Kto jest moim bliźnim?…

K
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa
Łukasz Stefaniak, za dawnych czasów – Lektor w Parafii w
Serokomli, w której krótko mieszkałem na początku moi studiów na
KUL. Życzę Jubilatowi, by dla wszystkich, z którymi się spotyka,
był takim dobrym Samarytaninem, jak ten, ukazany w dzisiejszej
Ewangelii. Zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, w wielu kalendarzach liturgicznych znajdziemy dziś
wspomnienie Błogosławionego Wincentego Kadłubka, Biskupa. Jednak w
marcu tego roku Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów
Stolicy Apostolskiej zniosła wspomnienia obowiązkowe kilku polskich
Błogosławionych, ograniczając je z wymiaru ogólnopolskiego do
wymiaru lokalnego. Tak też jest z dzisiejszym Patronem, dlatego w
rozważaniu nie nawiązuję do jego Osoby. Gdyby jednak ktoś chciał
przybliżyć sobie rys jego świętości, to wystarczy nawet na
naszym forum zajrzeć na wpisy z 9 października poprzednich lat.
Życzę
Wszystkim błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek
27 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Jon 1,1–2,11; Łk 10,25–37
POCZĄTEK
KSIĘGI PROROKA JONASZA:
Pan
skierował do Jonasza, syna Amittaja, te słowa: „Wstań, idź do
wielkiego miasta Niniwy i upomnij ją, albowiem nieprawość jej
dotarła przed moje oblicze”. A Jonasz wstał, aby uciec przed
Panem do Tarszisz. Zszedł do Jafy, znalazł okręt płynący do
Tarszisz, uiścił należną opłatę i wsiadł na niego, by się nim
udać do Tarszisz, daleko od Pana.
Ale
Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr i powstała wielka burza na
morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie. Przerazili się więc
żeglarze i każdy wołał do swego bóstwa; rzucili w morze ładunek,
który był na okręcie, by uczynić go lżejszym. Jonasz zaś zszedł
w głąb wnętrza okrętu, położył się i twardo zasnął.
Przystąpił
więc do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu: „Dlaczego ty śpisz?
Wstań, wołaj do Boga twego, może wspomni Bóg na nas i nie
zginiemy”.
Mówili
też żeglarze jeden do drugiego: „Chodźcie, rzućmy losy, a
dowiemy się, z czyjej winy spadło na nas to nieszczęście”. I
rzucili losy, a los padł na Jonasza.
Rzekli
więc do niego: „Powiedzże nam, z jakiego powodu ta klęska
przyszła na nas? Jaki jest twój zawód? Skąd pochodzisz? Jaki jest
twój kraj? Z którego jesteś narodu?”
A
on im odpowiedział: „Jestem Hebrajczykiem i czczę Boga nieba,
Pana, który stworzył morze i ląd”.
Wtedy
wielki strach zdjął mężów i rzekli do niego: „Dlaczego to
uczyniłeś?”
Albowiem
wiedzieli mężowie, że on ucieka przed Panem, bo im to powiedział.
I zapytali go: „Co powinniśmy ci uczynić, aby morze przestało
się burzyć dokoła nas?” Fale bowiem w dalszym ciągu się
podnosiły.
Odpowiedział
im: „Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć
wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka
burza powstała przeciw wam”. Ludzie ci starali się, wiosłując,
zawrócić ku lądowi, ale nie mogli, bo morze coraz silniej burzyło
się przeciw nim.
Wołali
więc do Pana i mówili: „O Panie, prosimy, nie dozwól nam zginąć
ze względu na życie tego człowieka i nie obciążaj nas krwią
niewinną, albowiem Ty jesteś Panem, jak Ci się podoba, tak
czynisz”. I wzięli Jonasza, i wrzucili go w morze, a ono przestało
się srożyć. Ogarnęła wtedy tych ludzi bojaźń względem Pana.
Złożyli Panu ofiarę i uczynili śluby.
