Teraz – nie później!

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Święty Franciszek. Módlmy się o wszelkie Boże błogosławieństwo dla jego apostolskiej posługi. Niech cały Kościół dzisiaj – i nie tylko dzisiaj – modli się za Piotra naszych czasów!

Imieniny przeżywa dziś także:

Ksiądz Franciszek Juchimiuk – mój Profesor teologii moralnej w Seminarium;

Ojciec Franciszek Chrószcz – posługujący w Kodniu, także jako Egzorcysta.

Urodziny natomiast obchodzą:

Andrzej Adamski – mój Kolega od wielu lat;

Paweł Deres – należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;

Anna Maksymiuk – jak wyżej;

Magdalena Fabisiak – życzliwa mi Osoba z Lublina, Żona Moderatora naszego bloga.

Niech Święty Franciszek, Patron dnia dzisiejszego, wyprasza Wszystkim, dzisiaj świętującym, to twórcze zaangażowanie w dobro i zapał do jego czynienia, o czym więcej w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!

A oto dzisiaj – pierwszy w tym roku akademickim dyżur na Uczelni, w gmachu przy ulicy 3 Maja. Wieczorem zaś, o 19:00 – również pierwsza w tym roku akademickim – Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Po niej zaś – jak w każdą środę – cicha adoracja Najświętszego Sakramentu, rozpoczęta nabożeństwem październikowym. Zapraszam serdecznie!

A teraz zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Z pomocą Ducha Świętego poszukajmy tej jednej, konkretnej myśli, tego konkretnego przesłania, z jakim Pan dzisiaj do mnie osobiście się zwraca.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 26 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Franciszka z Asyżu,

4 października 2023., 

do czytań: Ne 2,1–8; Łk 9,57–62

CZYTANIE Z KSIĘGI NEHEMIASZA:

Ja, Nehemiasz, w miesiącu Nisan, dwudziestego roku panowania króla Artakserksesa, wykonywałem swój urząd, wziąłem wino i podałem królowi. Zwykle nie ujawniałem smutku przed nim.

Lecz król mi rzekł: „Czemu tak smutno wyglądasz? Przecież nie jesteś chory. Nie, pewnie masz jakieś wewnętrzne zmartwienie”.

Wtedy przeraziłem się niezmiernie i rzekłem królowi: „Niech król żyje na wieki. Jakże nie mam smutno wyglądać, skoro miasto, gdzie są groby moich przodków, jest spustoszone, a bramy jego są strawione ogniem”.

I rzekł mi król: „O co chciałbyś prosić?”

Wtedy pomodliłem się do Boga niebios i rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi i jeśli sługa twój ma względy u ciebie, to proszę, abyś mnie posłał do Judei, do grodu grobów moich przodków, abym go odbudował”.

I zapytał mnie król, podczas gdy królowa siedziała obok niego: „Jak długo potrwa twoja podróż? I kiedy powrócisz?” I król pozwolił mi na nią, gdy podałem mu termin.

I rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi, proszę o wystawienie dla mnie listów do namiestników Transeufratei, aby mnie przepuścili, bym dotarł do Judei, również pismo do Asafa, nadzorcy lasu królewskiego, aby mi dał drzewa do sporządzenia bram twierdzy przy świątyni, bram muru miejskiego i domu, do którego się wprowadzę”. I król mi zezwolił, gdyż łaskawa ręka Boga mojego czuwała nade mną.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.

Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.

Do innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.

Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”.

Jeszcze inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”.

Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.

To już kolejny dowód na niezwykłe działania Boga, który porusza nawet serca prześladowców i najeźdźców, aby pozwolili Izraelitom na renowację ich miejsc kultu. Zaledwie kilka dni temu słyszeliśmy przecież – w pierwszych czytaniach – niezwykły wręcz opis życzliwości królów perskich, którzy na wszelkie możliwe sposoby poparli idę odbudowy świątyni jerozolimskiej, a więc świątyni ludu podbitego. Jak wówczas usłyszeliśmy, to sam Bóg wzbudził dobrego ducha najpierw w sercu króla Cyrusa, a potem tę ideę kontynuował król Dariusz.

