Być chrześcijaninem – to dawać z siebie więcej!

B

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywa moja młodsza Siostrzenica, Emilka
Niedźwiedzka. Życzę Kochanej Solenizantce, aby zawsze była taką
radością swoich Rodziców i całej Rodziny, jak jest obecnie, a Pan
niech Jej udziela wszystkich swoich darów i nie pozwoli choćby
przygasnąć tej niezwykłej energii, która w Niej jest! A nam niech
pozwoli jakoś za naszą żywiołową Solenizantką nadążać…
Zapewniam o modlitwie!
Urodziny
natomiast – okrągłe, bo czterdzieste – przeżywa Marcin Zająć,
bardzo pozytywna Postać w Parafii i w Gminie Miastków. To Człowiek,
któremu się coś chce w życiu osiągać i zdobywać. I oby przez
następne czterdzieści lat tak Mu się chciało! A potem pomyślimy
o następnych. Także zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, dzisiaj – decyzją Księdza Biskupa Kazimierza Gurdy,
Pasterza mojej Diecezji – kończę posługę w Parafii Miastków i
od jutra będę Duszpasterzem akademickim w Siedlcach.
Kończąc
zatem
pięcioletni czas
mojej
obecności w tej Parafii
, w
tym dwuletnią posługę wikariusza, składam uwielbienie i dzięki
Chrystusowi, Jedynemu, Wiecznemu Kapłanowi i Najwyższemu Pasterzowi
– przez ręce Jego i naszej Matki – za wszelkie dobro, jakiego
pozwolił mi w tym czasie doświadczyć.
Dziękuję
Księdzu Kanonikowi Adamowi Turemce, Proboszczowi Parafii, za świetną
współpracę, ojcowską dobroć, otwartość na wszelkie pomysły i
anielską cierpliwość.
Dziękuję
Księdzu Gabrielowi i innym Kapłanom, którzy nas w codziennej
posłudze wspomagali. Za tę siostrzaną pomoc i modlitewne wsparcie
dziękuję naszym Czcigodnym Siostrom.
Dziękuję
naszym najbliższym Współpracownikom: Panu Kościelnemu – naszemu
Panu Dyrektorowi – Grzegorzowi i Panu Organiście.
Dziękuję
mojej Służbie liturgicznej – Kochanym moim Lektorom i
Ministrantom.

Dziękuję
wreszcie całej Rodzinie parafialnej – każdej i każdemu z osobna.

Przepraszam
za wszelkie błędy i niedociągnięcia mojej posługi.

Wszystkie
owoce naszej współpracy składam przed Obliczem Pana, prosząc aby
On sam: to, co dobre utrwalił i pomnożył, a to, co się nie udało
– naprawił.
Wszystkich
Was, Droga Rodzino parafialna w Miastkowie Kościelnym, zabieram w
swoim sercu i obiecuję jak najczęściej – a zrobię wszystko, by
było to codziennie – pamiętać o Was w modlitwie. A Was proszę –
pamiętajcie o mnie w swoich modlitwach.
Niech
Was wszystkich – Członków Rodziny parafialnej i Rodziny blogowej
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch
Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

13
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: 1 Krl 19,16b.19–21; Ga 5,1.13–18; Łk 9,51–62

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Pan
rzekł do Eliasza: „Elizeusza, syna Szafata z Abel-Mechola,
namaścisz na proroka po tobie”.

Poszedł
wkrótce stamtąd Eliasz i odnalazł Elizeusza, syna Szafata,
orzącego wołami: dwanaście par wołów przed nim, a on przy
dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego
swój płaszcz. Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za
Eliaszem, powiedział: „Pozwól mi ucałować mego ojca i moją
matkę, abym potem poszedł za tobą”. On mu odpowiedział: „Idź
i wracaj, bo po co to ci uczyniłem?”

Wtedy
powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył ją na
ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom,
aby zjedli. Następnie wybrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał
się jego sługą.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Bracia:
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie
poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.

Wy
zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie
bierzcie tej wolności za zachętę do hołdowania ciału, wręcz
przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie. Bo całe
Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: „Będziesz miłował
bliźniego swego jak siebie samego”. A jeśli u was jeden drugiego
kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli.

