Ty jesteś Kapłanem na wieki!

T

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, dzisiejsze wspomnienie liturgiczne – po
ostatniej reformie kalendarza liturgicznego w Polsce, z roku 2017 –
obchodzone jest tylko w naszej Diecezji siedleckiej. Ja Was jednak
zachęcam do pochylenia się nad wspaniałym świadectwem odważnej
wiary, jakie dają nam ci prości Ludzie, parający się na co dzień
pracą na roli. Prości – a tak bardzo wielcy. I niezwykle odważni!

mi oni – jak wspominam w rozważaniu – bardzo bliscy, bo czynnie
uczestniczyłem w przygotowywaniu się całej Diecezji do ich
Beatyfikacji, uczestniczyłem w tejże jako Alumn IV roku Seminarium
(brałem wtedy udział w asyście liturgicznej na Placu Świętego
Piotra, a po Mszy Świętej miałem zaszczyt osobistego spotkania z
Janem Pawłem II), a potem – wraz z Kolegami z Seminarium –
przygotowaliśmy dużą inscenizację o Unitach, zatytułowaną
„Monumentum Martyrum”, którą widziało wielu ludzi z naszej
Diecezji i spoza niej.

A
w ogóle – często, kiedy tylko mogę, zajeżdżam do Pratulina,
aby przy Ich relikwiach po prostu się pomodlić. Dzisiaj tam
właśnie, w Pratulinie, odbędą się wielkie uroczystości. Ja się
tam akurat nie wybieram, ale wybieram się do Kodnia, gdzie – także
przez wstawiennictwo Unitów – będę się modlił za Was.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Środa
2 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Bł. Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy,

Męczenników
z Pratulina,
do
czytań: Hbr 7,1–3.15–17; Mk 3,1–6

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Jezus jest arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka. Ten to
Melchizedek, król Szalemu, kapłan Boga Najwyższego, wyszedł na
spotkanie Abrahama, wracającego po rozgromieniu królów, i udzielił
mu błogosławieństwa. Jemu Abraham także wydzielił dziesięcinę
z wszystkiego łupu. Imię jego najpierw oznacza króla
sprawiedliwości, a następnie także króla Szalemu, to jest Króla
Pokoju. Bez ojca, bez matki, bez rodowodu, nie ma ani początku dni,
ani też końca życia, upodobniony zaś do Syna Bożego, pozostaje
kapłanem na zawsze.
Jest
to jeszcze bardziej oczywiste i wskutek tego, że na podobieństwo
Melchizedeka występuje inny kapłan, który stał się takim nie
według przepisu prawa cielesnego, ale według siły niezniszczalnego
życia. Dane Mu jest bowiem takie świadectwo: „Ty jesteś kapłanem
na wieki na wzór Melchizedeka”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
W
dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który
miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby
Go oskarżyć.
On
zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu
na środku”. A do nich powiedział: „Co wolno w szabat: uczynić
coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni
milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony
z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka:
„Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów
zdrowa.

A
faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę
przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Słyszymy
dziś w pierwszym czytaniu, że Jezus jest arcykapłanem na
wieki na wzór Melchizedeka.
Oczywiście, owo pojęcie: na
wzór
trzeba nam właściwie rozumieć, bo tu nie chodzi o
to, że ów tajemniczy człowiek stał się dla Jezusa wzorem
postępowania, gdyż jest dokładnie odwrotnie: to Jezus jest
ideałem i wzorem właściwej postawy
dla każdego człowieka.
Jeżeli natomiast mówimy, że Jezus jest arcykapłanem na wzór
Melchizedeka,
to tylko w tym sensie, że w geście, wykonanym
przez Melchizedeka wobec Abrahama widzimy zapowiedź podobnego
gestu,
jaki Jezus wykonał wobec nas wszystkich.

Tak
bowiem, jak ów tajemniczy Melchizedek wyszedł naprzeciwko
wracającego ze zwycięskiej wyprawy Patriarchy z chlebem i winem,
tak Jezus Chrystus, Arcykapłan Nowego Przymierza, wychodzi do nas
z chlebem i winem,
które daje nam jako swoje Ciało i Krew. I
jak Melchizedek błogosławił – w imię Boże – powracającego
Abrahama, tak i nam udziela się wielkie Boże błogosławieństwo
i nadzwyczajna Boża łaska,
jaka do nas płynie z tego Daru.

