Znękani i porzuceni?… Naprawdę?…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, mamy dzisiaj pierwszą sobotę miesiąca. Pamiętajmy o tym!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Do czego mnie zachęca? Do czego wzywa – mnie osobiście? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 1 Tygodnia Adwentu,

Wspomnienie Św. Franciszka Ksawerego, Kapłana,

3 grudnia 2022., 

do czytań: Iz 30,19–21.23–26; Mt 9,35–10.1.5.6–8

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

To mówi Pan Bóg, Święty Izraela: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Rychło Bóg okaże ci łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci.

Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: „To jest droga, idźcie nią!”, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo.

On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. Twoja trzoda będzie się pasła w owym czasie na rozległych łąkach. Woły i osły obrabiające rolę żreć będą paszę dobrze przyprawioną, która została przewiana opałką i siedlaczką.

Przyjdzie do tego, iż po wszystkich wysokich górach i po wszystkich wzniesionych pagórkach znajdą się strumienie płynących wód na czas wielkiej rzezi, gdy upadną warownie. Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni, w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.

A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.

Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości.

Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest Królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.

Jakie wrażenie może mieć Jezus, kiedy patrzy na nas – ludzi żyjących w tym obecnym czasie? Czy – skoro jesteśmy tacy nowocześni, wykształceni i w świecie bywali – to stoimy na lepszej i dogodniejszej pozycji od tych, o których Jezus mówił dzisiaj w Ewangelii? Oto bowiem patrząc na nich, Jezus litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. A co powiedziałby patrząc na nas?

Wtedy, tamtego dnia, do swoich uczniów powiedział: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. A dzisiaj – czy potrzeby są takie same, czy może większe, a może mniejsze, wcale nie aż tak duże?…

Wtedy, tamtego dnia, do swoich uczniów powiedział: Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest Królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. A co powiedziałby – co mówi – do tych, których posyła dzisiaj?…

Oczywiście, kwestia posłania do owiec, które poginęły z domu Izraela, to rzeczywiście sprawa tamtego czasu, ale już następne zdania: aktualne są dzisiaj, czy nie?…

A kiedy na początku Ewangelii usłyszeliśmy, że Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości – to powiemy, że dzisiaj taki Lekarz jest nam potrzebny, czy niepotrzebny?… Bo może uznamy, że dzisiaj medycyna poszła już tak do przodu, że sama poradzi sobie ze schorzeniami obecnego czasu?

Zresztą, co i raz słyszymy o sukcesach na tym polu, a i sam fakt wydłużającego się czasu życia ludzi na świecie mówi sam za siebie. Może więc nie potrzeba nam aż tak bardzo Lekarza z Nieba? Owszem, skoro już jest, to niech coś tam zrobi, ale może wystarczy lekarz z pobliskiej przychodni?

I jeśli idzie o zapewnienie sobie doczesnej obfitości i pomyślności, to również: czyż nie wystarczy nam, jak popatrzymy na internetowe i telewizyjne reklamy, które już od Uroczystości Wszystkich Świętych obiecują nam szczęśliwe przeżycie Świąt, jeśli tylko kupimy akurat ten, a nie inny, zestaw telefonii komórkowej; albo taką to, a taką, soczystą karkówkę; albo taki to, a taki, bajecznie pokolorowany papier toaletowy?…

Czy to nam nie wystarczy – czy musimy wsłuchiwać się w pierwsze czytanie, w którym Bóg, przez Proroka Izajasza, zapewnia nas, że to właśnie On, Bóg, użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleburodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. […] Przyjdzie do tego, iż po wszystkich wysokich górach i po wszystkich wzniesionych pagórkach znajdą się strumienie płynących wód […]. Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni, w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.

