Jak Go poznali przy łamaniu chleba…

J
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywa Pan Marian Tomkowicz, mój Profesor łaciny w
Liceum im. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej, a potem – wieloletni
Wójt gminy Leśna Podlaska.
Imieniny
przeżywa także Marian Nowicki, mój Wujek, mieszkający w
Działdowie.
Urodziny
zaś przeżywa Łukasz Lisiewicz, należący w swoim czasie do
Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.
Natomiast
rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Państwo
Elżbieta i Jacek Szczotowie, Wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego. Z Panią Elą przez kilka lat współpracowałem w
Katedrze Prawa Sakramentów Świętych, na Wydziale Prawa tegoż
Uniwersytetu.
Wszystkim
świętującym dzisiaj życzę wielkiej radości ze spotkania, a
właściwie: ciągłego spotykania Jezusa – równie wielkiej, a
może i większej, jak ta, która stała się udziałem dwóch
uczniów, idących do Emaus. O to będę się dla Solenizantów i
Jubilatów szczerze modlił.
Moi
Drodzy, dziękujmy Bogu za dar Pielgrzymki Ojca Świętego do Egiptu
i prośmy o jej liczne i dobre owoce. Nade wszystko – o wolność w
wyznawaniu wiary dla wszystkich uczniów Chrystusa na tej ziemi!
Jutro
zaś na naszym forum – słówko Piotra!
Na
radosne, religijnie głębokie i duchowo owocne przeżywanie dnia
Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec +
i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
3
Niedziela Wielkanocna, A,
do
czytań: Dz 2,14.22–28; 1 P 1,17–21; Łk 24,13–35
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W
dzień Pięćdziesiątnicy stanął Piotr razem z Jedenastoma i
przemówił donośnym głosem: „Mężowie Judejczycy i wszyscy
mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie
uważnie mych słów: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego
posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i
znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami
wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia
Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża
i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci,
gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim. Dawid bowiem
mówił o Nim:
«Miałem
Pana zawsze przed oczami, gdyż stoi po prawicy mojej, abym się nie
zachwiał. Dlatego ucieszyło się serce moje i rozradował się
język mój, także i ciało moje spoczywać będzie w nadziei, że
nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz Świętemu Twemu
ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i napełnisz mnie
radością przed obliczem Twoim».”
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PIOTRA APOSTOŁA:
Bracia:
Jeżeli Ojcem nazywacie Tego, który sądzi nie mając względów na
osoby, ale według uczynków każdego człowieka, to w bojaźni
spędzajcie czas swojego pobytu na obczyźnie.
Wiecie
bowiem, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego
postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym,
srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka
niepokalanego i bez zmazy.
On
był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak
w ostatnich czasach się objawił ze względu na was. Wy przez Niego
uwierzyliście w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu
chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Oto
dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia,
byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt
stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co
się wydarzyło. Gdy
tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i
szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie
poznali.
On
zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w
drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas,
odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w
Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.
Zapytał
ich: „Cóż takiego?”
Odpowiedzieli
Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem
potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak
arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.
Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były
rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i
opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż
On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko
tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.
Na
to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca
do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie
miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?” I zaczynając
od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we
wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Tak
przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał,
jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z
nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.
Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u
stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i
dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On
zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie
pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam
wyjaśniał?”
W
tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali
zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan
rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni
również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali
przy łamaniu chleba.
Właśnie,
cóż takiego stało się z
Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i
słowie wobec Boga i całego ludu?

I
czego spodziewali się zawiedzeni uczniowie, wędrujący do Emaus i
rozmawiający w drodze o wszystkim, co zaszło – czego
się spodziewali?

