Piętnaście świateł ostrzegawczych…

P
Szczęść Boże! Moi Drodzy, idąc po myśli wczorajszego rozważania, a szczególnie pytania, postawionego w jego zakończeniu – nie chcąc oczywiście burzyć radosnej atmosfery Okresu Bożego Narodzenia – proponuję sobie i Wam refleksję nad słowami Ojca Świętego Franciszka, skierowanymi do swoich najbliższych współpracowników na Watykanie – ale też chyba do nas wszystkich. Taka refleksja chyba się nam wszystkim bardzo przyda…
                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek
5
stycznia 2015.
do
czytań: 1 J 3,11–21; J 1,43–51
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi:
Taka jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się
wzajemnie miłowali. Nie tak, jak Kain, który pochodził od Złego i
zabił swego brata. A dlaczego go zabił? Ponieważ czyny jego były
złe, brata zaś sprawiedliwe. Nie dziwcie się, bracia, jeśli świat
was nienawidzi. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo
miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci.
Każdy,
kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden
zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego. Po tym poznaliśmy
miłość, że On oddał za nas życie swoje.
My
także winniśmy oddać życie za braci. Jeśliby ktoś posiadał
majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi
niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim
miłość Boga?
Dzieci,
nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Po tym
poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. A
jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego
serca i zna wszystko. Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy
ufność wobec Boga.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus
powiedział do niego: „Pójdź za Mną”. Filip zaś pochodził z
Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i
powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz
w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.
Rzekł
do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”
Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”. Jezus ujrzał, jak
Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to
prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.
Powiedział
do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?” Odrzekł mu Jezus:
„Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod
drzewem figowym”. Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś
Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!” Odparł mu Jezus: „Czy
dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: «Widziałem cię pod drzewem
figowym»? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem
powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie
niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących
na Syna Człowieczego”.
Kiedy
wczoraj, chcąc się nieco przygotować do napisania dzisiejszego
rozważania, przeczytałem słowa Apostoła Jana z pierwszego
czytania: Dzieci,
nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Po tym
poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce
,
a potem w Ewangelii słowa Jezusa, skierowane do Natanaela:
Patrz,
to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu
,
to jakoś od razu – nie wiedzieć, czemu (a może właśnie
wiedząc, czemu) – pomyślałem o przemówieniu Ojca Świętego
Franciszka,
wygłoszonym przy okazji świątecznego spotkania
z pracownikami Kurii Rzymskiej, w dniu 22 grudnia 2014 roku, w Sali
Klementyńskiej na Watykanie.
Po
uważnym odczytaniu tegoż przemówienia, pomyślałem, że jednak
warto poświęcić mu nieco uwagi, bo są to naprawdę dobre rady,
które mogą pomóc nie tylko ich bezpośrednim adresatom, ale
nam wszystkim!
Na
to zresztą zwrócił uwagę sam Papież, stwierdzając w zakończeniu
swego przemówienia: „Takie
choroby i takie pokusy są oczywiście niebezpieczeństwem dla
każdego chrześcijanina

i dla każdej kurii, wspólnoty, zgromadzenia, parafii, ruchu
kościelnego – tak pojedynczo, jak wspólnotowo. Czytałem kiedyś,
że księża są jak samoloty: mówi
się o nich tylko wtedy, jak upadną, a przecież jest tylu, którzy
latają.

Wielu krytykuje, a mało kto się za nich modli. To powiedzenie jest
sympatyczne, ale też bardzo prawdziwe, bo wskazuje znaczenie i
delikatność naszej kapłańskiej posługi i to, jak wiele złego
robi całemu ciału Kościoła jeden ksiądz, który «upada». Aby
więc nie upaść […],
prośmy Matkę Bożą o wspieranie Kościoła i Kurii, by były
zdrowe i uzdrawiały, by święte i uświęcały, na chwałę Jej
Syna, na zbawienie nasze i całego świata.”
O
jakich
zatem chorobach, o jakich zagrożeniach mówimy?

