Panie, chcę pójść za Tobą…

P
Moi
Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Święty
Franciszek. Módlmy się o wszelkie Boże błogosławieństwo dla
jego apostolskiej posługi. Niech cały Kościół dzisiaj – i nie
tylko dzisiaj – modli się za Piotra naszych czasów!
Imieniny
przeżywa dziś także
Ksiądz
Franciszek Juchimiuk, mój Profesor teologii moralnej w Seminarium.
Urodziny zaś obchodzą: Paweł Deres i Anna Maksymiuk, należący w
swoim czasie do Wspólnot młodzieżowych, oraz Magdalena Koguciuk,
życzliwa mi Osoba z Lublina.

Niech
Święty Franciszek wyprasza wszystkim dzisiaj świętującym odwagę
w codziennym świadczeniu o Chrystusie! Zapewniam o modlitwie.
Przepraszam
za opóźnienie z zamieszczeniem słówka, ale nie dałem rady
wcześniej z powodu zajęć w Parafii.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Środa
26 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Franciszka z Asyżu,
do
czytań: Ne 2,1–8; Łk 9,57–62
CZYTANIE
Z KSIĘGI NEHEMIASZA:
Ja,
Nehemiasz, w miesiącu Nisan, dwudziestego roku panowania króla
Artakserksesa, wykonywałem swój urząd, wziąłem wino i podałem
królowi. Zwykle nie ujawniałem smutku przed nim.
Lecz
król mi rzekł: „Czemu tak smutno wyglądasz? Przecież nie jesteś
chory. Nie, pewnie masz jakieś wewnętrzne zmartwienie”.
Wtedy
przeraziłem się niezmiernie i rzekłem królowi: „Niech król
żyje na wieki. Jakże nie mam smutno wyglądać, skoro miasto, gdzie
są groby moich przodków, jest spustoszone, a bramy jego są
strawione ogniem”.
I
rzekł mi król: „O co chciałbyś prosić?”
Wtedy
pomodliłem się do Boga niebios i rzekłem królowi: „Jeśli to
odpowiada królowi i jeśli sługa twój ma względy u ciebie, to
proszę, abyś mnie posłał do Judei, do grodu grobów moich
przodków, abym go odbudował”.
I
zapytał mnie król, podczas gdy królowa siedziała obok niego: „Jak
długo potrwa twoja podróż? I kiedy powrócisz?” I król pozwolił
mi na nią, gdy podałem mu termin.
I
rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi, proszę o
wystawienie dla mnie listów do namiestników Transeufratei, aby mnie
przepuścili, bym dotarł do Judei, również pismo do Asafa,
nadzorcy lasu królewskiego, aby mi dał drzewa do sporządzenia bram
twierdzy przy świątyni, bram muru miejskiego i domu, do którego
się wprowadzę”. I król mi zezwolił, gdyż łaskawa ręka Boga
mojego czuwała nade mną.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę
za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.
Jezus
mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz
Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.
Do
innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie,
pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Odparł
mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś
królestwo Boże”.
Jeszcze
inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi
najpierw pożegnać się z moimi w domu”.
Jezus
mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz
się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.
Łatwo
jest powiedzieć do Jezusa: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się
udasz
jak i wszystko inne łatwo jest
powiedzieć. Ale dotrzymać słowa i pójść rzeczywiście – o
wiele jest trudniej… Bo trzeba ojca pogrzebać, bo trzeba pożegnać
się ze swoimi w domu, bo trzeba jeszcze tyle spraw załatwić,
o tyle rzeczy zadbać i tyle problemów rozwiązać. I wtedy, jeśli
się już to uda jako tako ogarnąć, wtedy będzie można pójść
za Jezusem, ale nie wcześniej… Bo inaczej – kto tym wszystkim
kłopotom i problemom zaradzi?…
Czy
z takiego samego założenia wychodził Nehemiasz, kiedy nieśmiało
i z wielkim lękiem prosił władcę zaborczego państwa, u którego
akurat pełnił służbę, by mógł pójść do swego rodzinnego
kraju, będącego w niewoli,
by tam z kolei zadbać o odbudowę
swego rodzinnego miasta?
W
tym przypadku owa troska o najbliższych i o „swoich w domu”
okazała się tym wezwaniem, które Jezus zawarł w słowach: Pójdź
za Mną.
Akurat w tym przypadku pójście za głosem Bożym
oznaczało udanie się do rodzinnego kraju,
aby tam dokonać
dzieła odbudowy. Nie było to wcale takie proste i oczywiste – o
czym świadczy wielkie przerażenie Nehemiasza, kiedy miał się
zwrócić w tej sprawie do króla. A jednak, z Bożą pomocą,
wszystko zakończyło się pomyślnie i władca zaborczego państwa
udzielił wszelkich pozwoleń, a nawet pomocy.
