Marność nad marnościami…

M

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! 

Pozdrawiam bardzo serdecznie z Surgutu, z Syberii i zapraszam, byśmy razem porozmyślali nad Bożym Słowem. Zapraszam też do dzielenia się swoimi myślami, komentarzami, może i pytaniami. 

Pamiętajmy o modlitwie za Ks. Jacka, przeżywającego swoje rekolekcje, proszę też o modlitwę za mnie i moich parafian. 

Ten dzień oddajemy w Boże ręce i na ten dzień…

 

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen. 

 

(Koh 1, 2-11)
Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami – wszystko jest marnością. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje śpieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy zawracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie. Każde mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie, więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: „Patrz, to coś nowego” – to przecież istniało to już w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci o tych, co żyli dawniej, ani też o tych, co będą kiedyś żyli, nie pozostanie wspomnienie u tych, co będą potem.

 

(Łk 9, 7-9)
Tetrarcha Herod posłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Chrystusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że zjawił się Eliasz; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. A Herod mówił: „Jana kazałem ściąć. Któż więc jest ten, o którym takie rzeczy słyszę?” I starał się Go zobaczyć.

 

Czytając słowa Koheleta, możemy odnieść wrażenie, że pisze te słowa człowiek w jakimś kryzysie, człowiek zdołowany, zniechęcony, że jest to jakieś biadolenie, może jakiś kryzys wieku średniego. 

Jednak ciekawe jest to, że te słowa, zwłaszcza początek – marność nad marnościami – są jednymi z najbardziej znanych i najczęściej powtarzanych słów Pisma Świętego, zwłaszcza Starego Testamentu. Przy czym i w Polsce i tutaj podobnie. I nawet jeśli wprost nie odnajdujemy w tym jakiegoś rozwiązania problemu, to znajdujemy tu jakąś diagnozę, jakieś nazwanie naszego problemu. 

W rosyjskim tłumaczeniu jest tu nie słowo marność a суета сует, всё суета. Słowo „суета”, ma trochę inny odcień, ale w zasadzie sens wypowiedzi jest podobny. Суета – to określenie na jakieś bieganie bez sensu, krzątanie się z którego niewiele wynika, jakieś mało ważne sprawy, które zabierają nam czas. Biegamy, biegamy i potem okazuje się, że niewiele z tego wynikło. Czas minął, a myśmy niewiele zrobili. 

Możemy porozmyślać – czemu mamy taki problem? Czemu te słowa są tak popularne i tak oddają nasze problemy? 

Czasem staramy się „zbawiać świat”. Mamy tysiąc zadań, z którymi próbujemy zdążyć, pracy jest dla całej brygady na tydzień, a my sami chcemy zdążyć w jeden dzień. Uważamy to co robimy, za rzecz najważniejszą na świecie. Jeśli tego nie zrobię, jeśli tego nie zrobię teraz, dziś, to po prostu świat się zawali. Przy czym takich spraw jest kilka, a wszystkie są najważniejsze i najpilniejsze. 

I kiedy się już nabiegamy, namęczymy, natrudzimy, czekamy, że cały świat będzie nam dziękował, bił brawo, a tu… Nikt nie zauważył, nikt nie docenił, nikomu to jest niepotrzebne… I wtedy włącza się druga skrajność, nazwijmy to – syndrom Koheleta: „marność nad marnościami – wszystko jest marnością. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem?” 

A jeśli by tak spokojniej, skromniej, prościej odnosić się do swoich spraw, zadań, obowiązków? Robię tyle ile mogę, robię najlepiej jak umiem, ale spokojnie. Jeśli czegoś nie zdążę, to nic, może jakoś świat wytrzyma. Jednak przede wszystkim chcę pełnić wolę Pana Boga i to Jego pytam – co powinienem robić? Stram się tym co robię uwielbiać Pana Boga. Chcę, żeby to On się tym ucieszył, Jemu się to spodobało, On był uwielbionym. 

Spokojnie… ! 

Ewangelia pokazuje nam Heroda i jego wewnętrzne przeżycia. Kiedy usłyszał o Jezusie, włączyły się wyrzuty sumienia. Zaraz przypomniał sobie, że zabił Jana. Jana mógł zabić, ale wyrzutów sumienia już zabić nie umie, nie może. Narozrabiać każdy umie, każdy może, ale potem poradzić sobie z wyrzutami sumienia, to już nie jest takie proste. 

A jak sobie radzić z wyrzutami? 

