Z Zacheuszem – na sykomorę!

Z
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, dzisiaj razem z Zacheuszem wdrapujemy się na sykomorę! Wiem, że to trochę karkołomna propozycja – także dla mnie osobiście – dlatego spieszę z wyjaśnieniem, że mam na myśli duchowy proces. Proces, do którego zachęcam w pierwszym rzędzie samego siebie, a potem także Was.
      Moi Drodzy, chcę Was dzisiaj poprosić o modlitwę w intencji bardzo mi bliskiego Człowieka, Michała Jaworskiego, Lektora z Celestynowa, który czasami pisuje na naszym blogu (oczywiście, za rzadko!), dwa razy nawet przygotował rozważanie Bożego Słowa, a który wczoraj przeżywał osiemnastą rocznicę urodzin. Dzisiaj o 12.00 w Celestynowie będzie Msza Święta w jego intencji. Zamierzam się tam udać. 
    Módlmy się razem za Michała, aby bezbłędnie odczytał zamiary Boże względem siebie i służył Bogu i ludziom swoimi rozlicznymi talentami, których mu Pan rzeczywiście nie poskąpił. Niech zatem sam Pan pomoże mu w ich rozwijaniu i mądrym wykorzystywaniu. I niech go prowadzi przez całe dorosłe życie!
      Na głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego przesyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

31
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Mdr 11,22–12,2; 2 Tes 1,11–2,2; Łk 19,1–10
CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Panie,
świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej,
co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w
Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili.
Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co
uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego
uczynił.
Jakżeby
coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się
zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to
wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.
Bo
we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie
karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by
wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.
CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia:
Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego
wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra
oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana
naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana
Jezusa Chrystusa.
W
sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego
zgromadzenia wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie
dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź
przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas
pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien
człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty.
Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z
powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i
wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał
przechodzić.
Gdy
Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego:
„Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w
twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go
rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: „Do grzesznika poszedł
w gościnę”.
Lecz
Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego
majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie”.
Na
to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem
tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy
przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.
Wydarzenie,
którego jesteśmy świadkami, słuchając z uwagą dzisiejszej
Ewangelii według Świętego Łukasza, jest bardzo ciekawe i
znamienne,
chociaż w niektórych momentach może wydawać się
komiczne. Bo zapewne wyobrażamy sobie niskiego człowieka,
wspinającego się na drzewo i następnie na tym drzewie siedzącego

w momencie, kiedy tamtędy przechodził Jezus. Ale całe to
wydarzenie ma wymiar nade wszystko głęboko symboliczny.
Oto
bowiem Zacheusz był – jak słyszymy – zwierzchnikiem celników i
człowiekiem bardzo bogatym. Dla ludzi, wśród których żył, nie
było żadnych wątpliwości, w jaki to sposób dorobił się on
tego bogactwa.
Jako zwierzchnik celników, był on tym, który
pobierał cło na rzecz Rzymian, a więc okupantów, a więc
już za to trudno go było kochać. Ale – ponadto – nie był
on zbyt uczciwy,
do czego sam później się przyznał, obiecując
poczwórny zwrot tego, co nagromadził na drodze oszustwa.
Trudno
było zatem odnosić się do niego z sympatią – i on zapewne
doskonale wiedział o odczuciach ludzi, dotyczących jego
osoby, ale raczej nic sobie z tego nie robił, bo dla niego
najważniejsze było ustawienie się w życiu i wysoki status
materialny. Stąd też – doprawdy – trudno zrozumieć, jakie
motywy przyświecały jego ogromnemu pragnieniu zobaczenia Jezusa?

Dlaczego chciał Go koniecznie ujrzeć?
Czy
była to zwykła ciekawość, czy może Jezus już z tym momencie,
niejako „na odległość”, zaczął kruszyć serce tego
zakłamanego, zachłannego człowieka?
Nie wiemy tego, natomiast
widzimy niesamowite wysiłki Zacheusza, aby dopiąć swego. A
ponieważ – jak wynika z jego dotychczasowego zachowania – nie
był to człowiek, który łatwo rezygnował ze swoich zamiarów

