Wstąpił we mnie Duch i postawił mnie!

W

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, życzę Wszystkim
błogosławionej niedzieli! Niech Was błogosławi Bóg
Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

14
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Ez 2,2–5; 2 Kor 12,7–10; Mk 6,1–6

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Wstąpił
we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który
do mnie mówił. Powiedział mi:
Synu
człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników,
którzy mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali
przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych
twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im
powiedział: «Tak mówi Pan Bóg». A oni czy usłuchają, czy nie,
są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest
wśród nich”.

CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień
dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego
trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi
powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości
się doskonali”.
Najchętniej
więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we
mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w
obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu
Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego
uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A
wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to
ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się
przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba,
Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego
siostry?” I powątpiewali o Nim.
A
Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony”. I nie
mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył
ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem
obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Bardzo
wyraźnie w dzisiejszych czytaniach ukazane zostało zderzenie
dwóch rzeczywistości: z jednej strony – działania
Boga,
który na różne sposoby wychodzi do człowieka i chce mu
okazać swoją miłość i pomoc, z drugiej zaś: postawę samego
zainteresowanego,
czyli człowieka, który – najoględniej
rzecz ujmując – nie za dużo sobie robi z tego, co czyni
dla niego Bóg.
Zobaczmy:
już pierwsze zdanie pierwszego czytania jest bardzo mocne i –
powiedzielibyśmy – nośne w treści. Słyszymy: Wstąpił we
mnie duch i postawił mnie na nogi.
Fantastyczne
zdanie! Możemy sobie tylko życzyć – i o to też codziennie się
modlić – aby Duch Boży zawsze stawiał nas na nogi i nie
pozwalał nam nigdy popadać w jakiekolwiek załamania, lub chwile
rezygnacji.
A
skoro tenże Duch tak właśnie natchnął Proroka Ezechiela, to –
jak sam dalej stwierdza – słuchałem Tego, który do mnie
mówił.
To taka prosta i oczywista konsekwencja tego,
że Duch Boży wzmocnił Proroka i otworzył go na słuchanie słów
Pana. I cóż Bóg powiedział Prorokowi?
Słyszeliśmy:
Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu
buntowników, którzy mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich
występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego.
Dalsze
słowa wywołują wręcz poruszenie, bo są jeszcze mocniejsze: To
ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię
do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan Bóg». A oni czy
usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą
wiedzieli, że prorok jest wśród nich.
Czyśmy
to dobrze usłyszeli i zrozumieli, moi Drodzy? Bóg o swoim narodzie
– o swoim umiłowanym narodzie – zmuszony jest powiedzieć: To
ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach…

