O sprawach oczywistych…

O

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Maksymilian Lipka – bardzo gorliwy Lektor z mojej rodzinnej Parafii, wspaniały młody Człowiek, otwarty na ludzi, zawsze chętny do pomocy i do szczerej rozmowy, żyjący na co dzień wiarą, prawdziwy Przyjaciel Jezusa. Z całego serca życzę Mu, aby z tych określeń, które tu zastosowałem – a to tylko niektóre – nic nie ubyło, a jak najwięcej przybywało. Zapewniam o modlitwie – nie tylko zresztą dzisiaj…

A oto w Kodniu – trwają uroczystości koronacyjne, zasadniczo według planu, który zamieściłem. Pozdrawiam Was serdecznie, moi Drodzy, zapewniając o pamięci modlitewnej.

I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dzisiaj mówi do mnie Jezus? Właśnie do mnie – osobiście i konkretnie? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 19 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Maksymiliana Marii Kolbego,

Kapłana i Męczennika,

Uroczystości Koronacyjne Obrazu Matki Bożej Kodeńskiej,

14 sierpnia 2023.,

do czytań: Pwt 10,12–22; Mt 17,22–27

CZYTANIE Z KSIĘGI POWTÓRZONEGO PRAWA:

Mojżesz powiedział do ludu: „A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie twój Pan Bóg? Tylko tego, byś się bał swojego Pana Boga, chodził wszystkimi Jego drogami, miłował Go, służył twemu Panu Bogu z całego swojego serca i z całej swej duszy, strzegł poleceń Pana i Jego praw, które ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra.

Do twojego Pana Boga należą niebiosa, niebiosa najwyższe, ziemia i wszystko, co jest na niej. Tylko do twoich przodków skłonił się Pan, miłując ich; po nich spośród wszystkich narodów wybrał ich potomstwo, czyli was, jak jest dzisiaj.

Dokonajcie więc obrzezania waszego serca, nie bądźcie nadal ludem o twardym karku, albowiem wasz Pan Bóg jest Bogiem nad bogami i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków. On wymierza sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej.

Bójcie się Pana Boga swego, Jemu się oddajcie, służcie Mu i na Jego imię przysięgajcie. On waszą chwałą. On waszym Bogiem, On dla was uczynił te rzeczy straszliwe, które widziały wasze oczy. W liczbie siedemdziesięciu osób zstąpili przodkowie wasi do Egiptu, a teraz Pan, Bóg wasz, uczynił was licznymi jak gwiazdy na niebie”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie”. I bardzo się zasmucili.

Gdy przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy dwudrachmy z zapytaniem: „Wasz nauczyciel nie płaci dwudrachmy?” Odpowiedział: „Owszem”.

Gdy wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: „Szymonie, jak ci się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych?” Powiedział: „Od obcych”.

Jezus mu rzekł: „A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie”.

Swoją dzisiejszą przemowę do Izraelitów Mojżesz rozpoczął od pytania: A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie twój Pan Bóg? Zwracamy uwagę na słowo: żąda. Od razu też udzielił odpowiedzi na to pytanie: Tylko tego, byś się bał swojego Pana Boga, chodził wszystkimi Jego drogami, miłował Go, służył twemu Panu Bogu z całego swojego serca i z całej swej duszy, strzegł poleceń Pana i Jego praw, które ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra. Zwracamy uwagę na słowo: tylko.

Dwa pojedyncze, krótkie słowa, ale ważne i znaczące, brzemienne w treść i znaczenie, bo ukierunkowują całą wypowiedź Mojżesza oraz odbiór przez słuchaczy. Bóg zatem w sprawach najważniejszych, bo dotyczących dobra doczesnego i zbawienia wiecznego swoich dzieci, jest bardzo stanowczy i radykalny. Nie prosi, nie przymila się, nie podgaduje, ale stanowczo i jednoznacznie żąda od swego ludu przestrzegania swoich praw. Czy jednak jest to jakieś narzucanie czegokolwiek lub tłamszenie wolności?

