K+M+B 2015

K
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, świętujemy dzisiaj tajemnicę Objawienia Pańskiego całemu światu – w osobach trzech Mędrców. Pisząc dziś na drzwiach naszych domów znak: K+M+B 2015, czyńmy to z tą myślą i intencją, że wobec całego świata chcemy zaświadczyć, iż Objawienie Jezusa dokonuje się także w naszych domach – i przez naszą postawę. 
    Na głębokie i religijne przeżywanie dzisiejszej Uroczystości – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek
                              
Uroczystość
Objawienia Pańskiego,
do
czytań: Iz 60,1–6; Ef 3,2–3a.5–6; Mt 2,1–12
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Powstań,
świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pana
rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok
spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan i Jego chwała jawi się
nad tobą. I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku
twojego wschodu. Podnieś oczy wokoło i popatrz: Ci wszyscy zebrani
zdążają do ciebie. Twoi synowie przychodzą z daleka, na rękach
niesione twe córki.
Wtedy
zobaczysz i promienieć będziesz, zadrży i rozszerzy się twoje
serce, bo do ciebie napłyną bogactwa zamorskie, zasoby narodów
przyjdą ku tobie. Zaleje cię mnogość wielbłądów, dromadery z
Madianu i z Efy. Wszyscy oni przybędą ze Saby, ofiarują złoto i
kadzidło, nucąc radośnie hymny na cześć Pana.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia:
Przecież słyszeliście o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla
was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta
tajemnica.
Nie
była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak
teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i
prorokom, to znaczy że poganie już są współdziedzicami i
współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w
Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy
Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda,
oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest
nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na
Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.
Skoro
usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima.
Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał
ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci
mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok: «A
ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród
głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który
będzie pasterzem ludu mego, Izraela»”.
Wtedy
Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o
czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł:
„Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je
znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu
pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A
oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż
przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy
ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon.
I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i
mirrę.
A
otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą
udali się do ojczyzny.
Trzej
tajemniczy Królowie – czy, jak kto woli, Magowie, Mędrcy – są
naszymi przewodnikami na drogach poszukiwania
Jezusa. Oni przybyli ze Wschodu do Jerozolimy i dali się
poprowadzić blaskowi gwiazdy, aby ujrzeć jeszcze większy blask –
blask nowo narodzonego Króla żydowskiego. Nasz podziw dla
nich jest tym większy, że przecież byli oni przedstawicielami
narodów pogańskich,
a więc takich, które nie wyznawały wiary
w jedynego Boga, a przecież tyle wysiłku włożyli, aby spotkać
Mesjasza!
Otworzyli
oni
w ten sposób drogę do Jezusa tym wszystkim,
którzy – podobnie jak oni – byli poganami, a pragnęli
spotkać Zbawiciela, a nawet w Niego uwierzyć i za Nim pójść
przez życie.
Doskonale
pamiętamy, że po Wniebowstąpieniu, w młodym Kościele prowadzono
ożywioną dyskusję, czy poganie mogą „od razu” stać się
wyznawcami Chrystusa, czy muszą przejść przez wymogi judaizmu

i najpierw stać się wyznawcami religii Mojżeszowej, a dopiero
potem – jako tacy – stać się chrześcijanami. Pamiętamy, że
kwestię tę rozstrzygnął tak zwany Sobór Jerozolimski w roku
50,
orzekając, że poganie mogą bezpośrednio przyjmować
chrześcijaństwo, bez konieczności przechodzenia przez judaizm.
W
ten sposób młody Kościół niejako otworzył drogę do Jezusa i
do zbawienia wszystkim,
którzy tylko zapragną z możliwości
tej skorzystać. A drogę tę jako pierwsi przeszli – niejako
przetarli – trzej Mędrcy ze Wschodu, spełniając w ten sposób
proroctwo Izajasza, wyrażone dziś w słowach: Powstań,
świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pana
rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok
spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan i Jego chwała jawi się
nad tobą. I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku
twojego wschodu. Podnieś oczy wokoło i popatrz: Ci wszyscy zebrani
zdążają do ciebie.

A
kiedy się to stało, wówczas Paweł Apostoł mógł napisać do
wiernych Efezu – z największym przekonaniem – że
poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i
współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.

Bardzo
ważną jest zatem misja owych trzech tajemniczych Dostojników,
którzy symbolizują
wszystkie narody świata, zmierzające do Jezusa, aby w Nim uznać
także swego Boga.