Oto,
czego uczę: postępujcie według Ducha, a nie spełnicie pożądania
ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do
czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że
nie czy
nicie
tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi,
nie znajdziecie się w niewoli Prawa.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy
dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił
udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci
wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka
samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak,
ponieważ zmierzał do Jerozolimy.

Widząc
to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy,
żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”

Lecz
On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.

A
gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą,
dokądkolwiek się udasz”.

Jezus
mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz
Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”.

Do
innego rzekł: „Pójdź za Mną”.

Ten
zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i
pogrzebać mojego ojca”.

Odparł
mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś
królestwo Boże”.

Jeszcze
inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi
najpierw pożegnać się z moimi w domu”.

Jezus
mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz
się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.


Może
i chciałoby się pójść za wezwaniem Bożym i wolę Bożą
wypełniać w życiu też by się chciało, ale żeby tak można było
jednocześnie „wstecz się obejrzeć”, zostawić coś z
siebie dla siebie – gdy tymczasem wezwanie Boże jest takie
radykalne i takie stanowcze.

W
pierwszym czytaniu, z Pierwszej Księgi Królewskiej, usłyszeliśmy
opis powołania Elizeusza na Proroka. Polecenie, skierowane w tej
sprawie do Eliasza przez Boga, było bardzo jasne: Elizeusza,
syna Szafata z Abel-Mechola, namaścisz na proroka po tobie
.
Skoro zatem nie było w tej sprawie żadnych wątpliwości, to
nie pozostało nic innego, jak tylko wypełnić polecenie. Przeto
Eliasz odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego wołami:
dwanaście par wołów przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz,
podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz.
To
był widomy i oczywisty znak powołania.

Ale
oto okazało się, że Elizeusz nie był na to do końca
przygotowany. Bo – właśnie – jeszcze wstecz się obejrzał
i pomyślał o swoich bliskich, o swoim domu. A właściwie, to nie
tylko o nich – co zresztą nie było niczym niewłaściwym – ale
w ten sposób pokazał swoją nostalgię, swoją tęsknotę za
tym, co miał definitywnie zostawić;
za tym, do czego miał już
nie wracać…

Wiemy,
że Eliasz pozwolił mu na krótki powrót, z zaznaczeniem
jednak, że ma się szybko decydować i jeżeli chce się podjąć
zadania prorockiego, to od razu.

Jezus
Chrystus, który – jak wiemy – w swoim nauczaniu i swoich
wymaganiach był znacznie bardziej radykalny, człowiekowi chcącemu
pójść za Nim – nie pozwolił nawet na krótki powrót.
Powiedział do niego: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych,
a ty idź i głoś królestwo Boże.
A z kolei innemu,
który podzielił się z Nim swoim skądinąd szlachetnym
pragnieniem: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi
najpierw pożegnać się z moimi w domu;
odpowiedział
stanowczo: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a
wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.

Oczywiście,
my dziś mamy świadomość, że tego polecenia nie możemy brać
dosłownie, bo Jezus na pewno nie zabronił nikomu okazania szacunku
wobec własnego ojca
zwłaszcza, jeśli idzie o tak ważny obowiązek dziecka, jakim jest
sprawienie ojcu po śmierci godnego pogrzebu. Jezus tego nie
zabronił, ale w ten symboliczny sposób powiedział coś bardzo
ważnego: decyzja o pójściu za Nim nie może być połowiczna,
lękliwa, skrzętnie wyliczona i ograniczona do koniecznego minimum.

To
musi być decyzja śmiała, odważna, radykalna, całościowa i
ostateczna!
Nie da się bowiem być trochę „za”, a trochę
„przeciw” – naturalnie, mówimy tu o sprawach wiary, w sprawach
ducha. Albo się jest „za” – a wtedy wszystkie decyzje i
działania to potwierdzają; albo się jest „przeciw”, a wówczas
się nie udaje, że się jest „za”.
W
tym właśnie duchu, Święty Paweł przestrzega dziś Galatów, ale
i nas wszystkich, w drugim czytaniu: Ku wolności wyswobodził
nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo
pod jarzmo niewoli.
Jest to tylko innymi słowami wyrażona
ta zasada, którą Jezus wypowiedział dziś w Ewangelii: Ktokolwiek
przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się
do królestwa Bożego.