I czego spodziewali się wszyscy członkowie narodu wybranego,
wyczekujący tyle tysięcy lat na Mesjasza?…
I
czegóż my się spodziewamy po Jezusie Chrystusie – Tym,
w którego przecież
wierzymy,
którego uważamy za naszego Boga i Pana, Brata i Przyjaciela, a
którego Zmartwychwstanie obecnie przeżywamy? Czego
się po Nim spodziewamy?…
Bo
oto dzisiaj, słuchając ewangelicznego opisu, jesteśmy świadkami
sytuacji wprost dramatycznej, żeby nie powiedzieć – tragicznej:
Jezus nie spełnił oczekiwań ludzi,
którzy w Niego wierzyli i za Nim podążali. Mistrz zawiódł swych
uczniów… Bóg
zawiódł człowieka… Rozczarował go…

Człowiek
tak wiele się po swoim Bogu spodziewał, na tak wiele liczył, a oto
Bóg – jego Bóg – tak
„po prostu” umarł…

Dał się zabić, dał się pokonać – Ten, który wydawał się
być niepokonanym i który swoją moc tyle razy okazywał, oto na
koniec po prostu przegrał…
Stąd
pełne goryczy i bólu słowa jednego z dwóch uczniów, będące w
rzeczywistości emanacją przekonań chyba większości z nich: A
myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.
Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało.

I
rzeczywiście, można by się zgodzić z tymi słowami i z całym tym
rozżaleniem, gdyby cała sprawa skończyła się na tym etapie, o
którym Piotr tak mówił w dzień Pięćdziesiątnicy do Żydów:
Jezusa
Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam
niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego
dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli,
postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście
rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście.
Gdyby
rzeczywiście na tym wszystko się skończyło, to
mielibyśmy
wszyscy duży problem. Ale na tym się nie skończyło! Bo chociaż
naprawdę oddał życie i – wydawać by się mogło – przegrał,
to jednak Bóg
wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było,
aby ona panowała nad Nim.

Tak
to właśnie przedstawił Święty Piotr, a sam Jezus do swoich
Apostołów – tak, podkreślmy to mocno: do swoich
Apostołów,

z
którymi przez trzy lata dzień w dzień był i których nauczał, a
którzy Go teraz
nie
rozpoznali – mówił
z wyrzutem: O
nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co
powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby
wejść do swojej chwały?
A
mówił
to zaraz potem, jak ci podzielili się z Nim swoim przerażeniem
– takie właśnie słowo padło – spowodowanym relacją niewiast,
które nie znalazły Jego
ciała,
za to miały widzenie Aniołów, zapewniających, że On żyje…
No,
nie! Tego
się nie spodziewali!
Oni
spodziewali się, że Mistrz
wyzwoli
ich
z
mocy Rzymian, że im zapewni potęgę
polityczną i militarną, a przy okazji dobrobyt materialny. Ale tego
wszystkiego, co się stało i czego byli świadkami – ani
się spodziewali, ani rozumieli…

To ich chyba jednak przerosło. Totalnie!
I
spowodowało, że ów wielki przestrach, jaki przeżyli w chwili
pojmania Mistrza i potem, w czasie Jego Męki i odchodzenia –
przekształcił się w uczucie całkowitego
zawodu.

Nie, nie
tego się spodziewali… Nie
tak miało być… Wszystko
stało się inaczej,

niż miało się stać…
A
my,
moi Drodzy, ile razy czujemy się zawiedzeni
przez Jezusa?

Ile razy nie spełnił On naszych oczekiwań? Ile razy ułożył
nasze życie i poprowadził nasze sprawy nie tak, jak – według nas
powinien
je poprowadzić?…

Ile razy tak w głębi serca – bo może na zewnątrz wstydzimy się
do tego przyznać – powtarzaliśmy
za uczniami Jezusa ich słowa, wypowiedziane w drodze do Emaus: A
myśmy się spodziewali?…

No,
właśnie! Czego my się tak naprawdę po
Jezus
ie
spodziewamy?
A
co otrzymujemy? A może nic nie otrzymujemy?…
Święty
Piotr, który mówił do nas w pierwszym czytaniu, mówi także i w
drugim tyle, że słowami swego Listu. A mówi – między innymi –
tak: Jeżeli
Ojcem nazywacie Tego, który sądzi nie mając względów na osoby,
ale według uczynków każdego człowieka, to w bojaźni spędzajcie
czas swojego pobytu na obczyźnie.