On to wszystko da, tylko zastrzega wyraźnie: „To jest droga, idźcie nią!”, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo. A w Ewangelii słyszymy: Proście […] Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. A także: Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy…

Moi Drodzy, my chyba wszyscy dobrze wiemy, na ile to nas stać i jak to my sobie ze wszystkim poradzimy. Cały problem w tym, że nam się ciągle wydaje, że my jednak sobie naprawdę ze wszystkim poradzimy! Chociaż tyle razy już przekonaliśmy się – i ciągle się przekonujemy – jak to jest w rzeczywistości, to my sami, o własnych siłach i własnym rozumie, chcemy leczyć nasze i innych choroby; sami chcemy zabiegać o swój dostatek i pomyślność, bo gdzieś tam, w głębi serca, pojawia się jednak to przekonanie, że damy radę… Albo – że może i faktycznie warto byłoby się zwrócić o pomoc, ale Pan zażąda za to zbyt wiele. Bo chociażby wezwanie do tego, by iść Jego drogą – to naprawdę spore wymaganie. Dlatego wolimy podtrzymywać w sobie to przekonanie, że jakoś sobie poradzimy. Skutek – niestety – do przewidzenia.

Dlatego może warto podjąć głęboką refleksję w sercu, aby uświadomić sobie, że stwierdzenie Jezusa, iż byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza to naprawdę o nas! Tak, o nas – o młodych i pięknych, sprawnych i uczonych, rzekomo obrotnych i zaradnych – ludziach obecnego czasu! I że to my potrzebujemy Pasterza. Ale – właśnie – Pasterza, pisanego przez wielkie: „P”, a nie jakiejś jego namiastki, albo kogoś, kto chętnie podaje się za pasterza, ale nim nie jest.

Moi Drodzy, niech czas, który przeżywamy, będzie okazją właśnie do podjęcia takich refleksji: nad tym, jak bardzo sobie bez Jezusa nie poradzimy… Naprawdę, zupełnie sobie bez Niego nie poradzimy – my, znękani i porzuceni, bezradni i bezbronni, ludzie obecnego czasu, pogubieni na tych poplątanych drogach obecnego świata.

Dlatego – przyjdź, Panie Jezu! Przyjdź i ulecz nasze wszystkie choroby i wszystkie słabości…

Świadectwo takiej właśnie otwartości na Pana płynie do nas z postawy Patrona dnia dzisiejszego, którym jest Święty Franciszek Ksawery.

Urodził się on 7 kwietnia 1506 roku, na zamku Xavier w kraju Basków, w Hiszpanii. W 1525 roku podjął studia teologiczne w Paryżu. Uzyskawszy stopień magistra, wykładał w kolegium. W 1529 roku zapoznał się ze Świętym Ignacym Loyolą, z którym razem założyli zakon jezuitów, zatwierdzony przez Papieża Pawła III, w dniu 27 września 1540 roku. Wcześniej, bo w 1534 roku, Franciszek złożył śluby zakonne, a 24 czerwca 1537 roku, w wieku trzydziestu jeden lat, przyjął w Rzymie święcenia kapłańskie. Po ich przyjęciu, przez rok apostołował w Bolonii, po czym powrócił do Rzymu, gdzie wraz z towarzyszami oddał się pracy duszpasterskiej i charytatywnej.

I to właśnie w tym czasie zaczęły napływać do Świętego Ignacego naglące petycje od króla Portugalii, żeby wysłał do niedawno odkrytych Indii swoich kapłanów. Ignacy wybrał grupę zakonników, do której także zgłosił się Franciszek Ksawery. Jednak w oczekiwaniu na podróż, cały czas poświęcał się posłudze więźniom i chorym, oraz głoszeniu słowa Bożego.

7 kwietnia 1541 roku, wyruszył na misje do Indii. Po długiej i bardzo uciążliwej podróży, w warunkach nader prymitywnych, wśród niebezpieczeństw, przybył do Mozambiku w Afryce, gdzie trzeba było czekać na pomyślny wiatr, bowiem żaglowiec nie mógł dalej ruszyć. Franciszek wykorzystał czas, by oddać się posłudze chorym. Natomiast w trakcie całej długiej podróży pełnił obowiązki kapelana statku. Trudy podróży i zabójczy klimat spowodowały, że zapadł na śmiertelną chorobę, z której jednak cudem został uleczony.