I oto dzisiaj słyszymy, że kolejny władca wrogiego państwa – tak po prostu i sam z siebie – okazuje życzliwość członkowi podbitego narodu. Zauważa bowiem smutek na twarzy swego sługi Nehemiasza i pyta o przyczynę tegoż zmartwienia. Kiedy zaś dowiedział się o niej, wówczas – tak po prostu i sam z siebie – zgodził się na to, by Nehemiasz udał się do rodzinnej Judei i odnowił groby swoich przodków.

Naprawdę, nie musiał się na to godzić – ani na wyjazd Nehemiasza, ani na to, by nadzorca lasu królewskiego dał drzewa do sporządzenia bram twierdzy przy świątyni, bram muru miejskiego i domu, do którego Nehemiasz mógłby się na ten czas wprowadzić. Nie musiał się król godzić na to wszystko, ale się zgodził.

A my – tak, jak w przypadku tamtych wcześniejszych historii – pewnie zapytamy, dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest podobna do tej, jakiej udzieliliśmy w odniesieniu do tamtych sytuacji, a dzisiaj wyrażona została ona w ostatnim zdaniu pierwszego czytania. Brzmi ono: I król mi zezwolił, gdyż łaskawa ręka Boga mojego czuwała nade mną.

Moi Drodzy, zobaczmy: kiedy Nehemiasz niezmiennie i szczerz ufał swemu Bogu, wówczas nawet te wszystkie zewnętrzne, bardzo niekorzystne okoliczności, w jakich się znalazł, nie były w stanie całkowicie zniweczyć jego dobrych pragnień, zamierzeń i działań, związanych z kultem okazywanym Bogu, ale i z zachowaniem pamięci o swoich przodkach. Ponownie bowiem okazało się, że kiedy ludzie tak bardzo gorąco i szczerze ufają swemu Bogu i Jemu powierzają swoje troski i zmartwienia, to żadne niekorzystne okoliczności nie będą w stanie ostatecznie im zaszkodzić, zniszczyć, czy zniweczyć ich dobrych pragnień.

Bo tam, gdzie nastanie kres ich ludzkich możliwości – tam otworzy się bezmiar Bożych możliwości. A Bóg jest w stanie uczynić naprawdę wszystko! Nawet poruszyć serce wroga, by je pozytywnie „ustawić” i nakierować na dobro, okazywane temuż człowiekowi. Właśnie temu, który Bogu zaufał, a nie przestraszył się zewnętrznych trudów i przeszkód.

Ale też – który nie uległ tym trudnościom i przeszkodom, które w nim samym blokują drogę do Boga i do pełnego zaufania w Jego wszechmoc. Przed takimi właśnie przeszkodami przestrzega nas dzisiejsza Ewangelia.

Oto ci, których Jezus zaprasza, by poszli za Nim, zasadniczo są „za”, czyli gotowi są pójść za Nim, ale… nie od razu. Nie wiemy, kim oni byli, z kim to dzisiaj Jezus rozmawiał, nie znamy ich imion ani żadnych „personaliów”, dlatego możemy zobaczyć w nich wszystkich ludzi, których Pan zaprasza do współpracy ze sobą, a którzy zawsze znajdą jakiś wykręt, żeby zrobić to później… Możemy w nich zobaczyć także siebie samych…

I tak oto pierwszy z nich mówi dziś do Jezusa: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. W odpowiedzi słyszy: Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. A zatem, od razu otrzymał wiadomość, że jeśli pójdzie, to musi się liczyć z tym, że będzie tułaczem, że nie może nastawiać się na jakieś komfortowe i wygodne życie.

Nie wiemy, jak na to zareagował, ale zestawienie jego wypowiedzi z wypowiedziami pozostałych rozmówców, których reakcje akurat znamy, pozwalają nam przypuszczać, że pewnie się mocno zawahał w tym swoim pierwszym porywie serca – o ile w ogóle nie zrezygnował ze swego zamiaru.

Natomiast reakcje pozostałych rozmówców nie pozostawiają wątpliwości. Oto do innego [Jezus] rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”. Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”.Jeszcze inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”. Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.