i który raczej przyzwyczaił się do tego, że wszystko musi
przebiegać zgodnie z jego wolą i oczekiwaniami, przeto i tym razem
nie poddał się tak łatwo.
Wręcz
przeciwnie – pokonał przeciwności, wynikające z niskiego
wzrostu, wspinając się na drzewo. Jezus docenił to, zatrzymał
się dokładnie pod tym drzewem, spojrzał w górę
i
dostrzegł siedzącego tam człowieka.
A przecież nie chodziło
tu tylko o to, że dostrzegł człowieka, będącego na drzewie. W
tym akurat nie ma nic cudownego, bo to jest w stanie uczynić każdy
z nas. Fascynującym było nie tyle samo wejście Zacheusza na
drzewo i rozmowa Jezusa z nim,
co raczej to wszystko, co owo
wydarzenie symbolizowało.
Wejście
Zacheusza na drzewo oznaczało bowiem faktyczne pokonanie nie tyle
trudności wynikających z niskiego wzrostu, co
pokonanie małości swojej postawy, swojej natury,
pokonanie swojej podłości, tego niskiego stanu duchowego, w
jakim ten człowiek żył. On był bowiem nie tylko fizycznie niski –
on był duchowo bardzo mały, bardzo mizerny i biedny – po
prostu podły!
To był człowiek niskich lotów, niskich ambicji,
sprowadzających się jedynie do zaspokojenie tych najniższych
pragnień: pragnień posiadania i władzy.
Zatem
jego wejście na drzewo oznaczało pokonanie w sobie tej duchowej
miernoty – nawet, jeżeli on sam sobie tego do końca nie
uświadamiał. Tak jednak musiał to zrozumieć Jezus, który
dostrzegł Zacheusza na drzewie, a tak dokładniej – to dostrzegł
proces, jaki zaczął dokonywać się w jego sercu. I dlatego poszedł
do niego w gościnę, niejako nawet wprosił się do niego na
obiad.
Oczywiście
– nie obyło się bez szemrania i komentarzy, iż poszedł do
grzesznika. Jezus na pewno był świadom reakcji tłumu na to
Jego wejście do Zacheusza, jednak wszedł tam i zasiadł do stołu.
O czym przy stole rozmawiali – nie wiemy, bo o tym nie wspomina
Święty Łukasz. Dość wspomnieć, że na zakończenie uczty
Zacheusz ogłosił swoje decyzje,
dotyczące rozdania połowy
majątku ubogim i rekompensaty za uczynione dotychczas oszustwa.
Jak
zatem wiele musiało się dokonać w sercu tego – do tej pory
zakłamanego i chciwego człowieka! Jak
wiele musiało się tam zmienić! Jak wysoko musiał się on wspiąć
ponad dotychczasową swoją miernotę, podłość, duchową małość.
Jak bardzo wiele musiał pokonać w sobie pokus z dotychczasowego
życia.
I w ogóle – jak bardzo odważnym okazał się
człowiekiem! Pomimo wszystko!
Całe
to wydarzenie sam Jezus komentuje krótko: Dziś zbawienie
stało się udziałem tego domu,
gdyż i on jest
synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i ocalić
to, co zginęło.
Właśnie, Jezus przyszedł szukać
i ocalać to, co zginęło, co się pogubiło… Nawet pomimo tego,
że Zacheusz stoczył się tak nisko, nawet pomimo tego, że zajmował
się tak bardzo niepopularnymi czynnościami, to jednak Jezus – w
sposób sobie tylko wiadomy – dostrzegł, że już może się w
jego sercu coś dobrego dokonać.
I zobaczmy – dokonał się
rzeczywiście cud i to dokonał się w tak bardzo krótkim czasie. W
sposób niespodziewany i nieoczekiwany!
To
wszystko, czego Jezus dokonał, jak również to wszystko, czego
wielokrotnie dokonywał, ratując człowieka, dając mu szansę,
podając mu rękę, odnawiając w nim nadzieję
– to wszystko
zdaje się być potwierdzeniem słów, zapisanego w dzisiejszym
pierwszym czytaniu, z Księgi Mądrości: Panie, […]
nad wszystkim masz litość, bo wszystko w
Twej mocy i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili.

Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie
brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie
byłbyś tego uczynił.
Bogu
bardzo zależy na człowieku.
Nawet pomimo tego, że człowiek,
przez Boga stworzony jako bardzo dobry, czysty, święty – często
wraca do Niego brudny, skażony grzechem, złem… Bóg nie brzydzi
się człowiekiem. Nigdy! Żadnym! To dobra wiadomość – także
dla nas.
My
z pewnością nie poczuwamy się może aż do takich zachowań i
postaw, jakie widzimy u Zacheusza. Niemniej jednak, jeśliby się tak
głęboko zastanowić, to coś z jego postawy byśmy w sobie
znaleźli,
a często – to nawet całkiem sporo. Też mamy taką
swoją komorę celną, mamy swój „światek”, mamy swoje
przyzwyczajenia, utarte schematy myślenia i działania. I teraz
trzeba, żebyśmy się wspięli na swoją sykomorę,
po prostu –
byśmy się odważyli przekroczyć siebie, odważyli się wyrwać
z tej swojej komory
, z tego swojego małego „świata”,
w jakim żyjemy, jaki sobie stworzyliśmy.
Paweł
Apostoł mówi do Tesaloniczan, ale i do nas wszystkich w drugim
czytaniu: Modlimy się za was, aby Bóg nasz uczynił was
godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w nas wszelkie
pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary.
To
właśnie o nas chodzi, bo my wszyscy, w chwili Chrztu,
zostaliśmy wezwani do świętości, do szczęścia, do bliskości
Boga. I Bóg – jak najbardziej! – chce się z tego wezwania, z
tej obietnicy wywiązać. Ale nie zrobi tego wbrew nam!
Dlatego
bardzo często przechodzi tuż obok, blisko i może nawet spogląda,
czy gdzieś nie ma człowieka, który już dawno powinien się z
Nim spotkać.
Człowiek ten jednak jeszcze często się boi i
siedzi szczelnie zamknięty w swojej izdebce, w swojej komorze
celnej,
więc spotkanie okazuje się niemożliwe.
Trzeba
więc wyjść, trzeba trochę z siebie dać, trzeba się odważyć,
wyciągnąć rękę, wspiąć się nieco wyżej, nieco wyżej
skierować wzrok
– a okaże się, że Jezus jest bardo blisko.
Trzeba zaprosić Go do serca, posłuchać, co ma do powiedzenia, ale
też z tego, co usłyszymy, wyprowadzić na tyle konkretne
wnioski, aby przełożyły się one na bardzo konkretne postanowienia
i działania.
Zacheusz
nie bał się zerwać z całą swoją podłą przeszłością, nie
bał się zrezygnować z dochodu, postanawiając zwrócić nawet w
większym stopniu to, co nakradł, aby w ten sposób zyskać skarb
daleko bardziej wartościowy:
spokój sumienia, równowagę
ducha, poczucie sensu i szczęścia. To Zacheusz. A ja?
Cały
problem w tym, że o tym wszystkim się bardzo dobrze i barwnie mówi
na kazaniu i na rozważaniu. Ale weź tu, człowieku, zmień
swoje myślenie! Jak to zrobić?
Jak przekonać samego siebie, że
można nie mieć racji – jak się ją miało zawsze i swoje
zdanie zawsze się uważało za najważniejsze! Jak to teraz zmienić?
I jak przekonać samego siebie, że nie wszystko, co się
pomyślało, powiedziało i zrobiło, było mądre i potrzebne,
że
można było popełnić błąd – jak się samemu do tego przekonać,
skoro się żyje w wiecznym przekonaniu o swojej nieomylności?
I
wreszcie, jak zmusić się do tego, żeby zło nazwać złem,
kłamstwo – kłamstwem,
złodziejstwo – złodziejstwem,
nieczystość – nieczystością, aborcję – morderstwem,
eutanazję – również morderstwem, homoseksualizm –
wynaturzeniem, a ideologię gender – skrajną głupotą,
a nie
udawać, że to wszystko nowoczesność i sposób na życie? Jak
zmienić swoje myślenie, swoje nastawienie, a do tego – przywrócić
pojęciom ich podstawowe znaczenie?
Dzisiejsze
Boże Słowo nam podpowiada: trzeba się zdać na Jezusa i
zaprosić Go do swojego domu.
To konieczne. Ale też trzeba wyjść
ze swojej komory i jednak wdrapać się na tę sykomorę.
To w
takim samym stopniu konieczne.
Droga
Siostro, Drogi Bracie – wybór należy tylko do Ciebie! W którą
stronę skierujesz swoje kroki, kiedy wyjdziesz z tej Mszy Świętej:
z powrotem do swojej komory – czy jednak na sykomorę?… 

5 komentarzy

  • Niemałe zaskoczenie widzieć ks celebrującego Mszę Św … w Celestynowie, ale też i wielka radość. Zresztą miałam okazję zamienić słówko w Zakrystii. To spotkanie skłoniło mnie do odwiedzenia bloga, przyznam się że troszkę go ostatnio zaniedbałam. I stąd przesyłam spóźnione ale serdeczne życzenia urodzinowe dla ks Jacka i ministranta Michała. Błogosławieństwa Bożego i opieki Maryi.
    Z modlitwą RenataB

  • Panie Jezu, zapraszam Cię do naszego domu, do naszego życia. Przyjdź Jezu, dotknij chorych miejsc, uzdrów to co uzdrowienia wymaga i prowadź swoimi ścieżkami, jak Zacheusza. Amen.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.