Do takich jednak ludzi chce mówić – i nie przestanie do nich
mówić – a oni przyjmą to, albo nie przyjmą, ale
na pewno będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich.
A skoro tak, to znaczy, że przez proroka mówi Bóg. Będą to
wiedzieli, chociaż nie posłuchają.
Tak,
jak nie posłuchali i nie chcieli uwierzyć mieszkańcy Nazaretu. Nie
chcieli uwierzyć,
że przez Tego, którego tak dobrze znali, bo
przecież wyszedł spośród nich, był ich krewnym, znajomym,
sąsiadem – że właśnie przez Niego naprawdę może działać
Bóg.
Więcej: że to On sam jest Bogiem!
No,
jakże to? On? A tak w ogóle, to skąd On to ma?
I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się
przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba,
Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego
siostry?
Właśnie!
Mamy tu drugie zderzenie wspomnianych dwóch rzeczywistości:
wyjścia Boga do człowieka z miłością i pomocą – i opór
człowieka.
Trochę
inne – a właściwie: bardzo inne – nastawienie do spraw
Bożych pokazuje nam dzisiaj Święty Paweł. On chce przyjąć to,
co Pan do niego mówi i co mu przekazuje, ale ma świadomość
swojej słabości,
niegodności, swoich grzechów… Zatem, nie z
pychą i arogancją, nie z twarzą bezczelną i sercem zatwardziałym,
ale z realnym poczuciem swojej słabości i grzeszności prosi
Pana, aby odszedł od niego. Pan jednak nie odszedł. Co więcej,
kiedy zobaczył tak wspaniałą pokorę Apostoła, powiedział do
niego: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się
doskonali.
I
tylko na marginesie dodajmy, że to zdanie Jezusa, to tak zwany
agrafon, czyli wypowiedź przypisywana Jezusowi, ale nie
zapisana w żadnej z czterech Ewangelii, tylko w innych Pismach. W
Listach Apostolskich mamy zaledwie kilka takich wypowiedzi. Być
może, usłyszał ją Paweł w ramach jakiegoś prywatnego
objawienia,
natomiast na pewno musiał ją usłyszeć, skoro
odważył się publicznie ją przywoływać, mając świadomość, że
słowa te będą czytane przez wielu ludzi w wielu miejscach,
przeto na pewno nie odważyłby się niczego udawać lub swoich
uczniów oszukiwać.
Pan
rzeczywiście tak do niego powiedział, a jest to z całą pewnością
zdanie bardzo pocieszające i duchowo wzmacniające. Ale –
podkreślmy to jeszcze raz – wypowiedziane zostało wtedy, kiedy
Paweł uznał swoją słabość i niejako oddał się w pełni
do dyspozycji Boga. Ów oścień dla ciała, wysłannik
szatana,
który go wręcz policzkował, czyli poniżał we
własnych oczach, odbierał mu poczucie duchowej stabilności i
pewności, powodował jakieś wewnętrzne poruszenie, a chyba nawet
poczucie winy – właśnie to trudne jakieś doświadczenie, o
którym nic bliżej nie wiemy,
spowodowało, że Paweł czuł się
niegodnym pełnienia posługi, jaką pełnił.
Jednak
właśnie wtedy Pan sam przyszedł mu z pomocą i słowami
owego agrafonu, który tu sobie zacytowaliśmy – podobnie, jak w
przypadku Proroka Ezechiela – wzmocnił go i postawił na nogi.
I kazał dalej pełnić powierzoną mu misję, ale też stale
pamiętać, że moc w słabości się doskonali.
Tak,
moc w słabości się doskonali. Ale wtedy i tylko
wtedy, kiedy tę słabość z pokorą oddajemy Panu, uświadamiając
ją sobie przede wszystkim.
Jeżeli natomiast nie dopuszczamy do
siebie nawet takiej możliwości, że moglibyśmy coś źle zrobić i
mieć jakąkolwiek słabość, natomiast tkwimy w przekonaniu, że
mamy zawsze rację i wszystko wiemy najlepiej,
wszystko najlepiej
robimy, i w ogóle to nie mamy grzechów, a do Spowiedzi to chodzimy,
bo tak wypada co jakiś czas pójść, ale co my tam możemy mieć
za grzechy,
skoro my wszystkim dookoła dobrze robimy, wszystkim
pomagamy, z nikim się nie kłócimy, do kościółka chodzimy, Radia
Maryja słuchamy, Różańce odmawiamy, i wszystkie pacierze; i to, i
tamto robimy, i czym by się tu jeszcze nie pochwalić – to o
jakiej słabości możemy mówić?

„Proszę
Księdza, jakie ja mogę mieć grzechy? Ostatni raz u Spowiedzi
Świętej byłem trzy miesiące temu, do kościółka chodzę,
paciorek odmawiam, więcej grzechów nie mam!” A tu
tymczasem: w domu piekło, w sąsiedztwie kłótnia, w pracy
totalne zamieszanie! „Ale ja żadnych grzechów nie mam! Sąsiad
– to owszem! Z niego to dopiero łotr ostatni! A i sąsiadka nie
lepsza! A synowa – o niej to już w ogóle strach mówić! Łachudra
jedna! To przez nią się ciągle denerwuję. Ale ja żadnych
grzechów nie mam!
Ja? Gdzież by tam?”

