Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić!

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj rozpoczyna się w Kościele 48 Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu – pod hasłem: „Abstynencja dzieci troską rodziny, Kościoła i Narodu”. Jak wielkim problemem jest alkoholizm i pijaństwo, to wiemy wszyscy. Dlatego nie tylko ten tydzień, ale każdy dzień jest dobrą okazją do modlitwy o uwolnienie naszych rodzin z tego strasznego jarzma. A chyba musimy przyznać, że nie ma rodziny, która byłaby całkowicie od niego wolna… Dlatego módlmy się o prawdziwą i pełną trzeźwość – szczególnie o to, aby po alkohol nie sięgały dzieci.
        Na głębokie, religijne i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

6
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Kpł 13,1–2.45–46; 1 Kor 10,31–11,1; Mk 1,40–45

CZYTANIE
Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:
Tak
powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: „Jeżeli u kogoś na skórze
ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która
na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do
kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów.
Trędowaty,
który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w
nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: «Nieczysty,
nieczysty!» Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty.
Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza
obozem”.

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na
chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów,
ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który
się staram przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści,
lecz dobra wielu, aby byli zbawieni.
Bądźcie
naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Pewnego
dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił
Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością,
wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź
oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus
surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj,
nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za
swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo
dla nich”.
Lecz
on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co
zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz
przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się
do Niego.