Bardzo
ciekawe słowo: „obczyzna”,
na określenie tego doczesnego życia… Tak, bo jak dalej mówi
Apostoł, nasza wiara
i nadzieja są skierowane ku Bogu.

I
to tam, u Boga, jest nasza „ojczyzna”.
Do
niej mamy dążyć, mądrze przeżywając czas swego pobytu na
„obczyźnie”.
Doczesność
bowiem
nie
jest naszym ostatecznym przeznaczeniem. Tym naszym przeznaczeniem
jest Niebo! Ono
jest naszą ojczyzną!
Ku
Niebu
winny
być
skierowane wszystkie nasze nadzieje i cała nasza wiara. I to pomimo
tego, że wiele w nas zła i grzechu. Święty Piotr w tej kwestii
zapewnia – i w pewnym sensie uspokaja – nas wszystkich, mówiąc:
Wiecie
bowiem, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego
postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym,
srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa.
A
zaraz potem dodaje:
Wy
przez Niego uwierzyliście w Boga, który wzbudził Go z martwych i
udzielił Mu chwały.
W
tej
sprawie, moi Drodzy, Pan Jezus już
nie
zawiódł. On tak naprawdę w
żadnej sprawie nie zawiódł,

tylko człowiek spodziewał
się nie tego,

co Jezus może dać, a dokładniej: co chce dać. Bo Jezus nie chce
być przywódcą politycznym, nie chce też obdarzać nas szczęściem
doczesnym, ulotnym, zewnętrznym… On
chce nam dać dużo, dużo więcej!

On chce nam dać szczęście wieczne, a tu, na ziemi, chce
nam dać szczęście
wewnętrzne,
duchowe,
trwałe – szczęście płynące z czystego sumienia, z serca
pełnego Boga, z prawdziwej przyjaźni z Bogiem. Pytanie
tylko, moi Drodzy – czy my też
tego chcemy? Czy
tego
się
właśnie
spodziewamy?

Czy
nam
na tym zależy?
Tak,
ja wiem, że gdzieś
w świadomości każdej i każdego z nas wciąż żywa
jest owa
łacińska
maksyma, powtarzana już przez starożytnych: Primum
vivere, deinde
philosophari”,
co
się tłumaczy mniej więcej tak, że aby móc filozofować, to
najpierw trzeba żyć. Tak,
to prawda, trzeba zadbać
o swoje utrzymanie,

trzeba pracować, trzeba zorganizować sobie jak najlepsze
warunki
codziennego
bytu.
Ale
to przecież nie wszystko!

To nie może być ostatecznym celem człowieka i w tym człowiek nie
może lokować
wszystkich swoich nadziei!

Bo jeżeli tak się stanie, to dopiero wtedy się zawiedzie. Nie

Jezus go zawiedzie, ale on
sam si
ebie
zawiedzie:

zawiedzie się na sobie samym i na nadziejach, pokładanych tylko w
tym, co zje, co wypije i
ile ma w portfelu.
Jeszcze
raz podkreślam, moi Drodzy, że mam świadomość, iż
mówiąc to wszystko

szczególnie jako ksiądz – w jakimś sensie stąpam
po niebezpiecznym gruncie.