Papież Franciszek wyliczył je i
opisał w
piętnastu punktach:
1.
Choroba czucia się „nieśmiertelnym”, „odpornym” a nawet
„niezastąpionym” przy jednoczesnym zaniedbywaniu koniecznej i
zwyczajnej kontroli.
Kuria, która nie jest samokrytyczna, nie
dostosowuje się, nie pragnie się polepszać, jest chorym ciałem.
Zwykła wizyta na cmentarzu może pomóc nam zobaczyć imiona wielu
osób, z których niektóre myślały, że są nieśmiertelne,
odporne i niezastąpione! Jest to choroba bogatego głupca z
Ewangelii, który myślał, że zawsze będzie żył (Łk 12,13–21)
i tych, którzy przekształcili się w wielkich panów i uważają
się za wyżej postawionych niż wszyscy, a nie za postawionych na
służbie wszystkim. To często wypływa z patologii władzy, z
„kompleksu wybranych”, z narcyzmu zafascynowanego własnym
wyobrażeniem i nie dostrzegającego obrazu Boga, odciśniętego na
twarzy innych ludzi, zwłaszcza słabszych i bardziej potrzebujących.
Antidotum na tę chorobę jest łaska poczucia się grzesznikiem i
wyznania z całego serca: „Jesteśmy słudzy nieużyteczni.
Zrobiliśmy to, co musieliśmy” (por. Łk 17,10).
2.
Choroba „martializmu” (od: Marty), czyli zbytniego krzątania
się.
Dotyczy tych, którzy zanurzają się w pracy, zaniedbując
„lepszą część”, to znaczy zajęcie miejsca u stóp Jezusa
(por. Łk 10,38–42). Dlatego Jezus wezwał swoich uczniów, by
„wypoczęli nieco” (por. Mk 6,31),ponieważ zaniedbywanie
koniecznego wypoczynku prowadzi do stresu i zdenerwowania. Czas
odpoczynku dla tego, kto zakończył własną misję, jest konieczny,
obowiązkowy i powinien być brany na serio. Należy spędzić trochę
czasu z rodziną, wykorzystać wolny czas na duchowe i fizyczne
„doładowanie”; trzeba by nauczyć się tego, o czym poucza
Kohelet, że „jest czas na każdą rzecz” (por. Koh 3,1–15).
3.
Choroba „zwapnienia”, „skamienienia” umysłowego i duchowego.
Chodzi o tych, którzy mają serce z kamienia i są twardego
karku (por. Dz 7,51–60); ci, którzy po drodze stracili pogodę
ducha, żywotność i rzutkość, i zasłaniając się papierami
stali się „maszynami od procedur” a nie „ludźmi Boga” (Hbr
3,12). Utrata ludzkiej wrażliwości koniecznej do tego, by płakać
z płaczącymi i radować się z radosnymi, jest niezwykle
niebezpieczna! To jest choroba tych, którzy tracą „dążenia
Jezusa” (por. Flp 2,5–11) ponieważ ich serce, wraz z upływającym
czasem, twardnieje i staje się niezdolne do bezwarunkowej miłości
do Ojca i bliźniego (por. Mt 22,34–40). Bycie chrześcijaninem –
tak naprawdę! – oznacza posiadanie tych samych dążeń, które
miał Jezus Chrystus, to znaczy pokory i ofiarowania się, oderwania
od siebie i hojności.
4.
Choroba przesadnego planowania i funkcjonalizmu.
Kiedy apostoł
planuje wszystko bardzo szczegółowo i wierzy, że przygotowując
perfekcyjny plan sprawia, iż sprawy skutecznie posuwają się do
przodu, staje się księgowym lub kupcem. Należy wszystko dobrze
przygotowywać, ale nie ulegając pokusie wykluczenia i kontrolowania
wolności Ducha Świętego, który zawsze jest większy, bardziej
hojny, niż wszelkie ludzkie planowanie (por. J 3,8). Wpada się w tę
chorobę ponieważ zawsze jest łatwiej i wygodniej dostosować się
do własnych statycznych i niewzruszonych pozycji. W rzeczywistości
Kościół okazuje się wiernym Duchowi Świętemu, o ile nie próbuje
go regulować i udomawiać… Udomowić Ducha Świętego (?!)… On
jest świeżością, fantazją, nowością!
5.
Choroba złej koordynacji.
Kiedy członkowie gubią wspólnotę
między nimi i Ciało traci swoją harmonijną funkcjonalność i
opanowanie, stając się fałszującą orkiestrą, ponieważ jej
członkowie nie współpracują i nie żyją w duchu wspólnoty i
drużyny. Kiedy noga mówi do ramienia „nie potrzebuję ciebie”,
albo ręka do głowy „to ja tu rozkazuję”, powodują rozgardiasz
i skandal.
6.
Choroba duchowego Alzheimera.
Można tu mówić o zapominaniu
historii zbawienia, o zapominaniu osobistej historii z Panem, o
zapominaniu „pierwszej miłości” (Ap 2,4). Chodzi o postępujący
upadek zdolności duchowych, który w dłuższym lub krótszym
przeciągu czasu powoduje ciężkie kalectwo osoby, czyniąc ją
niezdolną do samodzielnej działalności i sprawiając, że żyje
ona w stanie absolutnej zależności od swoich – często
wyimaginowanych – sposobów widzenia świata. Widzimy to w tych,
którzy zapomnieli o ich spotkaniu z Panem; w tych, którzy nie
potrafią powtórnie określić swojego życia; w tych, którzy
zupełnie zależą od ich „teraz”, od ich pasji, kaprysów i
manii; w tych, którzy konstruują wokół siebie mury i zwyczaje,
stając się coraz bardziej niewolnikami bożków wyrzeźbionych
przez ich własne ręce.
7.
Choroba rywalizacji i próżnej chwały.
Zachodzi wtedy, gdy
wygląd, kolory szat, honorowe insygnia stają się najważniejszym
celem w życiu i zapomina się słowa Świętego Pawła: „nie
róbcie niczego dla rywalizacji lub próżnej chwały, ale każdy z
was, z całą pokorą, niech ma innych za wyżej stojących od
siebie. Każdy niech stara się nie tylko o własne sprawy, ale także
i te drugich” (por. Flp 2,1–4). Jest to choroba, która prowadzi
nas do bycia ludźmi fałszywymi i do życia fałszywym „mistycyzmem”
oraz fałszywym „kwietyzmem”. Ten sam Święty Paweł definiuje
takich ludzi jako „nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego”,
ponieważ „przechwalają się tym, czego powinni się wstydzić i
nie myślą o niczym innym, jak o sprawach ziemskich” (Flp 3,19).
8.
Choroba schizofrenii egzystencjalnej.
Jest to choroba tych,
którzy prowadzą podwójne życie – owoc hipokryzji, typowej dla
kiepskiej i pogłębiającej się pustki duchowej, której stopnie i
tytuły akademickie nie potrafią zaspokoić. Choroba ta często
dotyka tych, którzy porzucając służbę duszpasterską,
ograniczają się do zadań biurokratycznych, tracąc w ten sposób
kontakt z rzeczywistością, z konkretnymi osobami. Tworzą w ten
sposób świat równoległy, gdzie odsuwają na bok to wszystko,
czego surowo nauczają innych i zaczynają żyć drugim, ukrytym
życiem, często rozwiązłym. Nawrócenie jest niezwykle pilnie
potrzebne i konieczne w tej bardzo ciężkiej chorobie (por. Łk
15,11–32).
9.
Choroba gadulstwa, szemrania i plotkarstwa.
O tej chorobie już
wiele razy mówiłem. Ale nigdy dość. To poważna choroba, która
zaczyna się bardzo prosto – ot, tak, by tylko zamienić kilka słów
– a potrafi posiąść człowieka, robiąc z niego „siewcę
chwastu” (jak szatan) i w wielu przypadkach „zabójcę z zimną
krwią” dobrego imienia własnych kolegów i współbraci. Jest to
choroba ludzi tchórzliwych, którzy nie mają odwagi, by mówić
wprost i mówią za plecami. Święty Paweł upomina: „Czyńcie
wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście byli bez winy i
czyści” (por. Flp 2,14–18). Bracia strzeżmy się terroryzmu
plotkarstwa.
10.
Choroba ubóstwiania szefów.