A
Pan zesłał wielką rybę, aby połknęła Jonasza. I był Jonasz we
wnętrznościach ryby trzy dni i trzy noce. Pan nakazał rybie i
wyrzuciła Jonasza na ląd.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Oto
powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę,
zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie
wieczne?”
Jezus
mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”
On
rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem,
całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a
swego bliźniego jak siebie samego”.
Jezus
rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz
żył”.
Lecz
on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim
bliźnim?”
Jezus
nawiązując do tego rzekł: „Pewien człowiek schodził z
Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go
obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego,
odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył
go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i
zobaczył go, minął.
Pewien
zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok
niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego
i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go
na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego
zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o
nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę
wracał».
Któryż
z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który
wpadł w ręce zbójców?”
On
odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”.
Jezus
mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.
Pierwsze
dzisiejsze czytanie, chociaż nie aż takie znowu długie, zawiera w
sobie kilka znaczących zwrotów akcji. Można powiedzieć, że
w opisanej tam historii dużo się dzieje: Bóg posyła Jonasza, aby
upomniał Niniwę, ten nie chce – z jakichś powodów – tego
uczynić, więc wsiada na okręt i ucieka przed Bogiem, ale
jego podróż od samego początku nie przebiega pomyślnie, bo oto na
morzu rozpętuje się wielka nawałnica i życie wszystkich pasażerów
statku staje się zagrożone.
W
obliczu tego, wszyscy podejmują paniczną wręcz próbę ratunku,
wyrzucając Jonasza do morza – zresztą, na jego własną prośbę
– jednak to nie przynosi mu żadnej szkody, bo w cudowny sposób
ocalony, zostaje przez Boga doprowadzony z powrotem do Niniwy.
Aż tyle wydarzyło się w tym intensywnym czasie, kiedy to Prorok
zmagał się z Bogiem i usiłował uchylić się od zadania, które
zostało mu zlecone.
Bóg
przemógł jego opór i doprowadził szczęśliwie do końca swój
zamysł, chociaż – to też ciekawe – Jonasz nawet wówczas był
niezadowolony, kiedy jego misja, jaką w imieniu Boga spełniał,
przyniosła skutek i Niniwa się nawróciła. Nawet wtedy narzekał
na Boga i miał
pretensje o to, że Bóg zdecydował
się uratować tak grzeszne miasto…
Przedziwne
są niekiedy, moi Drodzy, historie zmagania się człowieka z Bogiem.
Akurat w tej historii Bóg musiał zadziałać – powiedzielibyśmy
dość niekonwencjonalnie, aby zmusić swego
współpracownika do racjonalnego działania.
Znacznie
łatwiej ze swoim rozmówcą miał Jezus w dzisiejszej Ewangelii. I
chociaż był to uczony w Prawie, a więc przedstawiciel tej „kasty”,
która była zawsze przeciwko Jezusowi, a i ten także postawił
swoje pytanie, aby wystawić Jezusa na próbę, to jednak
później – jak się wydaje – wszedł w dość racjonalny i
sensowny dialog.
Wyraźnie przemówiła do jego wyobraźni
przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, bo po jej usłyszeniu od
razu bezbłędnie rozpoznał, kto jest prawdziwym bliźnim człowieka
poszkodowanego, a wówczas usłyszał, że sam też tak powinien
postępować.
Czy
to zrozumiał i czy potem w życiu wypełniał – tego nie wiemy. Z
tonu jednak rozmowy, jaką prowadził z Jezusem, możemy wyprowadzić
nieśmiało wniosek, że jej skutek mógł być pozytywny, bo
akurat ten uczony w Prawie nie wykazywał tak charakterystycznej dla
swojej grupy złośliwości i chęci pochwycenia Jezusa na jakimś
słowie…
A
zestawiając treść dzisiejszej Ewangelii z treścią pierwszego
czytania, możemy nawet zauważyć swoisty paradoks: Prorok Jonasz, a
więc ten, który niejako z definicji i z samej zasady powinien
być po stronie Boga i realizować Jego wolę
i Jego zamiary, w
rzeczywistości stanął przeciwko Niemu, starając się nawet uciec
przed wypełnieniem powierzonego sobie zadania. Z kolei ten, po
którym spodziewalibyśmy się, że będzie wprost przeciwko
Jezusowi, dobrze zrozumiał Jego myśl i chyba nawet jakoś
otworzył się na Jego stanowisko.
