O sporach i zatargach w Kościele…

O

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym, w czasie wieczornego spotkania, udało się nam połączyć z Ojcem Pawłem Kaczmarkiem, Paulinem, posługującym w RPA. Odbyliśmy dość długą i świetną rozmowę. Niech dobry Bóg błogosławi Mu w posłudze misyjnej!

Dzisiaj zaś wieczorem – jak to w każdą środę – Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Po niej – wystawienie Najświętszego Sakramentu i nabożeństwo majowe, a potem adoracja w ciszy, do godziny 21:00. Zapraszam!

Teraz zaś pomyślmy, co Pan konkretnie do mnie dzisiaj mówi? Niech Duch Święty będzie dla nas światłem i wsparciem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 5 Tygodnia Wielkanocnego,

10 maja 2023, 

do czytań: Dz 15,1–6; J 15,1–8

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

W Antiochii niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: „Jeżeli się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być zbawieni”.

Kiedy doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i Barnabą, postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród nich udadzą się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do apostołów i starszych. Wysłani przez Kościół szli przez Fenicję i Samarię, sprawiając wielką radość braciom opowiadaniem o nawróceniu pogan.

Kiedy przybyli do Jerozolimy, zostali przyjęci przez Kościół, apostołów i starszych. Opowiedzieli też, jak wielkich rzeczy Bóg przez nich dokonał. Lecz niektórzy nawróceni ze stronnictwa faryzeuszów oświadczyli: „Trzeba ich obrzezać i zobowiązać do przestrzegania Prawa Mojżeszowego”. Zebrali się więc apostołowie i starsi, aby rozpatrzyć tę sprawę.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.

Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.

Aż trudno uwierzyć, że w tym pełnym entuzjazmu i świeżości młodym Kościele – doszło do niemałych sporów i zatargów. My sobie może te słowa ot tak czytamy, albo ich słuchamy, i nie zastanawiając się nad nimi, idziemy dalej, koncentrując uwagę bardziej na tym, o co się spierano.

Ale jeżeli tak głębiej zastanowimy się nad tym stwierdzeniem i spróbujemy je sobie wyobrazić, to możemy się całkiem porządnie zdziwić, kiedy to naszym oczom ukażą się Apostołowie, filary Kościoła, najbliżsi współpracownicy Jezusa, jak się ze sobą kłócą, jak mówią do siebie podniesionym głosem, może żywo przy tym gestykulując, a jeden czy drugi to może i pięścią w stół walnął! Zapewne się nawzajem nie przeklinali i źle sobie nie życzyli, ale to nie była rozmowa miła i subtelna.

Tak rozmawiali ze sobą Apostołowie, a więc ci, o których myślimy, że przecież byli tak uduchowieni i tak wewnętrznie poruszeni bliskością Jezusa i współpracą z Nim, że takie zwykłe kłótnie i ostre dyskusje im akurat zdarzać się nie powinny. A tymczasem – zdarzały się. W tym momencie, ale nie tylko w tym momencie, bo takich ostrych dyskusji było więcej.

A to tylko pokazuje, że Apostołowie – będąc faktycznie owymi najbliższymi współpracownikami Jezusa i będąc faktycznie mocno poruszeni Jego bliskością i tym wszystkim, co widzieli i czego doświadczyli we współpracy z Nim – pozostali normalnymi ludźmi! Takimi – jak nieraz mawiamy – „z krwi i kości”! Każdy z nich miał swój temperament – niekiedy bardzo żywy!

