Braterskie upomnienie

B
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Łukasz Lisiewicz, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Modlę się dla Niego o to, by przez całe życie podążał wyłącznie za Jezusem!
      Życzę Wszystkim pięknej niedzieli. Na jej głębokie i radosne przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

23
Niedziela zwykła, A,
do
czytań:
Ez
33,7–9; Rz 13,8–10; Mt 18,15–20
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
To
mówi Pan: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża
domu Izraela, abyś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał
ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: „Występny musi
umrzeć”, a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego
drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością
za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś
występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak
nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś
ocaliłeś swoją duszę”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto
bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania:
„Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj” i
wszystkie inne streszczają się w tym nakazie: „Miłuj bliźniego
swego jak siebie samego”. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu.
Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw
tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha,
pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą
jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech
świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha,
donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech
ci będzie jak poganin i celnik.
Zaprawdę
powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w
niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej
zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś
prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w
niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem
pośród nich”.
Słowo
Boże, którego przed chwilą wysłuchaliśmy, jest chyba tak
oczywiste i jasne, że aż trudno coś tu jeszcze dodawać i
komentować.
Chyba każdy, słuchający dzisiejszej Ewangelii,
zdaje sobie jasno sprawę z wagi słów Jezusa, jakie wypowiedział
do swoich uczniów, ale i do nas wszystkich: Gdy twój brat
zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy.

Jeśli cię nie usłucha, weź kogoś na świadka. Jeśli i to
nie pomoże, odwołaj się do oficjalnej interwencji przełożonych
Kościoła.
Wszystko
zdaje się takie jasne i oczywiste – droga, którą wskazał Jezus,
jest dość prosta. I pewna kolejność, którą należy
zachować przy rozstrzyganiu tego typu spraw.
Kiedy
tak przysłuchujemy się tym słowom Jezusa, chyba jednak
uświadamiamy sobie, że w rzeczywistości wcale nie jest tak
łatwo wypełnić Jego polecenie.
A przynajmniej – zachować
kolejność, którą wskazał. Nasze rozwiązywanie sprawy zwykle
przebiega według innej kolejności.
Najpierw,
w obliczu błędu brata, w obliczu jego przewiny wobec nas, sami
buntujemy się wewnętrznie
i natychmiast, nie wnikając w
szczegóły, ani w motywy działania drugiego człowieka, naszego
brata czy siostry, natychmiast źle się do niego nastawiamy.
Potem sprawa trafia na wokandę rozmów sąsiedzkich, w
gronie przyjaciół, sąsiadów i znajomych, gdzie jest bardzo
dokładnie i ze szczegółami roztrząsana, analizowana na tysiąc
sposobów, dyskutowana – przy czym nie brakuje przy okazji wielu
domysłów, pomysłów: „A cóż to się nie wydarzyło!”, „A
co się jeszcze mogło wydarzyć!”… I tak dalej, i tak dalej…
Dość
wspomnieć, że po takiej analizie
całej sprawy w gronie dyskutantów i przyjrzeniu się całej sprawie
od kilkudziesięciu stron, po rozłożeniu całego problemu
na czynniki pierwsze,
po wymianie spostrzeżeń i domysłów,
cała sprawa wygląda zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości.
Wydarzenie,
które miało miejsce, przekazywane z ust do ust i należycie jeszcze
przetwarzane, szybko zmienia swój
przebieg, słowa
przez kogoś wypowiedziane
po takim przetworzeniu zmieniają swoją treść,
nieraz niewinna
czyjaś wzmianka czy lekki przytyk urasta do rangi wielkiego
przekleństwa, okropnej obrazy: „A słyszała pani, co on takiego
powiedział?”, „A wie pan, co on takiego zrobił?”. Im
więcej osób bierze udział w takim przetwarzaniu, tym barwniejsze
opowiadanie wychodzi,
a całe wydarzenie można by już śmiało
opisać w książce i wyszłaby pozycja z działu literatury
sensacji.
Kiedy
już sprawa zostaje tak dokładnie przetworzona, kilkanaście lub
kilkadziesiąt osób patrzy na tę
jedną, konkretną osobę krzywo, wyrabia sobie o niej
natychmiast i bezkrytycznie złe zdanie.
Dalej sprawa może
przybrać różny bieg. Zainteresowana osoba może dowiedzieć się,
co o niej inni mówią albo przez kogoś, kto jej szepnie na ucho
– i tak się to często dokonuje, albo ktoś
z owych „przetwarzaczy” w momencie zdenerwowania i
kłótni nie wytrzyma i wszystko wprost w oczy „wypali”,
albo
ewentualnie znajdzie się ktoś mądry i prawy, kto nie
zaakceptuje całej tej atmosfery nagonki i w szczerej rozmowie,
wszystko na spokojnie wyjaśni.
A
wtedy nieraz może się okazać, że ten, przez wszystkich
krytykowany i obmawiany człowiek, miał swoje motywy działania,
miał powody, dla których czynił to lub owo
i w sumie ci
wszyscy, którzy go tak pochopnie oceniali, którzy nie zostawili na
nim suchej nitki, uczynili mu wielką krzywdę. Tak się, niestety,
bardzo często dzieje!
Szkoda,
że odwracamy kolejność, zaproponowaną przez Chrystusa