Z pewnością nie, jeśli tylko przypomnimy sobie, ileż to razy naród wybrany zlekceważył to Boże żądanie. Zatem, słowo to wyraża nie tyle jakieś bardzo radykalne i kategoryczne nastawienie Boga do swego ludu, ile raczej pokazuje wielką troskę Boga o to, aby jego lud potraktował poważnie Jego wolę, Jego słowa, Jego naukę, Jego oczekiwanie – i jednak poszedł Jego drogą. Owo: żąda wyraża więc usilne pragnienie Boga, podjętą przez Niego próbę skutecznego przekonania ludzi do tego, by w sposób wolny wypełnili Jego wolę. A co było ową wolą? Czego Bóg oczekiwał od swego narodu?

I tutaj mamy kolejne słowo, na które zwróciliśmy sobie uwagę: tylko. Jak słyszymy, chodzi o to, by lud bał się Boga – w wiadomym dla nas znaczeniu, czyli nie w sensie panicznego strachu, ale respektu, szacunku, posłuszeństwa – oraz aby chodził Jego drogami, aby miłował Boga i służył Mu, wypełniając dokładnie Jego polecenia. To wszystko – jak się wydaje: lista całkiem pokaźna i wcale nie krótka – opatrzone słowem: tylko… A to ciekawe! Tyle poleceń, tyle zadań, a to wszystko – tylko?

A może właśnie tak, bo może jest to tak naprawdę minimum, jakie należy spełnić, aby być przy Bogu – na tym świecie i w przyszłym. Z jednej strony – to takie rzeczywiste minimum, a z drugiej: to są kwestie tak oczywiste, że właściwie nie powinny podlegać żadnej dyskusji i żadnym wahaniom. Oczywistą jest rzeczą, że jeżeli Bóg mówi, że należy zrobić tak, lub postąpić tak, to właśnie tak trzeba zrobić lub postąpić. To sprawa oczywista – nad czym tu dyskutować? I na czym niby polega wyjątkowość takiej postawy? To jest coś zupełnie zwyczajnego. Tak przynajmniej wynika właśnie z całej wypowiedzi Mojżesza, z całego kontekstu, w którym owo słowo: tylko wybija się jakoś mocno na pierwszy plan.

Zatem, reasumując, możemy powiedzieć, że Bóg usilnie pragnie, aby człowiek wypełnił to, co najbardziej konieczne na drodze do zbawienia. Trudno o bardziej oczywiste stwierdzenie, ale i bardziej oczywiste oczekiwanie. Po prostu: oczywista oczywistość. Naprawdę, nic szczególnego i nadzwyczajnego.

Bo jeżeli to miałoby być czymś nadzwyczajnym, to co w ogóle chciałby lub miałby spełnić naród, który chce być blisko swego Boga – zarówno tu, na ziemi, jak i w wieczności. W końcu, jakieś wymogi spełnić trzeba, jakieś zadania wypełnić. Tak, jak w codziennym życiu: żeby wejść na szczyt, trzeba się natrudzić, przejść jakąś drogę, wspiąć się po prostu! I tu nie ma nad czym dyskutować! Zatem, Bóg tylko tego od swego ludu oczekuje, aby spełnił to, co konieczne.

W dalszej części wypowiedzi, Mojżesz tłumaczy, na czym ma polegać wypełnienie owych oczekiwań Bożych. Mówi: Dokonajcie więc obrzezania waszego serca, nie bądźcie nadal ludem o twardym karku, albowiem wasz Pan Bóg jest Bogiem nad bogami i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków. On wymierza sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Bójcie się Pana Boga swego, Jemu się oddajcie, służcie Mu i na Jego imię przysięgajcie. On waszą chwałą. On waszym Bogiem, On dla was uczynił te rzeczy straszliwe, które widziały wasze oczy.

I to właśnie ten Bóg – jak słyszymy: wielki, potężny i straszliwy – staje się bliski człowiekowi przez to, że posyła swojego jedynego Syna, który chociaż ani na chwilę nie przestał być Bożym Synem, to jednak stał się Człowiekiem i Członkiem społeczności, w której żył.

Stąd taka Jego reakcja na zarzut, że nie płaci podatku na świątynię jerozolimską: Szymonie, jak ci się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych? Kiedy zaś padła odpowiedź – zresztą jedyna słuszna – że od obcych, Jezus kontynuował: A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie.