Bo przecież powszechnie uważa się, że księdzu to się dobrze
powodzi, więc
co on
w ogóle może
mówić na temat biedy, niedostatku, czy ciężkiej fizycznej
pracy?…
No,
cóż… Pomijając
w tym momencie kwestię, ile prawdy jest w takich stwierdzeniach –
bo to temat na inne rozważanie i inną rozmowę, od
której osobiście staram się nigdy nie uchylać

– to jednak właśnie jako ksiądz, ale bardziej jeszcze jako
człowiek wierzący w Jezusa, chcę z całą mocą podkreślić, że
nikt
z nas
nie
b
ędzie
w pełni szczęśliwy,

jeżeli
w swoim życiu nie postawi na sprawy duchowe. Jeżeli nie
postawi na Jezusa!
Tak,
to
prawda, że przecież my
wszyscy jesteśmy
wierzący i do kościoła chodzimy.
Jeżeli
nie w każdą niedzielę, to w większość, a do tego przynajmniej z
racji Świąt idziemy do Spowiedzi. I księdza po kolędzie
przyjmujemy, i na rekolekcje przyjdziemy – tak,
to wszystko prawda.

Tylko czy przypadkiem nie
powtarza się

w naszym życiu ta sytuacja, która miała miejsce wtedy,
na drodze do Emaus i w samym Emaus?…
Z
tą różnicą, że uczniowie, którzy nie rozpoznali Jezusa,
„kiedy rozmawiał
z nimi w drodze i Pisma im wyjaśniał”, w końcu poznali Go
przy
łamaniu chleba,

a
my nawet
wtedy Go nie rozpoznajemy. To znaczy, mniej więcej wiemy, że to
wszystko, co się dzieje w Kościele
i w związku z Kościołem,
to
jakoś o Jezusa „zahacza”,

ale czy choćby
uczestnicząc
we Mszy Świętej – naprawdę
spotykamy Go osobiście?

Czy słuchając czytań mszalnych, homilii, pamiętamy, że to On
sam Pisma nam wyjaśnia?

A kiedy uczestniczymy w liturgii eucharystycznej i przyjmujemy
Komunię Świętą – mamy świadomość, że to On
sam, naprawdę, łamie dla nas
Chleb?
Czy
mamy tę świadomość, kiedy przyjmujemy Komunię Świętą? A czy
mamy tę świadomość, kiedy
jej nie przyjmujemy?

I czy mamy tę świadomość, kiedy nie
przychodzimy w niedzielę na Mszę Świętą,

bo zmęczenie, bo się nie chciało, bo mecz w telewizji, bo rodzina
przyjechała?… Czy mamy wtedy świadomość, że nie tyle nie
spełniamy nakazanego obowiązku, co odwracamy
się od Jezusa

i lekceważymy Jego zaproszenie?
A
można zapytać i tak: Gdybyśmy naprawdę mieli głęboką
świadomość, że Msza Święta to takie właśnie osobiste
spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem, jak tamto, na drodze do Emaus
czy
stać
by nas było na to, aby ją z byle powodu opuścić?

Czy stać by nas było na to, żeby spojrzeć Jezusowi w oczy i
powiedzieć: „Nie
jesteś mi potrzebny!

Dzisiejszej niedzieli poradzę sobie bez Ciebie. I w ogóle, w całym
życiu, mogę sobie poradzić bez Ciebie” – czy stać by nas
było, moi Drodzy, żeby tak
Jezusowi
wprost
powiedzieć?

A przecież dokładnie to pokazujemy nieraz swoją postawą!
Dlatego
wracając jeszcze do tych wspaniałych przeżyć, jakie były naszym
udziałem w czasie Świąt Paschalnych, cały czas trwając w
atmosferze wielkanocnej, postarajmy się o takie skupienie
myśli i tak
ą
duchową mobilizację,

aby w wydarzeniach, które przeżywamy i wspominamy w liturgii –
widzieć
Jezusa!
I
z Nim się autentycznie spotkać!
Przede
wszystkim – chcieć
się z Nim spotkać…

I spodziewać się tego, że można Go tu spotkać. Bo
można.

Bo
On
tu naprawdę jest. Jest tuż obok. A nawet jest
w naszym sercu,
kiedy
przyjmiemy Komunię Świętą. I kiedy przyjmujemy Jego słowo. On
jest. A my Go nie dostrzegamy.