I chociaż potem nawet sam Jezus, w trakcie swego nauczania, będzie
mówił, że przyszedł po to, aby najpierw
narodowi wybranemu przekazać swoją naukę,

to jednak już
wówczas mieli
do Niego
dostęp także inni ludzie, do tego narodu nie należący, a On sam
po
wielekroć
podkreślał, że głoszona przez Niego Dobra Nowina ma
być docelowo rozprzestrzeniana po całym świecie.
W
tym kontekście trzej Królowie byli absolutnymi
prekursorami
w
docieraniu
każdego
i konkretnego

człowieka – do Jezusa.

Zresztą, możemy też zauważyć, że przy żłóbku Bożego
Dziecięcia
byli oni jednymi
z pierwszych, zaraz po pasterzach.
To
też o czymś świadczy.
Zadali
sobie sporo
trudu,
aby
przebyć bardzo długą drogę, aby wpatrywać się w blask
prowadzącej ich gwiazdy. Byli
więc
ludźmi
bardzo głębokimi, bardzo wrażliwymi na wewnętrzne natchnienia i
jednocześnie otwartymi na Boga.

Już
sam fakt bezbłędnego dotarcia do miejsca, w którym był Jezus,
świadczy o tym, że pozwolili
się do tego miejsca doprowadzić.

Ewangelia mówi o prowadzącej ich tam
gwieździe.
Naukowcy próbują dochodzić, co
to za ciało niebieskie

mogło być dla nich owym
wyraźnym znakiem, nie brakuje jednak i takich teorii, że było to
wewnętrzne
natchnienie, wewnętrzne oświecenie,

jakiego ludzie ci doznali. Tak, czy owak – jaki by to znak nie był
– najważniejszym było to, że oni
ten znak zauważyli

i w płynące z niego przesłanie uwierzyli.
I
dlatego doszli do poszukiwanego miejsca.
A
kiedy tam doszli – zauważmy i to! – nie wykazali
jakiegoś rozczarowania, że oto szukali
króla, a znaleźli dziecko,

i to jeszcze takie
ubogie,
będące
całkowicie na uboczu ludzkich spraw i ludzkich historii. Nie zrazili
się tym, ani nie rozczarowali, ale pochylili
przed majestatem tego Dzieciątka swoje czoła i złożyli dary godne
króla.

A kiedy tego dokonali i mieli już wracać, wówczas otrzymali we
śnie nakaz, aby powrócili inną drogą. I
tego wewnętrznego natchnienia posłuchali.
Kochani,
trzej Mędrcy ze Wschodu są dla nas wzorem
w naszym poszukiwaniu Jezusa, w naszym docieraniu do Jezusa.
Możemy
powiedzieć wręcz, że każdy moment tego ich pamiętnego spotkania
i każdy jego aspekt jest dla nas jakimś pouczeniem. I
chociaż na pewno osoba
poszukiwanego Króla, jak i miejsce, w którym się On znajdował,
były
niejakim zaskoczeniem,

to
jednak oni
się
tym nie zrazili, a
przyjęli
całą tę sytuację do wiadomości i uznali, że tak właśnie ma
być,
skoro
taką formę i miejsce spotkania wybrał Bóg. A owa
„inna
droga”,

którą wracali do domu, stała się symbolem
ich odmienionego życia,
które
przecież po tak ważnym i wyjątkowym spotkaniu nie mogło być
takie, jak dotychczas.
I
my także, po każdym spotkaniu z Jezusem, mamy iść zupełnie inną
drogą, niż dotychczas.

Ale najpierw musi się dokonać samo
spotkanie. A żeby się ono mogło dokonać, to może trzeba, żebyśmy
nie czekali z ową „inną drogą” na później, ale
już poszukiwać Jezusa zaczęli na innej drodze, niż dotychczas.

Bo
może wielu z nas, słuchając – w czasie ostatnich kilku
świątecznych dni – tak wielu kazań i rozważań, mówiących o
duchowym przeżywaniu tego czasu, o spotkaniu z Bożym Dzieciątkiem,
zadało
sobie pytanie: O
czym tu mowa? Jakie spotkanie? Gdzie i kiedy? Święta były –
Święta minęły, o co więc chodzi?

Owszem, spotkaliśmy się w rodzinie, nawet w kościele byliśmy, ale
nie zanotowaliśmy jakichś szczególnych
objawień lub olśnień,
wszystko
przebiegało normalnie, jak zawsze, nic się szczególnego i
wyjątkowego nie zdarzyło. O
czym tu więc mowa? O jakim spotkaniu? Na czym miałoby ono polegać?