Co oznacza, że chociaż tak naprawdę nie musi płacić tegoż podatku, bo jest Synem Tego, na cześć którego wystawiono ową świątynię, to jednak – żeby nie robić zamieszania w społeczności, w jakiej żyje i nie być winnym niczyjego zgorszenia – postanawia zapłacić. Ale to także nie dzieje się tak po prostu i zwyczajnie, że wyciągnął owe dwie drachmy z kieszeni i dał poborcy, ale kazał Piotrowi wyłowić rybę i z jej pyszczka wydobyć monetę. Czemu aż tak?

A może właśnie dlatego, że chciał pokazać, iż jest naprawdę Bożym Synem i ma pełną władzę nad światem, nad przyrodą – słowem: nad wszystkim, co dał Mu Ojciec. Także zna doskonale ludzkie myśli, skoro zanim Szymon Piotr zaczął opowiadać o swojej rozmowie z poborcami, Jezus już sam z siebie do tego się odniósł. A skąd wiedział, o czym rozmawiali? Właśnie…

Zatem, ani na moment nie stracił swojej władzy nad światem i nie przestał być – by tak to ująć – królewskim Synem, ale zgodził się nie korzystać w pełni z praw, jakie posiadał, ale podporządkować się wymogom ludzkiej społeczności, w której żył. Uznał to za sprawę oczywistą, nad którą nie ma potrzeby dłużej dyskutować. Tak, jak oczywistą jest prawda, iż Jezus jest Bożym Synem i nie ma tu nad czym dyskutować, tak On sam uznał za rzecz oczywistą to, że będzie płacił podatek na świątynię – pomimo że nie musi – aby nie dawać nikomu powodu do zgorszenia.

Wydaje się, moi Drodzy, że w naszym życiu – w naszym chrześcijańskim życiu, w naszej postawie, w naszym odnoszeniu się do Boga i do drugiego człowieka – pewne sprawy były od zawsze oczywiste i nie podlegały dyskusji. Można by tu przywoływać różne przykłady, ale generalnie chodzi o sposób odnoszenia się do Boga, sposób traktowania Jego woli i Jego nauki, także chociażby sposób odzywania się do drugiego człowieka… Ale też – na przykład – sposób ubierania się, gdy się idzie do kościoła… Jeszcze jakiś czas temu oczywistym było, że to nie może być strój plażowy, urągający godności tego miejsca – dzisiaj już to nie jest takie oczywiste…

Podobnie, jak nie jest oczywiste, że się nie kłamie, że innych trzeba jednak szanować, czy też: że mieszkanie bez ślubu to jednak coś złego… Ale też – że z Bogiem trzeba się liczyć, a nie traktować Go jak kumpla, czy jak kogoś kompletnie niepoważnego… Takie oczywiste oczywistości – dzisiaj już coraz mniej oczywiste. Także dla tych, którzy uważają się za gorliwych katolików.

Może zatem warto zacząć wracać do tego, co oczywiste? Do tej prostej, ale jakże szlachetnej i jakże szczerej wiary naszych Przodków?… Czyż życie przez to nie stanie się prostsze, mniej skomplikowane – a za to bardziej czytelne? I przez to – bardziej święte?…

O takie piękne i proste życie chrześcijańskie, o takie właśnie postawy na co dzień, modli się lud wierny, przybywający do Sanktuarium Matki Bożej w Kodniu. To tutaj, w ciszy małej miejscowości nad Bugiem, Matka Najświętsza od kilku wieków wsłuchuje się w problemy i sprawy prostych ludzi, którzy – jak to do matki – ze wszystkim do Niej przychodzą. Dla których sprawy wiary i wynikające z niej postawy, zachowania i reakcje – są po prostu oczywiste. Poprzez przyjęcie nowych Koron, będących – jak wszystkie poprzednie – znakiem wdzięczności i miłości wiernego ludu, Maryja jeszcze bardziej zajaśnieje jako Przewodniczka pewna na drodze do Nieba. To Ona uczy nas prowadzenia życia prostego, w którym to, co oczywiste – takim pozostaje i nie podlega niepotrzebnym dyskusjom. Życie, w którym Bóg jest na pierwszym miejscu. Bo to jest oczywiste…

Takim właśnie było życie naszego dzisiejszego Patrona, dla którego wszystko, co od pokoleń było oczywiste w sprawach wiary i życia chrześcijańkiego – takim było także dla niego. Dlatego kiedy przyszła godzina próby, uznał on za oczywiste coś, co dla wielu innych oczywistym nie było i nadal nie jest: że trzeba życie złożyć w ofierze! On to uznał za coś normalnego. I tak postąpił.

