznie się kręcić, to tak naprawdę dokąd dojdziemy ? Pewnie oni się skończy, noo i co wtedy ?
    Mamy kochać życie tu, na ziemi, ale mamy również mieć świadomość tego, że każda chwila mówi też o życiu wiecznym. Tu i teraz dokonują się wielkie, niesamowite rzeczy. W teraźniejszości zostaje zasiane ziarno i tutaj obumiera, by wydać plon z siebie w wieczności. Bo niby gdzie ma obumrzeć ? Bo gdzie ma dokonać się rozwój ? W wieczności nie będzie już na to czasu.
    Jak mamy do tego dochodzić, dojrzewać, obumierać.
    Jest jedno słowo, które jest kluczem , by otworzyć nam oczy. Tym słowem jest służba.
    Tak bardzo niewygodne, niewspółczesne, rażące w oczy słowo.
    Ale czy tak naprawdę zastanawialiście się kiedyśnad tym, że służyć to nic innego jak kochać ? Rodzice, którzy wykonują służbę wobec dzieci, wychowawcy wobec wychowanków. Nie ma służby to nie ma prawdziwego rozwoju, bo nie ma w niej miłości.
    Komu mamy służyć.
    Powinnismy służyć tylko Bogu, co potem przekłada się na konkret służby drugiemu człowiekowi. Przede wszystkim tym, których tu i teraz Bóg stawia nam na naszej drodze. Ramię w ramię idą ziarno i ziemia, obumieranie i wydawanie plonów.
    Bóg powinien być dla nas wzorem. Tylko tam, gdzie jest Bóg znajduje się przestrzeń prawdziwej służby i tylko tam stajemy się prawdziwymi sługami.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.