Jak tamci dwaj z Emaus…
Kochani,
zmobilizujmy się tak wewnętrznie, aby – lepiej i szybciej, niż
tamci dwaj –
od razu dostrz
ec
Jezusa,

który
przecież
idzie z nami drogą naszego życia, który
Pisma nam wyjaśnia i Chleb dla nas łamie… Zmobilizujmy
się – i ciągle mobilizujmy się duchowo – aby
Go dostrzec.

Zróbmy, co w naszej mocy, aby Jego
obecności
po raz kolejny nie
przegapić…

Tylko
nie
spodziewajmy się spotkać
polityka
z pierwszych stron gazet, nie spodziewajmy się ważnego
dowódcy
wojskowego,

ani skutecznego ministra gospodarki; nie spodziewajmy się
popularnego
showmana czy
oklaskiwanego artysty. Spodziewajmy się natomiast
Boga
Człowieka,

Brata i Przyjaciela, Króla
– owszem – ale ludzkich serc; Pogromcy
– owszem
– ale mocy
piekielnych; Wodza
– owszem – ale
zmartwychwstałego Wodza życia! Takiego właśnie Jezusa się
spodziewajmy!
I
nie
tego się spodziewajmy,
że od ręki załatwi On wszystkie nasze codzienne problemy i pomnoży
kilkukrotnie stan naszego konta, ale z całą pewnością
spodziewajmy się tego, że pomnoży On w naszych sercach – i
to bardzo
pomnoży
swoją
Boską
moc.

I
wleje w te nasze skołatane i zmęczone serca swoją
potężną siłę, swoją przeogromną miłość,
a
także: radość
i nadzieję!

Tak,
głęboką radość i mocną nadzieję,
że wszystkie powszednie
krzyże
da się znieść, a problemy – rozwiązać. Odnowi
w naszych sercach optymizm
i zapał
do
tego,
by codziennie rano jednak wstawać i jednak zabierać się za tę
swoją
codzienną
mordęgę… A
nawet
– widzieć w niej sens i odnajdywać szczęście. On
to wszystko może dać

tak, jak dał to uczniom w Emaus.
Zwróćmy
w
tym kontekście uwagę
na dość
ciekawą
informację, zapisaną w dzisiejszej Ewangelii, że kiedy dochodzili
do
Emaus, uczniowie
prosili
Nieznajomego: Zostań
z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił.

Swoją
drogą – piękny gest gościnności, piękne zaproszenie, z którego
zresztą Nieznajomy skorzystał. Czyli – musiało już być
rzeczywiście
późno
i robiło się ciemno, a przynajmniej szarzało…
Kiedy
jednak Nieznajomy
„stał się” znajomym,
to
dostali takiego – jak by to ująć – „kopa”, takiego
„powera”, a mówiąc bardziej oględnie i bardziej kaznodziejsko:
wewnętrznego
impulsu,

że zabrali się i wrócili do Jerozolimy. I
to piorunem!

I
nie przeszkadzało im wcale, że ma
się ku wieczorowi i dzień się już nachylił,

tylko
maszerowali sześćdziesiąt stadiów, czyli jedenaście kilometrów,
żeby podzielić się z pozostałymi tym, co przeżyli.
Moi
Drodzy, właśnie taką wewnętrzną siłę, taką moc, taki
entuzjazm i optymizm, radość i nadzieję – Jezus zmartwychwstały
może
i naprawdę
chce
wlewać w nasze serca!

I tego możemy, mamy prawo, a wręcz powinniśmy się spodziewać.
Ale pod warunkiem, że naprawdę
Jezusa – spotkamy…

3 komentarze

  • "…zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy."
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Amen.

  • Minęło 2 tys. lat, a my tak samo jak Kleofas i Łukasz mamy zamknięte oczy i…..serca na Chrystusa, który Zmartwychwstał i Żyje! Dlaczego? Ponieważ nie wierzymy ……

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.