Zaufajmy! Wytrwajmy!

Z

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca! Dziękujmy Panu za to, że jest z nami – szczególnie w Eucharystii, ale i w swoim Słowie, i na tyle różnych sposobów! Składajmy Mu nasze szczere uwielbienie!

Módlmy się także za Zmarłych, pamiętając o zyskiwaniu odpustów, poprzez modlitwę za Nich na cmentarzu. Przypominam: zgodnie z rozporządzeniem Stolicy Apostolskiej, możemy zyskiwać odpusty przez osiem dni, ale mogą to być którekolwiek dni w listopadzie – nie muszą być jeden po drugim. Skorzystajmy z tego ułatwienia.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co tak szczególnie mówi do mnie Pan? Z czym zwraca się tak osobiście do mnie? Duchu Święty, pomóż odczytać…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

32 Niedziela zwykła, B,

7 listopada 2021., 

do czytań: 1 Krl 17,10–16; Hbr 9,24–28; Mk 12,38–44

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Prorok Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.

Na to odrzekła: „Na życie Pana, twego Boga, już nie mam pieczywa, tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.

Eliasz zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi przyniesiesz. A sobie i twemu synowi zrobisz potem.

Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię»”.

Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:

Chrystus wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz, na końcu wieków, na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.

A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsce na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.

Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.

Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”.

Trudno nie zauważyć podobieństwa w postawie obu wdów, ukazanych w dzisiejszej liturgii Słowa. Przede wszystkim, jedna i druga były właśnie wdowami, a zatem kobietami, których pozycja w społeczeństwie była mało komfortowa – by się tak delikatnie wyrazić. Pozbawione opieki męża, skazane były na marginalizację i ubóstwo, a czasami wręcz na życie w totalnej nędzy i odrzuceniu.

Nie wiemy dokładnie, jaki był status materialny obu wdów, o których dzisiaj mówimy, wiemy jednak na pewno, że żyły nader skromnie. Ta, opisana w pierwszym czytaniu, została dziś ukazana w momencie, kiedy zbierała drwa, aby rozpalić ogień, na którym zamierzała przygotować – jakby to dramatycznie nie brzmiało – ostatni posiłek w swoim życiu. Potem spodziewała się już tylko śmierci głodowej, a zatem żyła rzeczywiście na skraju nędzy.

To fakt, że w całym kraju panowały wtedy trudne warunki, bo z powodu braku deszczu wielu ludzi cierpiało głód, ale chyba bez większej obawy błędu możemy domyślać się, że ci bogatsi jakoś sobie radzili i jeżeli komuś udało się gdzieś tam zdobyć jakiekolwiek pożywienie, to właśnie im się to udawało, a nie tym ubogim. Zatem, mamy potwierdzone ubóstwo owej wdowy.

O ubóstwie drugiej, tej opisanej w Ewangelii, zaświadczył sam Jezus, mówiąc o niej wprost jako o «ubogiej wdowie» i na tym tle doceniając dar serca, jaki złożyła do świątynnej skarbony.

I to jest właśnie drugi element, stanowiący podobieństwo jednej wdowy do drugiej: totalne zaufanie do Boga. Wdowa ewangeliczna wyraziła to poprzez złożenia ofiary, która choć nominalnie – na tle innych, składanych tego dnia do skarbony – była najmniejsza, albo jedną z najmniejszych, to jednak w oczach Jezusa zyskała wartość największą.

Jak bowiem sam Jezus stwierdził: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.

I również ta opisana w pierwszym czytaniu, podzieliła się tym, co miała z Prorokiem Eliaszem, choć miała bardzo mało – prawie nic nie miała. Owszem, początkowo zawahała się, bo przecież dla niej samej i jej syna ilość posiadanego pokarmu stanowiła absolutne minimum, a tu się jeszcze miała tym z kimś podzielić, dlatego trudno dziwić się jej wahaniu. Kiedy jednak została zapewniona przez Proroka, że może spokojnie to uczynić, gdyż sam Bóg jej to wynagrodzi i zainterweniuje w całej sprawie, wtedy już zupełnie się nie wahała.

I rzeczywiście – Bóg zainterweniował! Jak bowiem słyszeliśmy: Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

Na temat dalszego losu wdowy, ukazanej w Ewangelii, nic nie wiemy, ale możemy się domyślać, a nawet być pewni, że skoro czyn jej nie uszedł uwagi Jezusa, a nawet został nam wszystkim ukazany przez Niego za wzór, to znaczy, że wdowa ze swoim ubóstwem nie została sama i skoro całe swoje utrzymanie złożyła w ręce Boże, to z Bożej ręki to utrzymanie zostało jej zapewnione. Na pewno, Bóg nie zawiódł nadziei, jakie ona w Nim złożyła.