Jest to choroba tych, którzy schlebiają przełożonym, mając
nadzieję na ich przychylność. Są ofiarami karierowiczostwa i
oportunizmu, oddają cześć ludziom a nie Bogu (por. Mt 23,8–12).
Są osobami, które widzą swoją służbę tylko jako możliwość
uzyskania czegoś dla siebie, a nie dania czegoś z siebie. Ludzie
mali, nieszczęśliwi i zainspirowani tylko przez własny fatalny
egoizm (por. Gal 5,16–25). Ta choroba może też dotknąć
przełożonych, kiedy schlebiają oni niektórym z ich
współpracowników, spodziewając się ich podporządkowania,
lojalności i zależności psychicznej. Ale końcowym rezultatem jest
prawdziwy współudział.
11.
Choroba obojętności wobec innych.
Zachodzi
wtedy, kiedy każdy myśli tylko o sobie i gubi gdzieś po drodze
szczerość i ciepło ludzkich relacji. Kiedy lepszy specjalista nie
służy swoją wiedzą mniej doświadczonym kolegom. Kiedy zdobywa
się wiedzę, ale się ją zatrzymuje tylko dla siebie, zamiast
dzielić się nią z innymi. Kiedy, przez zazdrość lub dla
podstępu, czuje się radość widząc, jak inny upada, zamiast pomóc
mu podnieść się i dodać mu odwagi.
12.
Choroba pogrzebowej twarzy.

