Jeśli kto chce pójść za Mną…

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają: Ksiądz Grzegorz Bindziuk i Ksiądz Grzegorz Suchodolski. Obu Kapłanów spotkałem na różnych etapach swojej posługi, dziękuję Im za życzliwość i współpracę, a życzę wytrwałego kroczenia za Chrystusem i owocnego prowadzenia tą drogą ludzi sobie powierzonych! Zapewniam o modlitwie.
     A oto dzisiaj w Miastkowie zaplanowane są dożynki gminne. Nie wiadomo jednak, czy nie będą się odbywały w strugach deszczu… Cóż, Deus scit…
      Na głębokie i radosne przeżywanie dnia Pańskiego – pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

22
Niedziela zwykła, A,
do
czytań:
Jr
20,7–9;
Rz
12,1–2;
Mt
16,21–27
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Uwiodłeś
mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i
przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi
urągają. Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę obwieszczać:
„Gwałt i ruina!” Tak, Słowo Pana stało się dla mnie każdego
dnia zniewagą i pośmiewiskiem.
I
powiedziałem sobie: „Nie będę Go już wspominał ani mówił w
Jego imię”. Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień
nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz
nie potrafiłem.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Proszę
was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na
ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej
rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata,
lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli
rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i
co doskonałe.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy
i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w
Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.
A
Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech
Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”.
Lecz
On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie!
Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co
ludzkie”.
Wtedy
Jezus rzekł do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną,
niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech
Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto
straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść
odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy
szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem
Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami
swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania”.
Dość
jednolity ton przebija ze wszystkich czytań, których wysłuchaliśmy.
Prorok Jeremiasz, w pierwszym czytaniu, mówi o ofierze,
jaką codziennie musi składać z samego siebie – dla
imienia Bożego: Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają. Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę
obwieszczać: „Gwałt i ruina!” Tak, słowo Pana stało się dla
mnie każdego dnia zniewagą i pośmiewiskiem.
A kiedy chciał
się wyzwolić od tego Bożego nakazu, zaczął trawić jego serce
jakby ogień nurtujący w jego ciele i choć czynił wysiłki, aby go
stłumić, nie potrafił. Nakaz Boży okazał się nieodwołalny.
Z
kolei Święty Paweł zachęca swoich uczniów w Rzymie, w drugim
dzisiejszym czytaniu, do tego, aby dali swoje ciała na ofiarę
żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz
[ich]
rozumnej służby Bożej. A zatem – po raz
kolejny temat ofiary: tylko ten
może Bogu w pełni służyć, kto potrafi złożyć swoje
życie w ofierze.
I
wreszcie w Ewangelii Mateusz przytacza nam bardzo ciekawe wydarzenie:
Oto Jezus najpierw zapowiada, że
sam złoży swoje życie w ofierze,
a następnie zapowiada to
samo w odniesieniu do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść
za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój
i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci
je; a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je
.
A
zatem, zapieranie się siebie, ofiara z siebie, branie swego krzyża
– jawią się nam jako znaki przynależności do Chrystusa.
Czy jednak miałoby to oznaczać, że kto chce być wierzącym, kto
chce zaznać bliskości Chrystusa, musi być człowiekiem smutnym,
ponurym,
chodzącym ze zwieszoną głową i ciągle doznającym
rozlicznych cierpień? Czy to w tym tkwi cała tajemnica bliskości
Chrystusa?
Jeżeli
tak, to trudno oczekiwać, aby do Chrystusa lgnęli ludzie.
Kto
bowiem dobrowolnie chce się poddać smutkowi, kto chce doznawać
cierpień i przykrości? Czy Jezus
przypadkiem nie wymaga zbyt dużo, czy nie oczekuje zbyt
wiele?
Czy nie każe płacić zbyt dużej ceny za przynależność
do swego Kościoła?
Dzisiaj
ludzie bardziej nastawieni są na przyjemność, dzisiejszy świat
raczej promuje to, co sprawia radość i ucieka od cierpienia, więc
kto dobrowolnie zgodzi się je ponosić, nawet choćby po to, aby
sprawić przyjemność Jezusowi?
Tak
można myśleć tylko na początku, ale jeżeli byśmy chcieli
zastanowić się nad tym głębiej i – co bardzo ważne – na
spokojnie, to okaże się, że to wszystko wygląda nieco inaczej. Po
pierwsze – wszystko to, co ma jakąkolwiek wartość, kosztuje i
musi kosztować.
Nie ma chyba takiej wartości na świecie, która
byłaby prawdziwą wartością i jednocześnie nic by nie kosztowała.

