Komu potrzebny jest Bóg?…

K
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj kończą się rekolekcje małżeństw, prowadzone przez Księdza Marka na Syberii. Proszę Was o modlitwę w intencji ich błogosławionych owoców. 
     Pamiętajmy także o Pielgrzymach, zdążających już od kilku dni na Jasną Górę. Jutro silna grupa, na czele z Księdzem Proboszczem, wyruszy także z naszej Parafii. A my, na miejscu, codziennie będziemy im towarzyszyć w ramach Pielgrzymki duchowej – z różańcem w ręku, po godzinie 20.00 w kościele i na Apelu… Myślę, że wszyscy, Kochani, macie możliwość podjęcia tego dzieła! Dlatego zachęcam każdą i każdego z Was do włączenia się w sposób, jaki jest najbardziej możliwy, w to wielkie pielgrzymowanie!
    A na przeżywanie Dnia Pańskiego niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty! Amen
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

18
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Koh 1,2;2,21–23; Kol 3,1–5.9–11; Łk 12,13–21
CZYTANIE
Z KSIĘGI KOHELETA:
Marność
nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami,
wszystko marność.
Jest
nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością,
wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi,
który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie
zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy
ducha swego, w której mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni
jego są cierpieniem i zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce
jego nie zazna spokoju. To także jest marność.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia:
Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego,
co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga.
Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście
bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże
Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w
chwale.
Zadajcie
więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach:
rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości,
bo ona jest bałwochwalstwem.
Nie
okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka
z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia
ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go
stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani
nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz
wszystkim we wszystkim jest Chrystus.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Ktoś
z tłumu powiedział do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu,
żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Lecz On mu odpowiedział:
„Człowieku, któż Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad
wami?”
Powiedział
też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości,
bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne
od jego mienia”.
I
powiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi
dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: «Co tu począć?
Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię:
zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę
wszystko zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby
dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj».
Lecz
Bóg rzekł do niego: «Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej
duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?»
Tak
dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest
bogaty przed Bogiem”.
Czy rzeczywiście
wszystko, czego by się człowiek podejmował i co robił w życiu;
wszystko, o co by zabiegał i do czego dążył – to marność?
Marność nad marnościami?
Tak by wynikało z pierwszego
czytania, w którym słyszymy, że człowiek odznaczający się w