Tak,
owo „poddawanie się na nowo pod jarzmo niewoli” niczym innym nie
jest, jak właśnie oglądaniem się wstecz – w momencie,
kiedy się już rękę do pługa przyłożyło i orkę się
rozpoczęło. To jest powracanie do tego, co było i z czego –
przynajmniej teoretycznie – już dawno należało się
podnieść
, z czego należało radykalnie zrezygnować.

A
tymczasem – jak wspomnieliśmy na początku – chciałoby się
trochę tak, a trochę tak: i pójść za wezwaniem Bożym i uważać
się za wierzącego, i uchodzić za porządnego katolika, i
nie mieć problemów w kancelarii z różnymi koniecznymi
zaświadczeniami, a z drugiej strony: chciałoby się zostawić sobie
coś na „pamiątkę” tamtego świata, z którego się
teoretycznie wyrosło i wyszło. Bo tak trochę szkoda… Nie ze
wszystkim chciało się tak do końca zerwać… Zastanawialiśmy
się, że może nie wszystko do końca było takie złe?…

To
właśnie na tym polega oglądanie się wstecz i spowalnianie kroku w
tej naszej drodze do Boga; i ta nasza wiara tak się trochę rozmywa
i rozmienia na drobne…

A
Jezus mówi bardzo jasno i konkretnie: Zostaw umarłym
grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże.

Czyli: oderwij wzrok i serce od tego, co przyziemne, a skieruj
go ku Niebu,
ku sprawom o wiele ważniejszym, wręcz
najważniejszym! I mówi: Ktokolwiek przykłada rękę do
pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.

Czyli: kto wybiera wiarę, kto wybiera zbawienie – musi być w
tym radykalny i konsekwentny. Musi wszystko inne temu
pragnieniu i temu wyborowi podporządkować. Bo inaczej – i to też
są słowa Jezusa – nie nadaje się do królestwa Bożego!
Czyli – mówiąc wprost – nie osiągnie zbawienia.

Moi
Drodzy, to są bardzo jednoznaczne wskazania, to są bardzo czytelne
słowa. To jest rozróżnienie wręcz „zero – jedynkowe”:
albo jesteś „za”, albo jesteś „przeciw”. Nie ma
trzeciej możliwości. Albo idziesz do przodu, albo się
cofasz. Nie ma trzeciej możliwości. Albo się wspinasz pod górę,
albo się coraz szybciej staczasz w dół i w końcu z potężnym
hukiem upadasz. Nie ma trzeciej możliwości. Albo jesteś gorący,
albo jesteś zimny. Nie ma trzeciej możliwości. Albo
wybierasz Jezusa,
albo wybierasz szatana. Nie ma trzeciej
możliwości. Albo jesteś przyjacielem Jezusa – prawdziwym
przyjacielem, na całe życie, na śmierć i życie – albo
pokazujesz, że Go zupełnie nie znasz i nic On Cię tak naprawdę
nie obchodzi. Nie ma trzeciej możliwości.

Zatem:
albo jesteś wierzący – albo niewierzący. Nie ma trzeciej
drogi. Owszem, możesz popełniać błędy, możesz też stawiać
pytania, nawet powątpiewać;
możesz poszukiwać odpowiedzi na
najważniejsze pytania, a nawet mieć szczery żal do Boga o takie,
czy inne życiowe sytuacje. To wszystko mieści się w zakresie
pojęcia: „człowiek wierzący”. Bo człowiek wierzący –
to także człowiek poszukujący, może i wątpiący, może i
grzeszny, ale zawsze bardzo szczery w swoich relacjach z
Bogiem i pełen dobrej woli.

Po
drugiej stronie stoi człowiek, któremu się zwyczajnie nie chce,
któremu nie zależy, który traktuje wiarę jak niekonieczny
dodatek do rzeczywistości, kolejny przykry obowiązek, który
trzeba dla tak zwanego świętego spokoju spełnić. I właśnie w
każdej tego typu sytuacji można postawić pytanie: Czy to
jeszcze wiara,
czy już coś, co tylko ją bardzo mgliście
przypomina, a w rzeczywistości – tylko nuży i męczy, dlatego
na każdym kroku patrzy się, jak by się od tego ciężaru uwolnić.
Moi
Drodzy, Jezus Chrystus dzisiaj proponuje nam wiarę, która jest
fascynującą rzeczywistością, nadającą sens życiu
człowieka, niosącą radość i nadzieję. Nie przykry obowiązkiem,
nie – może nawet i piękną, ale jednak tylko i wyłącznie –
leciwą tradycją. Jezus proponuje nam taką
relację, która będzie prawdziwą przyjaźnią z Nim, bliskością
serc, wzajemnym oddaniem.