Kochani,
jeżeli takie pytania i takie zastrzeżenia budzą się w naszych
sercach, to znak, że chyba trzeba nam już
na etapie docierania do Jezusa wejść
na ową „inną drogę”.

I nie chodzi wcale o to, że mamy się spodziewać jakichś gromów z
nieba, czy jakichś cudownych blasków czy nadzwyczajnych znaków
– jakichś gwiazdek, migających specjalnie dla nas na niebie. Nie,
to nie o to chodzi. Nie chodzi o oczekiwanie na
spotkanie z Jezusem
w
sposób nadzwyczajny,

ale o dostrzeżenie Jego ciągłego przychodzenia w sposób – o ile
można go tak nazwać – zwyczajny.

Czyli
– mówiąc już tak bardzo konkretnie – chodzi o to, abyśmy
słuchając czytań mszalnych i homilii, starali się wziąć
jakąś jedną myśl dla siebie

i tą myślą potem kierowali
się w działaniu. Chodzi o to, abyśmy sami
czytali Pismo Święte, dobrą prasę katolicką,

dobre
książki;

abyśmy oglądali dobre programy, mądre filmy i reportaże, które
pomogą nam odkryć działanie Jezusa w życiu naszym osobistym, ale
i życiu naszych społeczności. Chodzi o to, abyśmy uważnie
słuchali nauczania Ojca Świętego,

abyśmy w ogóle interesowali się życiem Kościoła Powszechnego,
bo to jest wprost znak działania Chrystusa w świecie.
Ale
także

chodzi o to, abyśmy modlili
się w większym skupieniu, abyśmy mieli więcej czasu na… ciszę…

Tak,
dokładnie, na ciszę… Abyśmy się więcej zastanawiali nad
swoim życiem
i
w tej ciszy pytali Jezusa, co zrobić w danej sytuacji,

jak rozwiązać ten czy inny problem, jak postąpić wobec tego, czy
innego człowieka.
Jeżeli
taką spokojną i
bez
pośpiechu czynioną
refleksję
połączymy ze szczerą modlitwą,

przekonamy się, że pojawią się dobre myśli i
pomysły na rozwiązanie dylematów… Będą to myśli
ciche i dyskretne, ale na tyle wyraźne,
że
nieraz zdziwimy się, że też wcześniej nie wpadliśmy na taki
dobry pomysł…
Chodzi
tu także o to, aby przy okazji Spowiedzi, czy przy innej okazji,
podejmować rozmowy
ze swymi Duszpasterzami na tematy wiary i na tematy swego życia
chrześcijańskiego.

I wreszcie – chodzi tu o to, aby wyciągać
wnioski z konkretnych sytuacji,

jakie w naszym życiu się dzieją. Naturalnie, nie chodzi tu o to,
aby popadać w jakieś fałszywe
ekstazy,

albo jakiś infantylny
mistycyzm,

skutkiem czego
każdy drobiazg, jaki się w naszym codziennym zabieganiu dokona,
będziemy interpretowali
jako znak Boży. Nie o to chodzi.
Jeżeli
zatem rozlejemy
wodę ze szklanki,
to
będzie to znaczyło tyle i tylko tyle, że ją potrąciliśmy, albo
źle postawiliśmy. A znowu, kiedy jadąc samochodem złapiemy
przysłowiową „gumę”,

to też nie będzie raczej znakiem jakiejś zemsty z Nieba nam nami.
Jednak są w naszym życiu sytuacje,
które nas zaskakują,
albo
które układają się inaczej, niż byśmy chcieli, czy
takie, które inaczej
się rozwiązują, niż o to prosimy na modlitwie.

Albo rozwiązują się tak, jak o to prosimy, a i tak jest to dla nas
zaskoczeniem.
Czasami
są to wydarzenia
z naszego życia,

czasami – z życia naszych bliskich, ale
dokonujące
się na naszych oczach. Kiedy indziej znowu są to słowa
do nas kierowane

– nawet przez nasze dzieci, czy wnuki: bardzo
szczere i oczywiste pytania, albo stwierdzenia,

które tylko dziecko w swej prostocie może wypowiedzieć, a które
mogą
być dla nas inspiracją do zmiany myślenia czy postępowania.
Kochani,
z każdej takiej sytuacji warto wyciągać wnioski, nad każdą taką
sytuacją warto się zastanowić,
bo za
pomocą takich właśnie sytuacji i wydarzeń – i słów,

kierowanych do nas przez innych – mówi
do nas sam Pan.