W sumie, to nie wiemy, czy ostatecznie poszli za Jezusem, czy nie, ale nawet nie to jest dzisiaj najważniejsze. Bo w tym pouczeniu, które Jezus dzisiaj do nas kieruje w swoim Słowie, naprawdę nie chodzi o to, by rozliczać tych lub tamtych z ich zachowania, z ich gorliwości, czy jej braku. Zresztą – raz jeszcze to podkreślmy – nawet nie znamy imion tych ludzi, zatem kogo mielibyśmy rozliczać?…

Jezus natomiast wyczula nas na sprawę wewnętrznego nastawienia naszego serca na wezwanie Boże. Na każde wezwanie, na każde zaproszenie do współpracy. Okazuje się bowiem, że bardzo często w realizacji tego zaproszenia, swoistą przeszkodą jest owo: „później”, „nie teraz”, „nie dzisiaj”, „jak się uporam z innymi problemami”… I na tym najwięcej tracimy, bo tracimy zapał i czas. A to właśnie tego potrzeba: jednego i drugiego. A wówczas Pan sam dopełni reszty, pomoże, poprowadzi… I wiele przeszkód z drogi usunie – także tych, których źródłem są inne ludzkie serca. Przekonuje nas o tym dzisiejsze pierwsze czytanie.

O ile tylko przeszkodą nie jest moje własne serce – zalęknione, albo nieufne, albo rozleniwione – to inne przeszkody Bóg z mojej drogi usunie. Ale tę jedną, zasadniczą, jaka kryje się w moim własnym sercu – muszę pokonać sam. Oczywiście, także z Bożą pomocą, ale ja sam. To musi być moje dzieło, mój wysiłek, moja decyzja. Bo Boże dzieła i Boże wezwania – o ile mają być podjęte i wypełnione – muszą być podjęte i wypełnione natychmiast, nie później…

Właśnie owo „później” jest jedną z największych przeszkód na drodze ich realizacji. Dlatego w tych sprawach to słowo najlepiej byłoby w ogóle wyłączyć z naszego słownika. Jeżeli Pan mówi: Pójdź za Mną! – to ja ruszam już dzisiaj, już teraz, a nie później, bo…. coś tam… bo muszę zrobić to, czy tamto, albo kiedyś tam przyjdzie lepszy czas. Nie przyjdzie! Najlepszy czas jest teraz, czyli w tym momencie, w którym Pan mnie wzywa i zaprasza. Jeżeli boweim wzywa i zaprasza, to na pewno też pomoże…

Tak, jak pomagał w niezwykłym dziele, do jakiego zaprosił Patrona dnia dzisiejszego, Świętego Franciszka. Co o nim wiemy?

Przyszedł na świat w 1182 roku w Asyżu, w środkowych Włoszech, jako Jan Bernardone. Urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej. Jego rodzice pragnęli widzieć go w stanie szlacheckim, nie przeszkadzali mu więc w marzeniach o rycerstwie. Nie szczędzili pieniędzy na wystawne i kosztowne uczty, organizowane przez niego dla towarzyszy i rówieśników.

Jako młody człowiek, Franciszek odznaczał się wrażliwością, lubił poezję, muzykę. Ubierał się dość ekstrawagancko. Został okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. W 1202 roku, wziął udział w wojnie między Asyżem a Perugią. Przygoda ta zakończyła się dla niego niepowodzeniem i niewolą. Podczas rocznego pobytu w więzieniu Franciszek osłabł i popadł w długą chorobę. W roku 1205 uzyskał ostrogi rycerskie i udał się na wojnę, toczoną przez Fryderyka II z Papieżem.

W tym czasie Bóg zaczął działać w życiu Franciszka. We śnie usłyszał on wezwanie Boga, po którym powrócił do Asyżu. Zamienić swoje bogate ubranie z żebrakiem i sam zaczął prosić przechodzących o jałmużnę. To doświadczenie nie pozwoliło mu już dłużej trwać w zgiełku miasta. Oddał się modlitwie i pokucie. Kolejne doświadczenia utwierdziły go w tym, że wybrał dobrą drogę.

Pewnego dnia w kościele Świętego Damiana usłyszał głos: „Franciszku, napraw mój Kościół”. Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni. Aby uzyskać potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec zareagował na to wydziedziczeniem syna. Pragnąc nadać temu charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów, rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Otóż, po decyzji ojca o wydziedziczeniu, Franciszek zdjął z siebie ubranie, które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył mu je u stóp mówiąc: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem.”