Herod był już na dobrej drodze, chciał zobaczyć Jezusa. Zabrakło jednak wiary, dobrych intencji tego spotkania. Jeśli by chciał zobaczyć Jezusa z wiarą, żeby przeprosić za to co zrobił z Janem, jeśli by zapytał Jezusa, co ma z tym zrobić, jeśli by oddał to Jezusowi i uwierzył w Jego miłosierdzie, to by go Jezus uwolnił od tych wyrzutów. 

Kierunek był dobry – chciał zobaczyć Jezusa, ale intencje złe i wiary nie było. 

Wyrzuty sumienia pojawiły się w głowie Heroda wtedy, gdy „posłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Chrystusa”.

Co to znaczy – usłyszeć o cudach zdziałanych przez Jezusa? To ewangelizacja, to Ewangelia, to Dobra Nowina, to Słowo Boże. Kiedy czytamy Słowo Boże, kiedy rozmyślamy nad Słowem, kiedy straty się żyć Słowem, kiedy głosimy Słowo, kiedy zauważamy jak Jezus działa w naszym życiu, wtedy słyszymy – mówimy, o cudach zdziałanych przez Jezusa. 

Te słowa budzą sumienie – Herod był zaniepokojony. Zaraz przypomniał sobie o tym co zrobił – zabił Jana. To jest siła słowa. 

Kiedy słuchamy Słowa Bożego, ono budzi nasze sumienia, czasem nas boli, ale to dobrze. Trzeba tylko z tym pójść dalej, pójść do Jezusa, pójść do spowiedzi. 

Warto też spojrzeć na to z drugiej strony – głosić Słowo. Kiedy opowiadam o cudach zdziałanych przez Jezusa, to te słowa budzą sumienia. Czasem się zdaje, że głoszę, mówię, dzielę się wiarą, a to nie ma sensu, nikt tego nie słucha, nikt nie reaguje, nie zmienia się… Poczekaj. Słowo ma swoją wewnętrzną siłę. Jak coś powiemy człowiekowi, to to słowo pracuje w nim, jak pracowało w głowie i sercu Heroda. Ono niepokoi człowieka, budzi sumienia. Trzeba mówić tak, żeby to słowo wpadało w serce. Niekoniecznie od razu musi być efekt, reakcja. Rzucam ziarno słowa i zostawiam, niech rośnie. Mówię tak, żeby zapadło w serce, mówię konkretnie, ale z miłością. 

I przede wszystkim mówię o Bogu, o cudach zdziałanych przez Jezusa, dzielę się wiarą, jak Jezus działa w moim życiu. To jest podstawa ewangelizacji, głoszenia słowa. Dzielenie się własnym doświadczeniem wiary, nie mędrkowanie i teoretyzowanie. 

Dwa problemy wewnętrzne, które zapewne nie są nam obce, dziś widzimy, słyszymy o nich – zniechęcenie – marność nad marnościami, i wyrzuty sumienia – przykład Heroda. 

I piękna odpowiedź podsumowująca, co trzeba z tym robić, to antyfona, werset przed Ewangelią: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.

I ostatnia zwrotka dzisiejszego psalmu: 

„Nasyć nas o świcie swoją łaską,
abyśmy przez wszystkie dni nasze
mogli się radować i cieszyć.
Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami
i wspieraj pracę rąk naszych,
dzieło rąk naszych wspieraj!”

Zapraszam jeszcze do słówka gadanego, słówka z mocnym powiewem, mam nadzieję, że to powiew Ducha Świętego, link poniżej. Na koniec filmiku, po rozważaniu, jest kilka zdjęć z wczoraj, piękna syberyjska jesień. Zapraszam. 

Dobrego dnia życzę! 

Pozdrawiam! 

Z Bogiem! 

 

 

 

 

 

2 komentarze

  • My ciągle się gdzieś śpieszymy, tylko pytanie gdzie i po co. Życie przecieka nam przez palce, tak samo jest i z modlitwą. Ja zawsze mówię, że praca poczeka bo samo się nie zrobi. Potrzebna dobra logistyka.
    Cudowne zdjęcia. Czuję bardzo dużą sympatię do tych osób zbierających dary lasu. To prawie tak jak u nas w Celestynowie. Na bagnach rosną żurawiny, w lesie borówki. Też już mam swoje pierwsze przetwory z borówki i ciut grzybów z tego roku bo niestety susza zrobiła swoje i jest ich na razie bardzo mało. Ale zbieranie grzybów i czarnych jagód to domena mojego męża, ja chodzę na grzyby gdy jest ich wysyp i nie muszę chodzić po mokradłach. I te piękne rośliny bagno zwyczajne pięknie pachnące i pod ochroną.
    Pozdrawiam i Bóg zapłać.

Ks. Marek Autor: Ks. Marek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.