Gdy zabierasz się do sądzenia…

G

Szczęść Boże! Moi Drodzy, urodziny dzisiaj przeżywa Siostra Michaela Stępniak, Karmelitanka z Kodnia, a moja była Uczennica. Tak się składa, że Siostra Michaela w tych dniach obchodzi ważne dla siebie święta, bo to imieniny, rocznica ślubów wieczystych, a dzisiaj urodziny. To daje mi okazję do bardziej intensywnej modlitwy w Jej intencji i życzenia Jej szczególnego Bożego błogosławieństwa!

Urodziny dzisiaj także przeżywa Maciej Przybysz, za moich czasów – Lektor w Parafii w Trąbkach i mój „Chrześniak” z Bierzmowania. Nie wiem, jak określić kogoś, dla kogo byłem Świadkiem przy Bierzmowaniu. Ze względu na bliskość obu Sakramentów, tak Maćka określam. Życzę Mu, aby swoim życiem wypełnił wolę Bożą. I zapewniam o modlitwie.

Moi Drodzy, dzisiaj przeżywamy kolejną rocznicę wyboru Ojca Świętego Jana Pawła II. Niech On będzie dzisiaj obecny w naszych modlitwach i naszej refleksji. Może warto sięgnąć po Jego nauczanie?…

Dzisiaj także wspominamy Świętą Jadwigę Śląską. Patronka ta stała mi się ostatnio bliższa przez to, że pomagam duszpastersko w Samogoszczy, która to Parafia jest pod wezwaniem Świętej Jadwigi, a do tego ostatnio, we wrześniu, wraz z Duszpasterstwem Niewidomych naszej Diecezji, byłem w Trzebnicy, u grobu Świętej. Wiele wtedy usłyszałem o Niej i modliłem się przez Jej wstawiennictwo. Niech będzie dla nas wspaniałym przykładem.

Moi Drodzy, dziękuję Bogu za dzień skupienia Ojców Oblatów w Kodniu, który dane mi było poprowadzić. Otaczam Ich swoją modlitwą, a Wam dziękuję za wsparcie w tych dniach. Ja też o Was pamiętałem.

Życzę Wszystkim błogosławionego dnia!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 28 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Jadwigi Śląskiej,

do czytań: Rz 2,1–11; Łk 11,42–46

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, w tej sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów.

Czy myślisz, człowiecze, co osądzasz tych, którzy się dopuszczają takich czynów, a sam czynisz to samo, że ty unikniesz potępienia Bożego? A może gardzisz bogactwem dobroci, cierpliwości i wielkoduszności Boga, nie chcąc wiedzieć, że dobroć Jego chce cię przywieść do nawrócenia?

Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie.

Ucisk i utrapienie spadnie na każdego człowieka, który dopuszcza się zła, najpierw na Żyda, a potem na Greka. Chwała zaś, cześć i pokój spotka każdego, kto czyni dobrze, najpierw Żyda, a potem Greka. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: „Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać.

Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku.

Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą”.

Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”.

On odparł: „I wam, uczonym w Prawie, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie”.

Można powiedzieć – po pobieżnym wysłuchaniu dzisiejszych czytań – że z jednej strony Apostoł krytykuje fakt osądzania jednych przez drugich, a z drugiej strony sam Jezus tak ostro ocenia drugich, czyli konkretnie faryzeuszów i uczonych w Prawie. Czy nie ma tu jakiejś wewnętrznej sprzeczności, skoro Apostoł mówi tak, a sam Jezus jakby pokazuje zupełnie inny sposób działania?

Czy jednak możemy porównywać jedną sytuację z drugą? Wydaje się, że nie, skoro Apostoł mówi tak: Nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, w tej sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów.

I dalej: Czy myślisz, człowiecze, co osądzasz tych, którzy się dopuszczają takich czynów, a sam czynisz to samo, że ty unikniesz potępienia Bożego? A może gardzisz bogactwem dobroci, cierpliwości i wielkoduszności Boga, nie chcąc wiedzieć, że dobroć Jego chce cię przywieść do nawrócenia?

