Jak dostrzec i usłyszeć Boga?…

J

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywają:


Ksiądz
Zbigniew Tonkiel, mój Profesor w Seminarium;


Ksiądz
Zbigniew Sobolewski, w swoim czasie – Dyrektor Katolickiego Liceum,
działającego przy mojej rodzinnej Parafii;


Ksiądz
Profesor Zbigniew Janczewski, Recenzent mojego doktoratu;

Ksiądz
Zbigniew Nikoniuk, wieloletni Proboszcz Neounickiej Parafii w
Kostomłotach;


Zbigniew
Chmiel, za moich czasów – Lektor w Parafii Radoryż Kościelny;
Patryk
Śliwa, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych
Wspólnot.
Urodziny
natomiast Agata Witek – także należąca w swoim czasie należeli
do jednej ze Wspólnot.
Wszystkim
Świętującym życzę, aby codziennie odkrywali w swoim życiu
obecność i działanie Jezusa – i bez zastrzeżeń pozwalali się
Mu prowadzić! O to będę się dla Nich modlił.
A
Wszystkim życzę obfitej duchowo niedzieli. Na jej jak najgłębsze
przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec
+ i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

2
Niedziela Wielkiego Postu, C,
do
czytań: Rdz 15,5–12.17–18; Flp 3,17–4,1; Łk 9,28b–36

CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:

Bóg
poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: „Spójrz na niebo i
policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić”; a potem dodał: „Tak
liczne będzie twoje potomstwo”. Abram uwierzył i Pan poczytał mu
to za wielką zasługę.
Potem
zaś rzekł do niego: „Ja jestem Pan, którym cię wywiódł z Ur
chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność”.

A
na to Abram: „O Panie, o Panie, jak będę mógł się upewnić, że
otrzymam go na własność?”

Wtedy
Pan rzekł: „Wybierz dla mnie trzyletnią jałowicę, trzyletnią
kozę i trzyletniego barana, a nadto synogarlicę i gołębicę”.

Wybrawszy
to wszystko, Abram poprzerąbywał je wzdłuż na połowy i
przerąbane części ułożył jedną naprzeciw drugiej; ptaków nie
porozcinał. Kiedy zaś do tego mięsa zaczęło zlatywać się
ptactwo drapieżne, Abram je odpędzał. A gdy słońce chyliło się
ku zachodowi, Abram zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie
lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność.

A
kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, ukazał się
dym jakby wydobywający się z pieca i ogień niby gorejąca
pochodnia i przesunęły się między tymi połowami zwierząt. Wtedy
to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem, mówiąc: „Potomstwu
twemu daję ten kraj od Rzeki Egipskiej aż do wielkiej rzeki
Eufrat”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:

Bracia,
bądźcie wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych,
którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem
postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam
mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich
bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić.
To ci, których dążenia są przyziemne.

Nasza
bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy
Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało
poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką
może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.

Przeto,
bracia umiłowani, za którymi tęsknię, radości i chwało moja,
tak stójcie mocno w Panu, umiłowani.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus
wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się
modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego
odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów
rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w
chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w
Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się
ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy
Nim.

Gdy
oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze,
że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla
Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy
jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się,
gdy weszli w obłok.

A
z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego
słuchajcie”. W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł
się sam.

A
oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o
tym, co widzieli.

Można
zachwycić się wręcz niezwykłością i wyjątkowością
relacji,
jaka łączyła Abrama – późniejszego Abrahama – z
Bogiem! To coś absolutnie nadzwyczajnego! Bóg – ten
wszechpotężny, wielki i straszliwy,
przed którym drżą
wszystkie moce i potęgi świata; dla którego cały wszechświat
jest jak jeden mały pyłek – tenże właśnie wielki i potężny
Bóg wchodzi w dialog z jednym z ludzi i mówi do niego:
Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić.
Tak liczne będzie twoje potomstwo.

Zatem,
nie zapomina o swojej wielkości i człowiekowi nie pozwala
zapomnieć. Wyraźnie daje do zrozumienia, że właśnie jako ten
wszechpotężny Stworzyciel owych nieprzeliczonych gwiazd na
niebie – nawiązuje kontakt z pojedynczym człowiekiem! Składa mu
konkretne obietnice! Więcej: wchodzi z Nim w przymierze, czyli
w układ, a zatem – do pewnych rzeczy wobec niego dobrowolnie
się zobowiązuje!