Podobne
zderzenie widzimy w przytoczonej przez Jezusa przypowieści: kapłan
i lewita, a więc ci, którzy z definicji i z zasady powinni być
po stronie Boga
i w Jego imię pomagać ludziom, okazali się
zupełnie niegodni tego miana i swojej funkcji, a pomoc
poszkodowanemu okazał Samarytanin,
a zatem nie tylko
cudzoziemiec, ale jeszcze przedstawiciel narodu, który z narodem
izraelskim żył w odwiecznej nieprzyjaźni! Ot, paradoks…
Cała
zaś rzecz dotyczyła sprawy niezwykle ważnej: sprawy ratowania
człowieka poszkodowanego!
I to zarówno poszkodowanego
fizycznie, tak jak ów opisany w Ewangelii wędrowiec, pobity
przez zbójców; jak też poszkodowanego duchowo, jak owi
duchowo zmaltretowani przez swoje własne grzechy mieszkańcy Niniwy.
Bóg wyciąga rękę do człowieka w jakikolwiek sposób
poszkodowanego, chce pomóc, uratować, dać szansę… I
szuka dla tego swego dzieła zrozumienia u ludzi, szuka też
wśród nich współpracowników w tym dziele. I tutaj, niestety,
okazuje się, że bywa z tym różnie…
Bo
ci, na których mógłby najbardziej liczyć, najmniej okazują się
przydatni… Także zapewne dlatego, że sami czują się na tyle
doskonali,
że owi słabi i grzeszni nie są godni ich uwagi!
Moi
Drodzy, powiedzmy sobie bardzo szczerze, czyśmy się nigdy nie
przyłapali na takim właśnie myśleniu, na takim spojrzeniu na całą
sprawę? Czy nie zdarzyło się tak, że nie byliśmy skłonni –
lub może ciągle nie jesteśmy – dać drugiej, czy nawet
kolejnej szansy
komuś, kto może rzeczywiście źle postępuje,
ale może nie do końca rozumie swoje postępowanie, albo może i
rozumie, ale już zaczyna dostrzegać owo zło i jakoś stara się z
niego wychodzić?… Może nawet nieporadnie, ale jednak?…
Czy
w każdej z tych sytuacji jesteśmy gotowi stanąć po stronie
Boga,
włączyć się w Jego dzieło ratowania takich ludzi,
dania im drugiej i kolejnej szansy? Czy w każdej z tych sytuacji
okazujemy się bliźnimi takich ludzi? Czy może tak, jak Jonasz,
uciekamy od nich, a tym samym trochę i od Boga, aby nie mieć z całą
sprawą nic wspólnego? A może nawet otwarcie sprzeciwiamy się
dawaniu szansy owym ludziom,
wręcz ich potępiając?…
Takie
pytania postawmy sobie dzisiaj, moi Drodzy. A również: Czy Jezus, w
dziele ratowania człowieka – każdego bez wyjątku człowieka –
ma w nas swoich współpracowników, czy jedynie biernych
obserwatorów, recenzentów, lub krytyków, a nawet przeciwników?…
Jeżeli
tak właśnie jest, to musimy sobie odpowiedzieć bardzo szczerze na
jeszcze jedno pytanie – dokładnie to, które postawił dzisiaj
Jezusowi uczony w Prawie: A kto jest moim bliźnim?
Otóż, właśnie! Kto tak naprawdę jest moim bliźnim?… I
dla kogo ja jestem bliźnim?…

6 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.