Na czym najbardziej zależy Bogu?…

N
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dziś dużo będzie refleksji – oby też modlitwy – dotyczącej Ojczyzny w tym bardzo wyjątkowym Dniu Żołnierzy Wyklętych, zwanych również Żołnierzami Niezłomnymi. Niech pamięć o nich będzie kultywowana, a ich miłość do Ojczyzny będzie dla nas przykładem i zachętą. Nasza Ojczyzna dzisiaj wyjątkowo potrzebuje takich właśnie oddanych sobie dzieci…
        A ja ze swej strony raz jeszcze dziękuję za modlitwy w intencji naszej Mamy, prosząc gorąco o ich kontynuowanie – przez wstawiennictwo Sługi Bożego Prymasa Tysiąclecia.
      Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek
2
Niedziela Wielkiego Postu, B,
do
czytań: Rdz 22,1–2.9–13.15–18; Rz 8,31b–34; Mk 9,2–10

CZYTANIE
Z KSIĘI RODZAJU:
Bóg
wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: „Abrahamie!” A
gdy on odpowiedział: „Oto jestem”, powiedział: „Weź twego
syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam
złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.
A
gdy przyszedł na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował
tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka
położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął
ręką po nóż, aby zabić swego syna.
Ale
wtedy anioł Pana zawołał na niego z nieba i rzekł: „Abrahamie,
Abrahamie!” A on rzekł: „Oto jestem”.
Powiedział
mu: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz
poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego
jedynego syna”.
Abraham
obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego w
zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze
całopalnej zamiast swego syna.
Po
czym anioł Pana przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz
drugi: „Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś
to i nie szczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił
i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka
piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie twych
nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia
na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Jeżeli
Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna
nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby nam
wraz z Nim i wszystkiego nie darować? Któż może wystąpić z
oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który
usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus
Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej – zmartwychwstał,
siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych
osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego
odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna
na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem,
którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy
Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy
trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla
Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli
przestraszeni.
I
zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się
głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz
potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie,
tylko samego Jezusa.
A
gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o
tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych.
Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy
powstać z martwych.