Przy
okazji, zapewne przypominamy sobie z czytań mszalnych ostatnich
tygodni, że to już nie pierwsza taka sytuacja, opisana w tekstach
starotestamentalnych, kiedy to władcy wrogich Żydom krajów – ich
zaborcy i ciemiężyciele – okazują nadzwyczajną życzliwość,
a nawet pomoc, w realizacji planów Bożych.
To dobitnie wskazuje
na wielką moc i potęgę Boga, niewątpliwie wspierającego
i wspomaga
jącego tych, którzy w Jego imię podejmują
się realizacji wielkich wyzwań i są zdecydowani wypełnić Jego
plany.
Okazuje
się, że to wcale nie jest takie strasznie trudne, ani tym bardziej
niemożliwe – jeśli tylko człowiek odważy się tego podjąć.
Jeśli tylko odważy się uczynić krok naprzód. Jeśli tylko odważy
się naprawdę pójść za Jezusem i oderwać swój wzrok, a
dokładniej: swoją myśl, swoje serce,
od tego wszystkiego, co
je tak mocno związuje i zniewala. Jeżeli odważy się przełamać
swoje własne obawy i strach przed „ludzkim gadaniem”.
Moi
Drodzy, często naprawdę nie trzeba wiele, żeby wiele dobrego
uczynić.
Naprawdę nie trzeba życia kłaść na szali,
żeby dokonać wspaniałych rzeczy na odcinku naszej chrześcijańskiej
postawy. Naprawdę nie trzeba nadzwyczajnego poświęcenia,
żeby dać świadectwo swojej wierze. Czasami trzeba tylko jednego
odważnego zdania,
jednego odważnego gestu, trzeba jednego,
konkretnego przełamania wewnętrznej obawy przed tym, „a co
ludzie powiedzą”, „a co sobie pomyślą”, „a czy nie okażę
się jakimś frajerem, kimś zaściankowym, zacofanym?”… Często
naprawdę tylko jednego odważnego gestu potrzeba, jednego
zdania, jednej decyzji – i sprawy pójdą dobrym torem.
Bo
i Bóg pomoże, a i ludzie – jak się wydaje – nierzadko potrafią
jednak docenić
kogoś, kto ma swoje zdanie, swój moralny
kręgosłup i nie chwieje się na lewo i prawo… Zatem – nie bójmy
się! Nie obawiajmy się nikogo i niczego, odważmy się zabrać
głos i zająć jasne stanowisko po stronie Jezusa!
Nie bójmy
się pokonać tej obawy, ale też swoich własnych oporów i
wewnętrznych przeszkód, które nas blokują. Nie bójmy się!
Zróbmy ten jeden odważny krok, wypowiedzmy to jedno odważne
zdanie! A Bóg na pewno pomoże. I dopełni reszty…
Z
takim przekonaniem, wynikającym z najgłębszej ufności, podchodził
do całej sprawy Patron dnia dzisiejszego, Święty
Franciszek z Asyżu.
Przyszedł
na świat w 1182 roku w Asyżu, w środkowych Włoszech, jako
Jan Bernardone. Urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej.
Jego rodzice pragnęli widzieć go w stanie szlacheckim, nie
przeszkadzali mu więc w marzeniach o rycerstwie. Nie szczędzili
pieniędzy
na wystawne i kosztowne uczty, organizowane przez
niego dla towarzyszy i rówieśników.
Jako
młody człowiek, Franciszek odznaczał się wrażliwością,
lubił poezję, muzykę.
Ubierał się dość ekstrawagancko.
Został okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. W 1202 roku, wziął
udział w wojnie między Asyżem a
Perugią. Przygoda ta zakończyła się dla niego
niepowodzeniem i niewolą.
Podczas rocznego pobytu w więzieniu
Franciszek osłabł i popadł w długą chorobę. W roku 1205
uzyskał ostrogi rycerskie i udał się na wojnę, toczoną przez
Fryderyka II z Papieżem.
W
tym czasie Bóg zaczął działać w życiu Franciszka. We
śnie usłyszał on wezwanie Boga, po którym powrócił do Asyżu.
Zamienić swoje bogate ubranie z żebrakiem i sam zaczął
prosić przechodzących o jałmużnę. To doświadczenie nie
pozwoliło mu już dłużej trwać w zgiełku miasta. Oddał się
modlitwie i pokucie.
Kolejne doświadczenia utwierdziły go w
tym, że wybrał dobrą drogę.
Pewnego
dnia w kościele Świętego Damiana usłyszał głos: „Franciszku,
napraw mój Kościół”.
Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc
zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni. Aby uzyskać
potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec
zareagował na to wydziedziczeniem syna.
Pragnąc nadać temu
charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu
publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów,
rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Otóż,
po decyzji ojca o wydziedziczeniu, Franciszek zdjął z siebie
ubranie,
które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył
mu je u stóp mówiąc: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski
ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem.”