najpierw upomnienie w cztery oczy, potem w towarzystwie kogoś
zaufanego, kto będzie świadkiem całej sprawy, aż wreszcie, jeśli
to nie daje zamierzonego efektu – i tylko wtedy, nie wcześniej
– właśnie wtedy można nadać sprawie tok bardziej oficjalny.
Dzisiaj
bardzo potrzeba takich prawych ludzi, którzy przejmą się
mocno słowami Ewangelii i zechcą je zrealizować w konkretnych
życiowych sytuacjach. Bo problem upomnienia, problem wytknięcia
błędu jest wielkim problemem, ciągle aktualnym. Trzeba
wobec niego przyjąć właściwą linię postępowania.
Nie
można na przykład przyjąć zasady, że w imię „świętego
spokoju”
nie będę nigdy nikomu zwracał uwagi, bo
w końcu co mnie to
obchodzi, po co sobie komplikować życie, każdy ma swój
rozum, a po co ja mam sobie robić wrogów… Tym, którzy w ten
sposób chcą podchodzić do całej sprawy, Prorok Ezechiel mówi
jasno i wyraźnie w imieniu Boga: To mówi Pan: „Ciebie, o
synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela, abyś
słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu.
Jeśli do występnego powiem: „Występny musi umrzeć”, a ty nic
nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z
powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego grzech obarczę
ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od
swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi,
to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę”.

Celowo
zdecydowałem się przypomnieć całą treść pierwszego czytania,
ponieważ zawiera ono jasne wskazania i jasne zasady, których
człowiek wierzący powinien przestrzegać.
Po pierwsze –
każdy, kto poznał prawdę, objawioną przez Boga, kto posiadł
mądrość daną przez Niego; każdy, kto słucha Bożego słowa, kto
wierzy w Boga, jest powołany przez Boga na stróża tej prawdy.
Ma jej strzec!
Jest do tego wyraźnie zobowiązany. I dlatego,
jeśli widzi błąd, jeśli widzi czyjeś zło, a nie zareaguje na to
– w imię własnej wygody albo fałszywej przyjaźni – ponosi
współodpowiedzialność za zło, którego nie wypomniał.
Stąd
też wielka jest odpowiedzialność rodziców, którzy nieraz
bezkrytycznie przyglądają się złemu zachowaniu swego dziecka,
a często jeszcze osłaniają go przed odpowiedzialnością w szkole.
Jest to wielką krzywdą, jaką w tym momencie wyrządzają własnemy
dziecku! Podobnie każdy przełożony, każdy sprawujący jakąkolwiek
władzę, jeżeli widzi zło u swych podopiecznych, a nie
zareaguje na to, bierze na siebie odpowiedzialność za to zło.
Przynajmniej – znaczną część tej odpowiedzialności.
Co
za tym dalej idzie – każdy kapłan, a więc ten, który z Bożego
mandatu sprawuje władzę duchową, ma najświętszy obowiązek
wypomnieć jasno i konkretnie błędy
swoim
parafianom czy tym, wśród których pracuje. Kapłan nie jest
po to, aby na ambonie prawił piękne komplementy, słodził i
upiększał, ale po to, by nazywał rzeczy po imieniu, choćby to
niektórych bardzo zabolało i 
dlatego zmieniliby o nim
swoją dobrą opinię.
Nie szkodzi!
Kapłan
po to jest, aby mówił jasno i mówił prawdę – i nie dlatego, że
jest taki mądry, że przewyższa wszystkich świętością.
Powinien, ale nie zawsze tak jest. Dobrze, jeśli się o to stara.
Natomiast mówi tak, a nie inaczej, bo mówi w imieniu Boga, jest
Jego głosem wśród ludzi. I nie wolno mu sprzeniewierzać się
prawdzie, nie wolno mu fałszować prawdy w imię osobistej wygody
czy dobrego zdania u parafian. Zdanie to raz jest takie, raz inne, a
okazuje się często, że największy szacunek – o dziwo! –
zyskują ci, którzy bez ogródek, nawet w ostrych słowach, mówią
prawdę, i mówią ją bardzo konkretnie.
Taki
obowiązek spoczywa na nas wszystkich, nie tylko na kapłanach, ale
na nas wszystkich, którzy uważamy się za wierzących.

Przypomnijmy, iż jeżeli upominamy kogoś, a ten nie zmienia swego
postępowania, to nie ponosimy odpowiedzialności za jego zło. Jeśli
jednak go nie upomnimy, to i on – oczywiście – odpowiada za
swoje czyny, ale i my ponosimy znaczną część tej
odpowiedzialności.
Możemy
jednak zastanawiać się, czym się tu należy kierować, jakie
kryterium przyjąć, aby – z jednej strony – upomnieć, ale
jednocześnie nie powodować wojny, trwałego konfliktu. Z
pewnością, nie chodzi tu o celowy konflikt! Natomiast chodzi w tym
wszystkim o to, aby kierować się zasadą miłości bliźniego.