A mówimy – rzecz jasna – o Świętym Maksymilianie Marii Kolbem.

Jako Rajmund Kolbe, urodził się w Zduńskiej Woli koło Łodzi, 8 stycznia 1894 roku. Jego rodzina posiadała tylko jedną, dużą izbę, gdzie w kącie stał piec kuchenny, z drugiej strony cztery warsztaty tkackie, a za przepierzeniem była sypialnia. We wnęce znajdowała się na stoliku figurka Matki Bożej, przy której rodzina rozpoczynała i kończyła modlitwą każdy dzień.

Rodzice, chociaż ubodzy, byli jednak przesiąknięci duchem katolickim i polskim. Ojciec nawet należał do konspiracji i swoim synom często czytał patriotyczne książki. Pierwsze nauki Rajmund pobierał w domu. Nie było bowiem wtedy szkół polskich, a rodzice nie chcieli posyłać dzieci do szkół rosyjskich. Rajmund sam więc uczył się czytania, pisania i rachunków. Wkrótce zaczął pomagać rodzicom w sklepie. Zdradzał bowiem zdolności matematyczne.

Od najwcześniejszych lat wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Jako mały chłopiec kupił sobie figurkę Niepokalanej. Nie był jednak chłopcem idealnym. Pewnego dnia, na widok swawoli syna, matka odezwała się do niego z wyrzutem: „Mundziu, co z Ciebie będzie?” Chłopak zawstydził się i spoważniał. Odtąd zaczął oddawać się modlitwie przy domowym ołtarzyku.

Miał około dwunastu lat, kiedy prosił Matkę Bożą, aby sama powiedziała mu, kim będzie. Jak opowiadał później swej matce, pokazała mu się wtedy Maryja, trzymająca dwie korony: jedną białą i drugą czerwoną, i zapytała, którą chce przyjąć. Biała miała oznaczać czystość, a czerwona – męczeństwo. Rajmund odpowiedział, że chce obie! Było to w kościele parafialnym w Pabianicach.

W roku 1907, w parafii pabianickiej po raz pierwszy od dziesiątków lat odbywały się misje. Prowadzili je franciszkanie. Na jednej z nauk misjonarz zachęcał chłopców, by wstępowali do zakonu Świętego Franciszka. Nauki zakonnicy udzielali za darmo w gimnazjum we Lwowie. Pod wpływem tychże misji Rajmund, ze swoim starszym bratem, Franciszkiem, postanowił wstąpić do franciszkanów konwentualnych. Za pozwoleniem rodziców, udali się obaj do małego seminarium we Lwowie. W rok potem poszedł w ich ślady brat najmłodszy, Józef.

W gimnazjum Rajmund doszedł do przekonania, że stanu duchownego, który chciał obrać, nie da się pogodzić z walką zbrojną o wolność Ojczyzny, która to walka też mu się marzyła. W tej krytycznej chwili zjawiła się we Lwowie jego matka i wyznała obu synom, że postanowiła z ojcem poświęcić się na służbę Bożą. Ona sama miała wstąpić do benedyktynek we Lwowie, a ojciec – do franciszkanów w Krakowie. Rajmund ujrzał w tym wyraźną wolę Bożą i uznał, że jego przeznaczeniem jest pozostanie w zakonie.

Poprosił więc o przyjęcie do nowicjatu, który rozpoczął 4 września 1910 roku. Przy obłóczynach otrzymał imię zakonne Maksymilian. Jesienią 1912 roku, udał się na dalsze studia do Krakowa. Przełożeni jednak, widząc jego wyjątkowe zdolności, wysłali go na studia do Rzymu, gdzie zamieszkał w Międzynarodowym Kolegium Serafickim. Równocześnie uczęszczał na wykłady na Uniwersytecie Gregorianum. Tam studiował filozofię i teologię. W wolnych chwilach oddawał się ulubionym studiom fizycznym.

