Aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej…

A

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz
Grzegorz Bindziuk, z którym miałem przyjemność współpracować
kiedyś w Parafii w Trąbkach, oraz Ksiądz Grzegorz Suchodolski,
obecny Proboszcz Parafii katedralnej w Siedlcach, z którym także
spotykałem się i doraźnie współpracowałem przy różnych
okazjach, jak chociażby na Pielgrzymce Podlaskiej na Jasną Górę.
Życzę drogim Solenizantom, aby jak najwięcej wzoru czerpali z
postawy swego Patrona. Zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, dzisiaj ogarniamy modlitwą wszystkich naszych młodych
Przyjaciół, ale też Nauczycieli, Wychowawców i Katechetów, jak
również Rodziców, którzy rozpoczynają nowy rok szkolny.
W
Miastkowie Kościelnym Msza Święta na rozpoczęcie roku szkolnego
będzie sprawowana o godz. 8:15. Przez ileś lat była też druga
Msza Święta, sprawowana w tej intencji, w kaplicy dojazdowej w
pobliskim Zgórzu. Niestety, w tym roku tej Mszy Świętej nie
będzie, bo Dyrektor miejscowej Szkoły nie uwzględnił jej w swoich
planach. Nie umiem zrozumieć tej decyzji. Dla mnie jest to niebywały
skandal i zgorszenie! Czekam też na reakcję na całą tę sytuację
miejscowej społeczności, szczególnie Rodziców.
Życzę
Wszystkim błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
22 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Grzegorza Wielkiego,
Papieża
i Doktora Kościoła,
do
czytań: 1 Kor 2,1–5; Łk 4,16–30

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia,
przyszedłszy do was, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i
mądrością dawać wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem,
będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa
Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości
i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie
nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości,
lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się
nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał
się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu
księgę proroka Izajasza.
Rozwinąwszy
księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pański
spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym
ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a
niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym
obwoływał rok łaski od Pana”. Zwinąwszy księgę oddał słudze
i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione.
Począł
więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma,
któreście słyszeli”.
A
wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom,
które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn
Józefa?”
Wtedy
rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie:
«Lekarzu, ulecz samego siebie»; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie
tego, co się wydarzyło, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”.
I
dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile
widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było
w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte
przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w
całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko
do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w
Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został
oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na
te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z
miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na
której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić.
On
jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Bardzo
przekonująco, mocno i wiarygodnie brzmią słowa Apostoła Pawła,
skierowane do Koryntian. A jednocześnie – pokazują go nam jako
człowieka naprawdę wielkiego i oddanego Bogu. Bo –
rzeczywiście – celem jego działań nigdy nie była promocja
samego siebie, jakieś popisywanie się przed słuchaczami swoją
wiedzą lub wymową, chociaż miałby się Paweł czym popisać.
Bo przecież był gruntownie wykształcony w szkole Gamaliela,
a i wymową mógłby niejednego zachwycić. A jednak, nie w tym
widział swój udział w budowaniu królestwa Bożego na świecie.
On
w stu procentach postawił na Jezusa! Wszak stwierdził wyraźnie:
Postanowiłem
bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko
Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego.

A stąd już – konsekwentnie – wynikało dalsze stanowisko, które
wypowiedział
w słowach: I
stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim
drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z
uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem
ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości
ludzkiej, lecz na mocy Bożej.

Gdyby
bowiem oparł się Paweł tylko
na
swoich ludzkich zdolnościach, na swoim wykształceniu, albo nawet na
doświadczeniu apostolskim, którego z każdym dniem mu przecież
przybywało – głosiłby
jedynie
siebie samego.

Owszem, zdobywałby uznanie dla swojej rozległej wiedzy i szerokich
horyzontów intelektualnych, ale to wszystko byłoby budowaniem
jedynie
swojej własnej pozycji.

Tymczasem
Apostoł pragnął przede wszystkim głosić
królestwo Boże!

Pragnął głosić Jezusa i o Nim świadczyć! Dlatego nie wstydził
się tego, by stanąć przed ludźmi w
poczuciu słabości, a nawet z drżeniem!
Prawdę
mówiąc, chyba nam trudno sobie wyobrazić tego energicznego i
dziarskiego Pawła, który najpierw niezwykle energicznie
prześladował Kościół, a potem równie, a nawet bardziej
energicznie go bronił, jak nagle staje
przed ludźmi i drży,
niczym
dziecko,
przestraszone tajemniczym jakimś
straszydłem
z bajki. Nie, to nie w tym rzecz.
Paweł
w ten sposób chciał podkreślić swoją
niegodność i uniżenie

wobec misji, zleconej Mu przez Pana. On chciał pozostawać do
całkowitej dyspozycji Jezusa

– aby to właśnie Jezus
przez niego działał,
a
nie on sam miałby przesłaniać Jezusa. Paweł
dobrze wiedział, że im mniej będzie polegał na sobie, a
bardziej postawi na Jezusa,

tym owocniejsza będzie jego posługa. Na
szczęście, potrafił
odnaleźć swoje
miejsce przy Jezusie,

potrafił też przyznać Jezusowi
właściwe
miejsce

w swoim życiu i posłudze. Nigdy nie chciał zamienić się z Nim
miejscami.