W
dodatku, dokonuje tego w taki sposób, w jaki ludzie wtedy zawierali
między sobą układy, a więc poprzez przejście pomiędzy
rozciętymi połowami zwierząt. Gest ten w tamtym czasie oznaczał,
że jeśli któraś ze stron nie dotrzyma warunków
zawieranego układu, to spotka ją taki los, jak owe zwierzęta. I
Bóg zgodził się wziąć udział w takim rytuale – On, wielki
i wszechpotężny!
Przeszedł pomiędzy owymi połowami zwierząt
w postaci ognistej pochodni i złożył jeszcze jedną obietnicę
Abramowi: Potomstwu twemu daję ten kraj od Rzeki Egipskiej aż
do wielkiej rzeki Eufrat.

Moi
Drodzy, Bóg naprawdę nie musiał tego robić. On nie musiał z
niczym takim do człowieka wychodzić. Absolutnie nie musiał
się do niczego przed człowiekiem zobowiązywać. Ale to uczynił.
Chciał to uczynić. Dlaczego?…

A
czy Jezus Chrystus, Boży Syn, równy Ojcu w potędze i chwale,
musiał stawać się człowiekiem i znosić wszystkie trudy i
niedogodności ludzkiego losu, a wreszcie ze strony ludzi – czyli
ze strony swojego stworzenia – doznać odrzucenia,
cierpienia i śmierci? Czy musiał to wszystko przechodzić? Nie
musiał.

Podobnie,
jak nie musiał ukazywać swoim uczniom blasku swojej chwały,
którą dziś zajaśniał na świętej Górze. Ale On to wszystko
chciał uczynić, chciał to ukazać, chciał wysłać ludziom jasny
sygnał, że o nich pamięta,
że Mu na nich zależy; że chociaż
nie musi wielu rzeczy czynić – tak naprawdę, to niczego nie musi
czynić – to jednak chce to czynić: chce wyjść
do człowieka!
Chce okazać mu swoją miłość…
Moi
Drodzy, my to ciągle i ciągle musimy sobie przypominać – i nigdy
dość mówienia o tym: Bóg nam okazuje ogromną łaskę!
Wychodzi do nas ze swoimi darami! Wychodzi do nas ze swoją
miłością! Skraca do absolutnego minimum ten niewyobrażalny
wręcz dystans,
jaki Go od nas tak naprawdę oddziela! W ogóle
na niego nie zważa, tylko schodzi ze swego niebieskiego
piedestału
i obdarowuje nas, czym tylko może. A my? Co my na
to?

Abram
– późniejszy Abraham –
odpłacił
Bogu miłością, posłuszeństwem i wiernością.

Ale już jego naród?… Wiemy, że różnie z tym było. A wręcz –
powiedzmy sobie jasno – często było bardzo źle!
Nieposłuszeństwo, łamanie kolejnych przymierzy, straszliwe grzechy
i wielkie nieprawości –
oto
częsta
odpowiedź
narodu
wybranego

na miłość Boga. I Bóg zamiast się na 
ludzi
obrazić i ukarać –
dał
im
kolejną szansę.

Zawarł z nim nowe przymierze. Jakie?

Świetnie
wyraża to tekst
Pierwszej
Modlitwy Eucharystycznej o tajemnicy pojednania,

zawartej w Mszale, w której 
to
Modlitwie
Kościół
zwraca się do Boga takimi słowami: „
Ty
nieustannie wzywasz grzeszników do odnowy w Twoim Duchu i najpełniej
objawiasz swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Wiele razy ludzie
łamali Twoje przymierze,
a
Ty zamiast ich opuścić, zawarłeś z nimi nowe przymierze,

przez
Jezusa,

Twojego Syna i naszego Odkupiciela: przymierze tak mocne, że 
nic
nie może go złamać.”

Moi
Drodzy, to my jesteśmy uczestnikami tego przymierza! To my
otrzymaliśmy tę wielką szansę! Dał nam ją – a dokładniej:
wysłużył nam ją,
wycierpiał
nam ją – Jezus Chrystus.