Z postawy zatem obu wdów wynika dla nas bardzo oczywista nauka, że zawsze i z każdą swoją biedą, z każdym swoim ubóstwem – i tym materialnym, a o wiele bardziej: z tym duchowym – winniśmy zwracać się do Pana, Jego prosić o pomoc, Jemu ufać. Jemu oddawać całą naszą bezradność, czasami może rozgoryczenie, a niekiedy wręcz przygnębienie, czy przerażenie.

Z takimi to bowiem trudnościami zmagamy się szczególnie ostatnio. Ale czy jakikolwiek czas, kiedykolwiek wcześniej, wolny był od najróżniejszych trudności i problemów? Czy ludzie przed nami żyli w atmosferze beztroski, nie mając większych zmartwień, a dopiero nasze czasy te zmartwienia i te problemy przyniosły? Przecież dobrze wiemy, że to nieprawda!

Każde pokolenie i każdy czas ma swoje dylematy i dramaty, swoje krzyże i bóle, ale także – przyznajmy to uczciwie – swoje radości i nadzieje. Dlatego każdy czas i każde okoliczności, w jakich przychodzi żyć człowiekowi, to dobre okoliczności na to, by zaufać Panu, by Jemu swój los w całości powierzyć, by podzielić się z Nim swoimi troskami i obawami, swoimi lękami i swoją bezradnością, ale także u Niego szukać światła i dobrych natchnień, motywacji do pracy i pomysłu na rozwiązywanie problemów oraz nadziei na przyszłość.

Każdy czas jest dobry na to, bo w naszym życiu nie ma tak strasznych problemów, których by się z Bożą pomocą nie dało rozwiązać, ale też i tak nieważnych spraw, których nie byłoby potrzeby z Bożą pomocą rozwiązać. Nie! Jeżeli jakaś sprawa ważna jest dla mnie, czy dla kogokolwiek z ludzi – ważna jest też dla Jezusa.

Podobnie, jak dwa małe grosiki, złożone przez ubogą wdowę, z pewnością umknęły uwadze wszystkich składających tamtego dnia dużo większe ofiary, a w świątynnej skarbonie „zginęły” gdzieś pomiędzy wielkimi monetami, jednak przez Jezusa właśnie ta ofiara została zauważona i pochwalona – tak też jest i z naszymi małymi nominalnie ofiarkami, codziennie składanymi Bogu w modlitwie, ale także z naszymi małymi zmartwieniami i problemami. Na tle innych, wielkich problemów tego świata, wydają się one zupełnie nieważne, natomiast dla kogoś, kto je przeżywa, są one całym światem! Są najważniejsze!

I chociaż – niczym owe dwa pieniążki – umykają uwadze tych, którzy szafują wielkimi, złotymi monetami, to jednak nie umykają uwadze Jezusa! Na szczęście! Podobnie i nasze problemy i przeżycia, nasze radości i nadzieje, ale także nasze obawy i lęki – nie umykają uwadze Jezusa! On wie, co kryje w swoim sercu człowiek.

Jak mówił Jan Paweł II w przemówieniu na inaugurację swego Pontyfikatu: „Dzisiaj tak często człowiek nie wie, co nosi w sobie, w głębi swojej duszy, swego serca. Tak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Tak często opanowuje go zwątpienie, które przechodzi w rozpacz. Pozwólcie zatem – proszę Was, błagam Was z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. Tylko On ma słowa życia, tak, życia wiecznego!” Jakby mówił o naszych czasach, prawda?…

I stąd Jego wielki apel – wołanie, które wszyscy na pewno dobrze znamy: Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju. Nie lękajcie się! Chrystus wie, co jest w człowieku. Tylko on to wie!” Tak u początku swego Pontyfikatu zachęcał wiernych Kościoła Jan Paweł II.

Dlatego tylko do Jezusa powinniśmy się ze wszystkim zwracać! Ze wszystkim – i zawsze! Niczego się nie obawiać, niczym nie krępować i nie patrzeć, co ludzie powiedzą. Ludzie i tak powiedzą, co tylko będą chcieli, ale to nas nie może w żaden sposób deprymować i powstrzymywać przed zwróceniem się do Pana. Bo tylko On – żeby to raz jeszcze przywołać – dobrze wie, co nosi w swoim sercu człowiek, co tam przed światem i przed ludźmi skrywa. Jezus dobrze to wie!