1 listopada 1914 roku, złożył profesję uroczystą, czyli śluby wieczyste, przybierając sobie drugie imię – Maria. 29 listopada 1914 roku, otrzymał święcenia niższe, a 28 października 1915 roku, na Uniwersytecie Gregoriańskim, obronił pracę doktorską z wyróżnieniem.

Pod wpływem szeroko zakrojonej akcji antykatolickiej, której był świadkiem w Rzymie, po naradzie ze współbraćmi i za zgodą swego spowiednika, Maksymilian Maria założył Rycerstwo Niepokalanej. Celem tego stowarzyszenia była walka o nawrócenie schizmatyków, heretyków i masonów.

8 października 1917 roku, Maksymilian Maria Kolbe otrzymał święcenia diakonatu, a 28 kwietnia 1918 r. w kościele Świętego Andrzeja della Valle – święcenia kapłańskie. I w roku 1919, po siedmiu latach pobytu w Rzymie, wrócił do Polski. Postanowił dołożyć wszystkich sił, aby stała się ona królestwem Maryi. Przełożeni przeznaczyli go na nauczyciela historii Kościoła w seminarium zakonnym w Krakowie. Zaczął werbować kleryków do Rycerstwa Niepokalanej. Wskutek tego, do formacji tej zaczęli napływać nie tylko klerycy i franciszkanie, ale również ludzie świeccy. Maksymilian zbierał ich w jednej z sal przy kościele franciszkanów i wygłaszał do nich referaty o Niepokalanej, o życiu wewnętrznym.

Niestety, rozwijająca się gruźlica zmusiła przełożonych, by wysłali go na trzy miesiące do Zakopanego. Tam odprawił rekolekcje. Gdy nastąpiła wyraźna poprawa, wrócił do Krakowa. Kiedy jednak choroba powróciła, prowincjał wysłał go ponownie do Zakopanego, zabraniając mu wszelkiej pracy apostolskiej. Przebywał tam osiem miesięcy, po czym przełożeni za poradą lekarzy przenieśli go do Nieszawy.

Z końcem października 1921 roku, powrócił do Krakowa, gdzie 2 stycznia 1922 roku, dotarło do niego zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską Rycerstwa Niepokalanej. W tym samym miesiącu zaczął wydawać w Krakowie miesięcznik pod znamiennym tytułem: Rycerz Niepokalanej”, który z czasem zdobył sobie niezmiernie wielką popularność w Polsce i za granicą. Przełożeni zaniepokojeni zbyt szeroko zakrojoną – w ich mniemaniu – akcją Ojca Kolbego, przenieśli go do Grodna. Jednak i tu podjął dzieło szerzenia Rycerstwa i „Rycerza”.

Maksymilian zdobył małą drukarkę i wśród współbraci znalazł ochotnych pomocników. Zaczął także werbować powołania do pracy wydawniczej. Dzięki temu „Rycerz” stale zwiększał swój nakład. W ciągu pięciu lat, od roku 1922 do roku 1927, z pięciu tysięcy wzrósł do siedemdziesięciu tysięcy egzemplarzy!

Gdy w klasztorze grodzieńskim pole do pracy okazało się zbyt ciasne, Ojciec Maksymilian Maria – za pozwoleniem przełożonych – zaczął rozglądać się za nową placówką. Książę Jan Drucki – Lubecki ofiarował mu w okolicach Warszawy pięć morgów pola ze swego majątku Teresin. Ojciec Kolbe zjawił się w późniejszym Niepokalanowie 6 sierpnia 1927 roku i postawił tam figurę Niepokalanej. Z pomocą oddanych sobie współbraci i okolicznej ludności zabrał się do budowy kaplicy. Postawiono także drewniane baraki, do których wniesiono maszyny. Przenosiny miały miejsce 21 listopada 1927 roku, czyli w święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.

Kiedy dzieło w Niepokalanowie doszło do pełni rozwoju, za zezwoleniem generała zakonu Ojciec Kolbe, w towarzystwie czterech braci zakonnych, udał się w 1930 roku do Japonii, aby tam szerzyć wielkie dzieło. Po trzech miesiącach pobytu miał już własną drukarnię i dom. Rozrastał się nakład japońskiej wersji „Rycerza”.