Niestety, nie wszyscy to doceniają.
I
w
czasach apostolskich
nie
wszyscy doceniali
,
skoro Święty Paweł uskarża się dziś w drugim czytaniu:
Wielu
bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których
często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem –
zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się
wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne.


I
chyba to ostatnie, przywołane tu zdanie, najlepiej oddaje istotę
problemu:
przyziemne
dążenia!

Ludzie są – sercem, umysłem, swoją wolą, swoimi pragnieniami i
dążeniami – tak 
przykuci
do ziemi,
że
poza
nią
nikogo i niczego nie dostrzegają. I Boga nie dostrzegają, bo żeby
Go dostrzec, muszą swe serce
od
ziemi oderwać i zwrócić ku Niebu.
Nie
oznacza to – jak sobie już wielokrotnie podkreślaliśmy –
bujania w obłokach i życia w jakimś nierealnym lub wirtualnym
świecie. Nie o takie zwrócenie się ku Niebu tutaj chodzi.

Chodzi
natomiast o 
to,
by

wreszcie zauważyć Boga,

który tak bardzo stara się o człowieka i tak bardzo Mu na 
nim
zależy.
Na
pewno o wiele bardziej,
niż
człowiekowi zależy na Bogu.

I o wiele bardziej, niż człowiekowi
zależy
na drugim człowieku.


Bóg
nie wstydzi się zejść ze swego prawdziwego piedestału, z
najwyższego poziomu
swojej
prawdziwej wielkości,

a nam tak trudno zejść z naszego, często urojonego p
iedestału
swojej
wyimaginowanej
wielkości.
Dlatego
tak często zdarza się, że patrzymy na innych z góry. Co więcej,
na
samego Boga nieraz
próbujemy
patrz
z góry!
A
to już jest –
przyznajmy!

dość karkołomne przedsięwzięcie.
Może
więc warto powrócić do właściwego porządku spraw?…
Tak,
moi Drodzy, nasze nawracanie się, nasza pokuta, nasze praktyki z tym
związane – tak naprawdę mają nam pomóc
odbudować
właściwy porządek spraw

i właściwą hierarchię wartości i ważności. Czyli: Bóg na
pierwszym miejscu – a potem
wszystko
na swoim właściwym miejscu.
Powodem
wielu dramatycznych sytuacji, w jakich ludzie się dziś znajdują –
a dokładniej: do jakich się sami doprowadzają – jest
totalnie
zaburzona hierarchia

ważności,
totalnie zawalony porządek.

Bogu
przestaje przysługiwać pierwsze miejsce. Jego miejsce
zajmuje
ktoś lub coś,

a
On
sam

jest tylko niekoniecznym dodatkiem do codzienności. O takich właśnie
postawach i o takich ludziach Apostoł pisał, że 
ich
losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego
winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne.

Dlatego
do swoich uczniów – tych, którym zależało na czymś więcej –
pis
:
Nasza
[…]
ojczyzna
jest w niebie. Stamtąd

też
jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który
przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego
ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie
podporządkować.


Jakiś
mały błysk blasku tej Ojczyzny zajaśniał dzisiaj na Górze
Przemienienia. A i Abram go ujrzał. Nam – poza nielicznymi
wyjątkami – nie są dane
żadne
nadzwyczajne objawienia;

do nas Bóg nie przemawia wielkim głosem, rozlegającym się
gdzieś,
z
wysokości
niebios;
przed naszymi oczami nie jaśnieje blask chwały Bożej w taki
sposób,
w
jaki zajaśniał tamtego dnia

przed Piotrem, Jakubem i Janem… My nie mamy żadnego z tych
doświadczeń.