W tych słowach Apostoła odnajdujemy przynajmniej trzy motywy, wyraźnie odróżniające to, co Paweł nazywa osądzaniem innych, od surowej reprymendy, jakiej Jezus udzielił dzisiaj żydowskiej elicie.

Otóż, Apostoł wyraźnie stwierdza: sądzisz drugiego. Rzeczywiście, ludzie osądzają ludzi, piętnują ich samych. Jezus potępiał czyny, ale człowiekowi, który się tych złych czynów dopuszczał, zawsze dawał szansę.

Następnie, Apostoł stwierdza: Ty czynisz to samo, co osądzasz. Niestety, tak się zwykle dzieje. Ludzie, którzy osądzają ludzi, sami czynią to, co osądzają. W przypadku Jezusa, nie ma takiej sytuacji.

I wreszcie, Apostoł pisze, iż człowiek potępiający drugiego gardzi dobrocią Boga, który chce go przywieźć do nawrócenia. Otóż, właśnie! Człowiek, osądzający drugiego, wcale nie ma na myśli jego dobra. Raczej chce go potępić, poniżyć, wykazać przy okazji swoją „lepszość”, gdy tymczasem Jezus naprawdę chce dobra człowieka i wszystko, co mówi i robi, na to jest nakierowane: na dobro człowieka, na jego zbawienie.

Owszem, kiedy słyszymy dzisiejszą wypowiedź Jezusa, skierowaną do uczonych w Piśmie i faryzeuszy, i wyobrażamy sobie, że mógłby w ten sposób powiedzieć do nas, to skóra cierpnie! Bo gdybyśmy mieli usłyszeć od kogoś tak dla nas ważnego, jak Jezus, słowa w stylu: Biada wam, albo też: jesteście jak groby niewidoczne; albo w innych miejscach Ewangelii zapisane: obłudnicy, plemię żmijowe – to, rzeczywiście, średnio przyjemne…

A jednak Jezus nie patrzy na to, co przyjemne, tylko co jest naprawdę ważne i potrzebne, by człowiek się nawrócił i ostatecznie osiągnął zbawienie. Może zatem warto dzisiaj, w kontekście usłyszanego Słowa, zastanowić się nad naszym wypowiadaniem się o innych ludziach: czy my ich nie potępiamy? Jeżeli wypowiadamy się krytycznie, to o czynach, czy jednak o ludziach?

To znaczy: jeżeli krytykujemy czyny lub postawy, to czy dajemy szansą samemu człowiekowi, wierząc, że może się on zmienić, nawrócić, przemyśleć swoje postępowanie – czy odrzucamy samego człowieka, w przekonaniu, że z niego to już nic nie będzie, on się na pewno nie zmieni, nie nawróci, nie ma na to szans? I kiedy mówimy o innych – a powiedzmy sobie szczerze, że często i chętnie mówimy – to czy przypadkiem nie krytykujemy ich za to, co sami także często czynimy?… Właśnie!

Jezus, owszem, wypowiada się bardzo surowo – zarówno w tym fragmencie Ewangelii, który dziś słyszymy, jak i w innych miejscach. Ale On ma do tego pełne prawo, bo jest Bogiem – i sam jest wolny od takich postaw, na które wskazuje. My ani nie jesteśmy Bogiem, ani nie jesteśmy wolni od zła: rzeczywiście, często krytykujemy to, co sami robimy. Albo jeszcze gorzej: potępiamy ludzi za takie czyny, jakich sami się dopuszczamy.

Dlatego nie możemy porównywać się do Jezusa i Jego osądu do naszych osądów. Powinniśmy natomiast skoncentrować cały wysiłek na to, by nasze czyny świadczyły o nas bardziej, niż słowa… I byśmy swoim postępowaniem wysyłali do innych sygnał, jak należy postępować, a wówczas nie trzeba będzie wypowiadać całej masy słów, wśród których niestety często nie zabraknie słów złych i grzesznych.