Wreszcie, po trzynastu miesiącach podróży, 6 maja 1542 roku, przybył do Indii. I od razu zabrał się energicznie do wygłaszania kazań, katechizacji dzieci i dorosłych, spowiadania, odwiedzin ubogich i chorych… Po pięciu latach, zdecydował się na podróż do Japonii. Udał się tam jednak dopiero po kolejnych dwóch latach i pozyskał dla wiary około tysiąca osób. Po czym zostawił z nimi dwóch kapłanów dla rozwijania dalszej pracy, a sam – w 1551 roku – powrócił do Indii.

Tu uporządkował sprawy diecezji i parafii. Utworzył nową prowincję zakonną, założył nowicjat zakonu i dom studiów. I postanowił udać się do Chin. Było to okupione wieloma przeciwnościami i trudami, bowiem Chińczycy byli wówczas wrogo nastawieni do Europejczyków.

Być może cały ten wysiłek spowodował, iż Franciszek, utrudzony podróżą i zabójczym klimatem, rozchorował się na wyspie Sancian i w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 roku zmarł, mając zaledwie czterdzieści sześć lat. Błogosławionym ogłosił go Papież Paweł V w 1619 roku, a już w trzy lata później, w roku 1622, Papież Grzegorz XV kanonizował Franciszka Ksawerego.

Spośród wielu pism Świętego, pozostały jego listy. Są one najpiękniejszym poematem życia wewnętrznego, żaru apostolskiego oraz bezwzględnego oddania sprawie Bożej i zbawienia dusz.

W jednym z nich, adresowanym do Świętego Ignacego Loyoli, czytamy: „Odwiedziliśmy wsie zamieszkałe przez chrześcijan, którzy parę lat temu przyjęli wiarę. Nie ma tu Portugalczyków, ponieważ ziemia jest jałowa i nieurodzajna. Miejscowi chrześcijanie, z powodu braku kapłanów, wiedzą tylko to, że zostali ochrzczeni. Nie ma tu kapłana, który by odprawiał dla nich Mszę Świętą, ani też nikogo, kto by ich uczył pacierza oraz przykazań Bożych.

Odkąd więc tu jestem, nie przestaję chrzcić dzieci. Tak więc obmyłem świętą wodą ogromną liczbę dzieci, o których można powiedzieć, że nie rozróżniają między swoją prawą ręką, a lewą… Te dzieci nie dają mi spokoju ani czasu na odmówienie Brewiarza, jedzenie czy spanie, zanim nie nauczę ich jakiejś modlitwy. Tu zaczynam rozumieć, że do takich należy królestwo Boże.

Byłoby to z mej strony brakiem wiary, gdybym nie zadośćuczynił tak pobożnym pragnieniom. Dlatego nauczywszy ich wyznawać Boga w Trójcy Jedynego, wyjaśniłem im Skład Apostolski oraz „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”. Zauważyłem, że te dzieci są bardzo pojętne i niewątpliwie stałyby się dobrymi chrześcijanami, gdyby je tylko zaznajomić dokładniej z nauką naszej wiary.

W tych krajach bardzo wielu nie jest chrześcijanami tylko dlatego, że nie ma nikogo, kto by wśród nich apostołował. Często wspominam, jak to dawniej, na uczelniach europejskich, a szczególnie na Sorbonie, wyszedłszy z siebie krzyczałem do tych, którzy mają więcej wiedzy niż miłości, i nawoływałem ich tymi słowami: „O jak wiele dusz z waszej winy traci niebo i pogrąża się w otchłań piekła!”

Obyż to oni tak się przykładali do apostolstwa, jak pilni są do nauki, by mogli zdać Bogu rachunek z powierzonych im talentów wiedzy. O gdybyż ta myśl mogła ich poruszyć! Oby odbyli ćwiczenia duchowne i zechcieli posłuchać tego, co by im Pan powiedział w głębi ich serca, i porzuciliby swoje pożądania i sprawy ziemskie. Byliby wtedy gotowi na wezwanie Pańskie i wołali do Niego: Oto jestem, co mam czynić, Panie? Poślij mnie, dokąd zechcesz, nawet i do Indii.” Tyle z listu naszego dzisiejszego Patrona.

Słuchając tych jego słów, a wcześniej słuchając Bożego słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, raz jeszcze pomyślmy, jak bardzo pomoc Jezusa jest nam we wszystkim potrzebna… Jak bardzo…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.