Nasze
życie to taka
proza
codzienności:
szkoła,
praca, dom, zakupy, gotowanie, pranie, sprzątanie, odrabianie
lekcji,
korepetycje,
jakiś wyjazd od czasu od czasu, jakaś rodzinna uroczystość –
i
tak w kółko,

od rana do wieczora, dzień za dniem, tydzień za tygodniem…
A
w niedzielę – do „kościółka”,

potem obiad w domu, potem może jakiś wypadzik do 
teściowej,
albo
już
w
domu: przed telewizorem lub komputerem… I tak się ten wózek toczy
z dnia na dzień… I gdzież tu miejsce
na
jakieś nadzwyczajne objawienia,

jakieś blaski i błyski, jakieś głosy z nieba?…

Chyba,
że
mówimy
o takich, którym to się
impreza
zanadto przedłuży
ła
A
w
tedy
to
takim
rzeczywiście przydarza
się
cała
masa
różnych „objawień”:

i głosy słysz
ą,
a
dokładniej:

potężny
szum
w głowie; i świat
im
się mieni przed oczami
wszystkimi
możliwymi barwami;

i widz
ą
potrójnie… I 
właściwie
w taką
„ekstazę”
głęboką wchodz
ą,
że nie bardzo wie
dzą,
jaki to dzień dzisiaj – i jak się zakończył poprzedni…

Umówmy
się, moi Drodzy, że nie o takich „objawieniach”
tu
mówimy.
I też nie o takich, które
rzekomo
miewają

różni szarlatani,

wmawiający
sobie i wszystkim wokół, że 
doświadczają
jaki
chś
wizj
i,
w
których
ciągle
im się ktoś pokazuje
i
Bóg do nich na głos mówi… Może nie za często – na szczęście
– ale jeszcze i w naszych czasach tacy „wizjonerzy” się
trafiają. To także nie o nich tu mowa.

My
dzisiaj pytamy, w jaki sposób
Bóg
do nas
naprawdę
mówi,

jak nam
rzeczywiście
ukazuje
swą chwałę,
jak
porusza nasze serca,

abyśmy byli w stanie to Jego przychodzenie do nas
dostrzec
i to mówienie do nas –
usłyszeć?…
Czy jest to 
w
ogóle
możliwe?

Bo
to, że Bóg do nas mówi, że do nas wychodzi, że wyciąga do nas
rękę –
to
my wiemy.
Tak
nas uczy Pismo Święte, słyszymy o tym na kazaniach, uczymy się o
tym – albo uczyliśmy się – na katechezie, więc zakładamy, że
pewnie
tak
jest.
Ale – w takim razie –

jak się o tym przekonać? Jak
to
dostrzec?

Abraham
to
przynajmniej
rozmawiał
z Bogiem

tak, jak się rozmawia z drugim człowiekiem. Apostołowie – jeżeli
nawet nie wszyscy byli wtedy na Górze Przemienienia, bo było tylko
trzech, to jednak
widzieli
tyle znaków,

dokonanych przez Jezusa, a nade wszystko: mogli z Nim
na
żywo rozmawiać,

zadawać pytania, mówić Mu o swoich sprawach… Zatem, ci wielcy
ludzie wręcz
nie
mogli nie dostrzec

Bożej obecności w swoim życiu i Bożego mówienia do nich
nie
usłyszeć.

Ale my?
A
my właśnie, moi Drodzy, mamy po to Wielki Post, żeby 
nauczyć
się Jezusa słuchać i Go dostrzegać.
By
dzięki temu w naszym życiu, w naszej codzienności, zapanował
wreszcie
prawdziwy
porządek,

żeby wszystko nie stało
dłużej
na
głowie! Jak
jednak
dostrzec
obecność Boga? Jak Go usłyszeć? Gdzie i kiedy?

Moi
Drodzy,
my
to przecież dobrze wiemy.

Ale przypomnijmy sobie – tak dla wspomnianego już porządku – że
przede wszystkim
poprzez
Pismo
Święte.

Bóg do nas
przez
nie

z
całą pewnością mówi i na nasze pytania, dylematy i wątpliwości,
odpowiada – pod warunkiem jednak, że się
je
do
ręki weźmie, otworzy i coś przeczyta,

albo uważnie posłucha w trakcie liturgii. Jeżeli się tego nie
zrobi, to 
nic
się nie

usłysz
y
przecież
to
logiczne i oczywiste.