swej pracy mądrością i wiedzą musi oddać owoce tejże pracy
takiemu, który nie włożył w nią wysiłku. A jeśli dodać do
tego następne stwierdzenie, że wszystkie ludzkie wysiłki to
cierpienie i utrapienie,
no to już właściwie mamy obraz
katastrofalny.
I
w tym kontekście pojawia się kilka bardzo zasadniczych – i
zasadnych – pytań: Jak więc żyć, jak mądrze żyć, jeżeli
wszystko, czego się człowiek nie podejmie, pachnie bezsensem i
owocuje bezsensem?
O co chodzi Panu Bogu w tym Jego pouczeniu, iż
skoro nie podoba Mu się cwaniactwo, nieuczciwość, kradzież,
wyzysk – i do takiego stanowiska Pana Boga w tych sprawach jesteśmy
przyzwyczajeni – to jeszcze dzisiaj dodaje do tego krytykę
uczciwej pracy.
A może nawet nie tyle krytykę, co zapowiedź,
że nic ona nie da, niczego dobrego nie przyniesie, niczym
sensownym nie zaowocuje. O co chodzi Panu Bogu?
Myślę,
że z pomocą w zrozumieniu tej zawiłości przychodzi nam Ewangelia,
w której Jezus przedstawia historię człowieka zamożnego,
cieszącego się z obfitych plonów na roli. I jeśli się tak
dokładnie wczytać w treść Jezusowej opowieści, to nigdzie nie
znajdziemy tam stwierdzenia, że człowiek ten był nieuczciwy, że
żył z wyzysku…
Naturalnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę
ówczesne relacje społeczne i podział na możnych i bogatych oraz
na biednych i niżej urodzonych – śladów tego społecznego
podziału w ówczesnej społeczności żydowskiej aż nadto dużo
znajdujemy w Ewangeliach i Listach Apostolskich – jeżeli zatem
weźmiemy pod uwagę fakt tego podziału, to możemy domyślać się,
że i ten zamożny człowiek nie zawsze swoich pracowników
traktował w sposób należyty.
Ale dowodów na to żadnych nie
mamy.
Jezus
w ogóle nie zajmuje się tą kwestią, mówi o nim tylko, że to
człowiek zamożny, któremu dobrze obrodziło pole. I który
ciesząc się z tego, planuje sobie w sercu, jak to teraz będzie
rozbudowywał spichlerze, w których pomieści wszystkie swoje
zbiory, a potem – już tylko jeść, pić i używać.
Kiedy
tak zastanawiamy się nad postawą owego człowieka, to
powiedzielibyśmy: a cóż w tym nadzwyczajnego? I cóż w tej
postawie takiego nagannego?
Każdy na jego miejscu zrobiłby to
samo, każdy na jego miejscu podobnie by się zachował. A jednak
Jezus tę jego postawę ocenia bardzo krytycznie, nazywając
wprost owego człowieka głupcem. Dlaczego?
Właśnie
– warto się w to zagłębić… A odpowiedź na tak postawione
pytanie znajdziemy już w następnych słowach Jezusowego pouczenia:
«Głupcze,
jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie. Komu więc
przypadnie to, coś przygotował?
»
Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla
siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem.
Kochani, to tu jest
istota problemu: ten człowiek absolutnie poprawnie postępował,
gromadząc sobie środki na życie,
na utrzymanie. Bardzo
właściwie postępował, zbierając plony ziemi i gromadząc je w
swoich spichlerzach. I nawet możemy pochwalić jego
zapobiegliwość,
wyrażającą się w tym, że skoro zobaczył,
iż plonów tych zaczyna przybywać, postanowił rozbudować
spichlerze. To wszystko bardzo dobrze i to bardzo właściwa
postawa.
Problem
polega jednak na tym, że jego wzrok i jego serce zatrzymało się
na tym, co osiągnął.
On nie zauważył, od kogo to
otrzymał.
A może zauważył, może gdzieś tam w sercu domyślał
się tego, ale nie wyciągnął z tego żadnych wniosków!
On
całą swoją uwagę skupił na osiągniętych dobrach i na własnej
zaradności, a zapomniał o świecie, zapomniał o życiu i śmierci,
i – co najważniejsze – zapomniał o Bogu! Temu biednemu
człowiekowi, zachwyconemu samym sobą, wydało się, że to on jest
Bogiem. Albo jeszcze inaczej: może nawet nie o to chodzi, że był
on jakimś szczególnych przeciwnikiem Boga,
że chciał on