Co
jeszcze powiemy? Otóż, Melchizedek został dziś, przez Autora
Listu do Hebrajczyków, ukazany jako ktoś bez
ojca, bez matki, bez rodowodu;
ktoś, kto nie ma
ani początku dni, ani też końca życia, upodobniony zaś do Syna
Bożego, pozostaje kapłanem na zawsze.
Owa tajemniczość
Melchizedeka, tutaj ukazana, to nie tyle brak orientacji jego
poddanych, kim jest ich król, co sposób, w jaki my go
postrzegamy
– my, którzy znamy go jedynie z kart Pisma
Świętego, i to tylko z tego jednego epizodu, o którym wspomina
Autor Listu do Hebrajczyków.

To
właśnie my widzimy Melchizedeka tylko w tym jednym momencie:
pojawia się on, wita powracającego Abrahama, błogosławi – i
znika. Tak, jakby pojawił się tylko dla spełnienia tej jednej
misji.
I rzeczywiście – ta misja go określa i w jakiś sposób
o nim stanowi w świadomości całego Kościoła.

Misją,
która określa Jezusa – co zresztą wyraża nawet samo Jego
imię – jest zbawienie człowieka. Dlatego wszystko, co
Jezus powiedział i zrobił, tylko temu zostało podporządkowane. I
w tym właśnie celu otrzymaliśmy – jako Kościół – Jego
rąk chleb i wino, które On sam uczynił dla nas swoim
Ciałem i Krwią. Uczynił raz – wtedy, w Wielki Czwartek – i
czyni ciągle, w czasie każdej Mszy Świętej.

I
temu także służyły wszystkie znaki i cuda – także ten, opisany
w dzisiejszej Ewangelii. Jezus nie dlatego uzdrowił człowieka z
jego niemocy, aby zrobić na złość faryzeuszom i wszystkim
innym, sprzeciwiającym się Mu nieustannie. Nie po to dokonał tego
wielkiego znaku. I nie po to nawet, aby ulżyć choremu, chociaż
to także się stało i z pewnością było dla tegoż człowieka
wielką sprawą. Jezus to wszystko czyni po to, aby nam pokazać
drogę do Nieba
i wszelkie sposoby kroczenia po tej drodze. Z
pewnością, takim sposobem jest pójście za Nim,
bezgraniczne nasze zaufanie wobec Niego.

Bo
tak, jak Jezus wychodzi do nas ze swoją miłością i troską –
tak i my winniśmy wychodzić do Niego z naszą gotowością do
współpracy.
I jak On wychodzi do nas ze swoim Ciałem i Krwią
w Eucharystii, tak trzeba, abyśmy wychodzili na to spotkanie i po
prostu karmili się owym świętym Pokarmem.

A
tak, jak Melchizedek swoje istnienie w pamięci Kościoła
podporządkował niejako tylko temu jednemu wydarzeniu, z
którego go znamy; i jak Jezus cały swój pobyt na ziemi i całą
swoją misję podporządkował tylko temu, by dokonać naszego
zbawienia,
tak i nam samym na niczym tak bardzo nie powinno
zależeć, jak na wiecznym zbawieniu. I wszystko temu jednemu celowi
powinniśmy podporządkować – zbawieniu! A więc –
wiecznemu byciu jedno z Jezusem, który tak bardzo pragnie być jedno
z każdym z nas.
Temu
celowi – jednemu i jedynemu – swoje życie podporządkowali
Patronowie dnia dzisiejszego, tak bardzo mi osobiście bliscy,
Męczennicy z Pratulina, Unici Podlascy. Co możemy o nich
powiedzieć?
Byli
członkami Kościoła unickiego, powstałego na mocy Unii Brzeskiej z
1596 roku. Ponieśli
śmierć
męczeńską 24

stycznia
1874 roku

z rąk żołnierzy rosyjskich, którzy w imieniu cara chcieli
przemocą
narzucić im prawosławie.

Męczennicy pratulińscy oddali swoje życie w obronie wiary i
jedności Kościoła.
Ojciec
Święty Jan Paweł II dokonał ich
Beatyfikacji
w Rzymie,
w
dniu

6 października 1996 roku,

w
czterechsetną rocznicę zawarcia Unii Brzeskiej.

Warto
w tym miejscu dopowiedzieć, że 
Błogosławiony
Wincenty Lewoniuk i 
jego
dwunastu

Towarzyszy byli
mężczyznami
w wieku od 
dziewiętnastu
do
pięćdziesięciu
lat.

Z zeznań świadków i dokumentów historycznych wynika, że byli
ludźmi
dojrzałej wiary.

Masakra przy kościele zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek
postrzelenia
żołnierza przez innego kozaka.
Przerwano
więc ogień i żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi,
które otworzyli siekierą. Do świątyni wprowadzono „rządowego”
proboszcza.

Rozproszony
lud zbierał swoich
rannych,
których było około
stu
osiemdziesięciu
.
Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym przez całą dobę,
gdyż
żołnierze carscy nie pozwolili ich stamtąd zabrać.