Weźmy na przykład Świętego Piotra. Z całości informacji, jakie znajdziemy o nim w Nowym Testamencie – a wśród nich: z rozmów, jakie prowadził z Jezusem, czy wreszcie także z jego własnych słów, zapisanych w Księdze Dziejów Apostolskich, czy zapisanych przez niego samego w jego Listach – z pewnością wyłania się ciekawy i intrygujący obraz człowieka żywego, wręcz żywiołowego, który zazwyczaj mówi to, co myśli, chociaż nie zawsze myśli nad tym, co mówi…

Oczywiście, już po Wniebowstąpieniu Pana, kiedy w pełni przejął obowiązki Głowy Kościoła, był dużo rozważniejszy i myślał nad tym, co mówi, bo były to bardzo cenne wskazania dla Kościoła. Ale czy to znaczy, że stracił swój żywy temperament? Trudno przypuszczać…

A co powiedzielibyśmy o Świętym Pawle, zważywszy na jego niechlubne dokonania przed nawróceniem, a następnie na jego gigantyczne wręcz dokonania po nawróceniu; czytając także jego Listy, a w nich: bardzo zdecydowane, nieraz wręcz ostre i kategoryczne stanowisko w różnych kwestiach?… Czyż z tego wszystkiego nie wyłania się obraz człowieka bardzo stanowczego, energicznego, odważnego?

Owszem, tę swoją energię i odwagę początkowo wykorzystywał do niecnych celów, potem do dobrych, ale człowiekiem był zawsze takim samym: żywym, stanowczym, energicznym, zasadniczym… Z pewnością, możemy mówić o silnej osobowości!

A cóż możemy powiedzieć o pozostałych Apostołach? O nich wiemy może nieco mniej, niż o tych dwóch najważniejszych, ale zarówno z Pisma Świętego, jak i przekazów tradycji, to i owo możemy powiedzieć. I raczej mamy do czynienia z ludźmi mocnymi duchowo i zdecydowanymi, gdyż gdyby takimi nie byli, nie udźwignęliby tego wielkiego dzieła, jakie przyszło im zrealizować i – mówiąc kolokwialnie – nie „rozkręciliby” Kościoła tak, jak to uczynili.

Nie dziwmy się zatem, że skoro tylu mocnych osobowościowo i konkretnych facetów wzięło się razem do pracy i mieli tę pracę jakoś razem wykonywać, to musiało tam dochodzić do niemałych sporów i zatargów przy każdej nadarzającej się okazji. A jednak, prowadzili to dzieło razem i przekazali nam Kościół stabilny i skonsolidowany, święty i aktywny.

Zatem, te ich «niemałe spory i zatargi» były po coś. I na pewno – nie były o byle co. Dzisiaj słyszymy, że przedmiotem napięć stała się sprawa naprawdę kluczowa, zasadnicza, wręcz fundamentalna dla dalszego istnienia i funkcjonowania Kościoła. Nam dzisiaj wydaje się ona zupełnie nieistotna, ale wtedy – u początków istnienia Kościoła – określenie jego odniesienia do judaizmu i religijnych praktyk, które musiał wypełnić każdy pobożny Żyd, było naprawdę kwestią podstawową.

Przecież bowiem zarówno sam Jezus – w swoim ziemskim życiu – jak i pozostali Apostołowie byli Żydami. I zachowywali wszystkie zwyczaje, i wypełniali wszystkie praktyki, jakie nakazywała im wypełniać ich religia. A oto teraz przyszło im tworzyć jakąś nową rzeczywistość – Kościół Jezusa Chrystusa. Jak się zatem ma odnosić ta nowa Wspólnota do całej wielowiekowej tradycji: co ma z niej zachowywać, z czego może zrezygnować, a co może przekształcić?…

Wziąwszy pod uwagę, że wówczas zachowywanie religijnych praktyk było w judaizmie traktowane bardzo surowo i kategorycznie – tam nie można było sobie pozwalać na takie „być może”, gdyż albo się je zachowywało sumiennie, albo nie, ale wtedy należało się liczyć z surowymi konsekwencjami na płaszczyźnie religijnej i społecznej – trzeba było tę sprawę dogadać do końca

Dlatego trudno się dziwić, że kiedy pojawiła się kwestia, czy poganie, a więc ludzie nie wyznający judaizmu i nie będący w związku z tym obrzezani, mogą wejść do Kościoła bezpośrednio, czy muszą przejść przez judaizm, przyjmując znak obrzezania – okazała się ona niemałym problemem . I dlatego postanowiono, że będzie ona rozstrzygnięta na – określmy go tak – wyższym poziomie decyzyjnym, a więc na forum całego Kościoła. Stąd też postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród nich udadzą się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do apostołów i starszych.

