Czyją mocą uczyniliście to?

C
Szczęść
Boże! Pozdrawiam z Fatimy! Moi Drodzy, tutaj jest czas o godzinę
przesunięty, czyli taki, jaki był u nas zimą. Czyli jest godzinę
wcześniej, niż w Polsce. Trudno się do tego przyzwyczaić i
dlatego nawet przygotowując ten wpis i patrząc na zegarek, muszę
sobie co chwilę przypominać, że u Was jest już nieco później…
Moi
Drodzy, dotarliśmy do Fatimy wczoraj – według tutejszego czasu –
o godzinie 18.45 i zaraz pobiegliśmy na Mszę Świętą, którą
sprawowaliśmy tylko w swoim gronie, w Kaplicy Anioła Pokoju, przy
Sanktuarium. Ja tę Mszę Świętą – zgodnie z obietnicą, jaką
dałem wielu spośród Was – ofiarowałem w intencji tych, którzy
kierowali do mnie życzenia na Wielki Czwartek i na Święta, jako
moje podziękowanie; jak również w intencji tych, którzy ostatnio
prosili mnie o modlitwę w swoich szczególnych intencjach. A
spieszyliśmy się na tę Mszę Świętą dlatego, żeby nam po
prostu nie zamknięto kaplicy, co byłoby możliwe, gdybyśmy się
nie zjawili.
Wraz
ze mną jest tu Ksiądz Stanisław Kuć, Dziekan z Radzymina. I obaj
celebrowaliśmy Mszę Świętą – tylko dla naszej Ekipy.
Natomiast
droga nasza do Fatimy była wczoraj naprawdę niełatwa. Jeszcze
bowiem w środę po południu dowiedzieliśmy się, że nasz lot do
Brukseli, z której mieliśmy dalej lecieć do Lizbony, został
odwołany. A stało się to godzinę po tym, jak byliśmy zapewniani
przez przewoźnika, że wszystko bez zmian. Na lotnisku, na które ja
z częścią mojej Grupy dotarłem już o 330,
dowiedzieliśmy się, że nasza Grupa została podzielona aż na
cztery różne loty, i to w bardzo różnym czasie! Dzięki
zapobiegliwości Żony Pana Sebastiana Karczewskiego, Pani Anastazji,
udało się chociaż częściowo skonsolidować Grupę, ale ja i tak
wyleciałem z Warszawy sam, jako ostatni, dopiero o godzinie 1015
i leciałem przez Frankfurt, podczas gdy nasza Grupa, innymi lotami,
podróżowała albo też przez Frankfurt, albo przez Monachium.
To
wszystko sprawiło, że – jak to ciekawie ujął Pan Sebastian –
lataliśmy tak sobie nad Europą, w różnym czasie i w różne
strony. Co więcej, część z całej naszej Ekipy, która miała
dolecieć z Gdańska na godzinę 2100, napotkała na nową
trudność. Z powodu strajku personelu naziemnego na lotnisku w
Paryżu, zostały odwołane, albo poopóźniane niektóre loty.
Dlatego w chwili, w której piszę te słowa, nie wiem jeszcze, na
którą godzinę dotarli do Fatimy. Mam tylko nadzieję, że w ogóle
dotarli.
Kiedy
tak sobie wczoraj, przy kolacji, rozmawialiśmy o tym, to właściwie
nikt z nas nie miał wątpliwości, dlaczego tak się dzieje.
Odpowiedź jest krótka: w sobotę poświęcenia figury Matki Bożej
Fatimskiej dla kościoła w Surgucie, w parafii w Rosji. Czy może to
się podobać Złemu? Ale też wszyscy dostrzegaliśmy w całej tej
sprawie prawdziwe prowadzenie ręką Bożą. Dlatego większość z
nas – komu siły pozwoliły – poszła jeszcze na wspólny
Różaniec, jaki na placu przed Sanktuarium celebrowany jest
codziennie o 2130. Po nim była jeszcze procesja
eucharystyczna, z modlitwami – z racji czwartku – w intencji
kapłanów i o nowe powołania kapłańskie. A dzisiaj – przypominam – jest pierwszy piątek miesiąca. Ale nie obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych – z racji Oktawy Wielkanocy.
Atmosfera w Grupie jest naprawdę