Duży
problem natomiast mieli z tym mieszkańcy Nazaretu. Oni nie potrafili
się przy
Jezusie odnaleźć

przy Jezusie jako Bożym Synu, Mesjaszu i Zbawicielu. Dla nich był
On tylko i wyłącznie „synem
Józefa” i znajomym z sąsiedztwa.

I dlatego nie
mógł zbyt wiele zdziałać w swoim rodzinnym mieście, a kiedy
wyraźnie wskazał im na ich błędną postawę, wówczas spotkał
się z
agresją.
Ewangelista
Łukasz pisze, że na słowa Jezusa
wszyscy
w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go
z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było
zbudowane, aby Go strącić.

To była ich jedyna odpowiedź.
Ale
tak było i jest zawsze, kiedy człowiek nie chce postawić Jezusa
na pierwszym miejscu

w
swoim życiu i
nie potrafi określić właściwie swego miejsca przy Nim. Moi
Drodzy, także w naszym życiu ma to ogromne znaczenie. Od tego
zależeć będzie kształt naszej
ludzkiej i chrześcijańskiej postawy. Od tego wreszcie także
zależeć
będzie nasza wieczność.


Dobrze
o tym wiedział i dlatego
mądrze swoją relację z Jezusem ułożył
Patron dnia dzisiejszego, Święty
Papież Grzegorz.
Urodził
się
w
540 roku w Rzymie,
w
rodzinie patrycjuszów. Jego rodzice są kanonizowanymi Świętymi
Kościoła. Młodość spędził w domu rodzinnym, piastując w tym
czasie różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska
prefekta – namiestnika Rzymu!
Rzym
pozostawał wówczas pod władzą cesarstwa wschodniego.
Po
czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów, w 575 roku
niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił
do
zakonu benedyktynów. Własny dom rodzinny
zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył
wszystkich – oto pan Rzymu został ubogim mnichem! Dysponując
ogromnym majątkiem, założył jeszcze sześć innych klasztorów w
swoich dobrach na Sycylii.
W
roku 577, Papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła
rzymskiego,
a w roku 579 Papież Pelagiusz II uczynił go swoim
apokryzariuszem,
czyli przedstawicielem na dworze cesarza
wschodnio – rzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha
wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola, gdzie spędził
siedem lat. Wykazał tam duże umiejętności dyplomatyczne. A
przy okazji nauczył się także języka greckiego.
Doceniając
wielką mądrość i roztropność Grzegorza, Papież Pelagiusz II
wezwał go z powrotem do Rzymu,
by mu pomagał bezpośrednio w
zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie
Grzegorz pełnić obowiązki osobistego sekretarza Papieża. Od roku
585 był także opatem klasztoru. Jednak, kiedy 7 lutego 590 roku
zmarł Pelagiusz II, na jego miejsce lud, senat i kler rzymski
jednogłośnie – przez aklamację – wybrali
właśnie Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał
się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w
Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak
inaczej.
3
października 590 roku odbyła się jego konsekracja na biskupa.
Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. Ale oto w tymże
samym 590 roku nawiedziła Rzym jedna z najcięższych w historii
tegoż miasta zaraza. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla
odwrócenia klęski.
Wyznaczył siedem kościołów, w których
miały gromadzić się na modlitwie poszczególne stany. Z tych
kościołów wyruszyły procesje do Bazyliki Matki Bożej Większej,
gdzie Papież – elekt wygłosił wielkie przemówienie o
modlitwie i pokucie.
Podczas
procesji, nad mauzoleum Hadriana Grzegorz zobaczył anioła
chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz.
Wizję tę
zrozumiano jako koniec plagi. Została ona utrwalona: do dnia
dzisiejszego nad tym mauzoleum Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego
Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym
mieczem.
Pontyfikat
Grzegorza trwał piętnaście lat.
Zaraz na początku swoich
rządów nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być
programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei” –
„sługa sług Bożych”.
Do ówczesnych patriarchów
Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii skierował
wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych
pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość.
Jako
dobry Pasterz Kościoła, codziennie głosił słowo
Boże.
Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników, a z
diecezji i parafii – niegodnych biskupów i proboszczów. Otaczał
opieką ubogich.
Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i
diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród
biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć.
Pozyskał
dla Kościoła królową Longobardów, nie dopuścił do
oddzielenia się od Rzymu biskupów z północnej Afryki,
nawiązał
także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii
wysłał benedyktyna, Świętego Augustyna, wraz z czterdziestoma
towarzyszami. Misja ta zakończyła się sukcesem: w samą
uroczystość Zesłania Ducha Świętego roku 597 tamtejszy król