Po
drugie – nie ma chyba takiego
człowieka na świecie, który nie doznawałby żadnych
cierpień ani trudności
. Wszelkie próby uciekania przed
cierpieniem i trudnościami są złudne i chwilowe. Jeżeli
uda się człowiekowi na chwilę odsunąć jakąś trudność,
przychodzi inna, a jeżeli chce coś zdobyć – coś trwałego
i wartościowego – to na pewno musi się nad tym solidnie
napracować.
I nie po to mówimy o tym wszystkim dzisiaj, aby
kogoś zniechęcać do życia albo wprowadzać w zły nastrój. Nie,
nie w tym rzecz!
Trzeba
jedynie spojrzeć w prawdzie na otaczający nas świat, na
rzeczywistość, w której żyjemy i dostrzec, że jest tak, a nie
inaczej. I że to wcale nie może powodować
rezygnacji i apatii
, ale wręcz przeciwnie: winno być
hasłem do tego, aby podjąć rzeczywistą pracę, aby pokonywać
trudności,
aby znosić cierpienia i przeciwności – i zdobywać
to, co jest prawdziwą wartością. Bo jeżeli już tak jest, że
prawdziwe wartości kosztują, królestwo Boże i
wieczne zbawienie są wartościami najwyższymi,
to chyba nie ma
wątpliwości, że czasami musi ono kosztować nawet cierpienie i
prawdziwe zaparcie się siebie.
I
nie w tym rzecz,
aby na siłę wyszukiwać sobie cierpień i specjalnie dodawać
umartwień. Nie! Wystarczy tylko przyjąć to, co niesie
samo życie,
co niesie
codzienność. Przyjąć – i nie poddać się, nie zrezygnować,
nie popaść w smutek, zniechęcenie… Umieć połączyć
swoje cierpienie, to właśnie które niesie życie – z Krzyżem
Chrystusa!
To jest właśnie zapieranie się siebie, to jest
właśnie branie Krzyża Chrystusa na każdy dzień.
Ale
jest nim również praca nad swoimi słabościami, nad
wadami swego charakteru, a jednocześnie – praca nad tym, aby
rozwinąć to dobro, którego każdy z nas naprawdę ma tak dużo w
sobie. To jest również branie swego krzyża na każdy dzień,
bo – niestety – nasze słabości i grzechy nie opuszczają nas i
stale nam towarzyszą, więc nie da się tak zrobić, aby poradzić
sobie z nimi w jednym momencie, ale trzeba nad nimi pracować
ciągle –
co raczej
nie dziwi specjalnie nikogo, jako że każdy, kto chce czegoś się
nauczyć, coś w życiu zdobyć, musi nad tym rzetelnie
popracować
.
I
nie mówimy tu wyłącznie o sferze ducha: możemy wspomnieć choćby
o nauczeniu się języka czy wyrobieniu
w sobie jakiejś sprawności sportowej
. Kiedy człowiek ma
głęboką motywację do tego, co chce zdobyć; do tego, czego chce
się nauczyć – daje z siebie tyle, ile może, aby tylko to
osiągnąć.
Czasami
patrzę z podziwem, jak młodzi ludzie potrafią od siebie bardzo
dużo wymagać, jak potrafią wznieść się na wyżyny ogromnego
osobistego wysiłku i wytężonej, bardzo systematycznej pracy. I
osiągają to, co sobie zamierzą
. Kiedy jednak w grę
wchodzi sfera ducha, sfera pracy nad kształtowaniem postawy
chrześcijańskiej, nagle pojawiają się takie duże trudności,
aby sobie jakiekolwiek wymagania postawić. Normy ewangeliczne –
wymagania Jezusa – wydają im się
zbyt trudne i jakieś takie
niedzisiejsze, przeto nie
widzą żadnej motywacji, aby nad sobą pracować.
A
tymczasem, to właśnie w ten sposób osiąga się doskonałość, to
właśnie w ten sposób osiąga się te wartości, które stawiają
człowieka o wiele wyżej w jego ludzkiej godności,
niż
jakakolwiek sprawność sportowa.
Bo
sprawność sportowa, czy doskonałość w jakiejś dziedzinie wiedzy
– choć nie można żadnej z nich absolutnie umniejszać – jest
doskonałością
doczesną i tylko na jakimś odcinku.
A doskonałość duchowa, do jakiej zachęca Chrystus i jakiej od
nas oczekuje, obejmuje całego człowieka i daje mu dostęp do Nieba.
Otwiera przed nim szansę zbawienia. I dlatego – wydaje się –
człowiekowi bardziej powinno zależeć na doskonałości duchowej
i nie powinien się bać podjąć wymagań, postawionych przez
Chrystusa.
Bo
Chrystus stawia je człowiekowi z miłości. Stawia je po to, aby ten
mógł się udoskonalać. Zapowiada trudności i cierpienia, ale nie
dlatego, że stanowią one jedyną możliwość wejścia do królestwa
Bożego. Nie! Jest jeszcze wiele
innych dróg: droga cierpienia jest jedną z nich. Jest
jeszcze droga radości, jest droga systematycznej pracy, jest
droga intensywnego życia sakramentalnego,
jest
droga rozważania Bożego słowa,
jest droga żarliwej modlitwy.
I
człowiek podąża do zbawienia wszystkimi drogami. A cierpienie,
które – jak już było wspomniane – i tak, i tak towarzyszy
człowiekowi, jest przez człowieka wierzącego po prostu tylko
mądrze przyjęte i ofiarowane Bogu. Jeśli tak można
powiedzieć – człowiek wierzący nie cierpi na darmo.