Po tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem kościołów. Zapragnął żyć według Ewangelii i głosić nawrócenie i pokutę. Z czasem jego dotychczasowi towarzysze zabaw poszli za nim. W dniu 24 lutego 1208 roku, podczas czytania Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski… Wtedy uznał, że odnalazł swoją drogę życia. Zrozumiał bowiem, że chodziło o budowę trudniejszą, bo o odnowę Kościoła, targanego wewnętrznymi niepokojami i herezjami.

Nie chcąc zostać uznanym za twórcę kolejnej grupy heretyków, Franciszek spisał swoje propozycje życia ubogiego według rad Ewangelii i w 1209 roku wraz ze swymi braćmi udał się do Rzymu. Papież Innocenty III zatwierdził jego regułę. Odtąd Franciszek i jego bracia nazywani byli braćmi mniejszymi. Wrócili do Asyżu i osiedli przy kościele Matki Bożej Anielskiej, który stał się kolebką Zakonu.

Promowany przez Franciszka ideał życia przyjmowały również kobiety. Już dwa lata później, dzięki Świętej Klarze, która była wierną towarzyszką duchową Świętego Franciszka, powstał Zakon Ubogich Pań – klarysek. Franciszek wędrował od miasta do miasta i wzywał do pokuty. Wielu ludzi pragnęło naśladować jego sposób życia. Dali oni początek wielkiej rzeszy braci i sióstr Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, tak zwanemu tercjarstwu, utworzonemu w 1211 roku.

W tym też roku wybrał się do Syrii, ale tam niestety nie dotarł i wrócił do Włoch. Uczestniczył w Soborze Laterańskim IV. W 1217 roku zamierzał udać się do Francji, lecz został zmuszony do pozostania we Włoszech. Z myślą o ewangelizacji pogan wybrał się na Wschód. W 1219 roku, wraz z krzyżowcami dotarł do Egiptu i tam spotkał się z sułtanem Melek–el–Kamelem, wobec którego świadczył o Chrystusie! Sułtan – ku zaskoczeniu wszystkich, a szczególnie jego własnego wojska i dworu – zezwolił mu bezpiecznie opuścić obóz muzułmański i dał mu pozwolenie na odwiedzenie miejsc uświęconych życiem Chrystusa w Palestynie, która była wtedy pod panowaniem muzułmańskich Arabów.

Franciszek wrócił do Italii. Na Boże Narodzenie 1223 roku przygotował małą religijną inscenizację. Otóż, w żłobie, przy którym stał wół i osioł, położył małe dziecko na sianie, po czym odczytał fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię. Inscenizacją owego „żywego obrazu” zapoczątkował tradycję budowania „żłóbków”, przedstawiania „jasełek”, a także – zapoczątkował teatr nowożytny w Europie.

14 września 1224 roku, w Alverni, podczas czterdziestodniowego postu przed uroczystością Świętego Michała Archanioła, Chrystus objawił się Franciszkowi i obdarzył go łaską stygmatów – śladów swojej Męki. W ten sposób Franciszek, na dwa lata przed swą śmiercią, został pierwszym w historii Kościoła stygmatykiem.

Ale poza tym wszystkim, trzeba dodać, że Franciszek szczerze aprobował świat i stworzenie, obdarzony też był niewiarygodnym osobistym wdziękiem. Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i artystyczne średniowiecza. Jednak trudy apostolstwa, surowa pokuta, długie noce czuwania na modlitwie wyczerpały jego siły. Zachorował na oczy.

Próby leczenia nie przynosiły skutku. Zmarł 3 października 1226 roku, o zachodzie słońca, w kościele Matki Bożej Anielskiej w Asyżu. Kiedy umierał, kazał zwlec z siebie odzienie i położyć na ziemi. Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Odszedł, mając czterdzieści pięć lat. W dwa lata później uroczyście kanonizował go Papież Grzegorz IX.