Moi
Drodzy, nie chcąc tu urazić nikogo, ale cisną się na myśl słowa
z dzisiejszego pierwszego czytania – słowa samego Boga: To
ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach.
I
nie dlatego te słowa przywołuję, żeby kogokolwiek osądzać, lub
cokolwiek mu przypisywać. Nie! Przywołuję je po to, aby sobie
samemu zadać pytanie,
czy i ja nie staję wobec Boga w takiej
właśnie postawie: z pychą w sercu, z arogancją na twarzy;
z bezczelnym, pewnym siebie spojrzeniem i przekonaniem, że ja
wszystko wiem najlepiej i co mi tu kto będzie mówił. Nawet – sam
Bóg!
My
wszyscy – naprawdę: wszyscy bez wyjątku! – musimy ciągle pytać
samych siebie, czy słowa i znaki, jakie Pan nam daje, przyjmujemy
z wdzięcznością,
czy odnosimy je do swego życia, a swoje
życie do nich, czy może jesteśmy przekonani, że się nam one
należą,
a słowa przestrogi i upomnienia, jakie Pan wypowiada,
to na pewno nie do nas. Bo my przecież do kościoła co
tydzień chodzimy, paciorek odmawiamy, na tacę dajemy, na
pielgrzymki chodzimy lub jeździmy, mamy kilku znajomych księży i
ze dwóch w rodzinie – to my już z Bogiem mamy sprawę
załatwioną.
A ci inni, owi „tamci”, co to z Kościołem są
„na bakier” – oni to powinni się wreszcie za siebie wziąć i
się nawrócić. To ich Bóg upomina, to na nich się gniewa, to ich
zachowaniem może się martwić. Ale naszym? Gdzież by tam!
Moi
Drodzy, dzisiejsze słowo Boże to mocna przestroga, skierowana do
nas wszystkich.
Tak, do nas wszystkich – bez wyjątku!
Począwszy ode mnie! Przestroga, byśmy nigdy nie popadli w
zgubną pewność siebie, byśmy nigdy nie uznali, że to inni
potrzebują nawrócenia, ale nie my. Taka postawa jest początkiem
totalnej katastrofy i ostatecznej zguby!
Natomiast szczere
uznanie swojej słabości i przyznanie się do swoich grzechów
dają Bogu możliwość, żeby zaczął nas zmieniać.
A
właściwie – aby pokazał nam kierunek takiej zmiany, natchnął
nas do niej i wsparł nasze działania.
On
chce każdej i każdemu z nas powiedzieć tak, jak powiedział do
Pawła, gdy ten uświadomił sobie swoją słabość i niegodność:
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się
doskonali.
Na tej podstawie, sam Paweł mógł
stwierdzić: Najchętniej więc będę się chełpił z moich
słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam
upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w
prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć
niedomagam, tylekroć jestem mocny.
Słowa
te mogą nas nawet nieco zadziwiać, a w przekonaniu niektórych z
nas mogą zakrawać na jakąś herezję, bo jak można się
cieszyć ze swoich słabości i grzechów?
Oczywiście, z
grzechów nie sposób się cieszyć, ale z tego, że jest Ktoś,
kto zawsze poratuje z grzechu,
podźwignie i „do pionu”
postawi – z tego można i trzeba się cieszyć. Ale żeby ten Ktoś
mógł tego dokonywać, potrzeba z naszej strony pokory – czyli
prawdy o sobie.
Pan sam pomaga nam w poznaniu i uznaniu tej
prawdy. Jak pomaga?
A
tak właśnie, że do nas ciągle mówi. Nawet wtedy, kiedy my
nie słuchamy, albo uznajemy, że to do innych, nie do nas; albo
udajemy, że nie słyszymy… Także wtedy. Bóg mówi i będzie
mówił – zawsze tę samą prawdę.
W
Jego imieniu słowa jedynej i niezmiennej prawdy mają głosić
Pasterze Kościoła, począwszy od Ojca Świętego. Także –
Duszpasterze parafialni. Bez względu na to, czy będą
słuchani, czy nie; i czy ich słowa wywołają jakiś skutek, czy
przejdą gdzieś ponad głowami słuchaczy, puszczone „mimo uszu”
mają mówić! Zawsze jasno, konkretnie, bez względu na
odczucia, humory, bez względu na uznanie lub potępienie ze strony
ludzi.
I
chociaż będzie się wydawało, że to nie ma sensu, bo Duszpasterz
już tyle mówi o tym, czy innym problemie, a ze strony wiernych
żadnej reakcji na to nie ma, to nie może przestać o tym mówić.
Jezus nie zawahał się mówić do „swoich”, chociaż wiedział,
że Go nie przyjmą. Prorok, chociaż może z pewnymi obawami, ale
spełnił polecenie Boga, który mu nakazał: Synu człowieczy,
posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy mi się
sprzeciwiali.
[…] A oni czy usłuchają, czy
nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok
jest wśród nich.
Moi
Drodzy, Bóg mówi do każdej i każdego z nas. Do mnie – i do
Ciebie.
Mówi jasno, konkretnie i jednoznacznie. Mówi i będzie
mówił. A to właśnie na Tobie i na mnie spoczywa osobista
odpowiedzialność
za to, co z tym Słowem zrobimy, jak – o ile
w ogóle – je przyjmiemy i jak je zastosujemy w życiu. To już ode
mnie i od Ciebie zależy.
I
to będzie sprawdzianem mojej i Twojej – chrześcijańskiej
dojrzałości…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.