W 1931 roku, Maksymilian nałożył habit franciszkański pierwszemu Japończykowi. Dał mu na imię Maria. W tym samym roku nabył pod klasztor dziki stok góry, gdzie wystawił pierwszy własny budynek. Tak powstał japoński Niepokalanów. W roku 1934 poświęcono tam nowy kościół.

W roku 1936 japoński Niepokalanów był już na tyle okrzepły, że Ojciec Kolbe mógł go opuścić. Na kapitule prowincjalnej został bowiem wybrany przełożonym klasztoru w Niepokalanowie, w Polsce. Po sześciu latach nieobecności wrócił więc do kraju. Sława Niepokalanowa rosła. Co roku zgłaszało się około tysiąca ośmiuset kandydatów. Ojciec Kolbe osobiście przyjmował zgłaszających się. Stosował surową selekcję. Przyjmował zwykle około stu. Głównym warunkiem przyjęcia było pragnienie świętości.

W roku 1939 Niepokalanów liczył już trzynastu ojców, osiemnastu kleryków – nowicjuszy, ponad pięciuset braci profesów, ponad osiemdziesięciu kandydatów na braci i około stu dwudziestu chłopców w małym seminarium. Rycerz Niepokalanej” osiągnął nakład siedmiuset pięćdziesięciu egzemplarzy. Od roku 1938 Niepokalanów miał też własną radiostację, której sygnałem była melodia Po górach, dolinach…”.

1 września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa. Już 12 września Niepokalanów dostał się pod okupację niemiecką. 19 września gestapo aresztowało tych jego mieszkańców, którzy nie zdołali na czas uciec lub uciekać nie chcieli. Ale oto w samą uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi, 8 grudnia, nastąpiło zwolnienie wszystkich z obozu.

Ojciec Kolbe natychmiast wrócił do Niepokalanowa i na nowo zorganizował wszystko od początku, w warunkach o wiele trudniejszych. Trzeba było przygotować około trzech tysięcy miejsc dla wysiedlonych Polaków z poznańskiego, wśród których było około dwóch tysięcy Żydów. Udało się zmobilizować wielu współbraci do tej inicjatywy. Nie mogąc wydawać żadnych pism, Maksymilian zorganizował nieustanną adorację Najświętszego Sakramentu i otworzył warsztaty dla ludności: kuźnię, blacharnię, dział naprawy rowerów i zegarów, dział fotografii, zakład krawiecki i szewski, dział sanitarny – i wiele jeszcze innych.

Jednak 17 lutego 1941 roku, w Niepokalanowie ponownie zjawiło się gestapo i zabrało Ojca Kolbego oraz czterech innych ojców. Wywieziono ich do Warszawy. Ojca Kolbego umieszczono na Pawiaku. Strażnik, na widok zakonnika w habicie, z różańcem u pasa, zapytał, czy wierzy w Chrystusa. Kiedy otrzymał odpowiedź, że wierzy, wymierzył mu silny policzek. Powtórzyło się to wiele razy, ale Maksymilian nie ustąpił.

Wkrótce jednak zabrano mu habit i nakazano wdziać strój więźnia. 28 maja 1941 roku, został wywieziony do Oświęcimia. Tu otrzymał na pasiaku numer 16670. Przydzielono go do oddziału „Krwawego Krotta”, znanego kryminalisty. Pewnego dnia tak skatował on Ojca Kolbego, że ten był cały pokrwawiony. Wówczas Krott kazał jeszcze wymierzyć Zakonnikowi pięćdziesiąt razów. Przekonany, że nie żyje, kazał przykryć go gałęziami. Towarzysze niedoli jednak wyciągnęli go i umieścili w rewirze.

Cierpiał strasznie. Ale wszystko znosił heroicznie, dzieląc się nawet swoją głodową porcją z innymi. Współwięźniów pocieszał i zachęcał do oddania się w opiekę Niepokalanej.

Pod koniec lipca 1941 roku, z bloku, w którym był Ojciec Kolbe, uciekł jeden z więźniów. Rozwścieczony komendant Karl Fritzsch zwołał na plac apelowy wszystkich więźniów z bloku i wybrał dziesięciu, skazując ich na śmierć głodową. Wśród nich znalazł się także Franciszek Gajowniczek, który w ten sposób osierociłby żonę i dzieci.