Święty Franciszek z Asyżu pozostawił po sobie wiele pism, między innymi taką oto przepiękną modlitwę: „O Panie, uczyń z nas narzędzia swego pokoju, abyśmy siali miłość, tam gdzie panuje nienawiść; wybaczenie, tam gdzie panuje krzywda; jedność, tam gdzie panuje zwątpienie; nadzieję, tam gdzie panuje rozpacz; światło, tam gdzie panuje mrok; radość, tam gdzie panuje smutek. Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać; nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć; nie tyle szukać miłości, co kochać. Albowiem dając – otrzymujemy; wybaczając – zyskujemy przebaczenie a umierając – rodzimy się do wiecznego życia…”.

Tak modlił się dzisiejszy nasz Patron, niezwykły Święty, Franciszek z Asyżu. Wsłuchani w tę jego modlitwę, wpatrzeni w przykład jego świętego życia i ubogaceni darem Bożego słowa dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, jak to jest z tym naszym odpowiadaniem na Boże zaproszenia do współpracy?… Czy dokonuje się ono natychmiast?…

6 komentarzy

  • W Nowosybirsku służą ojcowie franciszkanie (OFM) rosjanin ksiądz Witalij (proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP) i włoch ksiądz Corrado (dyrektor katolickiej szkoły podstawowej)
    O troskliwym stosunku do Bożych stworzeń.
    W domu mojej siostrzenicy Barbary (10 lat) widziałem ślimaki. Zapytałam: dlaczego ich potrzebujesz? Zjesz je? Dziecko odpowiedziało mi: ślimaków nie można jeść, ponieważ żyją .
    Ponadto uderzyło mnie, jak delikatnie Barbarzyńca bierze je w ręce i starannie je rozważa. Następnie puszcza do domu (w pudełku z karmą)

  • Chcę opowiedzieć o moim współdziałaniu ze stworzeniami Boga (kotkami). Jak już pisałam jestem opiekunka kotów.
    1. Bóg nie pozwolił mi popełnić grzechu marnotrawnego. Kiedy chciałam to zrobić, Mistyk głośno zamęczał. Rozkojarzyłam się na niego, że się przygniata, bo jest już noc, a on chciał się pomęczyć. Po tym wszystkim myśli o grzechu nie przeszkadzały mi już
    W ten sposób Bóg poprzez kota dał mi do zrozumienia, że wszystko widzi i jest niezadowolony z moich intencji.
    2. Gabi zaczęła rzygać jedzeniem. Kawałki nie zostały strawione w jej żołądku. Potem postanowiłem kupić jej pasztety (są miękkie, łatwiej je strawić). Gabi przestała rzygać, jeść pasztety z przyjemnością.

    Ksiądz Jacek, Anna, w waszych domach i parafiach mieszkają koty? Powiedz coś o nich.

    • Myślę, że nie musimy tu, na blogu, pisać o rzyganiu przez kota. To naprawdę nie jest interesujące. A poza tym… No, właśnie. Myślę, że nie muszę nic dodawać.
      Przesadą jest także uważać, że Bóg mówi przez zachowanie kota. Proszę tak nie traktować Pana Boga!
      Odpowiadam na pytanie: nie, nie mam kota w domu.
      xJacek

    • Elena, należę do osób, które uważają, że w mieście nie ma dobrych warunków do takich zwierząt jak pies i kot. To wcale nie znaczy, że nie lubię tych zwierząt. Wychowałam się na wsi, więc wówczas w naszym gospodarstwie był pies i były koty, bo były pożyteczne. Tyle w temacie.

      • Anna,jestem też za odpowiedzialną postawę do zwierząt.
        Jak powiedział Mały Książę w rozmowie z lisem, jesteś odpowiedzialny za tych, których oswoiłeś.”
        Jeśli nie ma warunków mieszkaniowych, wolnego czasu (na przykład na spacery z psem lub opiekę nad nowonarodzonymi kociętami / szczeniakami) lub finansów (nie wiem jak w Polsce, ale w Rosji kliniki weterynaryjne są płatne i nie są tanie), lepiej nie mieć zwierząt.
        To lepsze niż oddanie do schroniska dla zwierząt lub wyrzucenie z domu jako śmieci.
        Schroniska są przepełnione i NIE są finansowane przez rząd. Istnieją na darowizny od dobroczyńców.

        • Tak, trzeba odpowiedzialności w podejściu do zwierząt. I – podobnie, jak Anna – uważam, że miasto to nie przestrzeń dla zwierząt. A już tym bardziej – małe mieszkanie w bloku…
          xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.