walczyć z Bogiem, że Boga odrzucał… To chyba nawet nie o to
chodzi.
Tu
bardziej o to chodzi, że jemu po prostu Bóg nie był do niczego
potrzebny. On sobie sam – tak mu się przynajmniej wydawało –
doskonale poradził bez Boga.
Czyli mówiąc jeszcze inaczej –
jemu Bóg jakoś tam specjalnie nie przeszkadzał, na zasadzie, że
jeśli jest, to niech tam sobie będzie. Ale też w żaden sposób
nie jest mu potrzebny,
on sobie bez Boga dobrze sam poradzi.
Obecność
Boga, lub jej brak; działalność Boga, lub jej brak; wola Boga –
taka, czy inna – to wszystko było mu obojętne. On miał
teraz co innego w głowie: on się cieszył, że tyle posiadał do
tej pory, a osiągnął jeszcze więcej, więc kto mu może teraz
coś zrobić?
Ja
myślę, Kochani, że nawet przenosząc to na nasze realia,
znaleźlibyśmy wiele podobieństw do tego, o czym mówi Jezus. Bo i
dzisiaj wielu przyjmuje taką postawę, iż skoro im się przez jakiś
czas dobrze powodzi, to zaczynają coraz wyżej nosić głowę i
na innych – w tym także na Boga – zaczynają patrzeć z góry.
Tak
właśnie postępował bohater Jezusowej przypowieści: był on –
jak słyszymy – człowiekiem zamożnym, a więc od jakiegoś
czasu wzrastało w nim przekonanie o własnej wartości, o znaczącej
pozycji,
a to wszystko jeszcze zostało wzmocnione obfitymi
plonami, tak więc już teraz mógł on być pewny, że nikt i nic
nie jest w stanie mu zagrozić.
Po
prostu, los się do
niego uśmiechał, był on życiowym szczęściarzem, to po
co mu w tym wszystkim potrzebny jeszcze jakiś Bóg,
który może będzie chciał ten ustalony porządek zburzyć?
Niestety,
taka postawa zgubiła go. Okazało się bowiem, że ani ten świat,
ani to życie, ani bogactwo tu na ziemi misternie i cierpliwie
gromadzone – nie jest wszystkim!
Jest jeszcze inny świat, inne życie, inne bogactwo, a w tym
wymiarze człowiek ów okazał się nędzarzem. Głupcem.
Człowiekiem zupełnie, zupełnie przegranym…
Kochani,
podkreślmy to jeszcze raz bardzo mocno: człowiek ten mógł jak
najbardziej gromadzić sobie skarby na ziemi, mógł – a nawet
powinien – zbierać plony ziemi.
W końcu marnotrawstwo to
grzech bardzo poważny. Ale jego najświętszym obowiązkiem było to
wszystko, co zdobywał, co osiągał – odnosić do Boga!
Jego najświętszym obowiązkiem było gromadzić sobie skarby
przed Bogiem!
Jego
najświętszym obowiązkiem było – kiedy w zachwycie tworzył
sobie przed oczami wizje szczęśliwego, dostatniego i beztroskiego
życia – postawić bardzo mocno
pytanie: co dalej? Co po tym życiu – nawet, jeśli
miałoby ono trwać i sto, i więcej lat – co dalej?
On tych
pytań sobie nie postawił, a tymczasem miało się okazać, że w
jego przypadku pytania te były wręcz absolutnie konieczne, bo
owo „dalej” miało nastąpić jeszcze tej nocy.
Niestety,
to ostateczne rozstrzygnięcie zastało owego człowieka
nieprzygotowanym. Jego życie – tak dobrze i dostatnio się
układające – okazało się właśnie ową marnością, o
jakiej mówi dziś Kohelet w pierwszym czytaniu.
Nie
wystarczy bowiem, że człowiek uczciwie pracuje, jest zapobiegliwy,
staranny, uczciwy… Nie wystarczy, że wstaje bardzo rano, a kładzie
się późno w nocy, zabiegany za tysiącem spraw. To wszystko nie
wystarczy!
Trzeba jeszcze zastanowić się i odpowiedzieć sobie
na pytanie – po co to wszystko? Dla kogo? W jakim celu? Co na
tym wszystkim zyska moja dusza?
I ile skarbów nagromadziłem na
tamtym świecie? Czy nie jest tak, że ta moja pracowitość,
zapobiegliwość, uczciwość służy tylko i wyłącznie
gromadzeniu skarbów tu, na ziemi, a nie ma żadnego odniesienia do
Boga, do życia po śmierci, do Królestwa Niebieskiego?
Ażeby
odpowiedź na tak postawione pytania mogła być właściwa, Apostoł
Paweł poucza w drugim czytaniu: Jeśliście razem z Chrystusem
powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie

przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do
tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.
[…]
Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych
członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i
chciwości.
[…] Nie okłamujcie się nawzajem,
boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a
przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu
poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył.
Moi
Drodzy, jak bardzo dzisiaj aktualne jest to pouczenie,
wynikające z wysłuchanego przez nas Bożego Słowa! Jak bardzo
aktualne dzisiaj jest to ostrzeżenie przed postawą bohatera
przedstawionej przed chwilą ewangelicznej opowieści Jezusa.
Oto
bowiem żyjemy w czasach i w warunkach – przynajmniej w naszym
kraju, w naszym środowisku – w którym nikt tak wprost nie
walczy z Bogiem,
nikt nie wypowiada się przeciwko Bogu, nikt tak
wprost nie neguje Boga. Ale pojawia się owo zjawisko chyba nawet
groźniejsze i bardziej niepokojące: Bóg jest tak naprawdę
niepotrzebny, bez Boga można się obejść.
To właściwie
obojętne, czy On jest, czy Go nie ma; czy coś tam mówi i czegoś
żąda, czy niczego nie oczekuje. To wszystko jedno – my tu mamy
ważniejsze sprawy!
My
tu mamy swoją pracę, swoje interesy, my tu mamy swoje plany na
życie, swoje takie czy inne problemy, a Pan Bóg – jak chce, to
niech coś pomoże, a jak nie chce, to nie: niech tylko nie
przeszkadza, to my już sobie poradzimy sami.
I
później dochodzi do sytuacji, w której młodzież wyjeżdża na
wycieczkę w góry, przychodzi niedziela i jest dylemat: co robimy?
Dwie osoby optują za tym, że należy iść do kościoła, bo
przecież jest niedziela, więc to jest coś oczywistego. Jednak
czterdzieści osiem osób, na czele z nauczycielem, stwierdza, że
przecież nic się nie stanie, jak raz nie pójdą, bo szkoda dnia:
taka ładna pogoda, to trzeba iść na szlak, a potem, jak się
wróci do domu, to będzie się chodzić. Czy ta jedna niedziela coś
aż tak bardzo zmieni? Czy Pan Bóg się obrazi o tę jedną
niedzielę?
Podobnie
rzecz się ma z zakupami w niedzielę. Czy jest sens o tym jeszcze
mówić i wspominać, kiedy prawie wszyscy to robią i dla wielu
stało się to wręcz normą?
A przecież to są w większości
wierzący ludzie, którzy do sklepu na zakupy w niedzielę pędzą
prosto z kościoła, prosto od ołtarza, przy którym przyjęli
Komunię Świętą.
I wszystko to jakoś ze sobą godzą, i
wszystko uważają za rzecz absolutnie normalną.
Moi
Drodzy, ja czasami odnoszę wrażenie, że niektóre formy łamania
Prawa Bożego są już tak powszechne
i tak „oswojone”,
że nawet nie wypada o nich wspominać,
tylko należy potulnie
uznać, że tak ma być i udawać, że nic się nie dzieje. I już
więcej o tym nie dyskutować…
Otóż,
Kochani, trzeba o tym dyskutować, bo Słowo Boże nie zmieniło się
ani na jotę. I ani na jotę nie zmieniło się nauczanie Kościoła
w kwestiach moralnych, w kwestiach społecznych. I to nie Papież, i
to nie ksiądz zwariował, że odważa się o tym mówić. To
świat zwariował! To ludzie się pogubili i pogłupieli, bo wydaje
się im, że sobie poradzą bez Boga! Nie poradzą sobie! Na pewno!