Chyba
nie do pozazdroszczenia jest sytuacja człowieka, o którym
mowa jest w pierwszym czytaniu, z Księgi Kapłańskiej, a mianowicie
– człowieka trędowatego. Jak słyszeliśmy, surowy
starotestamentalny przepis wyraźnie nakazywał takiemu człowiekowi
– zapewne w trosce o pozostałych, zdrowych – aby miał rozerwane
szaty, włosy w nieładzie, zasłoniętą brodę
i
aby przez ten czas obwieszczał wszystkim wokół swoim
wołaniem, że jest nieczysty. Poza tym, co w tym kontekście
wydaje się zupełnie jasne, miał mieszkać poza obozem.
Stan
nie do pozazdroszczenia, bo nie dość, że przyszła na człowieka
tak straszna choroba, to jeszcze skazany był na
osamotnienie, na oddzielenie od społeczności,
w której
dotychczas żył. Oczywiście, to mogło być oddalenie tylko
czasowe, na czas trwania choroby.
Jak
wiemy jednak, trąd w tamtych czasach był nieuleczalny,
więc taki człowiek raczej był skazany na śmierć w odosobnieniu.
Czasami natomiast mylono trąd z jakąś wysypką czy uczuleniem,
nazywając to również trądem, chociaż to akurat przechodziło.
Kiedy jednak zachodziła sytuacja prawdziwego trądu, sprawa była
raczej przesądzona.
Mówię:
„raczej”, bo człowiek, o którym mowa w dzisiejszej
Ewangelii, też był zasadniczo skazany na śmierć. A jednak –
jego losy potoczyły się inaczej. Spotkał na swojej drodze
Jezusa.
Ten go oczyścił – bo chciał go oczyścić. Zresztą,
na uwagę – i na pochwałę – zasługuje pokora,
uniżenie
człowieka trędowatego. Pokora, polegająca na uznaniu
prawdy o sobie, a prawda ta była jednoznaczna – był on
trędowaty! A więc – według wspomnianych wcześniej
przepisów Starego Testamentu – był nieczysty. Z tego
musiał sobie dobrze zdawać sprawę.
Ale
jednocześnie głęboko wierzył, że Jezus może to zmienić. Nie
śmiał się tego jakoś domagać, ale swoją prośbę zawarł w
przepięknych słowach: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.
Z jednej strony – to wyznanie wiary, z drugiej: bardzo pokorna
prośba. Wszystko to sprawiło, że Jezus ulitował się nad nim,
oczyścił go z trądu, ale także oczyścił go z owej rytualnej
nieczystości, która kazała mu pozostawać poza obozem i
obwieszczać wszystkim wokół swoją chorobę.
A
zatem – Jezus radykalnie zmienił sytuację, która na pierwszy
rzut oka była nie do zmiany.
Człowieka skazanego na totalną
przegraną – wyprowadził „na prostą”, postawił na nogi,
przywrócił do życia.
Stan beznadziejny zmienił w
stan pełen nadziei
i szansy na dalsze życie. Tylko On jeden
mógł to uczynić. Tylko Jezus mógł w jednym momencie dokonać tak
niezwykłej zmiany sytuacji.
A
to oznacza, że skoro wtedy Jezus mógł dokonać takiego
niezwykłego znaku, to może go dokonać także i dzisiaj. I tak, jak
wówczas, tak też i dzisiaj może uratować człowieka zarówno z
jego biedy fizycznej, jak i z trądu duchowego.
Jeżeli
mówimy, że ratuje z chorób fizycznych, to
niekoniecznie mamy na myśli od razu uzdrowienie w sposób
zewnętrzny. Jezus – owszem – może dokonać uzdrowienia
fizycznego
i takie
przypadki w naszych czasach
w
cale nierzadko się zdarzają. Ale bardziej chodzi tu o
Bożą pomoc w przyjęciu cierpienia i ofiarowaniu go Bogu, bo takie
cierpienie może być potrzebne samemu cierpiącemu, albo
innym. A jednocześnie – chodzi
też i o to, że Jezus pomaga wyzwolić się człowiekowi z
poczucia beznadziejności,
z poczucia bezsensu życia, z poczucia
przegranej.
Bo
jeżeli dzisiaj zastanawiamy się nad koszmarem całej tej sytuacji,
jaką wywoływał trąd, to zapewne polegał on w mniejszym
stopniu
na samej chorobie, której oznaki było widać. Zdaje
się, że o wiele większym dramatem i tragedią było odosobnienie
od społeczności
, odrzucenie, wykluczenie. To powodowało
– jak się można domyślać – znacznie poważniejsze wewnętrzne
rozterki, poczucie beznadziejności, świadomość jakiejś wielkiej
tragedii… I straszną samotność…
Jeżeli
zatem my dzisiaj skarżymy się na wiele sytuacji, które nam
dolegają, to chyba jednak musimy dojść do przekonania, że
częstokroć nie zewnętrzne warunki decydują o takim czy
innym nastawieniu do życia. Owszem, skarżymy się dzisiaj na biedę
i bezrobocie – to są rzeczywiste plagi obecnego czasu! Ale
jak wytłumaczyć, że często w poczuciu totalnej
beznadziejności
, w poczuciu zupełnego bezsensu życia, w
poczuciu szarzyzny i bezbarwności tego życia pozostają ci
ludzie, niejednokrotnie młodzi,
którzy mają dosłownie
wszystko
, którym rodzice zapewniają wszystko do
ostatniego szczegółu, spełniają każdą ich zachciankę,
gwarantują pewny start w dorosłe życia. Brak im tylko „gwiazdki
z nieba”! A tu się nagle okazuje, że dziecko ucieka z domu czy
decyduje się na krok samobójczy.
Dlaczego
w tylu biednych rodzinach ludzie żyją jakoś po Bożemu
i choć
biedni, to potrafią żyć szczęśliwie, a ci, którzy – na
pierwszy rzut oka, w takim czysto ludzkim rozumieniu – powinni
być szczęśliwi,
bo mają zapewniony niezły byt materialny: ci
częstokroć szczęśliwi nie są, mają ciągle jakieś
wymagania, nie spełnione oczekiwania, a bardzo często właśnie:
poczucie bezsensu życia…