Wtedy z szeregu wystąpił Ojciec Maksymilian i poprosił, aby to jego skazano na śmierć – w miejsce Gajowniczka. Na pytanie kim jest, odpowiedział, że jest kapłanem katolickim. Poszedł więc z dziewięcioma towarzyszami do bloku trzynastego, zwanego blokiem śmierci.

Przyzwyczajony do głodu, przez dwa tygodnie pozostał żywy, bez kruszyny chleba i kropli wody. Wreszcie hitlerowcy dobili go zastrzykiem fenolu. Stało się to dnia 14 sierpnia 1941 roku. Była to wigilia uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ciała Świętego Maksymiliana nie ma – zostało spalone w krematorium.

Dzięki ofierze Ojca Maksymiliana, Franciszek Gajowniczek zmarł dopiero w 1995 roku, w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat. 17 października 1971 roku, Papież Paweł VI dokonał osobiście, w sposób uroczysty, Beatyfikacji Ojca Maksymiliana – w obecności wielu tysięcy wiernych z całego świata i ponad trzech tysięcy pielgrzymów z Polski. Kanonizacji dokonał 10 października 1982 roku Jan Paweł II.

Swoistym komentarzem do całej historii życia Maksymiliana, a szczególnie – do ofiary, jaką ze swego życia złożył, mogą być jego własne słowa, zamieszczone w jednym z pism:

Dozwól mi chwalić Cię, Panno Przenajświętsza. Dozwól, bym własnym kosztem Cię chwalił. Dozwól, bym dla Ciebie i tylko dla Ciebie żył, pracował, cierpiał, wyniszczył się i umarł. Dozwól, bym do Ciebie cały świat przywiódł. Dozwól, bym się przyczynił do jeszcze większego, do jak największego wyniesienia Ciebie. Dozwól, bym Ci przyniósł taką chwałę, jakiej jeszcze nikt Ci nie przyniósł! Dozwól, by inni mnie w gorliwości o wywyższenie Ciebie prześcigali, a ja ich, tak by w szlachetnym współzawodnictwie chwała Twoja wzrastała coraz głębiej, coraz szybciej, coraz potężniej, tak jak tego pragnie Ten, który Cię tak niewysłowienie ponad wszystkie istoty wyniósł.

W Tobie jednej bez porównania bardziej uwielbiony stał się Bóg niż we wszystkich Świętych swoich. Dla Ciebie stworzył Bóg świat. Dla Ciebie i mnie też Bóg do bytu powołał. Skądże mi to szczęście? O dozwól mi chwalić Cię, o Panno Przenajświętsza!” To z pism dzisiejszego naszego Patrona.

Wpatrując się w przykład Jego niezwykle odważnej i oryginalnej świętości i zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, co w sprawach wiary i życia chrześcijańskiego jest dla nas oczywiste – i nie podlega dyskusji?…Czy to jest dokładnie to, co Jezus za oczywiste uważa?…

3 komentarze

  • Patron mojej parafii Św. M.M. Kolbe, jak dowiedziałam się z dzisiejszego kazania ks. Proboszcza, obronił dwa doktoraty, pierwszy w 1915 r. z filozofii na Uniwersytecie Gregoriańskim ( o którym wspomina ks. Jacek), a drugi otrzymał w 1919 r. z teologii na serafickim kolegium. Nasz kościół jest pierwszym kościołem pod Jego wezwaniem a kamień węgielny poświęcony 17 X 1971 r. przez papieża Pawła VI, w dniu beatyfikacji Maksymiliana Kolbego jest wmurowany w prezbiterium dolnej świątyni. Odpust parafialny obchodzimy jednak w dniu 10 października na pamiątkę kanonizacji naszego Bohatera przez Jana Pawła II w 1982r.

    • Dla mnie osobiście czymś fascynującym jest, ile ten Człowiek zrobił w ciągu tak relatywnie niedługiego życia! Kiedy umierał, miał czterdzieści siedem lat… Tylko – jak na skalę dokonań! Ale tak się dzieje w przypadku Świętych – Pan jakoś inaczej liczy im czas…
      xJ

      • To prawda, tak wiele dokonań w tak stosunkowo krótkim życiu… Święty Maksymilianie módl się za kolejnych herosów wiary i Bożego działania. Amen.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.