Nigdy!
Nie
poradzi sobie nikt, komu by się wydawało, że to, iż skończył
renomowane studia, zna pięć języków, zjeździł pół świata, ma
dobrze płatną pracę i coraz lepszą pozycję w firmie i w
otoczeniu – że to wystarczy. Teraz tylko siąść, zachwycać
się sobą, rozmyślać, jakim to się jest zaradnym i nowoczesnym
człowiekiem, jak to się dobrze w życiu ułożyło.
A
Pan Bóg?
Oj, tam! No, na Boże Narodzenie pójdzie się na
Pasterkę, kolędę zaśpiewa, ale tak na co dzień to niech tam Pan
Bóg nie miesza się i nie przeszkadza. Ja sobie sam poradzę!
Na
pewno? Poradzisz sobie?
To uważaj, bo właśnie do takich Jezus
dzisiaj mówi: Głupcze, […] zażądają twojej
duszy od ciebie. Komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak się
dzieje z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty
przed Bogiem.

4 komentarze

  • Koheletowe marność nad marnościami nie ma nic wspólnego z pogardą wobec świata i tego, czym on jest. To przestroga dla nas ludzi. Ostrzega Kohelet, iż zagubienie właściwych proporcji powoduje zamęt, zniszczenie, a w ostatecznym rozrachunku śmierć, a nikt nie będzie twierdził, że ta jest marnością.
    Kiedy spoglądamy na życie bezbożnie, bez Boga, to tracimy najpiękniejszy punkt widokowy. A dzisiejszy świat wydanie się ku temu skłania. Zmarginalizować Boga. Hulaj duszo piekła nie ma. Róbcie, co chcecie. Po czasie i to często niedługim okazuje się, ze wszystko to, za czym się pogoniło w pośpiechu to marność nad marnościami. Jedną z podstaw, która dzisiaj zatacza coraz większe kroki to roszczeniowość. Należmy na się, bo nasz brat to posiada. Ona nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. To nic innego jak jeden z objawów raka egoizmu.
    Ma swoje żródło we wszelkiej chciwości, łakomstwo, nieuporządkowane pragnienia. Byle mieć. Byle mieć więcej i wiecej. Wpadamy w spiralę, jakby wir wciągał nas i zasysał. Byle opływać we wszystko.
    Umarliście i bowiem wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Tak, nie ukryte w spichlerzach, w wielkich zasobach dóbr, w pragnieniu długiego życia. Nie według zasady odpoczywaj, jedz, pij i używaj.
    To nie troska zamożnego człowieka z ewangelii, który bezradnie rozkłada ręce i pyta co tu począć, bo dotknęła mnie klęska urodzaju. To zawierzenie Bogu i oddanie wszystkiego w Jego ręce. Z Bogiem niczego nie zabraknie. Ojciec wie czego nam potrzeba. Jeśli przygotowani będziemy na niebo to też ziemia nie będzie nam straszna. Mamy gromadzić skarby, ale nie dla siebie. W codzienności starajmy się być pogatymi przed Bogiem.

    Pozdrawiam…

  • Dziś chyba warto popatrzeć też na bardzo ważną w dziejach kościoła postać – św. Jana Vianneya. Wprawdzie jego liturgiczne wspomnienie staje trochę w cieniu z racji niedzieli, ale może warto przypomnieć, że to patron spowiedników i proboszczów czyli dzisiejsza niedziela jest też szczególnym świętem naszych Księży Proboszczów -z całą pewnością warto pamiętać dziś o Nich w naszej modlitwie, a i małe "wszystkiego najlepszego" na pewno nie zaszkodzi a sprawi naszym duszpasterzom odrobinę radości. Pozdrawiam serdecznie. J.B.

  • Bardzo ważne i trafne sformułowanie. Nie jest niczym złym gromadzi bogactwo, pieniądze, tytuły, awanse, itd. Ważne, aby stawiać sobie pytanie i odpowiedź zarazem, od kogo to mamy, po co to robimy, dla kogo, w jakim celu? Czy i na ile ubogacimy tym siebie, również duchowo, ile będzie z tego pożytku, a ile szkody, zadufania, marności w zachowaniu, myśleniu, mówieniu… To nie łatwa rzecz, o czym niejednokrotnie wiemy i co widzimy. Dlatego dobrze, że przypomina Nam Ksiądz o tym:). Nam zabieganym, zapracowanym, zatroskanym o dom, o żonę/męża, o dzieci. Bo trzeba nakarmić, ubrać, wykształcić, utrzymać mieszkanie i rodzinę.
    Pozdrawiam!
    Dawid (zatroskany jak wielu innych:)

  • Tak jest, to wszystko trzeba zrobić. I nie ma w tym nic złego. Chodzi bardziej o to, żeby nie złapać zadyszki i nie stracić właściwego kierunku. Pozdrawiam i błogosławię+! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.