Dlaczego
dzisiaj tylu wspomnianych już młodych ludzi decyduje się na
samobójstwo
, albo wchodzi na drogę przestępczą, sięga
– tak chętnie i tak wcześnie – po alkohol czy narkotyki? Czy
to wszystko z nadmiaru szczęścia?
A
może dlatego, że to dusze są trędowate, że pomimo
zewnętrznego powodzenia, zewnętrznego splendoru, ci ludzie są
wewnątrz naprawdę trędowaci? Oczywiście – to, co tu przed
chwilą mówiłem o połączeniu biedy ze szczęściem, a bogactwa
z nieszczęściem
, nie jest żadną regułą. Chciałem
tylko powiedzieć, że to nie w tym, ile i co posiadamy, leży cały
problem. Cały problem leży w tym, jaką mamy
duszę.
Czy nasza dusza jest zdrowa? A jeżeli nie jest, to czy
wiemy, gdzie szukać ratunku?
Dzisiejsza
liturgia słowa bardzo konkretnie wskazuje prawdę, która nam,
chrześcijanom, winna zawsze przyświecać: dla chrześcijanina
nie ma sytuacji beznadziejnych!
Nawet największy i najbardziej
dotkliwy trąd duszy Jezus jest w stanie wyleczyć. Ale to właśnie
do Niego trzeba się zwrócić. Do Niego! Nie do wróżki, nie do
znajomego czy sąsiada, nie do alkoholu czy narkotyków, a już tym
bardziej – nie do samobójstwa!
Tylko – do Jezusa!
A
najlepiej – to żyć z Nim zawsze w tak mocnym zjednoczeniu, w
jakim żył Paweł Apostoł, o czym sam dzisiaj mówił do Koryntian,
ale i do nas wszystkich, w drugim czytaniu: Czy jecie, czy
pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą
czyńcie.
[…] Bądźcie naśladowcami moimi,
tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.
Jeżeli uda
się człowiekowi żyć w takim zjednoczeniu z Chrystusem, to na
pewno nie będzie się musiał leczyć z żadnych chorób duszy, bo
będzie im po prostu wcześniej zapobiegał.
Ale
wiemy, że nie jest to takie proste. Niestety, z różnych względów
okazuje się, że to nasze zjednoczenie z Chrystusem jest dość
słabe,
toteż ulegamy takim czy innym wewnętrznym poruszeniom.
Dotykają
nas różne osobiste przeżycia, dotykają nas takie czy inne
niepokoje, dotykają nas sprawy rodzinne, sprawy najbliższych.
Czasami jest to też takie poczucie, że nie chce się żyć –
bo się jest nikomu
niepotrzebnym, bo wszystko układa się jakby na złość
niepomyślnie, bo ludzie też są źle nastawieni.
I
na zewnątrz – zdaje się – wszystko jest w porządku
,
nie ma powodów, aby iść i wołać
na cały głos: Nieczysty, nieczysty! A
jednocześnie wewnątrz faktycznie zalega prawdziwa
nieczystość: nieczystość duszy, jakaś choroba, która drąży
duszę i to taka choroba, która – jak się wydaje – jest nie do
uleczenia.
Niekiedy
sam spotykałem się ze stwierdzeniem, że w mojej
sytuacji nikt już mi nie może pomóc”,
albo że „moja
sytuacja jest na tyle zaplątana i skomplikowana, że nie ma mocnego,
który by to odplątał”… Nieprawda! Nie ma sytuacji,
której by nie rozwiązał Jezus!
Nie ma trądu, z którego by
nie wyleczył. Nie ma takiego złego stanu, z którego nie mógłby
podnieść człowieka! Ale sam człowiek musi tego chcieć.
I
podobnie, jak trędowaty z dzisiejszej Ewangelii, najpierw musi sobie
zdać sprawę z tego, że jest trędowaty; to znaczy, że problem
jest w jego własnym sercu – i przestać szukać winnych wokół
siebie, po całym świecie
, a przyznać się do swojej słabości
i swojego grzechu. A potem trzeba zacząć szukać ratunku tam, gdzie
go naprawdę można znaleźć, a więc u Jezusa.
Trzeba
naprawdę na sto procent uwierzyć, że Jezus może
przyjść z pomocą. Na sto procent – nie tylko częściowo!
Bo to stąd właśnie, Kochani, rodzą się często nasze duchowe
problemy – z tej naszej wiary „częściowej”, wiary niepełnej,
takiej „na pół kroku”; wiary słabej, wyrażającej się tym,
że „odmawiamy paciorek” – a wcale się nie modlimy;
chodzimy do Spowiedzi – a nie pracujemy nad sobą, aby coś
zmienić; „chodzimy do kościółka” – a wcale nie
przeżywamy Mszy Świętej,
nie słuchamy uważnie Słowa Bożego,
nie zapraszamy Jezusa w Komunii Świętej, przez co też nie
dokonuje się nasze z Nim spotkanie.
I w sumie spełniamy
praktyki – a nic się wewnątrz nie zmienia. Dlaczego?
Czy
nie dlatego, że my chyba jednak nie do końca wierzymy,
że Jezus może coś zmienić. Kiedy – słuchając o różnych
ludzkich zmartwieniach – proponuję modlitwę, albo pytam o
modlitwę, często słyszę w odpowiedzi: „tak, modlimy się –
no, niby się modlimy”.
Właśnie – niby się modlimy…
To
zacznijmy się modlić z wiarą, uwierzmy do końca Jezusowi,
wejdźmy z Nim w pełne zjednoczenie, jak Święty Paweł, który
wszystko – dosłownie wszystko, co w życiu czynił – czynił na
Jego chwałę. Zaufajmy do końca Jezusowi! Uwierzmy, że nie
ma takiego trądu, nie ma takiego złego stanu, którego On nie
mógłby uleczyć. Nie ma takiej ostatecznej granicy, za którą On
sam nie mógłby już przejść. Dla Jezusa nie ma takich granic!
I dla nas też nie będzie, jeżeli
tylko Jemu – Jezusowi –
w pełni zaufamy!
W
tym kontekście pomyślmy:
– Co
jest moim osobistym duchowym trądem?
– Czy
ze swoimi problemami idę do Jezusa, czy próbuję topić je w
alkoholu?
– Czy
Jezus jest moją jedyną nadzieją, czy szukam jakichś innych?