Chodzi o osoby gburowate i ponure, które uważają, że aby być
poważnymi, należy pomalować twarz melancholią, surowością i
traktować innych – zwłaszcza tych uważanych za niżej stojących
– w sposób sztywny, twardy i arogancki. W rzeczywistości,
surowość teatralna i sterylny pesymizm często są symptomami lęku
i niepewności siebie. Apostoł musi starać się, aby być osobą
grzeczną, pogodną, entuzjastyczną i radosną, która przekazuje
radość, gdziekolwiek się znajduje. Serce pełne Boga jest sercem
szczęśliwym, które promieniuje i zaraża radością tych
wszystkich, którzy są wokoło. To widać od razu! Nie traćmy więc
tego radosnego ducha, pełnego humoru, a nawet autoironicznego, który
czyni nas osobami sympatycznymi nawet w trudnych sytuacjach. Jak
dobrze nam robi spora doza zdrowego poczucia humoru! Dobrze nam zrobi
częste recytowanie modlitwy Świętego
Tomasza Morusa. Ja się nią modlę każdego dnia i dobrze mi robi.
13.
Choroba gromadzenia.
Wtedy,
gdy apostoł próbuje wypełnić pustkę egzystencjalną w swoim
sercu przez gromadzenie dóbr materialnych – nie z konieczności,
ale tylko po to, by poczuć się zabezpieczonym. W rzeczywistości
nic, co materialne, nie może być przez nas zabrane, ponieważ
„całun nie ma kieszeni” i wszystkie nasze ziemskie skarby –
nawet te które są prezentami – nie potrafią nigdy wypełnić tej
pustki, a nawet czynią ją jeszcze bardziej zachłanną i głęboką.
Tym osobom Pan powtarza: „Ty mówisz: jestem bogaty, wzbogaciłem
się, niczego nie potrzebuję. Ale nie wiesz, że jesteś
nieszczęśliwy, nędzny, biedny, ślepy i goły… Bądź więc
gorliwy i nawróć się” (por. Ap 3,17–19). Gromadzenie tylko
obciąża i nieubłaganie spowalnia marsz! Przychodzi mi na myśl
pewna anegdota. Mianowicie swego czasu jezuici
hiszpańscy
nazywali Towarzystwo Jezusowe „lekką kawalerią Kościoła”.
Pamiętam przeprowadzkę pewnego młodego jezuity, który – gdy
załadowywał na ciężarówkę całą masę swoich rzeczy: bagaże,
książki, przedmioty i prezenty – usłyszał, jak pewien starszy
jezuita, który go obserwował, powiedział z mądrym uśmiechem: to
miałaby być ta „lekka kawaleria Kościoła”?! Nasze
przeprowadzki są znakiem tej choroby.
14.
Choroba zamkniętych kręgów.
Tam
przynależność do grupki staje się ważniejsza, niż do Ciała, a
w niektórych sytuacjach nawet do samego Chrystusa. Również ta
choroba zaczyna się od dobrych intencji, lecz z upływem czasu
zniewala członków, stając się „rakiem”, zagrażającym
harmonii Ciała i powoduje wiele zła – skandali
– zwłaszcza wobec naszych najmniejszych braci. Samozniszczenie lub
„bratobójczy ostrzał” od swoich jest najbardziej podstępnym
niebezpieczeństwem. Jest to zło, które uderza od środka, a jak
mówi Chrystus: „każde królestwo wewnętrznie skłócone obraca
się w ruinę” (por. Łk 11,17).
15.
I
ostatnia
choroba zysku doczesnego, ekshibicjonizmu.
Wtedy
apostoł przekształca swoją służbę we władzę, a swoją władzę
zamienia w towar, służący do otrzymania zysku światowego i
jeszcze większej władzy. Jest to choroba tych osób, które starają
się – ciągle nienasycone – powiększać swoje wpływy i dla
takiego celu są gotowe rzucać kalumnie, zniesławiać i
dyskredytować innych, nawet w gazetach i czasopismach – oczywiście
po to, by pokazać się jako zdolniejsi od innych. Również ta
choroba bardzo źle wpływa na Ciało, ponieważ doprowadza ludzi do
usprawiedliwiania użycia wszelkich środków pomocnych do
osiągnięcia takiego celu. Przychodzi mi na myśl wspomnienie o
pewnym kapłanie, który spotykał się z dziennikarzami, aby
opowiadać im – i wymyślać!

o prywatnych sprawach własnych oraz zarezerwowanych dla jego
współbraci i parafian. Dla niego liczyło się tylko to, by był na
pierwszych stronach, ponieważ wtedy czuł się „silny i
przekonywujący”. A sprokurował tyle zła dla innych i dla
Kościoła. Biedaczek!”
Tyle
z przemówienia Ojca Świętego Franciszka. Jest
nad czym pomyśleć, prawda?… 

6 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.