Bóg
mówi do nas także
przez
liturgię

i szczególnie
w
czasie Mszy Świętej

swoją chwałą objawia. Ale żeby ją dostrzec i się nią
zachwycić, to trzeba
przede
wszystkim
być
na Mszy Świętej w każdą niedzielę

– a może i w tygodniu – przystępując
zawsze
do Komunii Świętej, a 
co
się z tym wiąże
:
korzystając
regularnie
z Sakramentu Pokuty,

bo przez ten Sakrament
Jezus
również

mówi. I przez inne
Sakramenty.

I
mówi do nas
przez
innych ludzi,
szczególnie
wtedy, gdy 
podpowiadają
nam oni coś
dobrego,
budującego,

lub kiedy pod
suwają
nam
cenne,
nowe myśli,

które zmieniają na lepsze nas samych i naszą rzeczywistość. To z
pewnością objawienie się

chwały i mądrości

samego Boga – przez drugiego człowieka. Żeby
jednak
tego
doświadczyć, trzeba się
na
ludzi otworzyć,

zacząć ich słuchać, dopuszczając do swej świadomości, że oni
też mogą mieć rację, a nie tylko my ją mamy.

I
wreszcie –

przez różne życiowe sytuacje,

jakie się w naszym życiu dzieją, Bóg do nas mówi: zarówno
te
sytuacje
radosne
i podniosłe, jak i te trudne, jak wreszcie – te
bardzo
trudne!
Nawet
zupełnie przez nas
niezrozumiałe,
al
bo
– tak po ludzku –
niezasłużone.
Bóg niekiedy i w taki sposób może do nas mówić.
I
przez
splot
różnych sytuacji

radosnych i trudnych – może objawiać swoją chwałę. Nierzadko –
przez
pomoc,

jakiej
nam udziela w tak wielu życiowych problemach.

Moi
Drodzy, Bóg nieustannie do nas mówi,
nieustannie
się nam obawia,

nieustannie do nas wychodzi, nieustannie wyciąga do nas rękę.
Jeżeli tego nie widzimy, nie słyszymy, nie doświadczamy –
to
znak, że potrzeba
więcej
ciszy…
I
pokory więcej… I słuchania… I czasu dla Boga –
tak,
po
prostu:
czasu…
Czyż
o tym nie słyszymy od początku Wielkiego Postu?

Oczywiście,
że słyszymy.

Ale pewnie myślimy sobie: to takie „księżowskie ględzenie na
ambonie”. A tymczasem – nie ma innego wyjścia:
trzeba
się wyciszyć.
Wyłączyć
telewizor. Wyjąć słuchawki z uszu. Odłożyć komórkę. Zamknąć
laptopa. I usta zamknąć, kiedy „wyrabiają” zbyt dużo „ponad
normę”…
I
zacząć
uważnie
patrzeć – i uważnie słuchać…

A wtedy okaże się, jak ten nasz Bóg wyraźnie ukazuje nam swą
chwałę i moc! I jak wyraźnie do nas mówi!
Jak
dużo do nas mówi!
Ale
trzeba się wyciszyć… I patrzeć… I słuchać…

Da
się tak w ogóle? Nie wiem.
Spróbujcie…

4 komentarze

  • Abraham to ci tak sięz Bogiem zagadał "jak człowiek z człowiekiem", że był gotów własnemu symnowi gardło poderżnąć. Trochę to ryzykowne takie naśladownictwo.

  • Bardzo do mnie trafiły słowa Jakuba we wczorajszym komentarzu o upadaniu i podnoszeniu się przez sakrament pokuty aby iść dalej niosac swój krzyż.
    Dziś przeczytałam, że często przeżywamy obawy i lęki i nie mamy pewności, czy przyszliśmy na Eucharystię z przyzwyczajenia, czy też może z poczucia obowiàzku. Prośmy więc Chrystusa aby nas przyjał takich jakimi jesteśmy i uwolnił od wszelkiej niepewności.
    Niech ten czas Wielkiego Postu nauczy nas słuchać Boga aby Go usłyszeć.
    Może warto też dostrzegać Boże działanie w naszym codziennym życiu.
    Wiesia.

    • To ważne pytanie: z jakiego powodu przychodzimy na Mszę Świętą? Czy tylko z przyzwyczajenia, z poczucia obowiązku? A może jednak – jest coś więcej, bardziej, głębiej?…
      A słowa Jakuba – wspomniane tu – rzeczywiście były trafione.
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.