Pewnego
dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił
Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością,
wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź
oczyszczony”.

14 komentarzy

  • Nie ma rodziny? Czy aby na pewno? Jak w rodzinie ks. Jacka? Powiedziałbym – Nie ma plebanii Ale to także byłoby nadużycie. Nieprawdaż?
    Księdza zdrowie!

  • Wydaje mi się, że Ks. Jacek pisząc o tym, że nie ma rodziny, która byłaby od problemu alkoholizmu zupełnie wolna, używając swoistego rodzaju licentia poetica pokazał skalę problemu. Zastanawiając się jednak głębiej i nie ograniczając do pojęcia "rodziny" jako komórki społecznej "rodzice + dzieci", to stwierdzenie Ks. Jacka nie jest li tylko tezą tego zjawiska i problemu.

  • Słowo Boże słyszałam w kościele osobiście :-), ale nie było kazania, bo był czytany List Biskupa na Wielki Post, więc komentarz do Czytań i Ewangelii, był dla mnie bardzo wskazany. Bóg także i mnie uzdrowił z trądu grzechu w Sakramencie Pokuty i Pojednania :-). Chwała Panu.

  • A mnie chyba najbardziej przerażają sytuacje, w których dzieci mówią o tym, że dostały alkohol do ręki od swoich rodziców, a niestety są w szkole takie dzieci… Wystarczy zrobić mały sondaż choćby po Sylwestrze i okaże się, że w szkole podstawowej niemal w każdej klasie znajdzie się ktoś kto powie, "a moi rodzice powiedzieli, że na Sylwestra, to taka szczególna okazja, więc dzieci też mogą spróbować odrobinę szampana"…
    Spokojnego wieczoru.
    J.B.

  • Szczęść Boże. Ponieważ jestem oststnio zajęta (zwłaszcza w niedziele i inne wolne dni) opieką nad moją starą (86 lat), niedowidzącą matką, dopiero dzisiaj mogę wtrącić słowo w dyskusji na temat alkoholizmu. Znam ten nasz współczesny "trąd" z własnego doświadczenia. 25 lat przeżyłam z mężem alkoholikiem. Kiedy wystąpił on o rozwód cywilny, świat dla mnie się zawalił. Pomyślałam wówczas o Bogu, który nikogo nie opuszcza, zawsze przychodzi z pomocą. Szukając ratunku u Pana, stałam się bardzo gorącą katoliczką. Wcześniej byłam poprawna. Chodziłam na niedzielną mszę świętą, odmawiałam pacierz i świętowałam wszystkie dni uroczyste. Dzisiaj uczestniczę w spotkaniach grup modlitewnych w naszej parafii p.w. Świętego Ojca Pio na warszawskim Gocławiu, jeżdżę do miejsc świętych na pielgrzymki, uczestniczę prawie codziennie w Eucharystii, biorę udział w rekolekcjach, staram się pomagać innym ludziom odnajdywać drogę do Jezusa. Postawiłam sobie za cel pomóc mojej sąsiadce w wytrwaniu na drodze do trzeźwości i odnalezieniu Boga. Proszę Was wszystkich o modlitwę w tej intencji.
    Mirka od Ojca Pio.