Taka
wiara naprawdę czyni życie człowieka pięknym, pomaga
znaleźć odpowiedzi na najtrudniejsze pytania i daje siłę do
godnego przeżycia najcięższych chwil w życiu i
odzyskiwania nadziei w obliczu przeciwności.

Do
praktykowania takiej wiary jesteśmy wszyscy zaproszeni – naprawdę,
wszyscy bez wyjątku! Jezus z taką propozycją wychodzi do każdej
i każdego z nas.
Ale potrzeba jeszcze naszej zgody, naszej
szczerej chęci – i odrobiny wysiłku. Chodzi właśnie o to, żeby
się w zacieśnianie takiej więzi zaangażować, po prostu:
dać z siebie więcej! Więcej, niż tylko to, co koniecznie
trzeba, lub co wypada.

Moi
Drodzy, jestem osobiście najgłębiej przekonany, że owo «dawanie
więcej
»
naprawdę ma sens! Ma sens!
Trzeba się tylko odważyć, by
spróbować – wejść w taki właśnie styl bliskości i współpracy
z Jezusem, aby się już więcej wstecz nie oglądać i nie
myśleć ciągle o tym, co przyziemne, ale dać się Jezusowi
poprowadzić dosłownie w ciemno!
Czyli bez roztrząsania dokąd
i w jaki sposób – po prostu za Nim pójść. O czym w tym
momencie konkretnie mówimy?
Mówimy
o Mszy Świętej, która będzie spotkaniem dwóch kochających
się Osób, a nie cotygodniowym podpisaniem listy obecności, żeby
się potem ktoś nie czepiał. Mówimy o modlitwie, która
będzie szczerą rozmową, pełną zaufania i otwartości, a nie
rymowaną akademią, albo wyklepaną formułą. Mówimy o
Spowiedzi,
która będzie powrotem szczerze żałującego dziecka
w ramiona kochającego Ojca,
a nie wyliczanką swoich zasług i
ewentualnie dwóch małych grzeszków, skwitowaną ostatecznie
cynicznym, a wręcz bezczelnym stwierdzeniem: „Ja to w sumie nie
mam żadnych grzechów”…

Mówimy
o kontakcie z Bożym słowem, które będzie uważnym i
tęsknym wsłuchiwaniem się, co też Bóg chce mi powiedzieć, co
chce mi poradzić, jaką drogę chce mi wskazać – a nie
dorocznym
kładzeniem Pisma Świętego na stoliku
obok krzyżyka, na czas wizyty duszpasterskiej, żeby potem na cały
rok znowu postawić je na półce…

Mówimy
o takim podejmowaniu życiowych decyzji i takim dokonywaniu moralnych
wyborów, które za każdym razem będzie poprzedzone pytaniem,
skierowanym do Jezusa, co On zrobiłby na moim miejscu w tej
sytuacji, w której ja się aktualnie znajduję…

A
w tym kontekście mówimy o zaangażowaniu się w jakąś
wspólnotę,
czy grupę, istniejącą w Parafii, lub poza nią –
taką wspólnotę, która pozwoli mi dać z siebie więcej: Bogu i
ludziom,
a nie tylko narzekać na cały świat, na wszystkich
wokół, a w końcu i na samego Pana Boga.

Moi
Drodzy, taka wiara – to jest dopiero prawdziwa wiara! Nie ta
drzemiąca, wiecznie ziewająca, ciągle narzekająca i krytykująca,
z nosem utkwionym w komórce lub tablecie, albo zapędzona za
tysiącem codziennych, przyziemnych spraw. Bo taki styl życia – o
ile go można w ogóle nazwać wiarą – musi męczyć, musi
nużyć!
Nie ma innego sposobu! Komu się chce robić coś, do
czego jest przymuszonym,
lub czego sensu w ogóle się nie
widzi?…

A
tak będzie zawsze, jeżeli ktoś do wiary podchodzi – przepraszam
za to wyrażenie – „na pół gwizdka”: żeby się nie
przemęczyć i żeby Bóg i ludzie przypadkiem ode mnie za dużo
nie chcieli.
Mi wystarczy to, co jest – choćby to było
naprawdę absolutne minimum – i nie chcę niczego zmieniać.