Podczas,
kiedy człowiek niewierzący lub stawiający wiarę na uboczu swego
życia, w obliczu cierpienia bardzo często przeklina świat,
ludzi i Boga,
o tyle człowiek głębokiej wiary to swoje
cierpienie potrafi Bogu szczerze ofiarować w jakiejś intencji, a
wówczas jego cierpienie nabiera sensu. Niemalże
dosłownie: człowiek taki bierze swój krzyż i idzie za
Jezusem.
A
to wcale nie oznacza, że w jego życiu nie ma radości. To
wcale nie oznacza, że nie wolno mu się śmiać, żartować;
że ma być ciągle ponury i oczekiwać tylko, aż nadejdzie na
niego jakiś grad cierpień. Nie, wręcz przeciwnie: człowiek
wierzący – jak każdy inny – ma prawo usuwać cierpienie ze
swego życia.
Ma prawo brać leki uśmierzające ból, ma prawo
tak poprawiać warunki swego bytowania, aby mu jak najbardziej
sprzyjały.
Ma
też prawo dążyć do tego, aby znaleźć pocieszenie po
jakimś trudnym doświadczeniu, ma prawo także to
pocieszenie otrzymać.
To wcale nie kłóci się z
chrześcijaństwem, to wcale nie sprzeciwia się temu, o czym Jezus
mówił dziś w Ewangelii.
Mamy
tu na myśli takie sytuacje, kiedy tego cierpienia nie da się
pozbyć
, albo ewentualnie – jeszcze nie da się
pozbyć. Bo nawet najbardziej dotkliwy cios, nawet strata ukochanej
osoby, po jakimś czasie mniej boli. Jest to niewątpliwe działanie
Boże w życiu człowieka. Bóg sam pociesza swoje dzieci, sam koi
ich cierpienia i On sam obdarza prawdziwą radością i nadzieją.