    • Nie znam dogłębnie problemu alkoholizmu, nie dotknął mojej rodziny, co nie znaczy że nie dostrzegam go w życiu. Z tym problemem, boryka się mój sąsiad, który ma już zwidy alkoholowe, więc nieraz nad ranem, bądź w nocy wołał o ratunek przed domniemanymi włamywaczami, budząc sąsiadów, aby gonili wokół bloku zbirów. Pije sam, wówczas rolety ma kilka dni zaciągnięte i nie wiadomo czy wyjechał, czy jest w domu. Niekiedy odwiedza go inny sąsiad ale w czasie picia nie zakłócają spokoju, zachowują pozory, bo nie przyznają się do zniewolenia alkoholizmem. Żona odeszła od niego, jak dzieci się usamodzielniły. Byłam pod wrażeniem jej postawy, gdy stwierdziła, że wróci do domu, gdy mąż podejmie skutecznie leczenie, które kilkakrotnie przerywał. Wiem , że te akcje modlitewne, Msze trzeźwościowe są bardzo potrzebne dlatego włączam się w nie i tym razem również to robię.
      Ps.Mirko, moja mama miała 96 lat i ostatnie 2 lata nie była samodzielna, więc wiem co to całodobowa opieka nad chorym. Jeśli pozwolisz pomodlę się i za Twoją mamę.Tobie życzę dużo sił i cierpliwości. Niech Wszechmogący Bóg ma Was w swojej opiece i błogosławi każdego dnia.

  • Wydaje mi się, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak pozornie niegrozny trunek może stać się niebezpieczny. Sama od trzech lat nie tknelam alkoholu- najpierw ze względu na ciążę, potem na karmienie piersią dziecka- i jako, że nigdy nie byłam "fanką" mocnych trunkow, nie odczuwam brakow w swoim życiu niepijac. Natomiast na co innego chciałam zwrócić uwagę. Wydaje mi się, że obecnie sam alkohol czy jego picie jest bagatelizowane, splycane bądź koloryzowane na konkretne potrzeby. Zauważa się trend, obrazujący alkohol jako przyjemny "napój" gaszacy pragnienie, jako nieodłączny element doskonałej imprezy, czy spotkania, bez wskazywania konsekwencji nadmiernego spożycia. Reklamy narzucają obraz pięknych, młodych, szczęśliwych ludzi z butelką w dłoni, pijacych schodzacy napój, którego spożywanie nie niesie za sobą żadnych konsekwencji oprócz doskonałego nastroju. Młodych ludzi przekonuje się plytkimi hasłami typu: "jak nie pijesz to nie zyjesz" albo "kto nie pije ten donosi". Innymi słowy- nie pijesz jesteś gorszy..Dobrze jednak wiemy, że prawda jest zupełnie inna. Koncerny alkoholowe robią ludziom wodę z mózgu, bo im większa sprzedaż tym większe pieniądze i w tym momencie dochodzimy chyba do sedna problemu-pieniądze. Dlatego wydaje mi się że trzeba być bardzo silnym człowiekiem a na pewno mieć mocne podstawy, żeby nie ulegać pokusom i nie zapedzic się zbyt daleko..

    Osa

  • http://www.duszpasterstwotrzezwosci.pl/

    "W Tygodniu Modlitw o Trzeźwość Narodu duszpasterze powinni zachęcać miejscową wspólnotę do podjęcia konkretnych czynów miłości, przejawiających się głównie w podejmowaniu decyzji abstynencji okresowej lub na całe życie. Dlatego w parafii powinny być wyłożone na widocznym miejscu Księgi Trzeźwości.

    Niedziela, 15 lutego 2015 r. – dzień ekspiacji za grzechy pijaństwa

    • Modlitwa o miłość i trzeźwość dla wszystkich polskich rodzin, aby były domowymi Kościołami

    Poniedziałek, 16 lutego 2015 r.