świetna. W dniu dzisiejszym zostajemy w Fatimie. Mieszkamy bardzo blisko Sanktuarium. I to stąd udawać się będziemy dziś na zwiedzanie Sanktuarium, potem na Mszę Świętą, potem na Drogę Krzyżową i do wioski Pasterzy, a potem na Różaniec. Będzie też czas na osobistą modlitwę i wyciszenie… Zapewniam o mojej pamięci w modlitwie za Was! 
A jutro – słówko z Syberii! Będzie to dzień szczególnej łączności Syberii z Fatimą!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Piątek
w Oktawie Wielkanocy,
do
czytań: Dz 4,1–12; J 21,1–14
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
Piotr i Jan przemawiali do ludu, po uzdrowieniu chromego, podeszli do
nich kapłani i dowódca straży świątynnej oraz saduceusze
oburzeni, że nauczają lud i głoszą zmartwychwstanie umarłych w
Jezusie. Zatrzymali ich i oddali pod straż aż do następnego dnia,
bo już był wieczór. A wielu z tych, którzy słyszeli naukę,
uwierzyło. Liczba mężczyzn dosięgała około pięciu tysięcy.
Następnego
dnia zebrali się ich przełożeni i starsi, i uczeni w Jerozolimie:
arcykapłan Annasz, Kajfasz, Jan, Aleksander i ilu ich było z rodu
arcykapłańskiego. Postawili ich w środku i pytali: „Czyją mocą
albo w czyim imieniu uczyniliście to?”
Wtedy
Piotr napełniony Duchem Świętym powiedział do nich: „Przełożeni
ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie
dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek uzyskał zdrowie, to
niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w
imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a
którego Bóg wskrzesił z martwych, że przez Niego ten człowiek
stanął przed wami zdrowy.
On
jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał
się kamieniem węgielnym. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż
nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym
moglibyśmy być zbawieni”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten
sposób:
Byli
razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany
Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów.
Szymon Piotr powiedział do nich: „Idę łowić ryby”.
Odpowiedzieli mu: „Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli
do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.
A
gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie
nie wiedzieli, że to był Jezus.
A
Jezus rzekł do nich: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”
Odpowiedzieli
Mu: „Nie”.
On
rzekł do nich: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a
znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej
wyciągnąć.
Powiedział
więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: „To jest
Pan!” Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na
siebie wierzchnią szatę, był bowiem prawie nagi, i rzucił się w
morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z
rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około dwustu łokci.
A
kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na
nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: „Przynieście
jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i
wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu
pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się
nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: „Chodźcie, posilcie się!”
Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty
jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął
chleb i podał im, podobnie i rybę.
To
już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy
zmartwychwstał.
Czyją
mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to?