Bohaterski
czyn Abrahama do dziś zdumiewa wszystkich, którzy czytają opis
owego niezwykłego wydarzenia, zapisany w Księdze Rodzaju. Abraham,
na polecenie Boga, decyduje się złożyć w ofierze swojego syna.
Swojego jedynego syna, Izaaka – syna tak długo
oczekiwanego, upragnionego, zapowiedzianego przecież przez samego
Boga. Tym bardziej zatem trudne było do zrozumienia, a nawet
szokujące to Boże polecenie. Dlaczego Bóg zażądał aż tak
wiele?
Dlaczego najpierw syna dał, a potem – tak po prostu –
chciał go zabrać?
Po
ludzku, zrozumienie tej Bożej logiki nie jest łatwe. Dobrze, abyśmy
sobie uświadomili, w jak trudnej, wręcz dramatycznej sytuacji
znalazł się Abraham. A jednak, pomimo tego wszystkiego, postanowił
– nie pytając o nic Boga – wypełnić Jego wolę!
Wypełnić w całości, do końca, bez zastanawiania, bez pytania,
bez roztrząsania. Ot, tak – zwyczajnie…
I
dopiero kiedy podjął decyzję o wypełnieniu Bożego polecenia,
okazało się, że Bóg ma inny plan, a to, co się stało,
było tylko próbą. Owszem – niełatwą, ale jednak tylko
próbą.
Natomiast nagroda, jaka przypadła w udziale Abrahamowi,
była zaprawdę wielka: Przysięgam na siebie, mówi Pan, że
ponieważ uczyniłeś to i nie szczędziłeś syna twego jedynego,
będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na
niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi
zdobędą warownie twoich nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą
sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego, że
usłuchałeś mego rozkazu
.
Niezwykłe
żądanie Boga, niezwykłe posłuszeństwo Abrahama, niezwykła
nagroda, jaką Bóg go obdarował.
Ale to wszystko pokazuje
ogromną dojrzałość duchową Abrahama, iż potrafił złożyć tak
wielką ofiarę – ofiarę z własnego syna, ze swojej miłości
do niego, z ojcowskich ambicji i oczekiwań, jakie bez wątpienia
pokładał w swoim pierworodnym, jedynym synu. Miłość do Boga
okazała się większa
od miłości do własnego dziecka.
Dużo
mogłoby nas nauczyć to wydarzenie i chyba dobrze będzie do niego
ciągle wracać, ciągle stawiać sobie przed oczami ten obraz
posłusznego Abrahama.
Kiedy bowiem z uwagą słuchamy
dzisiejszego biblijnego przesłania, to zauważamy, iż pewna myśl
łączy pierwsze i drugie czytanie.
Oto mając na uwadze czyn
Abrahama i interwencję Boga, słyszymy Pawła, mówiącego do
Rzymian – ale i do nas – w drugim czytaniu: Jeżeli Bóg z
nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie
oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby nam
wraz z Nim i wszystkiego nie darować?
Właśnie,
Bóg oszczędził syna Abrahama – nie oszczędził jednak
własnego Syna!
Wydał Go za wszystkich ludzi. Przyjął Jego
ofiarę, przyjął Jego życie. I nie dlatego, że była to jakaś
kara za złe postępki Jezusa. Nie dlatego także, że Bóg zapomniał
na chwilę, kim jest Jego Jednorodzony Syn. Nie dlatego!
Ewangelia
dzisiejsza ukazuje nam tajemnicze wydarzenie na
Gór
ze Tabor, Górze Przemienienia.
To właśnie tam, najpierw trzej uczniowie, a dzięki ich świadectwu
cały świat usłyszał, że ten Jezus, którego znali i
słuchali; ten Jezus, którego podziwiali, a czasami może nie
rozumieli – że właśnie ten Jezus jest umiłowanym Synem
Bożym!
I to właśnie tego umiłowanego Syna Bóg złożył w
ofierze.
Okazało
się zatem, że Jego miłość do ludzi jest większa nawet od
miłości, jakiej świadectwo dał dzisiaj Abraham. Dla zbawienia
ludzi Bóg złożył w ofierze swojego Boskiego Syna. Kim jest
zatem człowiek,
że Bóg tak wiele mu ofiaruje? A z tego –
jakby automatycznie – rodzi się inne pytanie: Jak dużo ten –
tak bardzo ukochany przez Boga – człowiek jest w stanie dać swemu
Bogu?
Co jest w stanie złożyć Mu w ofierze? Z czego potrafi
zrezygnować ze względu na miłość do Boga?
Życie
pokazuje, że nie jest tego tak wiele. Jeżeli coraz trudniej
przychodzi nam podejmować takie czy inne wyrzeczenia, jeżeli już
coraz mniej osób zachowuje zwykłą piątkową wstrzemięźliwość
od pokarmów mięsnych, jeżeli nasze wielkopostne postanowienia
także często nie są konkretne, a niekiedy w ogóle pomijane,
to wskazuje, że nie jesteśmy w stanie zbyt dużo ofiarować swemu
Bogu. A tymczasem to nie Bóg korzysta na naszym ofiarowaniu,
na naszej gotowości.
Zauważmy
– w centrum zainteresowania Boga stoi zawsze człowiek i
jego dobro. Czy z całego tego wydarzenia, o jakim usłyszeliśmy w
pierwszym czytaniu, to Bóg wyszedł szczególnie obdarowany? Nie!
Owocem posłuszeństwa, jakie okazał Abraham, owocem jego gotowości
do złożenia ofiary było to, że on sam najwięcej na tym
zyskał.
Bo
Bogu wcale nie zależało na tym, aby pozbawić życia Izaaka. On nie
miał w tym żadnego celu. Bogu zależało na czymś zupełnie innym,
na czym zresztą zależy Mu i dziś: Bogu zależy na szczerej
miłości ze strony człowieka!
Na tym, że – jak już
wspomnieliśmy – Abraham na pierwszym miejscu postawi miłość do
Boga, nawet ponad miłością do syna. A skoro tego dokonał,
to – jak przekonaliśmy się – zyskał i jedno, i drugie: ocalił
życie syna i zyskał wdzięczność Boga.
I
taki sens, Kochani, mają nasze małe
codzienne ofiarowania. To nie Bogu zależy na tym, żebyśmy
nie jedli mięsa w piątek.
Bogu nie jest potrzebny kawałek
mięsa, którego sobie odmówimy. To nam potrzebna jest
umiejętność odmawiania sobie pewnych rzeczy, umiejętność
rezygnowania nawet z pewnych przyjemnych i pożytecznych rzeczy po
to, aby nie stać się nagle ich niewolnikami i żeby zachować wobec
nich prawdziwy dystans.
I
to nie Bogu potrzebne jest nasze odmawianie sobie alkoholu.
Pan
Bóg naprawdę go za nas nie wypije. Ale to nam jest
potrzebne, a jak bardzo, to myślę, że wszyscy dobrze wiemy, bo
wielu z nas przekona się o tym po powrocie do własnego domu zaraz,
po Mszy Świętej.
I
to nie Bogu jest potrzebne nasze
skracanie czasu,
przesiedzianego przez telewizorem czy komputerem.
Pan Bóg nie
zasiądzie przed telewizorem, żeby zamiast nas obejrzeć „M jak
miłość”. To nam jest potrzebne takie wyciszenie, bo w
wielu domach telewizor – a w innych komputer – już dawno zajął
miejsce stawianego kiedyś ołtarzyka. Wystarczyłoby tylko postawić
dwie świeczki po bokach…
Nie
Bogu także potrzebne jest nasze opanowanie przeklinania,
plotkowania, czy 
też kłamstw, które
nam się zdarzają. Nie Bogu jest to potrzebne, bo Bóg ani nie
przeklina, ani nie plotkuje, ani nie kłamie. To nam jest
potrzebne – i to chyba już od zaraz.
Zatem
nie Panu Bogu potrzebne są nasze wyrzeczenia. To my sami
najwięcej z nich korzystamy. To taki paradoks, ale tak już jest:
trzeba coś stracić, żeby zyskać. Z czegoś zrezygnować,
żeby zyskać coś innego, bardziej wartościowego. I dlatego Wielki
Post zwykle wiąże się z takim rezygnowaniem z czegoś… Każdy
wie najlepiej – z czego powinien zrezygnować i w jakim zakresie:
czy całkowicie, czy tylko trochę. Zawsze liczy się dobra
intencja i wytrwałość.
I to tego właśnie mają nas nauczyć
nasze wyrzeczenia, nasze posty, nasze rezygnacje. To nie Bogu powinno
na nich zależeć, ale raczej nam samym.
Bogu
w tym wszystkim zależy na jednym – wspominaliśmy już o tym: Bogu
zależy na miłości człowieka.
Właśnie na tym, że człowiek
nie postawi ponad miłością do Boga – miłości do
telewizora, miłości do jedzenia, do spania, do lenistwa, miłości
do alkoholu czy innych własnych przyzwyczajeń. Nawet miłości
do drugiego człowieka!
Tylko
na tym Bogu zależy. On bowiem miłość do człowieka postawił na
pierwszym miejscu. Więc kochając Boga, stawiając miłość do
Niego na pierwszym miejscu,
jednocześnie okazujemy tę miłość
drugiemu człowiekowi i – co jest chyba także bardzo ciekawe –
okazujemy tę miłość sobie samym.
Bo
Bóg nie chce być niczyim konkurentem. On nie chce zająć niczyjego
miejsca. On chce, żeby wszystko było na swoim miejscu.
Jeżeli miłość do Boga będzie na pierwszym miejscu, wszystko
będzie na swoim miejscu. Oto bowiem prawdziwą miłość do Boga da
się pogodzić
z miłością do drugiego człowieka, da się
wreszcie pogodzić ją z miłością do samego siebie.
Za
to ślepej miłości do drugiego człowieka, czy ślepej miłości do
samego siebie, postawionej na pierwszym miejscu w życiu – nie
da się pogodzić z żadną inną miłością.
I z tego rodzi się
straszne zamieszanie, bałagan, chaos w sercu człowieka, a jeżeli w
sercu człowieka – to także chaos pomiędzy ludźmi. To stąd
płynie największe zagrożenie dla pokoju pomiędzy ludźmi.
I
właśnie dlatego mamy Wielki Post, aby zaprowadzić w sercu jakiś
porządek, aby poustawiać sobie od nowa hierarchię wartości,