A kiedy już będziemy mówili o innych – to by to było zawsze wskazanie na złe czyny, ale nigdy potępianie człowieka. To naprawdę bardzo ważne rozróżnienie, o którym zawsze trzeba nam pamiętać. Bo wydaje się, że w praktyce codzienności łatwo o tym zapominamy i granicę tę przekraczamy…

Przykładem bardzo dobrego i pełnego miłości odniesienia do drugiego człowieka jest postawa Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Jadwigi Śląskiej.

Urodziła się około roku 1180 roku w Bawarii jako córka hrabiego Bertolda IV i Agnieszki, hrabiów Andechs. Otrzymała staranne wychowanie najpierw w rodzinnym domu, potem zaś w klasztorze benedyktynek w Kitzingen nad Menem, znanym wówczas ośrodku kulturalnym. Uczyła się – między innymi – łaciny, haftów i malowania, muzyki i pielęgnowania chorych.

W roku 1190 przeniosła się do Wrocławia na dwór księcia Bolesława Wysokiego, gdyż została upatrzona na żonę dla jego syna, Henryka. Miała wtedy zaledwie dwanaście lat. Data ślubu nie jest bliżej znana – wiadomo jednak, że nastąpił on niebawem. Henryk Brodaty, w dniu 8 listopada 1202 roku, został panem całego księstwa. Rychło też udało mu się do dzielnicy śląskiej dołączyć dzielnicę senioratu, czyli krakowską, a także znaczną część Wielkopolski. Dlatego figuruje on w spisie władców Polski.

Henryk i Jadwiga stanowili wzorowe małżeństwo. Mieli pięcioro dzieci, spośród których jednak troje zmarło. Ostatnich dwadzieścia osiem lat wspólnego pożycia małżonkowie zachowywali wstrzemięźliwość, do czego zobowiązali się uroczystym ślubem czystości. Ponadto, Jadwiga dostosowała się do zwyczajów i języka polskiego na dworze swego męża. Zresztą, dwór ten słynął z porządku i dobrych obyczajów, gdyż Księżna dbała o dobór osób.

Wyposażyła wiele kościołów w szaty liturgiczne, które nierzadko sama haftowała. Macierzyńską troską otaczała służbę dworu. Oprócz tego, bardzo troszczyła się o to, aby urzędnicy w jej dobrach nie uciskali poddanych. Tym ostatnim zresztą obniżyła czynsze, przewodniczyła sądom, darowała grzywny karne, a w razie klęsk nakazywała – mimo protestów zarządców – rozdawać ziarno, mięso, sól…

Zorganizowała także szpitalik dworski, gdzie codziennie znajdowało utrzymanie kilkunastu chorych i kalek. W czasie objazdów księstwa osobiście odwiedzała chorych i wspierała hojnie ubogich. Popierała również szkołę katedralną we Wrocławiu i wspierała ubogich zdolnych chłopców, którzy chcieli się uczyć. Starała się nawet łagodzić dolę więźniów, posyłając im żywność, świece i odzież. Zdarzało się, że niektórym zamieniała karę śmierci czy długiego więzienia na prace przy budowie kościołów lub klasztorów. Jej mąż chętnie na to przystawał, chociaż to jemu zostawiała ostateczną decyzję.

W swoim życiu Jadwiga dość mocno doświadczyła tajemnicy Krzyża. Przeżyła śmierć męża i prawie wszystkich dzieci, po czym spadło na nią jeszcze wiele innych rodzinnych dramatów. Wszystko to jednak znosiła bez szemrania, aby wreszcie po śmierci męża zdać rządy żonie Henryka Pobożnego, Annie, i zamknąć się w klasztorze w Trzebnicy, która sama wcześniej ufundowała, a w którym przełożoną była jej córka Gertruda.

To właśnie na jej ręce Jadwiga złożyła, w 1238 roku, śluby zakonne i stała się jej posłuszna, podejmując tak surowe praktyki pokutne, jak posty, biczowania, noszenie włosiennicy i czuwania nocne. Jednocześnie zasłynęła z pobożności i czynów miłosierdzia. Wyczerpana surowym życiem, zmarła 14 października 1243 roku, w wieku ponad sześćdziesięciu lat.