To
pytanie, jakie dzisiaj dwóm skromnym ludziom, Piotrowi i Janowi,
postawili arcykapłan
Annasz, Kajfasz, Jan, Aleksander i ilu ich było z rodu
arcykapłańskiego,
świadczy
dobitnie o tym, że
ta moc, o którą pytali, znacznie przewyższa
ich wydumaną „wszechmoc”

i że muszą już od teraz mieć na względzie możliwość
dokonywania się rzeczy, które ewidentnie
wyrywać się będą spod ich wpływu,

a wręcz mogą nawet zagrozić ich pozycji wśród ludu.
Zarówno
bowiem uzdrowienie chromego, jak i inne jaskrawe znaki, dokonywane
przez Apostołów – podkreślmy jeszcze raz: skromnych
ludzi!

– to nie było coś, co
można było podważać,
albo udawać, że nic się nie stało. Stało się – i
to
w
sposób jawny się stało:

chromy, który do tej pory żebrał, teraz chodzi, a nawet skacze! A
więc – stało
się!

No
dobrze, ale w takim razie: dlaczego się stało? Czyją
mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to?

pytają
raczej nie tyle zdumieni, co rozwścieczeni notable izraelskiego
życia religijnego.
I
tu pada odpowiedź, która dla Apostołów była jasna i jedyna,
jakiej mogli udzielić; i która nam
wszystko wyjaśnia,

ale która chyba jednak nie za bardzo przypadła do gustu
arcykapłanom i ich świcie. Apostołowie bowiem rzekli: Przełożeni
ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie
dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek uzyskał zdrowie, to
niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w
imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a
którego Bóg wskrzesił z martwych, że przez Niego ten człowiek
stanął przed wami zdrowy. On jest kamieniem, odrzuconym przez was
budujących, tym, który stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w
żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego
innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni.

Celowo
przytoczyłem tu dłuższy fragment wypowiedzi Apostołów, bo
właśnie te słowa stanowią swoistą konstytucję
wszelkich działań apostolskich,

podejmowanych zarówno przez Dwunastu po Jezusowym Zmartwychwstaniu,
jak i ich następców, i wreszcie wszystkich uczniów Jezusa – na
przestrzeni wszystkich wieków istnienia Kościoła. Wszystko, co
dokonuje się w Kościele

i wszystko czego
Kościół dokonuje

to
w mocy Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego!

On
sam do tej współpracy – jak słyszeliśmy w Ewangelii –
zaprosił
swoich uczniów,
kiedy
spotkał się z nimi po Zmartwychwstaniu. Osobiście zawsze bardzo
lubię mówić o tym epizodzie, kiedy to Jezus zaprasza swych uczniów
na śniadanie,
które już sam częściowo przygotował,

a im każe tylko „dołożyć
się” niej
ako
do wspólnego stołu,

przy czym to, z czym by się mieli „dołożyć”, też stało się
ich udziałem nie
inaczej, jak tylko dzięki pomocy Jezusa.

Wszak mamy na uwadze sposób, w jaki Apostołowie dokonali dziś
połowu.
Ten
epizod doskonale pokazuje kierunek
działania samego Jezusa,

ale też i
Jego uczniów – w Kościele.

I dobrze pokazuje proporcje,
jakie
zachodzą w tej współpracy

pomiędzy Jezusem, a nami – w
kwestii stopnia zaangażowania obu stron.
I wreszcie – jest częścią
odpowiedzi na pytanie,

jakie dzisiaj arcykapłani postawili dwóm skromnym
ludziom

(celowo to podkreślam, dla zaznaczenia mocy działającego przez
nich Jezusa!).
Myślę,
że przesłanie dzisiejszego Bożego słowa jest dla nas wszystkich –
dzisiejszych uczniów Jezusa – przede wszystkim przesłaniem
wielkiej nadziei:
w
naszym działaniu, jakie podejmujemy na płaszczyźnie wiary, a także
w działaniu apostolskim, nigdy
nie jesteśmy sami!

To Jezus wykonuje za nas większą część pracy, my się niejako
tylko „dokładamy”.
A
po drugie – ów udział Jezusa jest swoistym nadaniem
właściwej rangi i autorytetu

naszemu apostolskiemu działaniu. Ma to zasadnicze znaczenie
szczególnie w takich sytuacjach, kiedy człowiek
wierzący swoją postawą drażni otoczenie

i wysłuchuje różnych przykrych oskarżeń o nadmierną pobożność,
albo o to, że jest „nawiedzony”, czy tym podobnych…
Ale
ma to znaczenie również i wówczas, kiedy ktoś – w
imię Jezusa właśnie i w imię Jego zasad – upomina drugiego,

przypomina mu o normach moralnych, prosi o przestrzeganie zasad
wiary, a w odpowiedzi słyszy: „Nie wtrącaj się!”, „Co cię
to obchodzi!”, „To moja sprawa!”. Otóż właśnie!
W
takich sytuacjach uczeń Jezusa będzie pamiętał, że to jest
przede wszystkim właśnie
sprawa Jezusa,
dlatego
nie można w niej
– jak mówił Jan Paweł II – zdezerterować. Albo dać się
zastraszyć. Albo dać się uciszyć – w imię poprawności
politycznej, obyczajowej i wszelkiej innej.
Przeto
przesłanie dzisiejszej liturgii Słowa niesie przede wszystkim nam
odpowiedź na pytanie: Czyją
mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to?