I to właśnie na tej płaszczyźnie dokonuje się spotkanie z Nim.
Ale
teraz – cała sprawa w tym, abyśmy byli tak wrażliwi, jak byli
trzej Mędrcy, którzy wiedzeni wewnętrznymi natchnieniami, spotkali
Jezusa. I naszej strony potrzeba takiej
wrażliwości, takiego skupienia, wyciszenia i czasu,

żeby odczytać, odkryć, w jakiś sposób zrozumieć, że Pan chce
nam
coś przekazać – i co nam
chce przekazać. I żeby odkrywać
Go tam, gdzie jest i takim, jakim jest,

a nie takim, jakimi chcielibyśmy Go widzieć. Aby usłyszeć
to, co On nam chce powiedzieć,

a nie to, co my chcielibyśmy usłyszeć.
Jeżeli
zatem ktoś podchodzi czy to do Słowa Bożego, czy do tych
konkretnych sytuacji życiowych z takim nastawieniem, że ma
i tak swój pogląd na wszystkie sprawy,

ma swoje zdanie, którego mu tu nikt nie będzie zmieniał, bo
on i tak wie wszystko najlepiej, to
taki ktoś z
pewnością niczego od Pana nie otrzyma, niczego nie usłyszy i z
Panem się nie spotka.

Bo taki ktoś prowadzi jedynie dialog z samym sobą i takiemu komuś
wystarczy
spotkanie z samym sobą…

Zaprawdę, biedny to człowiek.
Jezus
zaprasza nas na spotkanie w
miejscu i sposób, jaki sam uzna za najlepszy,

aby powiedzieć nam to, co On chce nam powiedzieć. A co chce nam
powiedzieć? To właśnie mamy w konkretnej sytuacji odkryć,
usłyszeć… Mamy powoli, ale skutecznie odkrywać, po
której stronie w danej sprawie opowiada się Jezus.
Moi
Drodzy, bardzo często w różnego rodzaju sytuacjach spornych,
konfliktowych, pada takie oto
stwierdzenie,
że w tego typu sprawach prawda
zwykle jest pośrodku.

Otóż – tak nie jest! Prawda zwykle nie jest pośrodku. A
gdzie jest?
Jest
tam, gdzie jest.

Nie tam, gdzie chciałoby się ją widzieć na drodze kompromisu
za wszelką cenę, czy na drodze demokratycznego głosowania.

Prawda nie dopuszcza kompromisu ze złem czy kłamstwem, prawdy nie
da się też przegłosować. Począwszy od procesu
Jezusa,
w
czasie
którego
został
On
niesprawiedliwie
skazany na śmierć głosem demokratycznej większości,

aż po dziś dzień – prawda bardzo często jest na drodze różnych
kompromisów i demokratycznych głosowań zakrzykiwana
lub fałszowana. A
jednak prawda obroni się sama i wymknie się wszelkim ludzkim
machinacjom,
pozostając
po tej stronie, po której jest, z samej swej natury.
I
właśnie Jezus, który sam jest Prawdą i głosi słowa prawdy, w
każdej sprawie opowiada się wyraźnie po stronie prawdy, a
przeciwko kłamstwu i złu.

Co więcej, Kochani, my bardzo często doskonale
wiemy,

jakie stanowisko w tej czy innej sprawie Jezus zajmuje, bo przecież
od dziecka jesteśmy kształtowani w wierze katolickiej i jej zasady
– przynajmniej ogólnie –
nam znane.

Inna sprawa, że nie zawsze chcemy to zaakceptować, bo to by
wymagało z naszej strony zmiany
stylu życia, czyli pójścia ową „inną drogą”.
Ale
nie ma innego sposobu na to, aby mogło się dokonać prawdziwe
spotkanie z Panem, gdyż nie tanie i płytkie wzruszenia, ale nasza
konkretna,
zmieniająca się na lepsze postawa,

będzie potwierdzeniem tego, że do
tego spotkania naprawdę doszło…
A
napis, który dzisiaj poświęconą kredą uczynimy na drzwiach
naszego domu, niech będzie dla całego świata sygnałem, że
jesteśmy ludźmi, którym na takim właśnie najpiękniejszym
spotkaniu z Jezusem –
naprawdę
zależy…

10 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.