Jak wiemy, udali się tam i sprawę rozstrzygnięto, o czym dowiemy się w najbliższych dniach. Natomiast sposób podjęcia i rozwiązania tej sprawy jest dla nas na pewno jakimś wzorem. Bo pokazuje nam, że spraw trudnych nie należy „zamiatać pod dywan”, oczekując, że same się „jakoś” rozwiążą. Bo same się nie rozwiążą… Nie należy ich także zrzucać na innych – szczególnie, jeśli za ich rozwiązanie jest się samemu odpowiedzialnym i należy to do naszych kompetencji, i wchodzi w zakres naszych możliwości.

Natomiast pokazuje także, że przedmiotem takich sporów i dyskusji zawsze powinny być sprawy najważniejsze – w tym przypadku: dobro Kościoła, stabilność jego duchowej i prawnej pozycji, i parę jeszcze innych, tego typu wartości. Na pewno, ludzie Boży nie spierają się o dyrdymały, nie chcą też sobie nawzajem dokopać, zrobić na złość. Szukają najlepszego rozwiązania ważnego problemu, kierowani najlepiej rozumianą troską o wspólne dobro. W tym konkretnym przypadku – o dobro Kościoła.

A w takiej sytuacji i mając taką kwestię na uwadze, na pewno ich rozmowy nie zejdą do poziomu karczemnych utarczek, ale będą dyskusjami na wysokim poziomie. Nawet, jeżeli będą ostre i stanowcze. Tam nikt nie będzie chciał drugiego obrazić, nikt w nikogo nie będzie chciał uderzyć – tam będzie wspólne poszukiwanie najlepszego rozwiązania. Taki przykład płynie do nas dzisiaj z postawy Apostołów i uczniów – członków wspólnoty młodego Kościoła.

I możemy tylko zapytać, dlaczego tamci pierwsi Pasterze – nawet, jeśli się ze sobą spierali, i to nawet ostro – jednak dochodzili do jakichś dobrych rozwiązań i Kościół się rozwijał, a my dzisiaj tak często nie znajdujemy rozwiązania piętrzących się trudności i ciągle mówimy o kryzysie w Kościele?

Zapewne, odpowiedź znajdziemy w dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus mówi: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. […] Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

Prawdziwe, mocne i trwałe owoce pasterskiej posługi przynosi zatem trwanie w Jezusie. Apostołowie trwali w Nim całymi sobą, całymi sercami i duszami. Jeżeli zatem dzisiaj my, współcześni pasterze, i my, współcześni wierni Kościoła, zastanawiamy się nad tym, dlaczego nasza posługa i nasze bycie w Kościele wydają się tak mało owocne – takie jakieś powolne i ospałe – to może musimy zapytać o nasze osobiste trwanie w Jezusie Chrystusie, jako winnym krzewie… Na czym zaś to będzie konkretnie polegało w przypadku każdej i każdego z nas, to już musimy sobie sami odpowiedzieć.

Co ja osobiście robię w tym kierunku, aby być jedno z Jezusem? Jak to wygląda właśnie w mojej sytuacji – w tej, w której na co dzień żyję?… I na ile ta moja osobista więź jest silna, utrwalona, a na ile jeszcze wymaga przepracowania, wzmocnienia?…

Jeżeli na te pytania szczerze sobie odpowiem, to znajdę odpowiedź na wiele innych pytań, dotyczących Kościoła jako wspólnoty, jako instytucji, oraz przyczyn wszelkich kryzysów i zawirowań w Kościele. Bo ich przyczyna – ale i rozwiązanie – leży w tym, na ile ja mocno trwam w Jezusie. Właśnie ja – konkretna osoba, mająca swoje imię i nazwisko, swoją historię życia, ale i swój temperament. Nawet bardzo żywy i ostry.

Wszystko to może służyć dobru, może służyć innym, może służyć dobru Kościoła – o ile ja osobiście będę trwać w Jezusie, jak gałązka w winnym krzewie. Jak zamierzam to robić?…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.