I
dodaje odwagi!
Pomyślmy:

Czy
kiedy wierność zasadom chrześcijańskim dużo mnie kosztuje –
pamiętam, że to wszystko dla Jezusa i Jego mocą?

Czy
staram się przede wszystkim właśnie u Niego szukać pomocy i
natchnienia do tego, by być zawsze wiernym i odważnym?

Czy
rzeczywiście
jestem
w tych sprawach odważny, czy też
wycofuję
się z dawania jasnego i konkretnego świadectwa – pod byle jakim
pretekstem?

Żaden
z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty jesteś?”,
bo wiedzieli, że to jest Pan…

9 komentarzy

  • Wczoraj i dziś Jezus w Ewangelii zajmuje się karmieniem ciała; swojego i uczniów a Dzieje Apostolskie mówią mam o uzdrowieniu ciała człowieka przez Piotra. Można wyciągnąć wniosek, że dla Jezusa równie ważne jest ciało jak i dusza nasza. Może to właśnie stąd wywodzi się powiedzenie " w zdrowym ciele , zdrowy duch" :).
    Ps. Ja dziś tak przyziemnie, bo właśnie piję kawę i zjadłam drożdżówkę ( wczorajszą aby się nie zmarnowała )

    • Tak, to jasno wynika z przesłania Ewangelii, że Jezus troszczy się o człowieka we wszystkich wymiarach jego człowieczeństwa: tak duchowym, jak i cielesnym. Ks. Jacek

  • Łączę się duchowo i wspieram modlitwą całą Ekipę pielgrzymującą po Fatimie, jak i wszystkich Parafian w Surgucie z ks. Markiem:-) na czele, wypraszając łaskę dobrego przygotowanie parafii do Nawiedzenia przez Matkę Bożą Fatimską i trwałe owoce.

    A na czas utrudnień i różnych przeciwności niech moc Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego będzie z Wami.

    I składam wielkie ukłony za pamięć w modlitwie, odwzajemniam…

    Z Panem Bogiem!
    Serdeczne pozdrowienia dla ks. Jacka i Jego Towarzyszy:-)
    W. B.

    • Pozdrów Robercie Matkę Bożą Licheńską, bo mimo iż to "rzut beretem" ode mnie, tylko 12 km to jednak stosunkowo rzadko je obecnie odwiedzam.

    • Nie stylistycznie się wyraziłam "je" miało wyrażać Sanktuarium Licheńskie. Tak, Robercie myślę, że nawet przejeżdżasz przez moje miasto:), bo mieszkam w Koninie w pierwszej parafii w Polsce pod wezwaniem M.M Kolbego, choć zameldowana jestem na terenie budującego kościoła pw Miłosierdzia Bożego w lewobrzeżnej cz. Konina i tam zapewne dokończę swojego żywota, oby poczciwego :). Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wielu potrzebnych łask za wstawiennictwem Bolesnej Matki Licheńskiej i stałej Jej opieki nad Tobą i Twoimi bliskimi. Szczęśliwego pobytu i powrotu. Szczęść Boże.

    • Serdeczne Bóg zapłać Anno. Mam nadzieję, że modlitwą i zawierzeniem NMP wszystkich spraw naszej Blogowej Rodzinki odwzajemniłem dobre słowo :). Niestety, jechałem przez Koło – nie przez Konin 😉

    • Serdecznie dziękuję za modlitewną łączność z nami w czasie Pielgrzymki. I chociaż już z Lublina, to jednak Wszystkich gorąco pozdrawiam! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.