Potem
to
oni właśnie
pogrzebali
je bezładnie, wrzucając do 
wspólnej
mogiły, którą zrówna
li
z ziemią,
aby
nie pozostawić żadnego śladu po pochówku.
Męczennicy
z
ostali
więc
pogrzebani
bez szacunku i bez udziału najbliższej rodziny.

Miejscowi
ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, grób
Męczenników
został należycie upamiętniony.
18
maja 1990 roku szczątki Męczenników zostały przewiezione z grobu
do świątyni parafialnej.
Obrona
świątyni otoczonej uzbrojonym wojskiem nie była skutkiem
chwilowego przypływu gorliwości, ale 
konsekwencją
głębokiej wiary mieszkańców Pratulina.


Tak
zatem, pierwszym, który oddał życie był
Wincenty
Lewoniuk,
a
z nim razem:
Daniel Karmasz, Łukasz Bojko, Konstanty
Bojko, Konstanty Łukaszuk, Bartłomiej Osypiuk, Anicet Hryciuk,
Filip Kiryluk, Ignacy Frańczuk, Jan Andrzejuk, Maksym Gawryluk,
Onufry Wasyluk, Michał Wawryszuk.
W
brewiarzowej Godzinie czytań, przeznaczonej na dzisiejsze
wspomnienie, znajdujemy fragment raportu księdza Teodora
Telakowskiego do biskupa Stupnickiego, w którym to raporcie tak
opisywał wydarzenia z owego pamiętnego dnia w Pratulinie:
Dnia
24 stycznia 1874 roku wydarzyła się straszna katastrofa w
Pratulinie,
w powiecie Konstantynów, na Podlasiu. Duszpasterską
troskę w tej parafii sprawował ksiądz Józef Kurmanowicz,
który od kilku tygodni razem z innymi kapłanami był więziony w
Siedlcach. Lud, gdy żegnał swego duszpasterza wywożonego z
parafii, przeczuwał, że czeka go ciężka dola. Padał na
kolana przed odjeżdżającymi, prosząc o ostatnie
błogosławieństwo.
Kapłan i lud, zalani łzami, rozeszli się,
może na zawsze. Błogosławieństwo było udzielane drżącą ręką,
bo słowa uwięzły w zbolałej piersi. Bóg w niebie je przyjął.
Zarząd
nad parafią został powierzony młodemu galicjaninowi, księdzu
Leontemu Urbanowi,
mieszkającemu w swej parafii w sąsiednim
Krzyczewie. Chciał on wprowadzić w cerkwi unickiej w Pratulinie
liturgię prawosławną. Unici pratulińscy zamknęli swoją
cerkiew i klucze trzymali u siebie.
Ksiądz Urban dał o tym znać
do władz. 24 stycznia przybył naczelnik powiatu
konstantynowskiego, mieszkający w Janowie. Przybyło z nim także
wojsko pod dowództwem niemieckiego oficera Steina.
Naczelnik
Kutanin przywoływał różne argumenty, aby przekonać lud, by
przekazał swoją świątynię nowemu proboszczowi, wyznaczonemu
przez władze rządowe, i by nie niszczyli pokoju. Cała jego
elokwencja na nic się zdała.
Wówczas
Stein powiedział, że zebrani powinni przyjąć prawosławie, teraz
zaś winni się rozejść i nie zakłócać spokoju. Ci z różnych
stron pytali go: «Jak się
nazywasz?» Odpowiedział:
«Nazywam się Stein».
Ci zapytali: «Jaką
wyznajesz wiarę?
»
Odpowiedział: «Jestem
luteraninem
».
Powiedzieli mu: «Dobrze,
przyjmij więc prawosławie, abyśmy zobaczyli, jak wygląda zdrajca
wiary
». Stein
nic nie odpowiedział, ale żołnierzom rozkazał szarżę na
obrońców. Ci skupili się przy kościele i bronili go,
bojowo podnosząc kije znalezione w pobliżu. Wojsko ustąpiło,
przewidując straty. Lud stał nieporuszony na placu.
Stein
zarządził załadowanie karabinów kulami. Wówczas wierni
odrzucili kołki i kamienie,
które trzymali w rękach. Padli
na kolana jak jeden mąż i zaczęli śpiewać
pobożne pieśni
polskie: «Święty Boże»,
a następnie psalm: «Kto się
w opiekę»… Stein rozkazał: «Ognia!»
Kule posypały się jak grad. Padli zabici wieśniacy. Pochyliły
się głowy rannych. Śpiew nie ustawał. Żołnierze byli
ustawieni w półkole za parkanem cmentarnym i prowadzili ogień.