Zaraz po jej śmierci do grobu w Trzebnicy zaczęły napływać liczne pielgrzymki. Z całą gorliwością kult swojej matki popierała Gertruda. Kanonizacji księżnej Jadwigi dokonał Papież Klemens IV, w dniu 26 marca 1267 roku. Na prośbę króla Jana III Sobieskiego Błogosławiony Papież Innocenty XI rozciągnął – w roku 1680 – Jej kult na cały Kościół.

W jednym z życiorysów naszej dzisiejszej Patronki, napisanym przez współczesnego Jej autora, odnajdujemy taką oto relację, dotyczącą Jej postawy i świętości:

Wiedząc o tym, że żywe kamienie, przeznaczone na budowanie niebieskiego Jeruzalem, mają być wygładzone na tym świecie uderzeniami przeciwności i ucisków, oraz że przez wiele utrapień wchodzi się do chwały niebieskiej i chwalebnej ojczyzny, służebnica Boża, Jadwiga, przyjmowała chętnie nawałę nieszczęść i nie szczędząc siebie, umartwiała swe ciało częstym biczowaniem. Codziennie do tego stopnia wyniszczała się postami i wstrzemięźliwością, iż wielu dziwiło się, w jaki sposób słaba i delikatna niewiasta potrafi wytrzymać tego rodzaju udręczenia.

Im bardziej oddawała się umartwieniu ciała – zawsze jednak z rozwagą! – tym bardziej wzrastała w mocy ducha i bogactwie łaski, a równocześnie pomnażał się w niej żar pobożności oraz miłości Bożej. Bardzo często wznosiła się ku Bogu tak gorącą tęsknotą, iż stawała się jakby nieczuła i nie zauważała, co się wokół niej działo. Podobnie jak gorliwością swej duszy nieustannie dążyła ku Bogu, tak dobroczynną miłością pochylała się nad bliźnimi, rozdzielając hojne jałmużny potrzebującym.

Świadczyła dobroczynną pomoc wspólnotom i poszczególnym osobom zakonnym przebywającym wewnątrz lub poza klasztorem, wdowom i sierotom, słabym i chorym, trędowatym i więźniom, podróżnym, matkom wychowującym małe dzieci. Nikomu spośród tych, którzy przychodzili szukać u niej pomocy, nie pozwalała odejść bez wsparcia.

Ponieważ zaś służebnica Boża nie zaniedbała żadnego dobrego czynu, który mogła wypełnić, Bóg obdarzył ją szczególną łaską: gdy brakowało jej ludzkich środków do działania i sama czuła się wyczerpana fizycznie, przedziwną mocą Chrystusowej Męki potrafiła wykonać wszystko, czego oczekiwali od niej bliźni przychodzący z prośbą w jakiejkolwiek potrzebie. Wszystkim, którzy się do niej uciekali w nadziei uwolnienia od nieszczęść, tak duchowych, jak cielesnych, udzielała pomocy zgodnie z łaskawą wolą Bożą.” Tyle z relacji dotyczącej życia Świętej Jadwigi Śląskiej.

Wpatrzeni w przykład jej świętości, ale także zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze pomyślmy, czy w relacjach z drugim człowiekiem kierujemy się tak naprawdę troską o jego dobro i nawet krytykując jego złe czyny, chcemy jego poprawy, czy potępiamy go, chcąc wręcz wybić się i zabłysnąć jego kosztem? Czy tak, jak Świętej Patronce dnia dzisiejszego – szczerze zależy nam na dobru drugiego?…

2 komentarze

  • Rozważanie nad dzisiejszym Czytaniem i Ewangelią, stanowić będzie dla mnie między innymi kanwę , do rachunku sumienia przed jutrzejszą spowiedzią. Duchu Święty zapraszam Cię, bądź ze mną, pomagaj, przypominaj, działaj…

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.