Po
tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem
kościołów. Zapragnął żyć według Ewangelii i głosić
nawrócenie i pokutę.
Z czasem jego dotychczasowi towarzysze
zabaw poszli za nim. W dniu 24 lutego 1208 roku, podczas czytania
Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: Nie
bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani
laski
… Wtedy uznał, że odnalazł swoją drogę życia.
Zrozumiał bowiem, że chodziło o budowę trudniejszą, bo o
odnowę Kościoła
, targanego wewnętrznymi niepokojami i
herezjami.
Nie
chcąc zostać uznanym za twórcę kolejnej grupy heretyków,
Franciszek spisał swoje propozycje życia ubogiego według rad
Ewangelii
i w 1209 roku wraz ze swymi braćmi udał się do
Rzymu. Papież Innocenty III zatwierdził jego regułę. Odtąd
Franciszek i jego bracia nazywani byli braćmi mniejszymi.
Wrócili do Asyżu i osiedli przy kościele Matki Bożej Anielskiej,
który stał się kolebką Zakonu.
Promowany
przez Franciszka ideał życia przyjmowały również kobiety.
Już dwa lata później, dzięki Świętej Klarze, która była
wierną towarzyszką duchową Świętego Franciszka, powstał Zakon
Ubogich Pań – klarysek.
Franciszek wędrował od miasta do
miasta i wzywał do pokuty. Wielu ludzi pragnęło naśladować jego
sposób życia. Dali oni początek wielkiej rzeszy braci i sióstr
Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, tak zwanemu tercjarstwu,

utworzonemu w 1211 roku.
W
tym też roku wybrał się do Syrii, ale tam niestety nie
dotarł i wrócił do Włoch. Uczestniczył w Soborze Laterańskim
IV.
W 1217 roku zamierzał udać się do Francji, lecz został
zmuszony do pozostania we Włoszech. Z myślą o ewangelizacji pogan
wybrał się na Wschód. W 1219 roku, wraz
z krzyżowcami dotarł do Egiptu i tam spotkał się z
sułtanem Melek–el–Kamelem, wobec którego świadczył o
Chrystusie!
Sułtan – ku zaskoczeniu wszystkich, a szczególnie
jego własnego wojska i dworu – zezwolił mu bezpiecznie opuścić
obóz muzułmański i dał mu pozwolenie na odwiedzenie miejsc
uświęconych życiem Chrystusa w Palestynie,
która była wtedy
pod panowaniem muzułmańskich Arabów.
Franciszek
wrócił do Italii. Na Boże Narodzenie 1223 roku przygotował małą
religijną inscenizację. Otóż, w żłobie, przy którym stał wół
i osioł, położył małe dziecko na sianie, po czym odczytał
fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię.

Inscenizacją owego „żywego obrazu” zapoczątkował tradycję
budowania „żłóbków”,
przedstawiania „jasełek”, a
także – zapoczątkował teatr nowożytny w Europie.
14
września 1224 roku, w Alverni, podczas czterdziestodniowego postu
przed uroczystością Świętego Michała Archanioła, Chrystus
objawił się Franciszkowi i obdarzył go łaską stygmatów –
śladów swojej Męki.
W ten sposób Franciszek, na dwa lata
przed swą śmiercią, został pierwszym w historii Kościoła
stygmatykiem.
Ale
poza tym wszystkim, trzeba dodać, że Franciszek szczerze
aprobował świat i stworzenie, obdarzony też był niewiarygodnym
osobistym wdziękiem.
Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i
artystyczne średniowiecza. Jednak trudy apostolstwa, surowa pokuta,
długie noce czuwania na modlitwie wyczerpały jego siły. Zachorował
na oczy.
Próby
leczenia nie przynosiły skutku. Zmarł 3 października 1226 roku,
o zachodzie słońca, w kościele Matki Bożej Anielskiej w Asyżu.

Kiedy umierał, kazał zwlec z siebie odzienie i położyć na ziemi.
Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Odszedł, mając
czterdzieści pięć lat. W dwa lata później uroczyście
kanonizował go Papież Grzegorz IX.
Święty
Franciszek z Asyżu pozostawił po sobie wiele pism, między innymi
taką oto przepiękną modlitwę: „O
Panie, uczyń z nas narzędzia swego pokoju,

abyśmy siali miłość,
tam gdzie panuje nienawiść; wybaczenie,
tam gdzie panuje krzywda; jedność,
tam gdzie panuje zwątpienie; nadzieję,
tam gdzie panuje rozpacz; światło,
tam gdzie panuje mrok; radość,
tam gdzie panuje smutek. Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać
pociechy, co
pociechę dawać;

nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co
kochać.

Albowiem dając – otrzymujemy; wybaczając – zyskujemy
przebaczenie a umierając
– rodzimy się do wiecznego życia…”.

Tak
modlił się dzisiejszy nasz Patron, niezwykły Święty, Franciszek
z Asyżu. Wsłuchani
w tę jego modlitwę, wpatrzeni w przykład jego świętego życia i
ubogaceni darem Bożego słowa dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:
– Co
mi najbardziej wewnątrz mnie blokuje zapał do wypełniania woli
Bożej?
– Kto
i co z zewnątrz najbardziej mi w tym przeszkadza?
– Czy
staram się o to, aby jednak te przeszkody przełamywać i stawać po
stronie Jezusa?

Ktokolwiek
przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się
do królestwa Bożego…

8 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.