aby zwrócić się całym sercem ku temu, co ma prawdziwą wartość
i odwrócić się od tego, co jej nie ma. Niech ten Wielki Post
będzie dla każdego z nas prawdziwym wejściem na Górę Tabor,
aby tam ujrzeć blask prawdziwej chwały, aby tam ujrzeć blask
prawdziwego światła – nie świecidełka, nie błyskotki, ale
prawdziwego światła, które pochodzi od Jezusa.
I
aby tam usłyszeć głos samego Boga, który obwieszcza: To
jest mój Syn umiłowany – Jego słuchajcie!
Jego – nie
samych siebie, nie własnych pragnień, oczekiwań, własnych ambicji
i planów. Jego słuchajcie! I zachwyćcie się tak, jak się
Nim zachwycili Piotr, Jakub i Jan – tak bardzo, iż nie mogli
najpierw powiedzieć słowa, a potem Piotr zaczął mówić coś bez
sensu o namiotach.
Jego
słuchajcie
– a usłyszycie bicie własnych serc. W Niego
się wpatrujcie
– a ujrzycie najbardziej prawdziwe swoje
oblicze i oblicze drugiego człowieka. Jego samego, Jezusa,
postawcie w centrum
wszystkich swoich spraw i całego życia –
a sami najwięcej na tym zyskacie. Dla Niego rezygnujcie ze
swoich upodobań i przyjemności – a staniecie się bardzo bogaci.
Kochani,
niech ten Wielki Post będzie dla nas wszystkich – wejściem na
Górę Tabor…
W
świetle powyższych rozważań zastanówmy się:
– Jak
wygląda realizacja mojego tegorocznego postanowienia wielkopostnego?
– Czy
do kogoś – lub do czegoś – nie jestem tak chorobliwie
przywiązany, że już Boga i ludzi za tym nie widzę?
– Czy
słucham tylko Jezusa i tych, którzy mówią w Jego imieniu, czy też
tych, którzy mówią niezgodnie z Jego nauką?

To
jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!

2 komentarze

  • Bóg wczoraj i dziś, to ten sam Bóg kochający swoje stworzenie, miłujący nas odwieczną miłością. Wczoraj rozkazywał, dziś sprawdza naszą wiarę jak wiarę Abrahama, całe życie przygotowuje nas do ostatecznego egzaminu po tamtej stronie życia. Musi wymagać od dzieci, jak każdy kochający Ojciec. Udowodnił nam swoją miłość do nas, gdy pozwolił by Jego Syn umiłowany, jak słyszymy dziś w Ewangelii zawisł na drzewie Krzyża, na drzewie naszego odkupienia, gdy dopuścił by przez cierpienie, mękę i śmierć Jego Syn otworzył nam grzesznym ludziom bramy nieba.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.