przyjął Chrzest.
O
wiele gorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem.
Chociaż Papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze relacje,
patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a
nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w
stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola
nadał sobie nawet tytuł „ekumenicznego”, czyli powszechnego.
Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu
nie uznał,
uważając, że należy się on wyłącznie biskupom
rzymskim.
Nie
mniej owocną działalność rozwinął Papież Grzegorz na polu
administracji kościelnej:
uzdrowił finanse papieskie,
zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu
papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii,
wprowadzając istotne reformy, czego wyrazem – między innymi –
jest piękny i dostojny śpiew gregoriański. Nadto, ujednolicił
i upowszechnił obrządek rzymski.
Dotąd bowiem każdy kraj, a
nawet diecezja, miały swój ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.
Od
pontyfikatu Grzegorza
pochodzi zwyczaj odprawiania trzydziestu
Mszy Świętych za zmarłych,
zwanych „gregoriańskimi”.
Kiedy bowiem Papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie,
zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych
czasach było to uważane za wielkie przestępstwo w zakonie.
Grzegorz nakazał dla przestrogi innych pogrzebać ciało owego
zakonnika poza klasztorem,
w miejscu niepoświęconym. Pełen
jednak troski o jego duszę, nakazał odprawić trzydzieści Mszy
Świętych dzień po dniu.
Kiedy została odprawiona ostatnia z
nich, zakonnik ów miał się pokazać opatowi i podziękować mu,
oświadczając, że te Msze Święte skróciły mu znacznie czas
czyśćca.
Odtąd przyjął się zwyczaj odprawiania w intencji
zmarłych tak zwanych „gregorianek”.
Przy
bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych, Grzegorz
także pisał. Zostawił po sobie bogatą spuściznę literacką,
obejmującą – poza innymi dziełami – osiemset pięćdziesiąt
homilii i listów. Po bardzo pracowitym życiu, Papież Grzegorz
zmarł 12 marca 604 roku. Średniowiecze przyznało mu przydomek
Wielki.
Należy do czterech wielkich Doktorów Kościoła
Zachodniego.
A
oto jak w jednej z homilii mówił o swojej własnej papieskiej
posłudze: „Jakże surowo brzmią dla mnie słowa, które
wypowiadam. Takim mówieniem siebie samego ranię, albowiem nie
głoszę, jak należy,
ani też – choć głoszę, jak umiem –
życie nie idzie za słowami. Nie przeczę – winien jestem.
Widzę moją ospałość i niedbalstwo. Może przyznanie się do winy
wyjedna mi u miłosiernego Sędziego przebaczenie.
Niewątpliwie,
kiedy byłem w klasztorze, umiałem powściągnąć język od
niepotrzebnych słów
i niemal bezustannie trwałem na modlitwie.
Ale później, odkąd wziąłem na siebie brzemię troski
pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić
się należycie.
Muszę oto zajmować się sprawami Kościołów,
to znów klasztorów, nierzadko obowiązany jestem oceniać życie
i czyny poszczególnych osób,
czasem podejmować się zadań
publicznych, kiedy indziej cierpieć z powodu krwawych najazdów
barbarzyńców bądź też obawiać się wilków zagrażających
powierzonej mi owczarni.
Trzeba mi też troszczyć się, aby nie
zabrakło odpowiedniej pomocy tym, którzy związani są regułą
monastyczną, to znowu znosić cierpliwie różnych rabusiów, czy
wreszcie przeciwstawić się pamiętając przy tym, by nie uchybić
miłości.
Kiedy
więc umysł rozrywany i rozpraszany jest tak licznymi i ważnymi
sprawami, jakże potrafi wejść w siebie, aby całkowicie skupić
się na przepowiadaniu i nie zaniedbywać posługi słowa? Ponieważ
na skutek sprawowania urzędu zmuszony jestem spotykać się z ludźmi
światowymi, bywa, że rozluźniam niekiedy dyscyplinę języka.
Jeśli bowiem pilnie czuwam nad sobą, stwierdzam, że słabi
unikają mnie –
a zatem nigdy nie pociągnę ich, dokąd
chciałbym. Zdarza się więc, że często słucham cierpliwie
niepotrzebnych słów. Ponieważ zaś sam jestem niedoskonały,
dlatego wciągany stopniowo w niepotrzebne rozmowy, zaczynam
prowadzić je chętnie,
mimo iż początkowo słuchałem z
przykrością.
Tak
więc w miejscu, gdzie
wzdrygałem się upaść, trwam z przyjemnością!
A
zatem, jakiż ze mnie stróż, skoro nie stoję na szczycie
obowiązku, ale leżę w dolinie słabości. Mocen jest jednak
Stwórca i Odkupiciel rodzaju ludzkiego udzielić mnie niegodnemu
zarówno prawości życia, jak skuteczności słowa, bo
z miłości ku Niemu całkowicie poświęcam się głoszeniu Jego
Słowa.”
Tyle
z homilii dzisiejszego Patrona.
Wpatrzeni
w tę jego historię oraz zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo,
zapytajmy samych siebie, czy potrafimy Jezusa i Jego sprawy postawić
w swoim życiu na pierwszym miejscu?
I czy właściwie określamy
swoje miejsce przy Jezusie?… Czy nie chcemy sami zajmować tego
miejsca,
które w naszym życiu i w naszym sercu należy się
Jezusowi?…

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.