Bóg „swój” – czy „nie swój”?…

B

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Agnieszka
Szeląg, moja dobra Znajoma z czasów posługi w Celestynowie. A
imieniny przeżywa Ksiądz Adrian Komar, z którym współpracowałem
na wikariacie w Żelechowie. Niech Pan Ich obdarzy łaską wielkiej
wiary – takiej, jakiej ostatecznie dał dzisiaj przykład Naaman.
Zapewniam o modlitwie!
I
za chwilę wyruszam na Spowiedź do sąsiedniej Parafii, w Górznie.
Pan Grzegorz, nasz Kościelny, dzisiaj po Mszy Świętej porannej,
jak Mu o tym powiedziałem, rzucił mi na odchodne: „W Górznie –
bywa różnie!”. To podobno takie lokalne powiedzonko… Co by nie
znaczyło – na pewno jest prawdą. I to nie tylko w odniesieniu do
Górzna. Bo wszędzie przecież bywa różnie, tylko z nazwą każdej
miejscowości tak się nie rymuje. Ale na pewno – bywa różnie.
Oby bywało jak najlepiej!
Dobrego
dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
3 Tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań: 2 Krl 5,1–15a; Łk 4,24–30

CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Naaman,
wódz wojska króla syryjskiego, miał wielkie znaczenie u swego pana
i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował
ocalenie Syryjczyków. Lecz ten człowiek, dzielny wojownik, był
trędowaty.
Kiedyś
podczas napadu gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą
dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona
rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka,
który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”.
Naaman
więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa
dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.
A
król syryjski odpowiedział: „Wyruszaj! A ja poślę list do króla
izraelskiego”.
Wyruszył
więc, zabierając ze sobą dziesięć tysięcy talentów srebra,
sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I
przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: „Z
chwilą, gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do
ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu”.
Kiedy
przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i
powiedział: „Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i
ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko
dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze
mną!”
Lecz
kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski
rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu
rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że
jest prorok w Izraelu”.
Przyjechał
więc Naaman swymi końmi, powozem, i stanął przed drzwiami domu
Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć:
„Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie
takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”
Rozgniewany
Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno
wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy
ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar,
rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie
mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”
Pełen
gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i
przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał
ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc
bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.
Odszedł
więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa
męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało
małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy
wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął
przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi
nie ma Boga poza Izraelem”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Kiedy
Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze:
„Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w
swojej ojczyźnie.
Naprawdę
mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy
niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy,
tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z
nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej.
I
wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z
nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na
te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z
miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na
której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak
przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Historia
Naamana, cudownie uzdrowionego po tym, jak zdecydował się zaufać
Bogu Jedynemu – powiedzielibyśmy: Bogu „nie swojemu”
to historia wewnętrznego zmagania się człowieka z samym sobą:
po części ze swoją pychą, po części ze swoimi obawami i głęboko
w sercu tkwiącymi oporami, po części może też i z lenistwem.
W
przypadku Naamana możemy mówić właśnie o swoistej huśtawce
nastrojów i oczekiwań,
bo z jednej strony mamy do czynienia z
obawą o swoje życie w obliczu zagrożenia chorobą i dość łatwym
przyjęciem propozycji wyjazdu do Samarii, na spotkanie z
Prorokiem, potem audiencja u króla izraelskiego, o mało co nie
zakończona konfliktem między państwami, a potem już wizyta u
Proroka – i wielkie rozczarowanie. Bo Prorok nie dość, że nawet
do niego nie wyszedł,
tylko przez posłańca oznajmił mu, co ma
zrobić, to jeszcze wydał polecenie tak banalne i dziwaczne, tak –
powiedzielibyśmy – niegodne wysokiej pozycji, zajmowanej
przez wodza wojsk syryjskich, że Naaman chciał już wracać.
Na
szczęście, przytomna reakcja jego sług przywróciła sprawie
właściwy bieg. Niemniej jednak – musimy to przyznać – Naaman
został poddany dość mocnej próbie, z której wyszedł w
sumie zwycięsko, chociaż nie obyło się bez pewnych zawirowań,
wspomnianej już huśtawki nastrojów, oczekiwań i obaw, nadziei i
rozczarowań. Ostatecznie jednak – wygrał. Jako rzekliśmy,
zaufał „nie swojemu” Bogu – i wygrał.
A
słuchacze Jezusa – Jego rodacy z Nazaretu – nie byli w stanie
zaufać „swojemu” Bogu!
Co gorsze, oni Go nawet nie
rozpoznali, nie zauważyli Jego przybycia. Owszem, pewnie musieli
jeszcze dojrzeć
do tego, aby w swoim znajomym z sąsiedztwa –
a może nawet dalszym krewnym – rozpoznać Boga Człowieka. Ale
żeby nie rozpoznać Proroka, a więc Bożego Wysłannika –
choćby widząc znaki, które czynił i słuchając słowa,
wypowiadanego z tak wielką mocą i siłą przekonania – to już
naprawdę bez przesady! A jednak…
I
dlatego Jezus powołuje się na przykład Naamana, oraz na
przykład wdowy z Sarepty Sydońskiej, ale to zamiast refleksji –
wywołuje furię! Bo jak On śmie?! I za kogo się uważa?!
A
w tym kontekście można by jedynie zapytać: dla kogo w takim razie
Bóg był Bogiem „swoim”, a dla kogo „nie swoim”? Czy
dla Naamana, a więc człowieka nie należącego do ludu wybranego,
ten Bóg, któremu zdecydował się zaufać – nie był bardziej
Bogiem
„swoim”, aniżeli dla tych, którzy Go za
takiego niejako z definicji uważali?
Z
tej zaś refleksji rodzą się bardzo konkretne pytania, które i my
powinniśmy sobie postawić:

Czy
o mojej wierze świadczą konkretne czyny, czy zaświadczenia z
kancelarii parafialnej?

A
może słowne zapewnienia i obietnice?

Jak
– w tym kontekście – wygląda realizacja mojego wielkopostnego
postanowienia?
Zaprawdę
powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej
ojczyźnie…

1 komentarz

  • Przyjdźcie do Światłości, która wzeszła. Porzućcie namiętności, aby mieć lekkość potrzebną do podążania za Chrystusem. Miejcie dobrą wolę, by wierzyć, stać się lepszymi, pragnąć zbawienia, a zbawienie zostanie wam dane. Ono jest w Moich rękach. Udzielam go tylko tym, którzy mają szczerą chęć posiadania go. Byłoby obrazą Łaski dawać zbawienie temu, kto chce nadal służyć Mamonie.

    http://www.objawienia.pl/valtorta/valt/v-02-016.html

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.