Chce jednak, żebyśmy to my sami, w sposób wolny, zwrócili się do Niego, żebyśmy Mu po prostu zaufali. A On nasze sprawy – i nas samych – przedstawi swemu Ojcu. Wszak słyszymy w drugim czytaniu, z Listu do Hebrajczyków, że Chrystus wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga…

Dlatego możemy być pewni, że tam w Niebie mamy kogoś, kto dobrze nas rozumie, kto nas naprawdę bardzo kocha i bardzo chce naszego dobra. Komu na nas przeogromnie, wręcz bezgranicznie zależy! Możemy Mu więc zaufać – bez obawy o to, że zostaniemy oszukani, rozczarowani, że w oczach ludzi okażemy się naiwni i łatwowierni, lokując swe nadzieje w kimś niewiarygodnym, kto to nasze zaufanie chce wykorzystać dla swoich osobistych celów. Tak mogą postępować politycy – szczególnie w okresie wyborczym – ale nie Jezus!

On nigdy nie zawiedzie, nigdy nie oszuka! On sam dostrzeże nawet najmniejsze nasze zmartwienie, nawet najdrobniejszy nasz problem, ale także nawet najbardziej dyskretny przejaw naszej dobrej woli – i nawet najcichsze poruszenie serca. Dlatego idźmy do Niego – ze wszystkim! Pamiętajmy: nie ma takiego problemu, którego Jezus nie byłby w stanie rozwiązać! Nie ma też takiego problemu, którego Jezus nie zechciałby rozwiązać, jeżeli tylko my prosimy Go o jego rozwiązanie! Nie ma też takiego problemu, który byłby w Jego oczach nieważny, o ile tylko w naszych oczach jest ważny!

I nie ma takiej sytuacji – społecznej, zdrowotnej, jakiejkolwiek innej – która byłaby na tyle skomplikowana, że On nie wiedziałby jak rozwiązać, która jakoby wymknęła Mu się spod kontroli. Albo na którą celowo chciałby nas skazywać. Nie ma takich sytuacji!

Jeżeli nawet nie od razu rozwiązuje nasze problemy, jeżeli pozwala nam przez jakiś czas doświadczyć pewnych trudności, to może właśnie po to, abyśmy uczyli się jeszcze bardziej i bardziej Jemu ufać! Tylko Jemu – nikomu więcej! Jeżeli bowiem – urażeni tym, że Jezus nie od razu rozwiązuje nasze problemy i skomplikowane sytuacje – odchodzimy od Niego, by szukać rozwiązania gdzie indziej, albo u kogo innego, to tylko przeżyjemy bolesne rozczarowanie, a rozwiązanie trudności tylko odsunie się w czasie.

Wytrwajmy więc przy Jezusie, nie odchodźmy ani na krok! Choćby było nie wiadomo, jak ciężko na sercu i wydawało się, że cały świat nam się na głowę wali i grunt spod nóg usuwa – wytrwajmy przy Jezusie! Nie odchodźmy od Niego! Ratunek i pocieszenie przyjdzie tylko od Niego! Tylko od Niego!

Dlatego składajmy do Jego skarbony choćby najmniejsze grosiki naszych modlitw, naszego zaufania… I dzielmy się z innymi choćby małą kromką nadziei i dobrego słowa… Jezus na pewno wszystko to pomnoży i nam z tego wypłaci – całym bogactwem łaski, wsparcia, pocieszenia… Tylko wytrwajmy! Zaufajmy!

I – jak nas zachęcał Jan Paweł II – nie lękajmy się! Nikogo i niczego!

2 komentarze

  • Bóg daje mi za przykład dwie kobiety. Dziś nie byłam podobna do żadnej z Nich a miałam taką możliwość i nie wykorzystałam jej należycie. Przed kościołem poruszał się niepełnosprawny człowiek, żebrzący pieniądze na leki. Przed mszą, widząc Go, pomyślałam, że dam po Mszy Świętej a po , już go nie widziałam. Nie jestem podobna do tych ewangelicznych wdów, również dlatego bo ( chyba) nigdy nie oddałabym ” ostatniego” pieniążka. Na tacę również daję, z tego co mi zbywa.
    Czy moje wypowiadane słowa ” Jezu ufam Tobie” są naprawdę szczere….

    • Bądźmy ostrożni z rozdawaniem pieniędzy przydrożnym żebrakom. Naprawdę, nie zawsze jest to dobre i potrzebne, a czasami – tak uważam – może być nawet szkodliwe. Dobrze byłoby się przekonać, czy ów żebrzący nie jest naciągaczem, albo nie stoi za nim cała ekipa „mocodawców”. Naprawdę, spotykałem się już z różnymi przekrętami ze strony ludzi wyciągających przy ulicy rękę po pieniądze…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.