Pierwszy
padł zabity Wincenty Lewoniuk.
Jednocześnie padł martwy
młodzieniec Anicet Hryciuk ze wsi Zaczopki. Stojący obok
starzec podniósł jego martwe ciało i przerywając na chwilę
śpiew, zawołał: «Już
narobiliście mięsa, możecie go mieć więcej, bo wszyscy
jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę
».
Ogień trwał kilkanaście minut.
Ludzie
pozostawali w niewielkiej odległości od wojska i byli skupieni w
zwartą grupę. Liczba zabitych byłaby zapewne większa, gdyby
niektórzy żołnierze, powodowani współczuciem, nie strzelali w
powietrze. Żaden jęk nie wyszedł z piersi umierających. Żadne
przekleństwo nie splamiło ust rannych.
Wszyscy umierali w Bogu
i z Bogiem za wiarę, która jako dar pochodzi od Boga.
Gdy
zaprzestano strzelać, na placu pozostało dziewięciu zabitych.
Cztery osoby, śmiertelnie ranne,
umarły tego samego dnia.
Zostały pogrzebane w tej samej mogile.” Tyle z tekstu,
zamieszczonego w dzisiejszej Godzinie czytań.
Wpatrzeni
w przykład bohaterskiej postawy Męczenników Podlaskich oraz
wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych
siebie, czy wszystko, co myślimy, mówimy i czynimy jest
rzeczywiście podporządkowane tylko jednemu celowi
naszemu wiecznemu zbawieniu? Czy świadomie rezygnujemy ze
wszystkiego, co mogłoby nam duchowo szkodzić i utrudniać
osiągnięcie tego najważniejszego celu?…

9 komentarzy

  • Jezus powiedział "„Wyciągnij rękę”…pomyślę dziś nad tymi słowami.
    Widzę wyciągnięte ręce pod kościołem. Słyszę prośby o pomoc ( to też wyciągnięta ręka) we wspólnocie, w kościele,w internecie, w gazetach, nawet otrzymuję prośby o modlitwę na telefon… Jak reaguję na wyciągniętą ręką oczekującą datku, pomocy, modlitwy…co rodzi się w moim sercu i w mojej głowie, czy chwytam za kieszeń, czy powierzam Bogu potrzebującą osobę, czy siedzi we mnie faryzeusz…
    Jezus pomógł…uzdrowił, nie patrzył że szabat, że przepisy, że czekają aby Go oskarżyć…dał wszystko co miał najlepszego, dał zdrowie, miłość, łaskawość, zainteresowanie, modlitwę… nie baczył na konsekwencje swego postępowania, nie baczył co pomyślą inni. Wiedział, że to co czyni było dobre, był przecież Synem Boga. Na kanwie tego zdarzenia, uczynię wieczorny rachunek sumienia…

  • Pomyślę również, gdyby Pan Jezus kazał mi "wyciągnąć rękę", czy byłoby mnie stać…gdzie schowałabym swoją dumę, może nawet pychę… poprosić o pożyczkę jest łatwo, prosić o chleb lub wodę, o przysługę, o modlitwę troszkę gorzej ale wyruszyć z pustymi rękoma w "Drogę Abrahama" jak czynią to Jezuici i zdać się całkowicie na wolę Boga, no to już " wyższa szkoła jazdy"… Panie wciąż ucz mnie całkowitego zawierzenia Tobie wszystkich moich sprawi i życia całego…

  • Dwa razy pielgrzymowałam do Kodnia. Zwiedziliśmy też kościół unicki w Kostomłotach I cerkiew w Jabłecznej. W Kodniu zrobiliśmy sobie nawet zdjęcie z Sapiehá. Byłam też w Pratulinie i nawet dotarliśmy na Grabarkę. Te strony sà mi bliskie i tamtejsze klimaty, gdyż mój màż pochodzi spod Suwałk.
    Dziękuję więc bardzo za przypomnienie o tamtych wydarzeniach.
    Wiesia.

  • Dziękuję za wszystkie namiary na ciekawe artykuły. Dobrze, że są tu przywoływane. A jeśli idzie o Księdza Profesora Chrostowskiego, to miałem możliwość słuchać jego nauk rekolekcyjnych w czasie tegorocznego Adwentu, w Parafii Górzno, sąsiadującej z Parafią Miastków. Byłem tam na Spowiedzi. Kiedy już nie miałem kogo spowiadać, to zostawałem w konfesjonale, żeby posłuchać Księdza Profesora. Jestem mu bardzo wdzięczny za jednoznaczność i czytelność przekazu. I za wierność jedynej wierze. W tym kontekście, nie bardzo rozumiem złośliwych komentarzy pod adresem Księdza Profesora, zamieszczonych pod wskazanym artykułem.
    xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.