A
prawdziwa radość i trwała nadzieja polega na tym właśnie, że
nie zniweczą jej cierpienia,
przeto
człowiek nie
załamuje się pod 
ich wpływem. Chociażby nawet
doznał jakichś trudności, chociażby nawet spotkały go
doświadczenia i chociażby nawet ocierał łzy, to jednak wie on
o tym dobrze, że na tym się
wszystko nie skończy, że
Bóg przyjdzie z pomocą, że pomoże zrozumieć to, co trudne; że
pomoże pogodzić się z tym, co przyszło; że w końcu powróci
uśmiech na twarzy i pogoda ducha w sercu.
Na tym właśnie
polega radość prawdziwa, radość chrześcijańska – radość
trwała.
Najkrócej
mówiąc, to jest właśnie radość, której fundamentem jest
Krzyż Chrystusa
. Bo to tylko nam, ludziom, niekiedy
wydaje się, że krzyża, cierpienia, nie da się pogodzić z
radością. W rzeczywistości –
to wszystko da się pogodzić i tylko taka radość jest
prawdziwa, która się krzyża nie boi.
Chyba
dobrze zrozumiał to Prorok Jeremiasz, który przekonał
się, że chociaż dla słowa Bożego musi ponosić cierpienia i
trudności, to jednak nie ma dla niego innej drogi, aby się w pełni
zjednoczyć z Bogiem.
Zrozumiał
to dobrze Święty Paweł, skoro swoich uczniów w
Rzymie zachęca, aby złożyli swoje ciała na ofiarę świętą,
Bogu przyjemną. Nie do końca zrozumiał to Święty Piotr,
skoro zaczął czynić Jezusowi wyrzuty, że żadne cierpienia nie
mogą przyjść na Niego. Ale też odpowiedź Jezusa nie pozostawiła
żadnych wątpliwości – odpowiedź
niemalże za ostra: Zejdź mi z oczu szatanie! Jesteś
mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boskie, ale o tym, co ludzkie.

Naturalnie,
Piotr to nie szatan, ale Jezus zwrócił się do niego tak
ostro po to, aby wyzwolić go czysto ludzkiego
myślenia,
które zawsze człowiekowi podszeptuje szatan, a
nauczyć go myślenia po Bożemu.
Niech
i nas Jezus tego uczy, abyśmy potrafili
dużo od siebie wymagać,

gdy idzie o osiąganie doskonałości; abyśmy potrafili mądrze
przeżywać swoje cierpienie i abyśmy nie tracili nadziei, gdy ono
przyjdzie. Abyśmy nie byli blisko Boga tylko wtedy, gdy wszystko
układa się dobrze, a
nie narzekali na Niego, gdy przestanie się układać
,
ale abyśmy zawsze przy Nim trwali, także w chwilach trudnych. A
może – szczególnie w chwilach trudnych. A
najlepiej – zawsze!
Abyśmy
potrafili zapierać się samych siebie, brać swój krzyż na każdy
dzień – i
naśladować Jezusa!

4 komentarze

  • 1. Zbawienie przyszło przez krzyż,
    Ogromna to tajemnica
    Każde cierpienie ma sens,
    Prowadzi do pełni życia.

    Ref.: Jeżeli chcesz Mnie naśladować,
    To weź swój krzyż na każdy dzień
    I chodź ze Mną zbawiać świat
    Kolejny już wiek.

    2. Codzienność wiedzie przez Krzyż,
    Większy im kochasz goręcej.
    Nie musisz ginąć już dziś,
    Lecz ukrzyżować swe serce.

    3. Każde spojrzenie na krzyż
    Niech niepokojem zagości,
    Bo wszystko w życiu to nic
    Wobec tak wielkiej miłości

    • Pamiętam tę piosenkę jeszcze z czasów mojej służby ministranckiej. Tylko wtedy, zamiast słów w refrenie: "Kolejny już wiek", śpiewaliśmy: "Dwudziesty już wiek"… Jak ten czas leci…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.