W
sumie, moi Drodzy, każdy ma prawo tak podejść do całej sprawy.
Wielu tak podchodzi. Ale wtedy bądźmy na tyle uczciwi, by nie
dziwić się, że taka wiara nic nie daje, niczego w życiu nie
zmienia,
nie przynosi pociechy, a jedynie tylko przytłacza. Nie
dziwmy się temu, bo przy tego typu podejściu to jest coś zupełnie
normalnego.

Jezus
proponuje nam swoją miłość, swoją przyjaźń, proponuje
totalną przemianę naszego życia,
wręcz trzęsienie ziemi! I
cudów chce w naszym życiu dokonywać – tak, prawdziwych cudów!
Ale stawia konkretne warunki – i nie owija w bawełnę, mówi
jasno: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i
głoś królestwo Boże;
oraz: Ktokolwiek przykłada
rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa
Bożego.

Moi
Drodzy, nie dajmy się Jezusowi więcej prosić! Odważmy się!
Przynajmniej spróbujmy:
spróbujmy pokonać swoje lenistwo,
przełamać swoje „niechciejstwo”; spróbujmy wyrwać się ze
tego przeklętego malkontenctwa i ciągłego narzekania. Dajmy z
siebie więcej!
Nie bójmy się tego! Naprawdę, niczego w ten
sposób nie stracimy – a bardzo wiele zyskamy! Zyskamy całkiem
nowe – piękne życie!

Moi
Drodzy, warto! Naprawdę warto! Odważmy się! Nie oglądajmy
się trwożliwie wstecz – tylko odważnie naprzód! Odważnie
naprzód! W radości i nadziei!
Gaudium
et spes! Amen

9 komentarzy

  • Tydzień temu w niedziele postanowiłam, że dziś wezmę udział po Mszy Świętej o 11:30 w Marszu dla Życia, Rodziny i Tradycji a wczoraj z uwagi na planowane upały zmieniłam zdanie i wybrałam się na 8:30. Zawiodłam Pana…moja wymówka – temperatura powietrza w słońcu ( w tej chwili ) 57 w cieniu 32… a marsz kończy się na moim osiedlu pod Krzyżem… Jezu, jestem rozbita wewnętrznie… Jezu, przebacz…innym razem pójdę…Nic nie dała mi Twoja nauka, Twoja Ewangelia, nie przyjęłam jej, nie wyciągnęłam wniosków dla siebie… a Ty czekasz Panie Jezu cierpliwie, kiedy się zmienię, kiedy będę cała dla Ciebie, kiedy nic i nikt nie rozłączy mnie od Ciebie. Boże, Ty wszystko wiesz…Ty wiesz ,że Cię kocham.

  • Dziękuję księże Jacku za wspaniały ten czas za piękne i mądre kazania za energię za mile słowa będzie księdza brakować życzę owocnej pracy z mlodzierza

  • Gratulacje! Ks. Jacku już tyle czasu minęło jak opuściłeś Celestynów, ale przez ten blog nie czuję tego odejścia z parafii. Mádre I pouczajace słowa, podnoszace na duchu, ciekawostki z życia świętych i codziennych ludzi, pamięć o wszystkich spotkanych na swojej drodze kapłańskiej, nauki dla starszych i młodszych to wszystko co czyni ten blog ciekawym i tworzàcym ciepło wielkiej rodziny blogowej.
    Życzę dalszej kariery naukowej.
    Właśnie byłam na rodzinnym ślubie w Olecku i weselu w Ełku, gdzie był obecny kolega panny młodej z seminarium. Czas na poprawinach poświęcił na nauczanie młodych osób I zachęcanie ich do ślubu a obecnie mieszkajàcych razem.
    Źyczę odpoczynku na łonie naszych gór w gronie rodzinnym.
    Pozdrawiam serdecznie. Z Panem Bogiem.
    Wiesia.

    • Bardzo dziękuję za te ciepłe słowa o moim pobycie w Celestynowie. Ja też wspominam te dwa lata bardzo dobrze. To był wyjątkowo intensywny i bogaty w doświadczenia czas w moim kapłaństwie. Często dziękuję za niego Bogu – i za Ludzi, których wtedy na mojej drodze postawił.
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.