Bardzo
jasno mówi nam o tym drugie czytanie, w którym Święty Paweł
poucza wiernych Rzymu, a i nas wszystkich również, iż przykazania:
„Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj”
i wszystkie inne streszczają się w tym jednym nakazie: „
Miłuj
bliźniego swego jak siebie samego”. Miłość nie wyrządza zła
bliźniemu
.
Tyle
Święty Paweł. Bardzo jasne pouczenie: mamy
się kierować miłością.
Upominać tylko w tym duchu, nie
po to, aby podkreślić swoją wyższość,
czy usiłować
pokazać, że się jest lepszym, że się stoi na wyższym poziomie,
a inni to niewiele potrafią, niewiele znaczą, i tylko mają z nas
brać przykład… Nie, to nie o to chodzi! Chodzi o to, aby
człowieka błądzącego sprowadzić ze złej drogi.
Bardzo
wielką sztuką jest takie upomnienie i naprawdę nie wszyscy ją
posiedli.
Jest to z pewnością miarą dojrzałego
chrześcijaństwa – umiejętność upomnienia, umiejętność
takiego zwrócenia uwagi, aby ten, do którego się zwracamy,
wiedział, że to ma służyć jego dobru,
że to wypływa ze
szczerej troski o niego. Trzeba nam wszystkim ciągle uczyć się
upominania w duchu miłości, a więc tak, aby nie wyrządzać
zła bliźniemu, ale aby wskazać mu drogę dobra.
Trzeba
nam również uczyć się przyjmowania upomnienia – jako
daru od Boga, ofiarowanego nam przez drugiego człowieka. I trzeba
nam na nowo uświadamiać sobie, że nie ten jest prawdziwym
przyjacielem, kto chwali i pochlebia.
Taki często jest wielkim
kłamcą i czyni wielką szkodę. Prawdziwym przyjacielem jest ten,
kto bezpośrednio i szczerze, w cztery oczy, konkretnie wskaże
zło, upomni. Takiemu człowiekowi naprawdę zależy na dobru
drugiego. Mieć takiego przyjaciela – to mieć wielki skarb.

I
chyba warto, abyśmy stawali się takimi przyjaciółmi wobec naszych
najbliższych. Warto, abyśmy uczyli się tej postawy szczerości i
rzetelności w upominaniu, tej wysokiej kultury upominania,
polegającej na tym, aby upominać – nie obrażając. Aby
mieć odwagę upomnieć w oczy, w duchu miłości, a nie obmawiać za
plecami, czyniąc wielką sensację.
Trzeba
tu przypomnieć generalną zasadę, że i w tym przypadku, gdy idzie
o mówienie o kimś – bez jego obecności – należy się kierować
zasadą miłości i troski o drugiego. Jeśli tak jest,
mówienie o kimś nie jest grzechem. Dzieje się tak wówczas, gdy
mówimy prawdę o czyimś złym postępowaniu po to, aby z tego
mogło wyniknąć jakieś dobro, aby go upomnieć, zawrócić ze złej
drogi.
Jeżeli
kierujemy się prawdziwą troską o drugiego człowieka, nie
popełniamy grzechu.
W tym kontekście oczywistym jest, że
rodzice czy nauczyciele wymienią się krytycznymi uwagami o kimś,
aby temu komuś potem zwrócić uwagę, upomnieć go, ostrzec, a więc
– jakoś konkretnie pomóc. Konieczne jest także,
aby wymienić się krytycznymi uwagami o kimś, aby samemu ustrzec
się od pewnych błędów.
Ale
zupełnie zbytecznym jest mówienie o kimś źle – nawet, jeśli
jest to prawdą! –
tylko dla samego mówienia, dla sensacji; po
to, aby samemu źle się nastawiać do kogoś i innych tak nastawiać.
Takie mówienie źle o kimś – podkreślmy: nawet, jeśli jest
to prawdą,
ale służy złym celom – jest obmową, jest
grzechem!
Jeśli nie możemy pomóc komuś, to lepiej już nic o
nim nie mówić, a pomodlić się za niego. Z tego wyniknie
większy pożytek.
Trudne
to wszystko? Na pewno…
O wiele prościej i łatwiej poplotkować
o kimś, ponarzekać. A próbować dostrzec dobro w innych, pomóc mu
powstać, powiedzieć mu w cztery oczy o jego grzechu – z
pewnością jest trudnym, nieraz niewdzięcznym zadaniem.
Ale
taką propozycję daje nam dzisiaj Chrystus, abyśmy w Jego duchu
rozwiązywali ten jeden z najbardziej palących i aktualnych
problemów naszej codzienności. Na pewno wszyscy doświadczyliśmy,
jak może boleć jedno zdanie, jedno słowo, które
ktoś o nas komuś powiedział, zupełnie bezpodstawnie, bez poznania
prawdy. Ot tak – po prostu. On
sobie powiedział, a nas to boli. Dlatego nie powielajmy tego zła.
Pamiętajmy:
Miłość
nie wyrządza zła bliźniemu…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.