    • Modlitwa za rodziców, aby wychowywali swoje dzieci w duchu wiary, miłości i trzeźwości.

    Wtorek, 17 lutego 2015 r.
    • Modlitwa za nauczycieli i wychowawców, aby w swojej pracy kierowali się zawsze dobrem dzieci i wychowywali do wolności od uzależnień.
    Środa, 18 lutego 2015 r.

    • Modlitwa za stanowiących prawo i rządzących, aby chronili dzieci przed rozpijaniem i demoralizacją.

    Czwartek, 19 lutego 2015 r.

    • Modlitwa za kapłanów, aby poprzez gorliwą pracę duszpasterską, pomagali dzieciom zachować abstynencję od alkoholu.
    Piątek, 20 lutego 2015 r.

    • Modlitwa za młodzież, aby trwając w trzeźwości, przygotowywała się do pełnienia odpowiedzialnych zadań w społeczeństwie.

    Sobota, 21 lutego 2015 r.

    • Modlitwa za dzieci, aby otoczone troską rodziny, Kościoła i narodu, zachowywały abstynencję od alkoholu."

  • Naleze do osob ktore podjely decyzje o abstynencji do konca swojego zycia. Bylo to jeszcze w czasie kiedy pracowalam. Wtedy tez w pracy obchodzilo sie imieniny czy tez inne okazje byly swietowane chocby tylko szampanem. Kiedy ja podjelam taka decyzje, to oczywiscie w pracy zaczely sie pytania i dociekania: a to dlaczego i jak to tak siedzimy w towarzystwie caly dzial, a tu odmowa. W koncu wszyscy sie do tego przyzwyczaili i nie bylo zadnych komentarzy. Wielu moich znajomych juz nie zyje, ktorzy naduzywali alkoholu, rodziny ich rozbite, zony z dziecmi odeszly. Nawet w mojej rodzinie brat meza najmlodszy z 7 rodzenstwa juz 3 lata jak zmarl oczywiscie naduzywajac alkoholu.
    Niestety ale alkohol to nic dobrego, tylko, ze ci naduzywajacy tego nie chca wiedziec.
    Slow brakuje dla tych, ktorzy nie tylko pija, ale siadaja za kierownica i przyczyniaja sie do smierci innych osob. Oni chyba nie maja sumienia.
    W swoich modlitwach pamietam o takich osobach i polecam je Panu Bogu.
    Pozdrawiam Mirke. Bylam u was na parafii, kiedy byl tam ksiadz Lukasz Turek i do niego jezdzila nasza grupka wspolnotowa.
    Z panem Bogiem.
    Wiesia.

    • O, Wiesiu – ja również jestem z parafii Mirki :), a na forum ks. Łukasza udzielam się razem z Pawłem Z. piszącym tutaj od czasu do czasu 🙂

  • Moi Drodzy,
    problem alkoholizmu nie jest obcy i mojej rodzinie i rodzinie mojej żony. Uważam jednak, że Jezus nie przemieniłby wody w wino na weselu, gdyby Bóg uznał, że alkohol jest czymś totalnie złym dla człowieka :). Problem tkwi w ilości i częstotliwości spożywania, braku kontroli i samokontroli…. Nie jest do końca tak, że to problem naszych czasów – wręcz przeciwnie: kiedyś było o wiele gorzej pod tym względem, za to teraz jest o wiele gorzej z narkotykami. Jakby na to nie patrzeć każda rzecz może byc narzędziem w rękach złego, ale bez człeczej woli pójścia w stronę zła szatan robi się malutki. A tak przy okazji, ostatni na niedzielnej mszy w mojej parafii młody ks. Grzegorz w sowim kazaniu zaakcentował pewien wymowny problem: otóż Bóg jest obwiniany za wszelkie zło tego świata. Że dopuszcza wojny, mordy, niesprawiedliwość….a kto obwinia szatana za cokolwiek….hmmm?

    • Dziękuję za tę dyskusję. Właśnie – cały problem tkwi w tej "człeczej woli". Gdyby ona była silniejsza, to nie mielibyśmy problemu z alkoholem… Pozdrawiam+! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.